Ukłucie w ramieniu to jedno z ostatnich szczegółów, jakie zapamiętał. Miał już się wydrzeć, że nienawidzi igieł, ale poczuł, że nie ma sił do wykonania tak prostej, a zarazem trudnej dla niego czynności. Ręce oplatające całe jego ciało stały się tak ciężkie, że upadł na kolana. Widok zaszedł mu mgłą przed oczyma, więc twarze patrzące na niego ze skupieniem stały się jedynie kremowymi oraz brązowymi plamami, szybko jednak zamknął oczy. Częściowo dlatego, że światło lamp oślepiło go, a częściowo, bo utracił przytomność. Ciche przekleństwo było jego ostatnim słowem ( i tutaj pojawia się pytanie - jakim cudem wcześniej nie mógł mówić, a w momencie, gdy mdlał wypowiedział to jedno, pojedyncze słowo? ).
Obudził się ponownie podpięty do maszyn, tym razem słyszał jednak także huczenie. Co to mogło być? Głuche huki wydawały się dobiegać to z oddali, to z wnętrza jego ciała, tak jak z resztą reszta dźwięków, jakie słyszał - ciche szumienie, nerwowy oddech, zapewne swój, szelest poście. Gdy otworzył oczy, natychmiast tego pożałował, gdyż wokół panowała taka jasność, iż miał wrażenie, że go oślepiła. W tym samym momencie zawroty głowy, z których zdał sobie sprawę dopiero sekundę temu, znikły, a wszystkie dźwięki przez niego słyszane ustabilizowały się. I wtedy pojął, że owe huczenie było rytmicznym pulsowaniem w jego skroniach, a szum gotującą się w okolicach jego uszu krwią. Ponownie rozsunął powieki, tym razem odebrał jednak wszystko łagodnie. A przynajmniej bardziej od wcześniejszego razu. Ujrzał znany już sobie widok - biel pościeli, ścian oraz parę maszyn obok siebie oraz za sobą. Boże, czy to jest sen? Jeśli tak, to dosyć kiepski. Próbował się wyprostować, ale wszystkie jego mięśnie były zdrętwiałe i niezdatne do wykonania jakiegokolwiek ruchu, chociażby otwarcia ust, czy poruszenia palcem. Co mu było? Albo inaczej - co mu zrobili? Pamiętał wczorajszą ( a może i nie wczorajszą? ) noc jak przez mgłę. Jakby niemalże przezroczysta zasłona oddzielała go od dokładnych wspomnień. Był ogromnie wkurzony, miał ochotę pozabijać wszystkich wokół. Teraz, gdy o tym myślał, zdziwił się. Nigdy tak się nie zdenerwował. A żart Rue nie powinien tak na niego działać. Co prawda mógł się rozzłościć ale żeby aż rzucić się na pierwszą lepszą osobę? Tak, pamiętał to doskonale - skoczył na Toniego z zamiarem pobicia go na śmierć. Ale co go powstrzymało? Tego nie był pewien, pamiętał jednak uścisk na ramionach, klatce piersiowej oraz plecach. A więc ktoś go odciągał. Rue? Nie, jej nigdzie nie było. Zaraz... Rue, gdzie ona jest?! Próbował odwrócić głowę w prawo, gdzie powinno znajdować się jej łóżko, ale nic z tego. Zamiast jej ujrzał przed sobą nieznajomą sobie kobietę w białym fartuchu, trzymającą w ręce teczce. Pierwsze, co pomyślał to to, iż trzyma akt zgonu. Ale dlaczego ona miałaby umrzeć? Chciał się o coś spytać, ale nie mógł. Więc patrzył przestraszonym wzrokiem na nią, nie wiedząc co mu zrobili, gdzie jest Rue ( o ile nie było jej w pomieszczeniu ) oraz jakie zamiary co od niego ma ta pani.
- Jestem doktorem i psychologiem tego szpitala. Podano ci środek obezwładniający, przez to nie możesz się ruszyć. Teraz podam ci coś, co odwróci jego działanie - czy ona cały czas nad nim stałą i sprawdzała, czy czasem się nie obudził? Porąbana. Miał ochotę pokazać jej środkowy palec, ale po pierwsze zdążył już ochłonąć, a po drugie, to do cholery, nie mógł wykonać żadnego ruchu. Poczuł ukłucie w ramieniu i zorientował się, że ta babka o czarnych jak noc oczach wbija mu igłę w skórę. Myślał, że ponownie odleci. Nienawidził widoku igieł, zwłaszcza tych, które w nim tkwiły. Chwilę później poczuł, że może poruszać palcami. Potem mógł przekręcić głowę i poruszyć ustami. Przekrzywił szyję w taki sposób, by móc ujrzeć... Rue na jej łóżku! Chyba spała, ale nie był tego pewien. Miał ochotę się odezwać i coś do niej powiedzieć, ale jedynie co zyskał, to chaotyczne ruchy ustami oraz całą głową.
- Uspokój się, ona tylko śpi. Zastrzyk nie działa tak szybko - powiedziała lekarka niby ze znudzeniem. - Podczas gdy ty spałeś, wykonaliśmy na tobie parę testów i wszystko wygląda na to, że jesteś zdrowy - spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. - No, nie licząc postrzału, rzecz jasna. Jeszcze porozmawiam z tobą i wystawię diagnozę, ale prawdopodobnie to wszystko wina hormonów. Pamiętasz, co wczoraj się stało? W nocy? - spytała się. Skinął głową. Ponownie próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła wydobył się tylko cichy warkot. " Jak ze starego złomu", pomyślał. I w tej samej chwili usłyszał szuranie pościeli - Rue się obudziła. Posłał jej pytające spojrzenie. Nie wiedział, jak się wytłumaczyć ze swojego zachowania. Podjął kolejną próbę wypowiedzenia się i tym razem, o dziwo, udało mu się to.
- Chyba oszalałem - stwierdził ochryple, zacinając się przy ostatnim słowie i cicho się zaśmiał. Niezbyt wiedział, co było w tym takiego śmiesznego. Zdaniem tej baby to wina hormonów, ale czy serio mógł tak jeden, jedyny raz zwariować i atakować ludzi, wrzeszcząc na każdego?
Obudził się ponownie podpięty do maszyn, tym razem słyszał jednak także huczenie. Co to mogło być? Głuche huki wydawały się dobiegać to z oddali, to z wnętrza jego ciała, tak jak z resztą reszta dźwięków, jakie słyszał - ciche szumienie, nerwowy oddech, zapewne swój, szelest poście. Gdy otworzył oczy, natychmiast tego pożałował, gdyż wokół panowała taka jasność, iż miał wrażenie, że go oślepiła. W tym samym momencie zawroty głowy, z których zdał sobie sprawę dopiero sekundę temu, znikły, a wszystkie dźwięki przez niego słyszane ustabilizowały się. I wtedy pojął, że owe huczenie było rytmicznym pulsowaniem w jego skroniach, a szum gotującą się w okolicach jego uszu krwią. Ponownie rozsunął powieki, tym razem odebrał jednak wszystko łagodnie. A przynajmniej bardziej od wcześniejszego razu. Ujrzał znany już sobie widok - biel pościeli, ścian oraz parę maszyn obok siebie oraz za sobą. Boże, czy to jest sen? Jeśli tak, to dosyć kiepski. Próbował się wyprostować, ale wszystkie jego mięśnie były zdrętwiałe i niezdatne do wykonania jakiegokolwiek ruchu, chociażby otwarcia ust, czy poruszenia palcem. Co mu było? Albo inaczej - co mu zrobili? Pamiętał wczorajszą ( a może i nie wczorajszą? ) noc jak przez mgłę. Jakby niemalże przezroczysta zasłona oddzielała go od dokładnych wspomnień. Był ogromnie wkurzony, miał ochotę pozabijać wszystkich wokół. Teraz, gdy o tym myślał, zdziwił się. Nigdy tak się nie zdenerwował. A żart Rue nie powinien tak na niego działać. Co prawda mógł się rozzłościć ale żeby aż rzucić się na pierwszą lepszą osobę? Tak, pamiętał to doskonale - skoczył na Toniego z zamiarem pobicia go na śmierć. Ale co go powstrzymało? Tego nie był pewien, pamiętał jednak uścisk na ramionach, klatce piersiowej oraz plecach. A więc ktoś go odciągał. Rue? Nie, jej nigdzie nie było. Zaraz... Rue, gdzie ona jest?! Próbował odwrócić głowę w prawo, gdzie powinno znajdować się jej łóżko, ale nic z tego. Zamiast jej ujrzał przed sobą nieznajomą sobie kobietę w białym fartuchu, trzymającą w ręce teczce. Pierwsze, co pomyślał to to, iż trzyma akt zgonu. Ale dlaczego ona miałaby umrzeć? Chciał się o coś spytać, ale nie mógł. Więc patrzył przestraszonym wzrokiem na nią, nie wiedząc co mu zrobili, gdzie jest Rue ( o ile nie było jej w pomieszczeniu ) oraz jakie zamiary co od niego ma ta pani.
- Jestem doktorem i psychologiem tego szpitala. Podano ci środek obezwładniający, przez to nie możesz się ruszyć. Teraz podam ci coś, co odwróci jego działanie - czy ona cały czas nad nim stałą i sprawdzała, czy czasem się nie obudził? Porąbana. Miał ochotę pokazać jej środkowy palec, ale po pierwsze zdążył już ochłonąć, a po drugie, to do cholery, nie mógł wykonać żadnego ruchu. Poczuł ukłucie w ramieniu i zorientował się, że ta babka o czarnych jak noc oczach wbija mu igłę w skórę. Myślał, że ponownie odleci. Nienawidził widoku igieł, zwłaszcza tych, które w nim tkwiły. Chwilę później poczuł, że może poruszać palcami. Potem mógł przekręcić głowę i poruszyć ustami. Przekrzywił szyję w taki sposób, by móc ujrzeć... Rue na jej łóżku! Chyba spała, ale nie był tego pewien. Miał ochotę się odezwać i coś do niej powiedzieć, ale jedynie co zyskał, to chaotyczne ruchy ustami oraz całą głową.
- Uspokój się, ona tylko śpi. Zastrzyk nie działa tak szybko - powiedziała lekarka niby ze znudzeniem. - Podczas gdy ty spałeś, wykonaliśmy na tobie parę testów i wszystko wygląda na to, że jesteś zdrowy - spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. - No, nie licząc postrzału, rzecz jasna. Jeszcze porozmawiam z tobą i wystawię diagnozę, ale prawdopodobnie to wszystko wina hormonów. Pamiętasz, co wczoraj się stało? W nocy? - spytała się. Skinął głową. Ponownie próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła wydobył się tylko cichy warkot. " Jak ze starego złomu", pomyślał. I w tej samej chwili usłyszał szuranie pościeli - Rue się obudziła. Posłał jej pytające spojrzenie. Nie wiedział, jak się wytłumaczyć ze swojego zachowania. Podjął kolejną próbę wypowiedzenia się i tym razem, o dziwo, udało mu się to.
- Chyba oszalałem - stwierdził ochryple, zacinając się przy ostatnim słowie i cicho się zaśmiał. Niezbyt wiedział, co było w tym takiego śmiesznego. Zdaniem tej baby to wina hormonów, ale czy serio mógł tak jeden, jedyny raz zwariować i atakować ludzi, wrzeszcząc na każdego?
< Rue? >