- Bo wiesz... jak byłem nastolatkiem, rodzice oddali mnie do adopcji. Szybko znalazłem kogoś, kto by mnie chciał - zabrała mnie rodzina, która szukała kogoś dobrego do pracy w polu. Byłem jedynym odpowiednim, czyli odpowiednio dojrzały do takowego fachu oraz wydałem się im dość posłuszny. I guzik z tego - płosząc ich bydło, zniszczyłem ich dotychczasową pracę, czyli całe pole zboża. Postanowili mnie zamknąć, tutaj zgadłaś. Dawali po jabłku dziennie i nie wypuszczali ze stodoły. Było tam tak zimno, tam samotnie. Wiesz, jak to jest, gdy nikt cię nie zna? Gdy nikt nie wie o twoim istnieniu? Nikt nie potrafi cię zauważyć, nawet gdy głośno krzyczysz o jakąkolwiek pomoc. Mimo wszystko rozumiałem ich - najpierw zniszczyłem wszystko, z czego się wyżywiali, a potem całymi dniami darłem się w niebo głosy, by ktoś mnie stamtąd wyciągnął. Na ich miejscu pewnie coś bym sobie zrobił, ale nie. Oni nawet mnie nie uderzyli, to było bardzo szlachetne z ich strony. Jednak gdy nadarzyła się okazja, uciekłem... - tutaj zastopował swoją opowieść, by spojrzeć ze smutkiem prosto w jej oczy i sprawdzić przy okazji reakcje. Wydawała się zdumiona. Nadal utrzymując powagę, ciągnął - wiem, że to było niesłuszne, ale dzięki temu jestem tutaj teraz. Owa okazja pojawiła się gdy dostawałem swoją porcję jedzenia. Dawał mi ją mój opiekun, a ponieważ był już staruszkiem, postanowiłem to wykorzystać. Swój czyn usprawiedliwiałem tym, że nie pozostało mu już wiele życia. A więc zaczaiłem się z widłami znalezionymi gdzieś w stodole przy drzwiach, które zawsze musiał choć trochę uchylić. Gdy to zrobił i wyciągnął dłoń z jabłkiem oczekując tego, że je wezmę chwyciłem za jego nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę tak mocno, że chyba stracił przytomność uderzając głową w drzwi od budynku. Nie miałem jednak wyboru, a przynajmniej tak sądziłem. Zrozum mnie, musiałem to zrobić! - podniósł głos, ciężko oddychając, jak jakiś psychopata. - Na prawdę bym go nie zabił, na prawdę nie wbiłbym tych cholernych wideł w jego ciało, ale bałem się, że będą mnie szukać! Że ponownie zamkną w tym strasznym miejscu. A więc zatapiałem widły w jego plecach raz za razem, z coraz to większą furią. Czułem, że w ten sposób odpłacam się mu za wszystko, co mi zrobił. To było wspaniałe uczucie. Wiesz, że dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jaki przez ten cały czas tłumiłem w sobie gniew? Zgadnij, co zrobiłem z tą idiotką, jego żoną!- Zawołał jeszcze głośniej, niż mówił dotychczas, a zaraz potem ściszył swój głos, by nie wzbudzić podejrzeń ludzi w sąsiednich stolikach.
- Odciąłem widłami wszystkie jej kończyny i krwią z jej ran narysowałem laurkę! - Zaczął się histerycznie śmiać, z udawaną furią wbijając widelec w swoje jedzenie. Mimo wszystko parę osób odwróciło ku niemu wzrok, ale nie przestawał. - Potem zarżnąłem wszystkie krowy, przeniosłem się do sąsiednich domostw, by im także się odpłacić. Odpłacić za to, że nie zareagowali na moje wołania, chociaż słyszeli je dzień w dzień!
- Akuma! - od dalszego opowiadania powstrzymał go krzyk Rue. - Ty cioto, a ja zaczynałam ci już współczuć! - zawołała ze śmiechem, gdy zdążyła się już zorientować.
- Spostrzegawcza jesteś - stwierdził z udawanym podziwem, celowo ukazując sarkazm, który zawładnął całym nim. - Ale przyznaj, ciekawie było. Sam się wciągnąłem, mogłaś wysłuchać do końca! Byłoby fajnie, serio ci mówię!
- A ja ci mówię serio, że w żadne twoje słowo już ci nigdy nie uwierzę! -dalej się oburzała, jednak w końcu również się zaśmiała. - A więc, Akumo Barbarzyńco, zabijający wszystkich widłami, jak brzmi twoja prawdziwa historia? - spytała.
- Podobno masz mi już w nic nie wierzyć - zauważył, patrząc na nią z góry, ale jedno mordercze spojrzenie i już podkulił ogon. " Kobiety rządzą tym światem " - przeleciało mu przez myśl, nim się nie odezwał.
- Moja rodzina nie należy do najbogatszych, z resztą jak połowa miasta. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na takie luksusy, jak czekolada, czy coś podobnego. A poza tym, to nadal moim przysmakiem są jabłka.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz