Zaraz... czyli on na prawdę w to wierzy? Kto jest na tyle głupi i naiwny, żeby uwierzyć w taką historyjkę o okresie? No dobra, rozumiem, że to facet, ale żeby nawet tych podstawowych rzeczy nie znać? Nie powstrzymałam się i wybuchnęłam śmiechem, od którego zaczął mnie boleć brzuch, ale nie potrafiłam przestać. Ta jego niewiedza na temat miesiączki i naiwności przez którą mi uwierzył, nie pozwalały mi się uspokoić. On za to patrzył na mnie zdziwiony i jak na idiotkę, ale co zrobić, kiedy nie można się przestać śmiać? Byłam prawie z stu procentach pewna, że jeśli zaraz się nie uspokoję, zbudzę cały szpital. Ale czy to ważne?
- To umierasz czy nie? - zapytał rozgorączkowany. Próbowałam się uspokoić dobre dwie minuty. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, więc dlaczego by jeszcze się nie pobawić? Jest zabawnie! Bynajmniej dla mnie.
- Jeszcze nie - odparłam dalej z uśmiechem, ale już spokojna. - To jest drugi etap, po krwawieniu z twarzy - powiedziałam poważnie, chociaż miałam ogromną ochotę dalej się śmiać.
- Ile jest jeszcze tych etapów? - zapytał zaciekawiony. Człowieku... nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak bardzo z kogoś śmiałam.
- Potem będę płakać, narzekać, gniewać się i wszystkich wyzywać, a ostatnia rzecz to osłabienie. Jeśli się je doświadcza, to znaczy, że już się nie obudzisz rano... - nastraszyłam chłopaka. Wyglądał na na prawdę zmartwionego. W tej chwili stłumiłam całkowicie śmiech i zrobiłam smutną minę, po której wymusiłam płacz. Tak to jest, gdy miało się w cyrku zawodową płaczkę. Nauczyłam się od niej tej praktycznej rzeczy jak wymuszanie u siebie prawdziwego płaczu.
- O matko! Ty płaczesz! - powiedział zdołowany, nie wiedział co robić. Ja za to świetnie się bawiłam. - A krew z nosa ci dalej leci! - dodał. Przyłożyłam dłoń do nosa i rzeczywiście czułam ciepłą ciecz, a kiedy spojrzałam na palce, zauważyłam czerwoną krew. Skąd ona się wzięła? Ale to nie ważne. Bynajmniej mi uwierzył.
- To tak jest... - chlipnęłam, po czym zmarszczyłam brwi. - Ale ty się strasznie czepiasz! - fuknęłam rzucając się na łóżko.
- Etap złości... - powiedział bardziej sam do siebie. Musiałam się odwrócić do niego plecami, aby na jego oczach nie wybuchnąć śmiechem. Jedynie się uśmiechnęłam i udałam obrażoną. - Ej no... - rzucił we mnie poduszką, a ja się nie ruszyłam. - Odwróć się do mnie - powiedział. Słyszałam jak wstaje z łóżka i idzie w moją stronę. - Słyszysz mnie?! - krzyknął. Przestałam się ruszać i zamknęłam oczy. - Ej no! Nie umieraj mi to! - krzyknął tak żałobnie, że nie powstrzymałam się i wybuchnęłam śmiechem, kiedy stał przed moim łóżkiem. - Z czego się śmiejesz?! - zapytał zdziwiony.
- Ty serio mi uwierzyłeś?! - zapytałam, a on speszony pokiwał twierdząco głową. - Ale idiota! - zaśmiałam się śmiejąc. - Ja żartowałam! - powiedziałam na koniec, a on przez parę sekundę nie zmieniał wyrazu twarzy, jakby musiał to sobie wszystko przetrawić. Dopiero po jakimś czasie zmarszczył czoło i spojrzał na mnie tak morderczym wzrokiem, że gdyby mógł, to jestem pewna, że zabiłby mnie nim.
- Że co?! - wręcz krzyknął, a ja usiadłam na łóżku.
- No to. Okres tak nie przebiega, nie umieramy od niego! - walnęłam się ręką w czoło dalej się śmiejąc z jego głupoty.
- Ty... - najwidoczniej nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa, aby mnie wyzwać, dlatego złapał mnie za szyję jakbym chciał mnie udusić, a w rzeczywistości znowu zaczął czochrać mnie po włosach.
- Ej! Bo znowu będziesz robić mi warkocza!
- Nie będę! - powiedział stanowczo nie przerywając czynności. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy drzwi do naszej sali się otworzyły. Stał w nich zdziwiony Tony.
- Co tu się wyrabia? - zapytał oskarżycielskim tonem, jakby nie wiadomo co sobie wyobrażał.
- Ej, może Tony cię czegoś nauczy, na temat okresu? - zaproponowałam, po czym skierowałam się w stronę lekarza. - Akuma myślał, że umieramy od tego! - zaśmiałam się.
- Bo tak powiedziałaś! - krzyknął mierząc mnie morderczym wzrokiem.
- Nie musiałeś mi wierzyć ty psychopatyczny rolniku! - zaśmiałam się przypominając sobie wersję o jego życiu, jaką mi kiedyś wcisnął.
- Ugh... - wrócił na swoje łóżko.
- To umierasz czy nie? - zapytał rozgorączkowany. Próbowałam się uspokoić dobre dwie minuty. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, więc dlaczego by jeszcze się nie pobawić? Jest zabawnie! Bynajmniej dla mnie.
- Jeszcze nie - odparłam dalej z uśmiechem, ale już spokojna. - To jest drugi etap, po krwawieniu z twarzy - powiedziałam poważnie, chociaż miałam ogromną ochotę dalej się śmiać.
- Ile jest jeszcze tych etapów? - zapytał zaciekawiony. Człowieku... nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak bardzo z kogoś śmiałam.
- Potem będę płakać, narzekać, gniewać się i wszystkich wyzywać, a ostatnia rzecz to osłabienie. Jeśli się je doświadcza, to znaczy, że już się nie obudzisz rano... - nastraszyłam chłopaka. Wyglądał na na prawdę zmartwionego. W tej chwili stłumiłam całkowicie śmiech i zrobiłam smutną minę, po której wymusiłam płacz. Tak to jest, gdy miało się w cyrku zawodową płaczkę. Nauczyłam się od niej tej praktycznej rzeczy jak wymuszanie u siebie prawdziwego płaczu.
- O matko! Ty płaczesz! - powiedział zdołowany, nie wiedział co robić. Ja za to świetnie się bawiłam. - A krew z nosa ci dalej leci! - dodał. Przyłożyłam dłoń do nosa i rzeczywiście czułam ciepłą ciecz, a kiedy spojrzałam na palce, zauważyłam czerwoną krew. Skąd ona się wzięła? Ale to nie ważne. Bynajmniej mi uwierzył.
- To tak jest... - chlipnęłam, po czym zmarszczyłam brwi. - Ale ty się strasznie czepiasz! - fuknęłam rzucając się na łóżko.
- Etap złości... - powiedział bardziej sam do siebie. Musiałam się odwrócić do niego plecami, aby na jego oczach nie wybuchnąć śmiechem. Jedynie się uśmiechnęłam i udałam obrażoną. - Ej no... - rzucił we mnie poduszką, a ja się nie ruszyłam. - Odwróć się do mnie - powiedział. Słyszałam jak wstaje z łóżka i idzie w moją stronę. - Słyszysz mnie?! - krzyknął. Przestałam się ruszać i zamknęłam oczy. - Ej no! Nie umieraj mi to! - krzyknął tak żałobnie, że nie powstrzymałam się i wybuchnęłam śmiechem, kiedy stał przed moim łóżkiem. - Z czego się śmiejesz?! - zapytał zdziwiony.
- Ty serio mi uwierzyłeś?! - zapytałam, a on speszony pokiwał twierdząco głową. - Ale idiota! - zaśmiałam się śmiejąc. - Ja żartowałam! - powiedziałam na koniec, a on przez parę sekundę nie zmieniał wyrazu twarzy, jakby musiał to sobie wszystko przetrawić. Dopiero po jakimś czasie zmarszczył czoło i spojrzał na mnie tak morderczym wzrokiem, że gdyby mógł, to jestem pewna, że zabiłby mnie nim.
- Że co?! - wręcz krzyknął, a ja usiadłam na łóżku.
- No to. Okres tak nie przebiega, nie umieramy od niego! - walnęłam się ręką w czoło dalej się śmiejąc z jego głupoty.
- Ty... - najwidoczniej nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa, aby mnie wyzwać, dlatego złapał mnie za szyję jakbym chciał mnie udusić, a w rzeczywistości znowu zaczął czochrać mnie po włosach.
- Ej! Bo znowu będziesz robić mi warkocza!
- Nie będę! - powiedział stanowczo nie przerywając czynności. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy drzwi do naszej sali się otworzyły. Stał w nich zdziwiony Tony.
- Co tu się wyrabia? - zapytał oskarżycielskim tonem, jakby nie wiadomo co sobie wyobrażał.
- Ej, może Tony cię czegoś nauczy, na temat okresu? - zaproponowałam, po czym skierowałam się w stronę lekarza. - Akuma myślał, że umieramy od tego! - zaśmiałam się.
- Bo tak powiedziałaś! - krzyknął mierząc mnie morderczym wzrokiem.
- Nie musiałeś mi wierzyć ty psychopatyczny rolniku! - zaśmiałam się przypominając sobie wersję o jego życiu, jaką mi kiedyś wcisnął.
- Ugh... - wrócił na swoje łóżko.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz