- Przecież ci wierzę - oznajmił łagodnie, jednak mimo wszystko jego zapewnienie zabrzmiało, jakby sobie z niej drwił lub cała ta sprawa, choć ledwie tknięta, już go nudziła. Może to przez to "przecież"? Sam nie wiedział, ale zaciśnięcie pięści przez Rue odebrał jako zły sygnał. - Mówię serio. Niby dlaczego miałbym ci nie wierzyć? Wiem, że mogę tobie ufać, już wiele razy się o tym przekonałem. Możesz być pewna, że ci wierzę - starał się ją uspokoić. Słyszał jej nerwowy oddech, jednak ku jego uldze podniosła w końcu głowę ze stolika.
- Dzięki - uśmiechnęła się jednak Akuma miał wrażenie, że w rzeczywistości ma ochotę uciec jak najdalej od rzeczywistości. Wiedział, że jej obawy są słuszne - jeśli rzeczywiście sprawy wyglądają tak poważnie, jak je przedstawiła, faktycznie grozi jej niebezpieczeństwo.
- Poza tym nie możesz mieć pewności, że on cię zabije. Nawet jeśli miałby takie zamiary, już poradziliśmy sobie z groźniejszymi, niż on. I to w dodatku z grupą ludzi, a nie z jedną, samotną jednostką - bo jest sam, prawda?
- Och...- westchnęła, jakby ciężar sprawy zaczynał powoli ją przygniatać do ziemi. -Zwykle tak było, ale jeśli już miał wspólników, to nie na długo. Z nim nie da się pracować, po prostu nikt z nim nie wytrzyma. Traktuje innych gorzej od siebie, chociaż dobrze wie, że nawet nie dorasta im do pięt - zaczęła, a raczej już skończyła, bo choć na moment otwarła usta, szybko je zamknęła, jakby obawiała się, że owy Tobias może być gdzieś w pobliżu i wszystko słyszeć. Chłopak zaczął wszystko dokładnie analizować. Powiedziała, że trudno z nim wytrzymać Jednak jeśli miałby wspólników, z którymi dużo by nie przebywał, mógłby zyskać chociażby dodatkowe pary uszów, a to już bardzo wiele. Nie mają pewności, czy właśnie ktoś wynajęty ich nie śledzi. Z resztą - jak inaczej mógł się dowiedzieć gdzie jest Rue? Wychodząc na długo na miasto, czy gdziekolwiek indziej by nie szukał, naraziłby się zbytnio na interwencję policji. Rozpoznano by go, bo przecież ktoś musiał znać jego twarz. Zdał sobie sprawę, jak beznadziejnie wyglądała sytuacja. Musiał mieć kogoś w zanadrzu. Kogoś, kto mówiłby mu, gdzie i kiedy może się znajdować Rue. I z kim. Ostatnio przecież dużo spędzał z nią czasu. Ale jeśli jego zjawienie się było planowane od dłuższego czasu? Wtedy sprawy mają się całkiem inaczej. Jednak na samą myśl, że jest w niebezpieczeństwie, poczuł silny niepokój. Już parę razy ryzykował swoje zdrowie, a może i nawet życie. W tej chwili poczuł się okropnie - myśli o tym, co spotka jego, podczas gdy to Rue jest w prawdziwym niebezpieczeństwie. To o nią powinien się teraz martwić, a nie o siebie.
- Wróćmy do jakiegoś odrębnego miejsca. On może mieć ludzi, którzy obserwowaliby nas non stop. Potrzebujemy czegoś bardzo głośnego tak, by nikt nas nie usłyszał oraz na tyle osamotnionego, by nikogo nie było w pobliżu. Oraz, byśmy mogli mieć pewność, że tak jest. Masz jakiś pomysł?- spytał z nadzieją, że wkrótce na coś wpadną. Wiodąc wzrokiem po twarzach wszystkich zgromadzonych ludzi w kawiarni, przeszedł go dreszcz. Być może nawet osoba siedząca stolik za nimi mogła ich bacznie obserwować, by potem wszystko, co istotne \, opowiedzieć swojemu szefowi. Nagle go olśniło. Chociaż wiedział, że to głupie, to jednak najmniej prawdopodobne, by ktoś wpadł, że znajdą się akurat tam. No, chyba, że by ich śledzono.
- Mam taki pomysł - pójdziemy z powrotem do cyrku. Poczekamy do nocy. O równej trzeciej wyjdziesz z potrzebnymi rzeczami i pójdziesz do łaźni. Będziesz na mnie czekać. Ja przyjdę po połowie godziny, by nie wzbudzić podejrzeń. Zawsze może być na odwrót. Tylko musimy zachowywać się naturalnie. Wiem, że noc to najlepsza pora dla zbrodniarzy, ale nie mam lepszego pomysłu. To jedyne miejsce, na jakie wpadłem, by móc porozmawiać. Odkręcimy prysznice, i dla zagłuszenia rozmowy, i by nie wzbudzić podejrzeń - zaproponował szeptem, zakrywając usta dłonią tak, by nikt nie mógł zauważyć, że w ogóle coś mówi. Nikt oprócz Rue i oczywiście, jego samego.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz