Zdziwił się, gdy Rue mimo wszystko starał się zachowywać jak najnaturalniej. Przecież groziło jej niebezpieczeństwo, jeszcze niedawno byłą w rozsypce. Może już jej przeszło? Może to tylko tymczasowe załamanie? Wątpił, po prostu bardzo dobrze gra. Mimo wszystko mógł u niej wyłapać nerwowe triki, chociażby spoglądanie na boki, jakby w obawie przed nagłym atakiem wroga. Gdy udał się do swojego namiotu, poczuł się dziwnie, jakby zostawiał ją na pastwę losu. Nie miał jednak zamiaru się wracać i prosić, by pozostali razem. Brzmiałoby to, jakby bał się o swoje bezpieczeństwo i pragnął zostać z kimkolwiek. Byle nie samemu. Westchnął cicho. Wyrzuty sumienia nie pozwoliły mu zasnąć, przekręcał się z boku na bok, z każdą chwilą nabierając wątpliwości, czy aby u Rue wszystko okay. Gdy sprawdził godzinę na telefonie ujrzał cztery zera. Stęknął głośno i wstał, ciągnąc za sobą koc. Wiedział, że gdyby ktoś obserwował teraz jego namiot, jego zachowanie wydałoby mu się podejrzane i naraziłby się tym, ale myśl, że coś mogło się stać Rue powoli zaczęła go męczyć. Dlatego usadowił się na podłodze przy wejściu do swojego namiotu tak, by mieć widok na jej namiot. Okryty ciepłym kocem oparł się na pięści tak, by gdyby zasnął, jego głowa nagle opadła i zbudziłby się. Bacznie obserwował cały teren, najczęściej jednak spoglądał w stronę wejścia do namiotu Rue. Starał się nie patrzyć za długo w jeden punkt, odliczają do trzech. Raz... dwa... trzy, raz... dwa... trzy... i tak w kółko.
Oparcie brody na pięści okazało się trafnym pomysłem, gdyż w momencie, gdy przysnął, natychmiastowo się obudził i to w dodatku cały pobudzony, jakby już nadarzyła się okazja do złapania Tobiasa. Po jakichś piętnastu minutach ujrzał, jak Rue wychodzi ze swojego namiotu, po drodze patrząc za siebie. Najwidoczniej przeżywała to wszystko równie mocno, co on, a raczej o wiele mocniej. W końcu to ona byłą tak na prawdę zagrożona. Sprawdził godzinę. Zbliżała się trzecia, a więc jakoś dwadzieścia po powinien się zbierać Zaczął się zastawiać, jak jej się spało. O ile w ogóle spała. Może miała koszmary? Lub nie śniło jej się nic? A może nie zmrużyła nawet oka? Gdy przyłapał się na tym, że znowu przysypia, postanowił natychmiastowo udać się do łaźni, by nie zasnąć na dobre, pozostawiając ją samą. Zabrał ze sobą przypadkowe ubrania, mające mu służyć jako piżamę, chociaż tak na prawdę nie miał zamiaru się myć. Gdy tylko wyszedł z namiotu poczuł się, jakby był obserwowany. Odruchowo spojrzał na boki, szybko jednak zdał sobie sprawę, że zachowuje się idiotycznie. Nie powinien okazywać, że zdaje sobie sprawę z czyjejś obecności. Dyskretnie zaczął pożerać wzrokiem krzewy nieopodal i kątem oka dostrzegł w nich nieznaczny ruch. Tak, ktoś tam na pewno był. Ktoś lub coś. Poczuł, jak strach paraliżuje jego umysł. Nie wiedział, co powinien zrobić. Pójść do Rue i ją ostrzec? Jest drugie wyjście z łaźni? Jeśli nie ,znaleźliby się w pułapce. Postanowił tak zrobić - najgorszym pomysłem byłoby stanięcie w miejscu, wtedy to już na pewno wydałby się zbyt podejrzany. W miarę spokojnym krokiem udał się do łaźni. Gdy nacisnął klamkę ze zgrozą stwierdził, że drzwi są zamknięte od środka. Poczuł, jak kolana się pod nim uginają, zrobiło mu się słabo. Modlił się, by to Rue zamknęła się od środka i zauważyła, że ktoś ich obserwuje.
- Rue?- odezwał się słabym głosem. Gdy nie otrzymał odpowiedzi ponowił pytanie, przy okazji ponownie próbując otworzyć drzwi. - Rue?!- krzyknął głośniej i bardziej desperacko, niż zamierzał. Gdy drzwi nadal nie ustępowały bez zastanowienia kopnął w nie z całej siły. Usłyszał głośny trzask, jednak nie stało się nic poza tym. Ponowił więc próby, gdy drzwi w końcu ustąpiły i niemal wyleciały z zawiasów. Ignorując ból w nodze spowodowany szaleńczym kopaniem w twarde drewno, skierował się przed siebie z uniesioną pięścią do góry. Nie miał nic, czym mógłby się obronić, więc postanowił zdać się na własną siłę ramienia, która zbyt wiele nie zdziała. Przełknął głośno ślinę, czuł jak serce wali mu w piersi.
- Rue? Rue, odezwij się!- Zawołał wciąż mając nadzieję, że się odezwie.
- Tu jestem! - w końcu otrzymał odpowiedź i pognał w kierunku, z jakiego dochodził dźwięk. Ujrzał ją obok leżącego na ziemi mężczyzny. Z dwóch pryszniców lała się woda, jeden leżał na kafelkach, zakrwawiony od spodu.
- Widzę, że dużo się tu działo. Błagam, powiedz, że to nie twoja - wskazał palcem na zniszczony, zakrwawiony przedmiot upewniwszy się, że Rue wygląda na nietkniętą. Gdy pokiwała przecząco głową zdał sobie sprawę, że przecież na zewnątrz nadal ktoś jest. - Musimy spadać, na zewnątrz przy krzakach ktoś był- wyjaśnił z grubsza, nie marnując czasu na inne słowa.
Oparcie brody na pięści okazało się trafnym pomysłem, gdyż w momencie, gdy przysnął, natychmiastowo się obudził i to w dodatku cały pobudzony, jakby już nadarzyła się okazja do złapania Tobiasa. Po jakichś piętnastu minutach ujrzał, jak Rue wychodzi ze swojego namiotu, po drodze patrząc za siebie. Najwidoczniej przeżywała to wszystko równie mocno, co on, a raczej o wiele mocniej. W końcu to ona byłą tak na prawdę zagrożona. Sprawdził godzinę. Zbliżała się trzecia, a więc jakoś dwadzieścia po powinien się zbierać Zaczął się zastawiać, jak jej się spało. O ile w ogóle spała. Może miała koszmary? Lub nie śniło jej się nic? A może nie zmrużyła nawet oka? Gdy przyłapał się na tym, że znowu przysypia, postanowił natychmiastowo udać się do łaźni, by nie zasnąć na dobre, pozostawiając ją samą. Zabrał ze sobą przypadkowe ubrania, mające mu służyć jako piżamę, chociaż tak na prawdę nie miał zamiaru się myć. Gdy tylko wyszedł z namiotu poczuł się, jakby był obserwowany. Odruchowo spojrzał na boki, szybko jednak zdał sobie sprawę, że zachowuje się idiotycznie. Nie powinien okazywać, że zdaje sobie sprawę z czyjejś obecności. Dyskretnie zaczął pożerać wzrokiem krzewy nieopodal i kątem oka dostrzegł w nich nieznaczny ruch. Tak, ktoś tam na pewno był. Ktoś lub coś. Poczuł, jak strach paraliżuje jego umysł. Nie wiedział, co powinien zrobić. Pójść do Rue i ją ostrzec? Jest drugie wyjście z łaźni? Jeśli nie ,znaleźliby się w pułapce. Postanowił tak zrobić - najgorszym pomysłem byłoby stanięcie w miejscu, wtedy to już na pewno wydałby się zbyt podejrzany. W miarę spokojnym krokiem udał się do łaźni. Gdy nacisnął klamkę ze zgrozą stwierdził, że drzwi są zamknięte od środka. Poczuł, jak kolana się pod nim uginają, zrobiło mu się słabo. Modlił się, by to Rue zamknęła się od środka i zauważyła, że ktoś ich obserwuje.
- Rue?- odezwał się słabym głosem. Gdy nie otrzymał odpowiedzi ponowił pytanie, przy okazji ponownie próbując otworzyć drzwi. - Rue?!- krzyknął głośniej i bardziej desperacko, niż zamierzał. Gdy drzwi nadal nie ustępowały bez zastanowienia kopnął w nie z całej siły. Usłyszał głośny trzask, jednak nie stało się nic poza tym. Ponowił więc próby, gdy drzwi w końcu ustąpiły i niemal wyleciały z zawiasów. Ignorując ból w nodze spowodowany szaleńczym kopaniem w twarde drewno, skierował się przed siebie z uniesioną pięścią do góry. Nie miał nic, czym mógłby się obronić, więc postanowił zdać się na własną siłę ramienia, która zbyt wiele nie zdziała. Przełknął głośno ślinę, czuł jak serce wali mu w piersi.
- Rue? Rue, odezwij się!- Zawołał wciąż mając nadzieję, że się odezwie.
- Tu jestem! - w końcu otrzymał odpowiedź i pognał w kierunku, z jakiego dochodził dźwięk. Ujrzał ją obok leżącego na ziemi mężczyzny. Z dwóch pryszniców lała się woda, jeden leżał na kafelkach, zakrwawiony od spodu.
- Widzę, że dużo się tu działo. Błagam, powiedz, że to nie twoja - wskazał palcem na zniszczony, zakrwawiony przedmiot upewniwszy się, że Rue wygląda na nietkniętą. Gdy pokiwała przecząco głową zdał sobie sprawę, że przecież na zewnątrz nadal ktoś jest. - Musimy spadać, na zewnątrz przy krzakach ktoś był- wyjaśnił z grubsza, nie marnując czasu na inne słowa.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz