Znalezienie stajni zajęło jej około dziesięciu minut. Po drodze nie spotkała nikogo, jednak zdążyło się już rozpadać, a czarna bluza z kapturem narzuconym na głowę okazała się niedostateczną ochroną przed zmoknięciem. Zmoczenie się nigdy jej nie przeszkadzało - w rzeczywistości deszcz oraz pochmurne niebo lubiła o wiele bardziej, niż gorąc lata bez możliwości ochłodzenia się czymś innym, niż wiadrem z kostkami lodu. Chociaż i to często nie pomaga. Weszła do środka i zsunęła kaptur z głowy, czując pod palcami przemoczone czarne kłaki. Przeszła obok paru boksów, które były puste, aż doszła to końca stajni - znajdowało się tam parę rumaków, a wśród nich, ku swojemu zdziwieniu, ujrzała wyczekującego jej Hadesa. Parsknął cicho, gdy do niego podeszła i podniosła torbę spod boksu, zawierającą same jego rzeczy.
Zajęcie się wierzchowcem zajęło jej niemal połowę godziny. W tym czasie przestało padać, jednak wszędzie były kałuże oraz błoto. Przekonała się o tym dopiero wtedy, gdy swoimi dopiero co odpucowanymi glanami wlazła w miękką breję. Nie dowierzając swojemu szczęściu, a raczej jemu brakowi, udała się z powrotem do swojego namiotu, by zacząć się rozpakowywać. Po dotarciu na miejsce zdjęła buty, by nie napaskudzić na podłodze. Mimo chmur na niebie w środku nie było ciemno i spokojnie mogła dostrzec każdy cal nowego mieszkania.
- Super - mruknęła sama do siebie. Podeszła do łóżka, wlokąc za sobą walizkę i rzuciła ją obiema dłońmi na nie. Otwarła ją i wyjęła wszystkie ubrania, wpychając je niedbale do szafy naprzeciwko. Następnie stertę paczuszek zawierających zioła potrzebne do naparów bądź opatrunków wraz z paroma książkami do medycyny oraz zielarstwa położyła do drugiej, identycznej szafy. Resztę postanowiła wypakować później, a teraz rozejrzeć się po okolicy. Ponownie wkładając buty, wyszła na zewnątrz i momentalnie poczuła chłodny powiew wiatru na twarzy oraz chłód wnikający do jej kości. Mimo niedogodności nie miała zamiaru rezygnować ze swojej wycieczki - im wcześniej pozna to miejsce, tym lepiej dla niej. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Patrząc na drzewa w oddali poczuła nagłe uderzenie. Zachłysnęła się powietrzem, tracąc równowagę o mało co nie upadła. Właśnie, o mało. Ktoś ją przytrzymał. Spojrzała w górę, maskując gniew najbardziej, jak umiała. Złość na samą siebie, jednak głównie na osobę, na którą właśnie wpadła.
- Przepraszam. - mruknęła, chcąc jak najszybciej się oddalić. Miała ochotę pójść do lasu i tam zostać cały dzień, chociaż planowała się trochę rozejrzeć po cyrku.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz