- Blizny są fajne - oznajmiła tylko. Jej wypowiedź zabrzmiała raczej oschle, jakby karciła Smiley za to, że myśli inaczej. Jakby wstydziła się śladów zostawionych przez przeszłość - czy to dobrą, czy złą. Obeszła dziewczynę i wskazała na łóżko. Pomieszczenie nie zawierało żadnych krzeseł, więc przysunęła nieco szafkę do niej i usiadła tak, by mieć doskonały widok na ranę. Mimo, nie było zbytnio jasno, doskonale mogła zauważyć ciemny siniak biegnący od łopatki do przedniej strony pach. Na prawdę kiepsko to wyglądało. Być może ramię było nawet zwichnięte. Jednak poza nieprzyjemnym siniakiem nie było widać nic niepokojącego - nie trzymała ręki jak najbliżej siebie, jakby to było przy wybiciu. Chociaż nie zawsze tak bywało... Powiedziała więc o swoich obawach na głos, po czym wstała i przyłożyła obie dłonie do szyi dziewczyny, nieco pod szczęką, po jej bokach.
- Spokojnie. Sprawdzam tylko, czy nie masz gorączki. To także jeden z objawów zwichnięcia, chociaż nie występuje tak często. Ale nie jesteś rozpalona. Więc to prawdopodobnie jedynie stłuczenie. Choć bardzo bolesne, z czego zdaję sobie sprawę - wytłumaczyła. Skoro postawiła już pewny wniosek, potrzebny jest jej zimny okład. Ale skąd ma taki wziąć? Nagle coś sobie przypomniała - dostała od rodziców małą, przenośną zamrażarkę. Wiedzieli, że w jej zawodzie może się przydać. Chociaż na początku zaprzeczała i twierdziła, że to głupi pomysł, teraz dziękowała im w duchu, że nie odpuścili. Jak zwykle mieli rację. Ponad to trzymała tam też zamrożone jedzenie, gdyby kiedyś strzeliło jej do głowy ugotowanie czegoś. Czego nie potrafiła robić w żadnym stopniu. Sięgnęła więc do walizki wciąż leżącej na łóżku i wyciągnęła z folii prostokątny, srebrny przedmiot wielkości tostera. No, może trochę większy... Otworzyła niewielką zamrażarkę.
- Po co to? - usłyszała pytanie ze strony swojej towarzyszki. Nie odrywając wzroku od przedmiotu, wyjęła z niego woreczek z kostkami lodu. Wyjęła ten poczęty ( oprócz niego były tam jeszcze cztery nietknięte ). Następnie sięgnęła do swojej walizki i wyjęła z niej czarny ręcznik, po czym rozwaliła część opakowania tak, by około trzech kostek wypadło z niego wprost na ręcznik, który następnie zwinęła w rulon.
- Konieczny jest zimny okład. Pomoże naczyniom krwionośnym, które popękały... szybciej się zagoić - nie mogła znaleźć odpowiednich słów. - Jakąś maść mogę ci dać dzisiaj, ale lepiej, żebyś użyła jej dopiero jutro. Dzisiaj byłoby jeszcze za wcześnie - dodała po chwili z namysłem. Podała dziewczynie zwinięty ręcznik, który wciąż trzymała w dłoni i wskazała głową, żeby przyłożyła do bolącego ramienia.
- Jak bardzo boli cię, gdy ruszasz? - spytała. - Och, i czy boli cię nawet wtedy, gdy ją nie ruszasz? - dodała szybko tak, by Smiley nie zdążyła odpowiedzieć przed nią na poprzednie pytanie. Na jej twarzy pojawił się wyraz bólu, gdy przyłożyła chłodną rzecz do swojej skóry. Chciała już warknąć, żeby nie przyciskała tak mocno, gdy widzi, że ją to boli, ale powstrzymała się. Przecież Smiley najlepiej wie, gdzie jest granica.
- Wydaję mi się, że dość mocno, ale da się znieść. Jest to raczej tępy ból - wytłumaczyła. Vulnere skinęła głową, teraz miała już stuprocentową pewność, że maść będzie potrzebna.
- Poszukam ci jakiejś maści. Jeśli nie znajdę, mogę pójść z tobą i pomóc ci wybrać. Niektóre apteki, a właściwie to większość, chcą wcisnąć każdy produkt, który byłby w stanie pomóc. Ale wszystko zależy od tego, w jaki sposób boli. I jak bardzo. I od paru innych rzeczy, trochę mniej istotnych. Mogę ci też napisać nazwy jakichś maści na kartce, jeśli serio nic nie znajdę, bo szczerze mówiąc bladego pojęcia nie mam, czy posiadam jakąś - przez moment wydawało jej się, jakby prowadziła monolog sama ze sobą. Wkrótce jednak dostrzegła skinienie głową ze strony dziewczyny o różowych włosach. Chciała się zapytać, czy to jej naturalny kolor, ale zamiast tego po prostu zaczęła szukać czegoś w swojej walizce, a potem w szafkach.
- Sorry, ale nic ze sobą nie mam. Zamierzałam tutaj wszystko zakupić W sensie w mieście, rzecz jasna, bo trudno by mi było to wszystko taszczyć. Mogę ci coś kupić po drodze albo możemy pójść razem, chyba będę się wybierać do apteki jutro, dzisiaj muszę się jeszcze rozpakować. Jeśli nie chcesz mogę ci napisać na kartce dobre maści, jak już wcześniej wspomniałam - powiedziała niby chłodno, jednak w rzeczywistości była przyjaźniej nastawiona. Może nie na tyle, by zaraz biegać po łące i wspólnie śpiewać piosenki o tym, jakie to życie jest wspaniałe, ale obrabowywanie apteki z połowy towaru chyba nie jest takie złe...
- Spokojnie. Sprawdzam tylko, czy nie masz gorączki. To także jeden z objawów zwichnięcia, chociaż nie występuje tak często. Ale nie jesteś rozpalona. Więc to prawdopodobnie jedynie stłuczenie. Choć bardzo bolesne, z czego zdaję sobie sprawę - wytłumaczyła. Skoro postawiła już pewny wniosek, potrzebny jest jej zimny okład. Ale skąd ma taki wziąć? Nagle coś sobie przypomniała - dostała od rodziców małą, przenośną zamrażarkę. Wiedzieli, że w jej zawodzie może się przydać. Chociaż na początku zaprzeczała i twierdziła, że to głupi pomysł, teraz dziękowała im w duchu, że nie odpuścili. Jak zwykle mieli rację. Ponad to trzymała tam też zamrożone jedzenie, gdyby kiedyś strzeliło jej do głowy ugotowanie czegoś. Czego nie potrafiła robić w żadnym stopniu. Sięgnęła więc do walizki wciąż leżącej na łóżku i wyciągnęła z folii prostokątny, srebrny przedmiot wielkości tostera. No, może trochę większy... Otworzyła niewielką zamrażarkę.
- Po co to? - usłyszała pytanie ze strony swojej towarzyszki. Nie odrywając wzroku od przedmiotu, wyjęła z niego woreczek z kostkami lodu. Wyjęła ten poczęty ( oprócz niego były tam jeszcze cztery nietknięte ). Następnie sięgnęła do swojej walizki i wyjęła z niej czarny ręcznik, po czym rozwaliła część opakowania tak, by około trzech kostek wypadło z niego wprost na ręcznik, który następnie zwinęła w rulon.
- Konieczny jest zimny okład. Pomoże naczyniom krwionośnym, które popękały... szybciej się zagoić - nie mogła znaleźć odpowiednich słów. - Jakąś maść mogę ci dać dzisiaj, ale lepiej, żebyś użyła jej dopiero jutro. Dzisiaj byłoby jeszcze za wcześnie - dodała po chwili z namysłem. Podała dziewczynie zwinięty ręcznik, który wciąż trzymała w dłoni i wskazała głową, żeby przyłożyła do bolącego ramienia.
- Jak bardzo boli cię, gdy ruszasz? - spytała. - Och, i czy boli cię nawet wtedy, gdy ją nie ruszasz? - dodała szybko tak, by Smiley nie zdążyła odpowiedzieć przed nią na poprzednie pytanie. Na jej twarzy pojawił się wyraz bólu, gdy przyłożyła chłodną rzecz do swojej skóry. Chciała już warknąć, żeby nie przyciskała tak mocno, gdy widzi, że ją to boli, ale powstrzymała się. Przecież Smiley najlepiej wie, gdzie jest granica.
- Wydaję mi się, że dość mocno, ale da się znieść. Jest to raczej tępy ból - wytłumaczyła. Vulnere skinęła głową, teraz miała już stuprocentową pewność, że maść będzie potrzebna.
- Poszukam ci jakiejś maści. Jeśli nie znajdę, mogę pójść z tobą i pomóc ci wybrać. Niektóre apteki, a właściwie to większość, chcą wcisnąć każdy produkt, który byłby w stanie pomóc. Ale wszystko zależy od tego, w jaki sposób boli. I jak bardzo. I od paru innych rzeczy, trochę mniej istotnych. Mogę ci też napisać nazwy jakichś maści na kartce, jeśli serio nic nie znajdę, bo szczerze mówiąc bladego pojęcia nie mam, czy posiadam jakąś - przez moment wydawało jej się, jakby prowadziła monolog sama ze sobą. Wkrótce jednak dostrzegła skinienie głową ze strony dziewczyny o różowych włosach. Chciała się zapytać, czy to jej naturalny kolor, ale zamiast tego po prostu zaczęła szukać czegoś w swojej walizce, a potem w szafkach.
- Sorry, ale nic ze sobą nie mam. Zamierzałam tutaj wszystko zakupić W sensie w mieście, rzecz jasna, bo trudno by mi było to wszystko taszczyć. Mogę ci coś kupić po drodze albo możemy pójść razem, chyba będę się wybierać do apteki jutro, dzisiaj muszę się jeszcze rozpakować. Jeśli nie chcesz mogę ci napisać na kartce dobre maści, jak już wcześniej wspomniałam - powiedziała niby chłodno, jednak w rzeczywistości była przyjaźniej nastawiona. Może nie na tyle, by zaraz biegać po łące i wspólnie śpiewać piosenki o tym, jakie to życie jest wspaniałe, ale obrabowywanie apteki z połowy towaru chyba nie jest takie złe...
< Smiley? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz