Ciekawej rzeczy się dowiedziałem tamtego popołudnia, a mianowicie, że według (oficjalnie mogę już powiedzieć ->) mojego kochasia parę minut, to parę ładnych godzin. Mimo wszystko, choć nie za bardzo mi się ta sytuacja spodobała, to zdecydowałem się cierpliwie zaczekać. Po pierwsze nie miałem żadnych konkretnych planów na resztę dnia, poza oddaniem całej swojej wypłaty na, jak ona to ujęła w liście? "Nawet powietrze, którym oddychasz, jest przesiąknięte złem ludzkości. Trzeba je oczyścić! Trzeba wszystko oczyścić!", ta, więc na to idzie moja kasa regularnie, co jakiś tam okres. Będę własnej mamie odmawiać? Niech sobie czyści co chce, byleby mnie osobiście nie nękała, a byłaby do tego zdolna. Zresztą to tylko szczegół. Wracając — po drugie mimo wszystko chciałbym, tak jak już mówiłem wcześniej poruszyć temat z Cherubinem i dowiedzieć się, chociaż, jak się na to zapatruje. Nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że osobiście się do tego nie nadaje, a też nie chciałbym, aby poczuł się zawiedziony i by wszystko tak się szybko skończyło. Zdążyłem go bardzo polubić, choć tak na dobrą sprawę nie znamy się za długo.
Spokojny wdech przez nos i wydech przez usta. Miałem naprawdę dużo czasu i bardzo mało kreatywnych pomysłów na spędzenie czasu. Pierwszym były moje ukochane i jednocześnie znienawidzone ćwiczenia rozciągające. Miałem wrażenie, że ostatnio je zaniedbałem, a dzięki nim bardzo łatwo mi potem funkcjonować na próbie i mogę się skupić bardziej na samym ćwiczeniu, niż rozciąganiu. Swoją drogą szarfy, miałem dzisiaj na nich ćwiczyć. Jak widać, ten plan trzeba będzie przenieść na jutro. Ćwiczenia same w sobie nie były takie złe, ale podczas siedzenia u Cherubina zacząłem bardziej doceniać jednak swój namiot. Odnoszę wrażenie, że na ćwiczenia miałem tam zdecydowanie więcej miejsca i przede wszystkim nie mam tyłu rzeczy dookoła, które można tak łatwo strącić. Przekonałem się o tym szczególnie w momencie, gdy strąciłem ręką jego unikalny imbryczek ze stolika. Całe szczęście udało mi się go złapać, ale było blisko i zamarłem na moment, gdy cudem udało mi się go złapać w ręce, nim ten upadł na ziemię. Po chwili później już go odstawiłem na miejsce, a sam postanowiłem skończyć z ćwiczeniami. Z nudów rozejrzałem się po wnętrzu namiotu. Biurko, łóżko, sofa, krzesło, stoliczek i półki... Półki, których zawartość przykuła moją uwagę. Nie chciałem mu oczywiście grzebać i moim celem było przyglądanie się wszystkiemu z odległości, dopóki nie zawadziłem gołą stopą o wystające pudełko, będące na ostatniej półce, czyli tam, gdzie nawet nie patrzyłem. Było dość ciężkie i trochę zakurzone, co w sumie jasno wskazywało, że dawno nie było dotykane. Do tej pory nie wiem, co mnie podkusiło, aby je otwierać i szczerze wolałbym się nigdy do tego nie przyznawać. Sam nie znoszę, jak ktoś mi grzebie w rzeczach, a teraz sam... Książki? Mogłem się spodziewać książek po pisarzu, jakim jest Cherubin, ale osobiście nastawiałem się na coś bardziej tajemniczego.
- Hmmm, ciekawie wyglądasz. - wymruczałem sam do siebie, wyciągając jedną z książek z pudełka i siadając na ziemi, mierząc zaciekawionym wzrokiem okładkę. Tytuł taki sobie, ale przed zagłębieniem się w treść wolałem się nie nastawiać w żaden sposób. Odkąd pamiętam, zawsze ciągnęło mnie do książek. Bez względu na ich wygląd, przeznaczenie czy główny temat — zawsze potrafiłem zagłębić się w dany świat i iść tropem głównych bohaterów, czy też konsekwentnie trzymać się spisu treści i wydzielonych rozdziałów. To, co zdołałem przeczytać, nigdy nie było dla mnie czymś bezwartościowym, a wręcz przeciwnie, sprawiało mi ogromną radość i satysfakcję, że udało mi się przeczytać. Nie ważne czy była to bajka dla dzieci, książka kucharska, powieść fantastyczna czy instrukcja obsługi dołączona do nowej pralki. Z biegiem lat zacząłem sięgać po książki bardziej świadomie, kierując się tym, co w danej chwili mnie interesowało albo jaki konkretny temat chciałem bardziej zgłębić, ale jak mam być szczery to nie zdarzyło mi się niczym pogardzić i pochłaniałem wszystko z zapartym tchem.
Po tym, jak Cherubin wyrwał mnie z czytelniczego transu, ciężko mi było ponownie z takim zaangażowaniem wczuć się w książkę. Wciąż trudno było się oderwać i byłem ciekawy, co będzie dalej, ale już miałem gdzieś z tyłu głowy myśl: "to może zaczekać". Cieszyłem się przede wszystkim, że w końcu wrócił, bo naprawdę trochę na niego czekałem, choć przez samą książkę trochę straciłem poczucie czasu.
- Ten agent zawsze cię biednego tak przetrzymuje? - zagadałem rozbawiony, zamykajcie książkę. W międzyczasie, gdy dokańczałem rozdział, Cherubin już wciągnął się w swoją... Pracę? Tak patrząc z boku, to nie do końca byłem pewny, co takiego robił, ale na pewno intensywnie myślał i był bardzo skupiony.
- Rzadko się spotykamy, tak naprawdę, więc chcąc nie chcąc trochę się przedłużyło. - wyjaśnił, choć nie oderwał wzroku ani na moment od kartki. Chwilę czytał, a później coś dopisywał i tak w kółko. Z tych obserwacji mogłem łatwo wywnioskować, że praca pisarza musi być dość monotonna. - Aaa... O czym... Chciałeś porozmawiać? - przerywał, by coś jeszcze dodać do swojej pracy, a na koniec wraz z pytaniem podniósł na mnie wzrok i łagodnie się uśmiechnął. To było bardzo trafne pytanie. Miałem tyle czasu, by nad tym pomyśleć, a finalnie nawet nie wiem, od czego zacząć.
- Wiesz... Nic nowego. - odparłem, wstając i przysuwając sobie krzesło do jego biurka. - Temat z wcześniej. - dodałem z uśmiechem, siadając sobie i opierając ręce na tym biurku. - Za nim wyszedłeś, booo... Nie ukrywam, samo pytanie trochę mnie zaskoczyło. - wyjaśniłem, odchylając się bardziej na krześle i już instynktownie układając nogi w najwygodniejszej pozycji. Chciałem się niby poczuć jakoś pewniej, ale nie umiem o takich rzeczach rozmawiać. Gadanie o sobie jest o stokroć lepsze.
- Również się nie spodziewałem, że Black wyskoczy z czymś takim. - przyznał, na razie skupiając się na naszej rozmowie. Odpowiedział i czekał, aż przejdę do sedna. Nastała chwila ciszy, a ja trochę się zaciąłem, co było do mnie niepodobne. Zawsze wiedziałem, co powiedzieć, a teraz... Gdzie ta cała pewność zniknęła?
Gdy odwróciłem wzrok, cicho wzdychając, Cherubin złapał mnie za rękę i delikatnie ją gładził swoim kciukiem, cierpliwie czekając, aż się odezwę.
- Chciałbym być twoim chłopakiem, ale... - urwałem na moment, to naprawdę było dla mnie bardzo dziwne. - Sam nie wiem. Nie byłem nigdy w związku i nie uważam, żebym się do nich nadawał. - przyznałem, co było nie lada wyzwaniem. Przyznanie się do swoich słabości czy obaw. Człowiek, którego duma od zawsze blokuje. Może powinienem sobie pogratulować? - To nie tak, że nie chciałbym spróbować, ale wolę, żebyś wiedział. - kontynuowałem, co już poszło o wiele lepiej. Nawet uśmiech z powrotem pojawił się na mojej twarzy i ogólnie zrobiłem się jakiś weselszy.
(Cherubin~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz