- Więc to twoja tajemnicza broń – stwierdziłem, powracając do naszej zabawy.
Chwila roztargnienia spowodowała, że przez chwilę wznowiliśmy grę wstępną. Shuzo siedział na moich kolanach, patrząc na mnie z góry. Z tej perspektywy wyglądał na zaborczego kochanka, a jego ruchy sprawiały, że podobało mi się to. Po kilku chwilach dotarliśmy do najważniejszego momentu tej erotycznej sceny. Położyłem go na plecach i powoli, ale pewnie w niego wszedłem. Chłopak na moment się spiął, ale po chwili się zrelaksował, co pozwoliło mi na obszerniejsze ruchy. Robiłem to powoli, czerpiąc z tej chwili jak najwięcej, nie tylko z samej przyjemności pochodzącej z tej prostej i monotonnej czynności, ale również z widoku, jaki miałem przed sobą, z zapachu, jaki wydzielało jego ciało, z dźwięków i wszystkich bodźców, jakie mogłem chłonąć całym ciałem.
- Lennie… Nie baw się jak z dzieckiem – odezwał się spokojnie, na co się tylko zaśmiałem. Słowa idealnie opisywały nasze ostatnie dni i nawet jeśli rozbawienie mnie nie było jego celem, przez moment nie mogłem się przestać śmiać. Udzieliło się to również Shuzo, który na koniec mnie zbeształ i stwierdził, że zaraz naprawdę pójdzie po małego. Wtedy wykonawszy mocny i szybszy ruch, prawdopodobnie zapomniał o swoich słowach, a my zmieniliśmy pozycje.
Zgubiliśmy rachubę czasu. Po pierwszej rundzie bawiliśmy się jak dzieci, prawie tak samo, jak przed urodzeniem się malucha. Na nasze szczęście Robin nie wszedł do namiotu niezapowiedziany i nie przerwał nam. Nie jestem pewien, czy tym razem zdołałbym się powstrzymać i spokojnie z nim rozmawiać. Moje myśli krążyły teraz tylko i wyłącznie wokół mojego męża i żadna siła nie zdołałaby go ode mnie odciągnąć – być może nawet Yuki nie podołałby teraz. Kto by sądził, że można aż tak tęsknić za taką formę bliskości i rozkoszy.
- Wiesz, że trzeba iść po Yuki’ego? – zapytał Shuzo, który leżał na moim brzuchu. Oddychał płytko i szybko, a ja powoli uspokajałem swój oddech.
- To może jeszcze jeden, ostatni raz? – zaproponowałem. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby tego oczekiwał. – Trzeba nadrobić – pocałowałem go namiętnie, podnosząc się do siadu i pozwalając mu działać.
***
Podczas dorosłej zabawy dwóch małżonków, Robin wrócił do przyczepy Viviego z Yukim na rękach. Maluch ściskał niebieskiego pluszaka, dzięki czemu nie interesował się zabawkami demona, czyli m.in. skalpelem i nożyczkami, którymi łatwo się skaleczyć, bandażami i innymi opatrunkami, po których rozwinięciu i splątaniu Vivi dostawał szału oraz wodą utlenioną i środkami dezynfekującymi, które dziecko zdołało rozlać na ziemię, sprawiając, że w całym pomieszczeniu było jeszcze czuć zapach spirytusu.
- Już będzie spokojny – powiedział Robin, obserwując, jak Vivi zwija jeden z bandaży. Miał posępną minę, ale ani razu nie podniósł głosu ani na dziecko, ani na chłopaka. Chociaż jego mina mówiła, że zaraz wszystkich pozabija, jakimś cudem w jego czynach i słowach nie było chęci mordu. – A właśnie – zaczął białowłosy, sadzając malucha na łóżku. - Vivi, bo mam małe pytanie. Chyba nie rozumiem wszystkich ludzkich zachowań – przyznał się na głos. - Jak poszedłem po zabawkę dla Yuki'ego, to zastałem Shuzo i Lennie'go w dziwnej... sytuacji? – ostatnie słowo wypowiedział powoli i niepewnie, nie dokońca wiedząc, jak ma to określić. - Krótko mówiąc, Lennie leżał na Shuzo, który był cały czerwony, oboje byli nadzy i leżeli pod kołdrą. Wydaje mi się, że Lennie chyba dusił Shu, ale on zaprzeczył i powiedział, że wszystko gra – Robin podzielił się swoimi informacjami z wywiadu. Było na tym świecie coraz mniej rzeczy, które go zaskakiwało, jednak gdy dochodziło to takich sytuacji, Vivi musiał mu tłumaczyć (i nie zawsze mówił prawdę). Demon słysząc jego pytanie, przez moment zrobił się czerwony. Zaraz potem kolor ten zniknął z jego twarzy, a on nastroszył uszy i zmarszczył brwi. Nie podobało mu się pytanie, jednak Robin nie wiedząc tego, przypisał jego reakcję do wcześniejszych zdarzeń.
- Ah tak... Jesteś pewien, że może po prostu się nie pokłócili? Pewnie się trochę poszarpali. Myślę, że to nic takiego poważnego. Szczerze? To ja też niektórych zachowań ludzi nie rozumiem... – demon poszedł do chłopaka i usiadł obok niego, spoglądając na Yukiego, bawiącego się misiem. Jak on się cieszył, że ten berbeć nie wyrządzi już żądnych szkód, przynajmniej na razie. - Na przykład właśnie takiej głupoty. Nie martw się porozmawiam z nimi i się dowiem czy wszystko w porządku, dobrze? – dokończył, po czym ucałował krótko czoło białowłosego, który uspokojony jego słowami, przytulił demona, a następnie zajął się dzieckiem, które niebezpiecznie blisko poczołgało się do krawędzi łóżka.
***
Gdzieś w oddali usłyszałem płacz dziecka. Był on tak niewyraźny i niepewny, że nie otwierałem oczu, dopóki Shuzo nie postanowił mi w tym pomóc.
- Lennie… Yuki… - wypowiedział te dwa słowa niemal tak samo niewyraźnie, jak słyszany we śnie płacz dziecka. Chłopak nie podniósł się z łóżka, zamiast tego przerzucił rękę na moją stronę, w skutek czego uderzył mnie otwartą dłonią w policzek.
- Czemu ty nie pójdziesz? – zapytałem ziewając i wiedząc, że i tak powinienem wstać. Mimo tego zrobiłem to po usłyszeniu jego odpowiedzi.
- Jestem martwy – odwrócił głowę na drugą stronę i zasnął. Mozolnie podniosłem się z łóżka, kiedy Yuki zaczął głośniej płakać. Podszedłem do łóżeczka, po czym podniosłem dziecko na ręce. Okazało się, że był głodny. Prawie wybudzony, zagrzałem wodę w elektrycznym czajniku i przygotowałem mleko w proszku. Odkąd dorobiliśmy się małego bobasa, zainwestowaliśmy w małe, aczkolwiek potrzebne przedmioty elektryczne, podłączane do kilku gniazdek w przedłużaczu. Gdy się okazało, że nie musiałem wychodzić do bufetu, aby zrobić kawę lub herbatę oraz, że mając toster, mogłem swobodnie przygotować sobie śniadanie, żałowałem, że dopiero teraz kupiliśmy te sprzęty. Życie w namiocie jednak jest w pewien sposób ułomne.
Przygotowawszy mleko dla malucha, usiadłem z nich na krześle i zacząłem karmić. W tym czasie, gdy spoglądałem na śpiącego męża, zacząłem się zastanawiać, czy wygodniej nam by nie było w mieszkaniu. Czy łatwiej byłoby nam żyć w mieście? Posiadając swoje własne lokum w czterech ścianach, z własną kuchnią i łazienką, dalej pracując w cyrku, ale już nie tak bezpośrednio? Shuzo dalej mógłby szyć, a ja bym chodził do cyrku na próby. Nie widziałem żadnego problemu, widziałem za to same plusy. Po za tym, Yuki’ego będziemy musieli wysłać do szkoły, potem będzie chciał własny pokój, którego mu w cyrku nie zapewnimy (o osobnym namiocie nie ma mowy). Jedyne rozwiązanie widziałem w mieszkaniu w mieście.
Nim się zorientowałem, maluch beknął, wypiwszy całe mleko. Zaraz zamknął oczy i zaczął zasypiać. Wiedziałem, że gdy się obudzi, będzie chciał się bawić: a zabawa w wykonaniu takiego malucha, polegała na tym, że to rodzice go zabawiają, a on się patrzy i śmieje lub płacze. Westchnąłem, nie żebym marudził, że mam syna, ale… ale dzieci zwierząt od razu biegają, bawią się i same jedzą, a my musimy chować nasze maluszka około 3 latka do takiego stanu. A ponoć jesteśmy najinteligentniejszym gatunkiem na ziemi.
Usiadłem na łóżku, kiedy Yuki zasnął. Spał w takiej samej pozycji jak Shuzo, który przekręcił się na plecy i lekko przekrzywił głowę w moją stronę. Nachyliłem się nad twarzą męża i ucałowałem go w czoło. Zacząłem się przebierać i szykować na próbę. W kościach czułem, że to będzie ciężki dzień.
<Shu? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz