W lesie było cicho. Żaden liść nie śmiał się nawet ruszyć. Ciszę zmącił skrzek. Ze skraju lasu nadlatywały chmary wron. Zjawiały się zawsze ze strony, z której nadchodziło niebezpieczeństwo. Widocznie było to jakieś szczególne zamieszanie. W momencie wszystkie zwierzęta w lesie zastygły w bezruchu. Ktoś się zbliżał... Wyczuwały to, zapach napierał im na nozdrza. Ta tajemnicza woń przeszywała las z potworną siłą... lis zatrzymał się na skraju polany, ostrożnie wyglądając na otwartą przestrzeń. Wziął głęboki wdech. Nagle rozległ się huk, jakby piorun w coś uderzył. Poczuł potwornie bolesne uderzenie. Nogi odmówiły mu na moment posłuszeństwa i osunął się na trawę. Jednak ból i coś jeszcze kazały mu zerwać się na równe nogi. Dał susa w krzaki. Nie dochodziło do niego, co się właściwie wydarzyło, ale to nie było teraz istotne. Nie zatrzymując się, zwierzę biegło dalej. W pewnym momencie znów przeszył go ten potworny ból fizyczny, poczuł gorącą ciecz brudzącą mu futro. Coś pociągnęło go to tyłu. Usłyszał jeszcze szczęk metalu. Zaczął się szarpać, nie zwracając uwagi na czarną ciecz, wyciekającą z jego ciała. Jednak zaczął odczuwać nieopisaną potrzebę, by bezruchu położyć się na ziemi, nic nie robić i odpocząć... Wszystko zaszło mgłą. Słyszał jakieś krzyki głosy, jednak nie interesowało go to. A potem zapadł mrok. Znowu znalazł się w tej czarnej nicości. Cóż pozbył się jednego ogona... Jak mógł się dać tak podejść i to zwykłemu śmiertelnikowi. Był wręcz obrażony. Uczucia... To one zaćmiły jego analityczny, szybko myślący umysł. Jedno pstryknięcie palcami i leciutko jak stanął na trawie w swojej ludzkiej formie. Wygładził zmierzwione włosy, po czym spojrzał w dół na płaczącą osóbkę, którą był Robin tulący jeden z jego ogonów.
- Przepraszam cię, mogłem cię uratować — białowłosy mamrotał to załamany. Lis delikatnie poruszył ogonem.
- Robin... Czy mógłbyś nie płakać mi na ogon? - odbiorca zszokowany podniósł głowę.
Na twarzy Davida przez łzy powoli pojawił się uśmiech. Vivienne nachylił się do niego, nic nie mówiąc i wyciągnął rękę w stronę jego twarzy. Plask!
- Co ty sobie wyobrażałeś?! Jak mogłeś się tak narazić?! Ty wiesz, jak mnie wystraszyłeś?! - podniósł się, kręcąc głową. - Nie masz pojęcia, jakie to głupie było... Mogłeś zginąć, właściwie prawie zginąłeś!
Robin nie wydał z siebie żadnego dźwięku, trzymał się jedynie za policzek i gapił na postać lisa. Wreszcie udało mu się coś wydukać.
- A...ale ty przecież...
- Co ja? Ah chodzi co o to, że mnie zabił? - Artemis zaczął się śmiać. - Głuptasku nie sądziłeś, chyba że tak wysoko postawiony demon jest aż tak łatwym łupem. Fakt dałem się podejść jak jakieś zwierzę, jednak jedynie mnie drasnął, że tak powiem... - wskazał ogon, który David nadal kurczowo trzymał.
Był on w strasznym stanie i sączyła się z niego ta sama czarna maź co z ciała Riddle'a. Vivi delikatnie dmuchnął a kita z cichym puf, zmieniła się w płatki wiśni i rozwiała się na wietrze.
- Straciłem jeden z dziewięciu ogonów, oczywiście wróci w przeciągu paru dni... - wskazał pozostałe osiem. - Gdyby się zdążył, pozbyć wszystkich byłoby ciężko. Widzę, że dalej to dla ciebie troszkę niejasne... To inaczej. Moje dziewięć ogonów reprezentuje 9 żyć jak u kota. Każdy z nich to inne wcielenie dla mnie. Więc jak stracę jeden czy dwa to nic się nie stanie. Nie ma co płakać. - Pomógł mu wstać.
Wytarł mu łzy i delikatnie poczochrał po głowie.
- Pięknie urządziłeś tego bandziora... - spoglądając na ciało człowieka, naszedł go pewien niepokój.
Przypomniał mu się jego poprzedni podopieczny. Szybko jednak się z tego otrząsnął i znów uśmiechnął do chłopca.
- Na drugi raz nie musisz jednak nikogo zabijać... Dobrze? - delikatnie wypowiedział te słowa, z nutką beztroskiej radości. - A teraz chodźmy stąd nie chcę, żebyś miał kłopoty.
Chwycił go za rękę, prowadząc z powrotem na teren cyrku. Dobrze wiedział, kto im zgotował ten los. Jego ręka sięgała do nich zza grobu. Pewnie niedługo się pokaże... - Podobno ma być jakiś pokaz sztucznych ogni, niedaleko stąd przy jeziorze. Może się przejdziemy? Wiesz tak na rozluźnienie atmosfery. - pstryk, i już był ubrany w długi beżowy płaszcz a po uszach i ogonie nie było śladu.
(Robinek? Riddle? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz