Odrobinę zmrużyłem oczy, mój umysł był nadal zaspany. Pocałunek w czoło spowodował, że delikatnie się uśmiechnąłem.
- Mmmm... Chyba coś nie wyszło. Nie czekaj... Wyszło. Albo? - zaspany obejrzałem rękę, jakbym co najmniej jej nigdy nie widział. Była zadziwiająco... Normalnego rozmiaru. Nie była miniaturową rączką jak od lalki Barbie. Delikatnie zacząłem machać ogonem. Czyli wszystko wracało do normy. Nareszcie! Ileż można było być w tym miniaturowym ciałku jak u jakiejś laleczki. Owinąłem ręce wokół szyi chłopaka, uśmiechając się.
- Roooobin, nawet nie wiesz, jak się cieszę z tego wszystkiego. - wymamrotałem, przymykając oczy i opierając głowę o jego ramię. Wtedy też sobie coś uświadomiłem. Nie miałem na sobie żadnych ubrań. Z sykiem wciągnąłem powietrze, gwałtownie się odsuwając.
- DO LICHA JASNEGO! Już wiem, przez co przechodziła Alicja. - szczelnie owinąłem się kołdrą. - Jeżeli jeszcze raz całe moje ciało zmieni rozmiar na miniaturowy, to coś mnie trafi. Nigdy więcej nie zużyję tyle energii. - mruknąłem, wstając z posłania. Chłopak spojrzał za mną odrobinę zmieszany.
- Hm? Co tak się patrzysz.
- Miło było, jak mnie tak objąłeś... - wymamrotał.
- No wiem, fajnie tak, nie? - zaśmiałem się, biorąc z szafy nowe ubrania. Zrzuciłem z siebie kołdrę i zacząłem się ubierać. - Przytulanie jest to dość fajny rodzaj pokazywania innym, że Ci zależy. - mruknąłem, przecierając oko. Zacząłem zapinać koszule. W sumie rzadko nosiłem coś, co nie było kimonem. - Huh, jak Ci się spało, hm? - mruknąłem, próbując w jakiś sposób zmienić temat.
Nadal zaprzątałem sobie umysł tym, co miałbym mu powiedzieć i jak miałbym mu to przekazać. A może dam sobie spokój, tak też jest dobrze i jestem przy nim. W sumie zasługuje na kogoś lepszego. Kogoś, kto nie ściągnie go na dno i nie narazi na niebezpieczeństwo czy też śmierć.
- No... Dobrze, miło. Znaczy tak jak zawsze. - uśmiechnął się do mnie, tak uroczo, jak zawsze.
- Co byś chciał na śniadanie? - zapytałem, zerkając na niego kątem oka, w międzyczasie stając przy jednej z szafek.
- Na razie nie jestem głodny. - wydawało mi się czy był odrobinkę nie swój....? - Vivi... Jesteś nadal zły?
Ja? Zły? Niby za co... Ach, przecież wczoraj była ta sytuacja z tygrysicą... Nie zdołałem mu powiedzieć... Jednak w tym momencie... Emocje jakoś wyparowały. Czułem się szczęśliwy. Wręcz prze szczęśliwy.
- Ojeju Robin. - potrząsnąłem głową, podchodząc do niego. - Jestem... Jak to powiedzieć... Jestem tak szczęśliwy... - usiadłem obok niego. - Tak bardzo szczęśliwy... Iż mógłbym cię... - delikatnie się do niego nachyliłem, odgarniając włosy z jego twarzy. - ... Iż mógłbym cię pocałować. - wyszeptałem, łącząc nasze usta. Był to tylko moment, ułamek sekundy. Po tym się szybko odsunąłem, oblizując przy tym usta. Słodkie... Przetarłem je ręką, prostując się i delikatnie machając ogonami. - Także skoro to sobie wyjaśniliśmy, to co chcesz na to śniadanie? - z uśmiechem na niego spojrzałem. Równie dobrze mogłem udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Ach, jak bardzo chciałem to powtórzyć...
( Robin, to co? Chińszczyzna na śniadanie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz