Miałem podły humor. Wszystko zaczęło się walić, jak domek z kart, a najbardziej irytujące w tym wszystkim było to, że sprawy tylko coraz bardziej się komplikowały, a nie rozwiązywały. Coś mi podpowiadało, że za tym wszystkim stoi jedna i ta sama osoba. Wyrachowana i pozbawiona jakiejkolwiek empatii.
Wieczorny pogrom również był jakoś z tym wszystkim powiązany. Gdy tylko usłyszałem krzyki, już zauważyłem pierwszych ludzi, którzy w panice opuszczają namiot. Zaraz po nich wybiegał już najprawdziwszy tłum z przerażeniem w oczach, a gdy chwilę później na zewnątrz rozrywając w namiocie ogromną dziurę, wypadła na zewnątrz śliniąca się bestia... Co tutaj się w ogóle stało? Byłem pierwszy raz świadkiem takiej sytuacji i przez moment naprawdę mnie zmroziło. Nie wiedziałem nawet jak się zachować. Uciekać? Krzyczeć? Obserwować? Jednak nie trwało to długo. Czarna niczym dzisiejsza noc bestia, tylko wydała z siebie gardłowe warknięcie, po czym opuściła obozowisko, niestety kierując się w stronę miasta. Czułem, że powinienem pobiec za nią, ale- szlak by to. Musiałem sprawdzić, czy na miejscu nikomu nic się nie stało. Ważniejsze jest życie, od głupiej zagadki. Dlatego też pierwsze co, to wbiegłem do głównego namiotu. Część świateł była zerwana, więc w jednej części namiotu panował półmrok. Nie mówiąc już o licznych linach, które ledwo co trzymały się na swojej pozycji, ani cyrkowych zwierzętach, które spłoszone narobiły jeszcze większego bałaganu niż ta niespodziewana bestia. Jednak pierwsze co, to przeleciałem wzrokiem po trybunach, które jeszcze przed paroma chwilami były wypełnione ludźmi. Teraz nie dość, że puste, to poharatane i złamane w parunastu miejscach... Niestety tak, jak mogłem się spodziewać, nie obyło się bez ofiar. Poczułem, że nadepnąłem na coś mokrego i lepkiego, kierując się w stronę areny. Gdy tylko mój wzrok powędrował w dół, okazała się to być ciemna kałuża. Przez słabe światło trudno było stwierdzić na pierwszy rzut oka, czym to mogło być. Jednak w tym przypadku mogłem myśleć tylko o najgorszym. Prześledziłem wzrokiem kałuże, aż do samego źródła i zauważając leżącego trupa, dosłownie wbitego w deski i metalowe części zniszczonych trybun, przeleciał po mnie nieprzyjemnie zimny dreszcz. Od razu zabrałem stopę z kałuży, chcąc już klnąc pod nosem.
- Orion! - momentalnie poderwałem głowę w górę i spojrzałem na arenę, gdzie stało parę artystów. Inni klęczeli, siedzieli, a inny nawet leżeli... W sumie cieszyłem się, że nie widziałem tej masakry, która musiała nastąpić w środku. Od razu do nich podbiegłem, a znajdując się już na arenie, tylko jeszcze bardziej poczułem się bezsilny. Tak jak to jest ogólnie wiadome, lubię mieć nad wszystkim kontrolę, a teraz... W ogóle w ostatnim czasie wszystko się wymyka spod kontroli.
- Wszyscy cali? - spytałem, już przelatując wzrokiem po kolei, po wszystkich artystach. Czy to szczęście, że dzisiaj chcąc nie chcąc nie mogłem występować? Gdyby tak jedna z tych lin... Ponurą myśl przerwał mi widok jednego z moich dobrych znajomych akrobatów. Starał się wstać, ale zakrwawiona ręka, której się kurczowo trzymał, wcale mu w tym nie pomagała. Od razu zauważając to, podbiegłem do niego. - Chodź, pokaż to. - kucnąłem przy nim, zdejmując już z siebie swoją bluzę i następnie odrywając z niej rękaw, by obwiązać nim ranę. - Gdzie jest lekarz? - spytałem, rozglądając się znów po wszystkich i już po chwili pomagając wstać rannemu. Jednak mój wzrok szybko zatrzymał się na trybunach. Ktoś tam chodził...
- Zaraz tu będzie. - ktoś mi odpowiedział, co trochę mnie rozproszyło, przez co odwróciłem wzrok od trybun.
- Zaraz to nie była wystarczająca odpowiedź. Potrzebujemy go w tym momencie. - mruknąłem, wciąż trochę poirytowany. Po prostu co za dzień...
Gdy znowu wróciłem wzrokiem do trybun, nikogo już tam nie było. Widziałem tylko, że jakaś dziewczyna wychodziła z namiotu. Mógłbym się założyć, że to była Lacie.
Nie uwziąłem się na niej. Po prostu zawsze się znajduje gdzieś z boku, gdy się dzieje jakaś tragedia... Jakby co najmniej obserwowała wyniki swoich knowań. Nie dawało mi to spokoju. Jeszcze jej zachowanie, gdy z nią rozmawiałem. Jakoś mi pasuje do wizji sprawcy idealnego. Nikt się nią kompletnie nie przejmuje, więc ta miesza, ile się tylko da.
***
Minęło trochę czasu od ostatniego wypadku. Techniczni już skończyli pracę nad naprawą trybun. Główny namiot wyglądał, jak nowy i już nawet ludzie zdążyli puścić w zapomnienie to osobliwe wydarzenie z bestią. Wróciły próby do występu, ludzie kupowali bilety. Nawet ja zostałem już przywrócony do roli akrobaty, ale myślę, że to bardziej z powodu okrojonego składu. Część artystów, któryż odnieśli rany podczas tego dramatu, jeszcze nie jest w stanie wrócić do pracy. W tym duża część akrobatów zrobiła sobie krzywdę. Jednak pomimo tego, że wszystko już wracało do normy, ja nie umiałem o tym zapomnieć. Kolejny element całej układanki, który nie dawał mi spokoju. Tak samo, jak świadomość, że mam na sobie klątwę. Jedyne, co potrafiło mnie w tej sytuacji uspokoić, to był odkopany z dna pudła drewniany wisiorek. Był to kołowrót, który kształtem ramion symbolizował ruch słońca, a z racji tego, że przypisałem mu rangę amuletu chroniącego przed niebezpieczeństwem, to żadna klątwa mnie nie dotknie, ani ta się gwałtownie nie nasili. Wierzyłem w to, a przynajmniej się starałem. Nosiłem go praktycznie bez przerwy, oprócz prób przed występem i na samym występie pewnie też nie będzie mi towarzyszyć, ale mimo wszystko zajmując się swoją pracą, nie bałem się o własne bezpieczeństwo. Jednak to nie był koniec wrażeń, jakie mnie czekały. Od dłuższego czasu starałem się gdzieś zaczepić Lacie, lecz za każdym razem albo mi uciekała, albo ja nie umiałem jej znaleźć. Czasem w ogóle się okazywało, że nie ma jej w cyrku. W takim wypadku, gdzie tak znikała? Tutejsze pobliskie miasto nie było za bardzo interesującym miejscem. Poza tym, że dość często na jego ulicach pojawiały się potwory.
Dzisiejszego wieczoru podczas przygotowań do występu, wszyscy wyglądali na zestresowanych. Nie sądziłem, że była to trema, a bardziej strach, że znowu jakaś osoba z widowni może się przemienić w groźną bestię i zniszczyć cały występ, za nim ten faktycznie się zacznie. Jako akrobata już zdążyłem zająć swoje miejsce i tylko z wysokości obserwowałem zapełniające się trybuny. Nie chciałbym wywoływać wilka z lasu, ale gdy tylko zauważyłem Lacie, która znalazła sobie miejsce gdzieś z boku, miałem złe przeczucia. Ta dziewczyna była dla mnie, jak chodzący zły omen i okej MOŻLIWE, że jest to złe przekonanie, ale kto mi może dać dobry powód, żebym miał zmienić o niej zdanie?
(Lacie~? Wszystko zostawiam w tych rękach XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz