28 lut 2017
Azucar CD Smiley
Przez moją głowę przebiegło milion myśli. Miałem ją rozśmieszyć, żeby dostać kawę. Doskonała okazja, na popis, jednak, jak na złość nie przychodziło mi do głowy nic nadzwyczajnego. Przynajmniej w ciągu kilku pierwszych sekund.
Na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Zgoda – odparłem, na ona opadła na oparcie upijając łyka swojej kawy i unosząc brwi. Wyprostowałem się i zacząłem mówić wierszyk, który właśnie na bieżąco wymyślałem.
- Dobre są słodycze na wszystkie okazje, z nimi wiążą się wszystkie moje fantazje. Gdy kupuję kokosanki… częstuje nimi wszystkie koleżanki. Niektórzy mówią, żebym uważał z ich spożyciem, ale ja i tak ich nie słucham bo… bo słodycze to moje życie! – zakończyłem dumny z siebie. Dziewczyna natomiast wpatrywała się we mnie z wielkim uśmiechem, jednak tylko zachichotała.
- Bardzo ładnie, ale to za mało. Postaraj się jeszcze – powiedziała i założyła ręce na piersi biorąc kolejnego łyka, na co tylko oblizałem usta.
To już było za wiele. Wpatrywanie się w to… przerosło mnie. Ta cieknąca czekolada, świeża bita śmietana i lody… Poszedłem na całość. Ona sama tego chciała, żeby nie było.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i puściłem pierwszą lepszą piosenkę disco polo. Okazało się, że to „Przez twe oczy zielone”.
Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki wyraz twarzy Smiley pokazał lekkie zaskoczenie i może przerażenie, a wraz z pierwszymi słowami było można słyszeć również mój głos… Nie…. Raczej trzeba było słuchać mojego wycia.
Jak głośno tylko umiałem starałem się nadążać za muzyką.
Jednak to, że każdy się na nas gapił okazało się być za małym wyczynem, dlatego podniosłem się z miejsca i zacząłem wykonywać jakieś pokręcone ruchy, ale ona była uparta.
Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że wszyscy reagują nadzwyczajnie dobrze, a że zdawałem sobie sprawę z tego, że wiele osób zna tą piosenkę krzyknąłem:
- Nie wstydźcie się, pomóżcie! – potem usłyszałem jakieś szmery, po czym grupka młodych ludzi również dołączyła do mnie swoim również niezbyt urodziwym głosem.
Gdy znowu nadszedł refren puściłem oczko zielonookiej kelnerce, na co zarumieniła się i chwilę później zniknęła za drzwiami dla personelu.
Piosenka dochodziła końca i coraz więcej osób przekonywało się do pomocy mi.
Nigdy nie miałem problemu, żeby zrobić z siebie idiotę. Zawsze miałem dystans do siebie.
Szczerze, spodziewałem się, że Smiley się zawstydzi i będzie kazała mi przestać, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Może po prostu lubiła patrzeć jak robię z siebie debila, w sumie, przynajmniej miałem ubaw.
Byłem już trochę zmęczony moim tańcem i śpiewem, jeśli można to tak nazwać, lecz nie zamierzałem się poddać, dopóki nie uzyskam jakieś konkretnej reakcji z jej strony, bo na razie tylko zakrywała usta ręką by ukryć, bądź powstrzymać śmiech.
Pod koniec piosenki z jej ruchu ust mogłem odczytać zdanie: Jesteś szalony.
Na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Zgoda – odparłem, na ona opadła na oparcie upijając łyka swojej kawy i unosząc brwi. Wyprostowałem się i zacząłem mówić wierszyk, który właśnie na bieżąco wymyślałem.
- Dobre są słodycze na wszystkie okazje, z nimi wiążą się wszystkie moje fantazje. Gdy kupuję kokosanki… częstuje nimi wszystkie koleżanki. Niektórzy mówią, żebym uważał z ich spożyciem, ale ja i tak ich nie słucham bo… bo słodycze to moje życie! – zakończyłem dumny z siebie. Dziewczyna natomiast wpatrywała się we mnie z wielkim uśmiechem, jednak tylko zachichotała.
- Bardzo ładnie, ale to za mało. Postaraj się jeszcze – powiedziała i założyła ręce na piersi biorąc kolejnego łyka, na co tylko oblizałem usta.
To już było za wiele. Wpatrywanie się w to… przerosło mnie. Ta cieknąca czekolada, świeża bita śmietana i lody… Poszedłem na całość. Ona sama tego chciała, żeby nie było.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i puściłem pierwszą lepszą piosenkę disco polo. Okazało się, że to „Przez twe oczy zielone”.
Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki wyraz twarzy Smiley pokazał lekkie zaskoczenie i może przerażenie, a wraz z pierwszymi słowami było można słyszeć również mój głos… Nie…. Raczej trzeba było słuchać mojego wycia.
Jak głośno tylko umiałem starałem się nadążać za muzyką.
Jednak to, że każdy się na nas gapił okazało się być za małym wyczynem, dlatego podniosłem się z miejsca i zacząłem wykonywać jakieś pokręcone ruchy, ale ona była uparta.
Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że wszyscy reagują nadzwyczajnie dobrze, a że zdawałem sobie sprawę z tego, że wiele osób zna tą piosenkę krzyknąłem:
- Nie wstydźcie się, pomóżcie! – potem usłyszałem jakieś szmery, po czym grupka młodych ludzi również dołączyła do mnie swoim również niezbyt urodziwym głosem.
Gdy znowu nadszedł refren puściłem oczko zielonookiej kelnerce, na co zarumieniła się i chwilę później zniknęła za drzwiami dla personelu.
Piosenka dochodziła końca i coraz więcej osób przekonywało się do pomocy mi.
Nigdy nie miałem problemu, żeby zrobić z siebie idiotę. Zawsze miałem dystans do siebie.
Szczerze, spodziewałem się, że Smiley się zawstydzi i będzie kazała mi przestać, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Może po prostu lubiła patrzeć jak robię z siebie debila, w sumie, przynajmniej miałem ubaw.
Byłem już trochę zmęczony moim tańcem i śpiewem, jeśli można to tak nazwać, lecz nie zamierzałem się poddać, dopóki nie uzyskam jakieś konkretnej reakcji z jej strony, bo na razie tylko zakrywała usta ręką by ukryć, bądź powstrzymać śmiech.
Pod koniec piosenki z jej ruchu ust mogłem odczytać zdanie: Jesteś szalony.
< Smiley? >
Rue CD Akuma
Obudziłam się wcześniej niż Akuma, ponieważ nie mogłam spać. Dręczyły mnie koszmary, przez które musiałam zrezygnować z połowy nocy. Ale jakoś nie chciałam tym zamartwiać przyjaciela, tym bardziej, ze on sam wyglądał na niewyspanego i nieco bladego. Otwierałam wszystkie szafki sprawdzając co w nich jest, aby zrobić nam cokolwiek do jedzenia. Wybór miałam ograniczony, właścicielka najwidoczniej nie chciała, aby cokolwiek się zmarnowało, straciło swój termin, więc większość szafek świeciła pustkami.
- Jak ręka? - zapytałam kucając i otwierając dolne szafki, w którym znalazłam tylko mąkę i trochę cukru.
- Lepiej - odparł, po czym wstawił wodę do czajnika. - Chcesz herbatę? - skinęłam głową nie zaprzestając swojego zajęcia, aż w końcu udało mi się znaleźć sok Kubuś.
- Napój jest - zakomunikowałam i go wystawiłam na stół, aby o nim nie zapomnieć. - I... toster - wyjęłam z głębi papierów maszynę. - Sprawdzisz czy w lodówce jest ser? - Akuma podszedł do białego przedmiotu i je otworzył.
- Ser, mięso i trochę ogórka - wyjęłam więc toster i na śniadanie mieliśmy dobrze wypieczone tosty z herbatą.
~~~
- Ma coś w głowie? Cokolwiek, jak moglibyśmy załatwić tą sprawę? - zapytałam po śniadaniu. Nie byłam najedzona, zjadłam tylko dwie kanapki, tak samo chłopak, ponieważ okazało się, że reszta pieczywa była już spleśniała. Tak czy siak ser się skończył, więc pozostało nam zjadanie samego mięsa, ale najwidoczniej żadne z nas nie miało na to ochoty.
- Nie wiem - westchnął. - Przydałoby się znaleźć ich siedzibę. Wątpię, ze tamto miejsce w lesie jest ich "domem" - utworzył cudzysłów palcami, na co przytaknęłam.
- Ale to jak szukanie igły z stogu siana - napiłam się. - Myślisz, że uda nam się ich znaleźć? Albo chociaż złapać jakiś trop? - zapytałam oczekując szczerej odpowiedzi.
- Jakbyśmy się rozdzieli to może i trop by się znalazł - stwierdził.
Tak więc było już postanowione, że na ten dzień się rozdzielamy i szukamy czegokolwiek, co by nam mogło pozwolić głównie przeżyć.
~~~
Akuma jak zawsze wziął swój plecak. Ja do kieszeni jedynie wpakowałam telefon i wymieniliśmy się numerami, gdyby któreś coś znalazło. Wzięłam jeszcze swój nóż, tak na wypadek, chociaż wątpię, abym go użyła... boleśnie. Raczej to udawania, że mogę się tym obronić. W rzeczywistości wolałabym, aby mnie związali przy jakimś drzewie. Jako prowiant wzięłam dwa jabłka i wyszliśmy.
- Do później.
On ruszył w jedną stronę, a ja drugą. Przeszłam przez targ, w którym niczego nie widziałam. A nawet gdyby oni się tu by znajdowali, przez ten tłum ludzi bym ich nie zauważyła. Weszłam na wyższy murek i zaczęłam się rozglądać. Gdy niczego tutaj nie znalazłam po godzinie szukania, postanowiłam pójść do lasu.
- Jak ręka? - zapytałam kucając i otwierając dolne szafki, w którym znalazłam tylko mąkę i trochę cukru.
- Lepiej - odparł, po czym wstawił wodę do czajnika. - Chcesz herbatę? - skinęłam głową nie zaprzestając swojego zajęcia, aż w końcu udało mi się znaleźć sok Kubuś.
- Napój jest - zakomunikowałam i go wystawiłam na stół, aby o nim nie zapomnieć. - I... toster - wyjęłam z głębi papierów maszynę. - Sprawdzisz czy w lodówce jest ser? - Akuma podszedł do białego przedmiotu i je otworzył.
- Ser, mięso i trochę ogórka - wyjęłam więc toster i na śniadanie mieliśmy dobrze wypieczone tosty z herbatą.
~~~
- Ma coś w głowie? Cokolwiek, jak moglibyśmy załatwić tą sprawę? - zapytałam po śniadaniu. Nie byłam najedzona, zjadłam tylko dwie kanapki, tak samo chłopak, ponieważ okazało się, że reszta pieczywa była już spleśniała. Tak czy siak ser się skończył, więc pozostało nam zjadanie samego mięsa, ale najwidoczniej żadne z nas nie miało na to ochoty.
- Nie wiem - westchnął. - Przydałoby się znaleźć ich siedzibę. Wątpię, ze tamto miejsce w lesie jest ich "domem" - utworzył cudzysłów palcami, na co przytaknęłam.
- Ale to jak szukanie igły z stogu siana - napiłam się. - Myślisz, że uda nam się ich znaleźć? Albo chociaż złapać jakiś trop? - zapytałam oczekując szczerej odpowiedzi.
- Jakbyśmy się rozdzieli to może i trop by się znalazł - stwierdził.
Tak więc było już postanowione, że na ten dzień się rozdzielamy i szukamy czegokolwiek, co by nam mogło pozwolić głównie przeżyć.
~~~
Akuma jak zawsze wziął swój plecak. Ja do kieszeni jedynie wpakowałam telefon i wymieniliśmy się numerami, gdyby któreś coś znalazło. Wzięłam jeszcze swój nóż, tak na wypadek, chociaż wątpię, abym go użyła... boleśnie. Raczej to udawania, że mogę się tym obronić. W rzeczywistości wolałabym, aby mnie związali przy jakimś drzewie. Jako prowiant wzięłam dwa jabłka i wyszliśmy.
- Do później.
On ruszył w jedną stronę, a ja drugą. Przeszłam przez targ, w którym niczego nie widziałam. A nawet gdyby oni się tu by znajdowali, przez ten tłum ludzi bym ich nie zauważyła. Weszłam na wyższy murek i zaczęłam się rozglądać. Gdy niczego tutaj nie znalazłam po godzinie szukania, postanowiłam pójść do lasu.
<Akuma?>
Smiley CD White
Pomysł na wypad do miasta spodobał mi się i raczej nie miałam żadnych sprzeciw skazań, aby nie pójść.
- Z miłą chęcią przyłączę się, ale najpierw przebiorę się ze stroju do ćwiczeń na normalny - uśmiechnęłam się, biorąc do ręki torbę.
- Jasne nie ma sprawy. Poczekam na ciebie przy wyjściu z tego namiotu - odparł chłopak z uśmiechem bardzo miłym dla oczu. Pobiegłam od razu za parawan, gdzie od razu szybko się przebrałam. Zostawiłam torbę w namiocie. Wiedziałam, że nikt mi jej nie weźmie, zwłaszcza, że na torbie był duży napis Smiley, dzięki któremu każdy mógł się domyślić, że jest to moja własność. Po niespełna pięciu minutach byłam już gotowa.
- Jestem już gotowa - powiedziałam, wychodząc z namiotu. - Dziękuję, że na mnie poczekałeś - spojrzałam się na swoich towarzyszy, którzy na pewno chcieliby pójść ze mną. - Wy wracajcie do namiotu, a potem wrócę - lis i psiak zrozumieli to po czym odeszli w stronę namiotu.
- No to chodźmy - odparł entuzjastycznie chłopak.
Idąc ścieżką w stronę miasta zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim, a zarazem k niczym. Z jednego tematu przechodziliśmy do drugiego. Widząc mur weszłam na niego i próbowałam utrzymać równowagę, co było trochę trudne przez śnieg, a niektóre miejsca były oblodzone.
- Uważaj, abyś nie spadła - usłyszałam że strony chłopaka małe ostrzeżenie przed upadkiem.
- Wiesz nigdy nie przeszłam jeszcze tego muru do końca, a jak tylko tutaj przyjechaliśmy i zobaczyłam ten mur obiecałam sobie, że go przejdę do samego końca nim wyjedziemy do innego miasta - spojrzałam się na chłopaka z uśmiechem na twarzy.
- Z miłą chęcią przyłączę się, ale najpierw przebiorę się ze stroju do ćwiczeń na normalny - uśmiechnęłam się, biorąc do ręki torbę.
- Jasne nie ma sprawy. Poczekam na ciebie przy wyjściu z tego namiotu - odparł chłopak z uśmiechem bardzo miłym dla oczu. Pobiegłam od razu za parawan, gdzie od razu szybko się przebrałam. Zostawiłam torbę w namiocie. Wiedziałam, że nikt mi jej nie weźmie, zwłaszcza, że na torbie był duży napis Smiley, dzięki któremu każdy mógł się domyślić, że jest to moja własność. Po niespełna pięciu minutach byłam już gotowa.
- Jestem już gotowa - powiedziałam, wychodząc z namiotu. - Dziękuję, że na mnie poczekałeś - spojrzałam się na swoich towarzyszy, którzy na pewno chcieliby pójść ze mną. - Wy wracajcie do namiotu, a potem wrócę - lis i psiak zrozumieli to po czym odeszli w stronę namiotu.
- No to chodźmy - odparł entuzjastycznie chłopak.
Idąc ścieżką w stronę miasta zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim, a zarazem k niczym. Z jednego tematu przechodziliśmy do drugiego. Widząc mur weszłam na niego i próbowałam utrzymać równowagę, co było trochę trudne przez śnieg, a niektóre miejsca były oblodzone.
- Uważaj, abyś nie spadła - usłyszałam że strony chłopaka małe ostrzeżenie przed upadkiem.
- Wiesz nigdy nie przeszłam jeszcze tego muru do końca, a jak tylko tutaj przyjechaliśmy i zobaczyłam ten mur obiecałam sobie, że go przejdę do samego końca nim wyjedziemy do innego miasta - spojrzałam się na chłopaka z uśmiechem na twarzy.
<White?>
Akuma CD Vogel
Zaczął kopać niewielki kamień, który nierytmicznie uderzał o inne podobne do niego, pnie drzew, połamane gałęzie oraz różne inne elementy znajdujące się niewiele ponad ziemią. Spojrzał w górę, nagie korony drzew liściastych, które otaczały ich niemal z każdej strony. Tylko gdzie nie gdzie znajdował się jakiś iglak, burząc dotychczasowe rozmieszczenie roślin. Ponad to, gdy owy rodzaj drzewa pojawiał się, te zgromadzone wokół niego, stały lekko odchylone w od swojego dziwnego sąsiada. Dawało to dosyć zabawny efekt, jakby ze zgrozą chciały uciec, ale masywne korzenie powstrzymywały je przed tym. Ciekawe.
- Nie byłem tu jeszcze.- Stwierdził Akuma, rozglądając się. Nie poznawał tego powalonego, już z resztą spróchniałego, pniaka, leżącego ciężko nieopodal.- Zwykle chcąc dostać się do lasu, skierowywałem się za wszystkie namioty, gdyż właśnie tam znajdowała się granica między lasem, a rozstawionymi "mieszkaniami"- nacisnął na ostatnie słowo by dać zrozumieć swojemu towarzyszowi, że to była w pewnym sensie przenośnia.
- Ja także nie. W ogóle mało razy bywałem w tutejszych lasach.- Oznajmił czarnowłosy, na moment wymieniając się spojrzeniem z chłopakiem o wyblakłych włosach. Jego wzrok musiał być przepełniony ironią, gdyż jego myśli właśnie w ten sposób teraz rozbrzmiewały. "Mało, czy w ogóle?". Ale nic nie powiedział, nawet nie wspomniał o swoich podejrzeniach. Najzwyczajniej w życiu szedł dalej, oczywiście gubiąc swój kamyk. Włożył dłonie do kieszeni bluzy, ponownie spoglądając nad siebie. Tak mało osób to robi... Zwykle tylko obchodzi ich to, co mają wokół siebie, ale nigdy nie popatrzą się w górę. Smutne, ale prawdziwe. I nadzwyczaj głupie, bo ninja właśnie drzewa oraz inne wysokie konstrukcje lubią najbardziej. A jednak, uśmiechnął się lekko, oczywiście nie ukrywał tego szyderczego gestu, bo o co? Przecież to już ludzi problem, jak skończą po napadzie tych małych (albo i niemałych) czarnych bestii. Swoją drogą, czy istnieją ninja-murzyny? Nigdy o takowych nie słyszał. Może jest jakieś prawo mówiące, że kolor skóry ma być jasny? Albo po prostu ponownie głupio myśli. Tak, zdecydowanie ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna.
- Wierzysz w istnienie ninja-murzynów?- Spytał po dłuższej przerwie. Nie miał bladego pojęcia, co o tym sądzić, więc po prostu musiał spytać.- To na prawdę ważne.- Dodał z niezmierną powagą, gdy otrzymał spojrzenie Vogel'a.
- Nie byłem tu jeszcze.- Stwierdził Akuma, rozglądając się. Nie poznawał tego powalonego, już z resztą spróchniałego, pniaka, leżącego ciężko nieopodal.- Zwykle chcąc dostać się do lasu, skierowywałem się za wszystkie namioty, gdyż właśnie tam znajdowała się granica między lasem, a rozstawionymi "mieszkaniami"- nacisnął na ostatnie słowo by dać zrozumieć swojemu towarzyszowi, że to była w pewnym sensie przenośnia.
- Ja także nie. W ogóle mało razy bywałem w tutejszych lasach.- Oznajmił czarnowłosy, na moment wymieniając się spojrzeniem z chłopakiem o wyblakłych włosach. Jego wzrok musiał być przepełniony ironią, gdyż jego myśli właśnie w ten sposób teraz rozbrzmiewały. "Mało, czy w ogóle?". Ale nic nie powiedział, nawet nie wspomniał o swoich podejrzeniach. Najzwyczajniej w życiu szedł dalej, oczywiście gubiąc swój kamyk. Włożył dłonie do kieszeni bluzy, ponownie spoglądając nad siebie. Tak mało osób to robi... Zwykle tylko obchodzi ich to, co mają wokół siebie, ale nigdy nie popatrzą się w górę. Smutne, ale prawdziwe. I nadzwyczaj głupie, bo ninja właśnie drzewa oraz inne wysokie konstrukcje lubią najbardziej. A jednak, uśmiechnął się lekko, oczywiście nie ukrywał tego szyderczego gestu, bo o co? Przecież to już ludzi problem, jak skończą po napadzie tych małych (albo i niemałych) czarnych bestii. Swoją drogą, czy istnieją ninja-murzyny? Nigdy o takowych nie słyszał. Może jest jakieś prawo mówiące, że kolor skóry ma być jasny? Albo po prostu ponownie głupio myśli. Tak, zdecydowanie ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna.
- Wierzysz w istnienie ninja-murzynów?- Spytał po dłuższej przerwie. Nie miał bladego pojęcia, co o tym sądzić, więc po prostu musiał spytać.- To na prawdę ważne.- Dodał z niezmierną powagą, gdy otrzymał spojrzenie Vogel'a.
<Vogel?>
27 lut 2017
Smiley CD Vogel
Patrząc na chłopaka, który skosztował gorącej czekolady, stwierdziłam, że mu już nie będzie smakowało. Jednak jak usłyszałam, że mu smakuje, odetchnęłam z ulgą.
- To dobrze, bo już myślałam, że ci nie zasmakowało - uśmiechnęłam się lekko.
- To dobrze, bo już myślałam, że ci nie zasmakowało - uśmiechnęłam się lekko.
Spojrzałam się na liska, któremu bardzo zasmakowały smakołyki. Tak szczerze to miałam złe przeczucia. Jakoś było zbyt cicho i wydawało mi się, że o czymś zapomniałam. Po chwili namyśleń o tym co zapomniałam, wyrwał mnie Yuki, który położył swoje łapki na moich kolanach.
- Co jest mały? - spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. - Chodź tu do mnie - wzięłam go na ręce i ułożyłam go wygodnie na kolanach.
- Teraz już wiem co miałam zrobić! - przypomniało mi się wpatrując w oczy Yuki'ego.
- Co miałaś zrobić? - spytał się z ciekawością na twarzy chłopak.
- To na dzisiaj miałam przygotować kostium, a ja zapomniałam zrobić nową kreację - odpowiedziałam.
Rozejrzałam się po pokoju, po czym przeszłam do swoich szuflad gdzie trzymałam przeróżne materiały. Wyszukałam dość spory kawałek materiału, do tego kilka ozdób.
- Ty masz zamiar zrobić to teraz? - zwróciłam wzrok na chłopaka.
- Spokojnie, daj mi około dwudziestu minut i będzie wszystko gotowe - uśmiechnęłam się szeroko. Zasiadłam się przy biurku gdzie wzięłam swoją szpulkę nitek i igły. Miał być to nowy kostium dla Biscy, małego szczeniaka, który jest normalnie pod moją opieką, ale wczoraj musiała wyjechać gdzieś tam. Była pod najlepszą opieką jaką mogłam jej zaoferować. Minęło dwadzieścia minut, a ja miałam już gotowy strój dla mojej psinki.
- Za chwilę powinna przyjść - odparłam, kierując swój wzrok na zegarek.
- Kim ona jest? - dopytał się chłopak.
- Jest kimś bardzo ważnym dla mnie. Na pewno ciebie polubi, skoro Yuki ciebie polubił to i ona również - uśmiechnęłam się, bacznie przyglądając się kostiumowi jaki to uszyłam.
- Już jest - podeszłam do drzwi, a przed nimi stała mała suczka. - Nareszcie jesteś! - zniżyłam się do niej, a ona rzuciła się na mnie. Wzięłam psiaka na ręce i podeszłam do Vogel'a.
- Vogel poznaj Bisce, Bisca poznaj Vogel'a - uśmiechnęłam się do oby dwóch. Yuki podszedł niepewnym krokiem do mnie i psiaka. - Bisca od dzisiaj Yuki jest naszym członkiem rodziny - mała psina zeskoczyła z rąk i podeszła do lisa. Oby dwoje stanęli na przeciwko siebie i zaczęli się zapoznawać. Myślałam, że się nie polubią, ale wtedy zaczęli biegać po całym pokoju. - A już myślałam, że się nie polubią - odetchnęłam z ulgą. - To co będziemy robić jak tylko dopijemy naszą czekoladę? - spojrzałam się na chłopaka.
<Vogel?>
Vogel CD Akuma
Westchnąłem głęboko, nadal patrząc na plamę błota, którą naniósł tu niedawno przybyły Akuma. Potarłem palcami swoje brwi, myśląc przy tym.
- Nie zmuszam cię do sprzątania -Rzekłem po krótkiej chwili, tym samym podnosząc na jego wysokość swój wzrok -Sam będę mógł to zrobić, bo i tak miałem na dniach posprzątać -Dodałem, posyłając mu spokojny uśmiech.
Chłopak wciągnął powietrze nosem, wprawiając tym samym swoją klatkę piersiową w ruch. Przyglądałem mu się jeszcze, aż w końcu usłyszałem jego głos.
- To... -Zaczął, przekręcając delikatnie głowę -Idziemy gdzieś, czy masz zamiar się we mnie tak wgapiać? -Zakpił ze mnie, używając przy tym swojego ironicznego uśmieszku.
Prychnąłem w odpowiedzi, po czym zacząłem się do niego zbliżać, zabierając z ciemnego wieszaka grubą, ciemnozieloną bluzę. Narzuciłem ją na siebie. Będąc przy nim, zapiąłem zamek, a następnie spojrzałem się na niego zza zasłony gęstych włosów.
- Nie jesteś na tyle przystojny, żeby się w ciebie godzinami wgapiać -Odgryzłem mu się, uśmiechając się przy tym.
Zareagował tak jak ja poprzednia, a następnie ruszył za mną na zewnątrz. Stanąłem na środku dróżki i spojrzałem na niego, posyłając mu pytające spojrzenie. Chłopak podszedł do mnie i wzruszył ramionami. Złapałem się za podbródek i zacząłem myśleć. Gdzie byśmy mogli dobrze i miło spędzić czas? Ukradkiem spojrzałem się na niego. Był rozmarzony. Rozglądał się dookoła, jakby pierwszy raz tu był. Zaśmiałem się cicho pod nosem, po czym klasnąłem w ręce, przez co oświadczyłem, że coś wymyśliłem. Ten odwrócił się w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami.
- Może pójdziemy tam, gdzie nas nogi poniosą? -Zaproponowałem. W sumie sam nie wiedziałem gdzie dokładnie, więc wymyśliłem, że w trakcie drogi na coś wpadniemy.
Akuma zastanowił się, raz po raz kiwając głową. Pewnie rozważał moją propozycję. A może mi się to przewidziało? Po dłuższej chwili, westchnął, łapiąc się przy tym za biodro.
- Nie mam lepszego pomysłu -Rzucił jakby od niechcenia -Więc w sumie może być -Uśmiechnął się po chwili.
Odwzajemniłem gest, po czym ruszyliśmy drogą prowadzącą do miasta. Gdzieś w połowie drogi skręciliśmy w poboczną ścieżkę, prowadzącą do lasu. Choćby się nie wydawało, może być to całkiem dobra przygoda. Idąc ramię w ramię z szarowłosym olbrzymem, rozejrzałem się dookoła. Niby jest jeszcze zima, jednakże po deszczu, który jeszcze niedawno nas powitał, stało się minimalnie cieplej. Zaciągnąłem się orzeźwiającym powietrzem, a następnie wypuściłem je przez usta ze świstem. W tym samym momencie usłyszałem dziwny, pukający odgłos. Raz jeszcze się rozejrzałem, a gdy usłyszałem go ponownie, spojrzałem pod nogi. Jak się okazało, był to Akuma, który kopał niewielki kamień. Można powiedzieć, że odetchnąłem z ulgą, gdy tylko to zauważyłem.
- Nie zmuszam cię do sprzątania -Rzekłem po krótkiej chwili, tym samym podnosząc na jego wysokość swój wzrok -Sam będę mógł to zrobić, bo i tak miałem na dniach posprzątać -Dodałem, posyłając mu spokojny uśmiech.
Chłopak wciągnął powietrze nosem, wprawiając tym samym swoją klatkę piersiową w ruch. Przyglądałem mu się jeszcze, aż w końcu usłyszałem jego głos.
- To... -Zaczął, przekręcając delikatnie głowę -Idziemy gdzieś, czy masz zamiar się we mnie tak wgapiać? -Zakpił ze mnie, używając przy tym swojego ironicznego uśmieszku.
Prychnąłem w odpowiedzi, po czym zacząłem się do niego zbliżać, zabierając z ciemnego wieszaka grubą, ciemnozieloną bluzę. Narzuciłem ją na siebie. Będąc przy nim, zapiąłem zamek, a następnie spojrzałem się na niego zza zasłony gęstych włosów.
- Nie jesteś na tyle przystojny, żeby się w ciebie godzinami wgapiać -Odgryzłem mu się, uśmiechając się przy tym.
Zareagował tak jak ja poprzednia, a następnie ruszył za mną na zewnątrz. Stanąłem na środku dróżki i spojrzałem na niego, posyłając mu pytające spojrzenie. Chłopak podszedł do mnie i wzruszył ramionami. Złapałem się za podbródek i zacząłem myśleć. Gdzie byśmy mogli dobrze i miło spędzić czas? Ukradkiem spojrzałem się na niego. Był rozmarzony. Rozglądał się dookoła, jakby pierwszy raz tu był. Zaśmiałem się cicho pod nosem, po czym klasnąłem w ręce, przez co oświadczyłem, że coś wymyśliłem. Ten odwrócił się w moją stronę ze zmarszczonymi brwiami.
- Może pójdziemy tam, gdzie nas nogi poniosą? -Zaproponowałem. W sumie sam nie wiedziałem gdzie dokładnie, więc wymyśliłem, że w trakcie drogi na coś wpadniemy.
Akuma zastanowił się, raz po raz kiwając głową. Pewnie rozważał moją propozycję. A może mi się to przewidziało? Po dłuższej chwili, westchnął, łapiąc się przy tym za biodro.
- Nie mam lepszego pomysłu -Rzucił jakby od niechcenia -Więc w sumie może być -Uśmiechnął się po chwili.
Odwzajemniłem gest, po czym ruszyliśmy drogą prowadzącą do miasta. Gdzieś w połowie drogi skręciliśmy w poboczną ścieżkę, prowadzącą do lasu. Choćby się nie wydawało, może być to całkiem dobra przygoda. Idąc ramię w ramię z szarowłosym olbrzymem, rozejrzałem się dookoła. Niby jest jeszcze zima, jednakże po deszczu, który jeszcze niedawno nas powitał, stało się minimalnie cieplej. Zaciągnąłem się orzeźwiającym powietrzem, a następnie wypuściłem je przez usta ze świstem. W tym samym momencie usłyszałem dziwny, pukający odgłos. Raz jeszcze się rozejrzałem, a gdy usłyszałem go ponownie, spojrzałem pod nogi. Jak się okazało, był to Akuma, który kopał niewielki kamień. Można powiedzieć, że odetchnąłem z ulgą, gdy tylko to zauważyłem.
<Akuma?>
26 lut 2017
Informacja #2
Dzisiaj na naszym blogu zaszłe drobne zmiany. Prawdopodobnie można je zauważyć, ale dla ścisłości powiem co się zmieniło. Od dzisiaj regulamin znajduje się wraz z formularzem strona pod tytułem teraz jest "Formularz & Regulamin" do tego zostały dodane miejsca znaleźć będzie je można w zakładce pod tytułem Nasz cyrk & Miejsca, następną rzeczą jaką się zmieniło w stronach (zakładkach) nie wiem jak to nazwać bo różnie to każdy nazywa XD to to, że zamian ważne osoby naszego cyrku została zmieniona nazwa na NPC no i od dzisiaj można również dołączyć nie tylko osobą występująca, a pracownikiem naszego cyrku. Można zostać krawcem, projektantem czy też lekarzem... do tego właśnie została stworzona nowa strona Pracownicy gdzie będą dodawane osoby, które u nas pracują i są jednocześnie częścią naszej cyrkowej rodziny, wreszcie bez nich nie dalibyśmy sobie rady ;) Ostatnie dwie rzeczy jakie mam do ogłoszenia to to, że pojawił się nowy baner jak i to, że powstała ankieta na której dowiem się czy mają zostać wprowadzone pieniądze, dzięki nim będziecie mogli je wygrywać w Eventach czy też za pisanie opowiadań. Jeżeli taka opcja zostanie dodana to również, pojawi się zakładka "Rynek" i będziecie mogli kupić kilka magicznych i tych mniej magicznych przedmiotów. Ankieta będzie trwać od 26.02 do 05.03.2017r. Czekam na waszą decyzję i życzę dużo weny jak i powodzenia w obecnym Evencie!
Akuma CD Rue
Westchnął cicho, tak jak myślał, nie mógł zasnąć. Mimo zmęczenia tak na prawdę nie czuł się śpiący. Zastanawiał się, co przyniesie jutro (lub dzisiaj, nie był pewien, czy nie jest już czasem grubo po północy, po prostu stracił rachubę czasu). Nie był pewien, co o tym wszystkim myśleć. Pewnie podpalacze nadal będą robić swoje, bo czemu by nie? Jednak jeśli chcieliby szukać tej dwójki, musieliby się chociaż trochę oddalić od cyrku, a co się z tym wiąże, czekałaby ich długa podróż powrotna. A to niezbyt korzystne. Ponad to nie muszą jeszcze wiedzieć, że Rue i Akuma pochodzą z cyrku. A tym bardziej z tego cyrku. W końcu po prostu mieli ze sobą do czynienia w walce. Ale jeśli podglądając namioty, zauważyli ich? Przecież musieli jakoś się dowiedzieć, ile osób jest w cyrku. A przynajmniej takie odnosił wrażenie, bo sam by tak zrobił, gdyby miał wykonać jakąś zbrodnię. Pierw poznać swojego wroga, o tak. A więc może to jest pierwszy krok do dalszego działania? Może trzeba najpierw ich poznać, a dopiero potem snuć plan działania? W końcu jeśli okazałoby się, że przykładowo posiadają wielgachne psy gończe, mogło by się to źle skończyć. Ale jak poznać wroga nie wiedząc, gdzie aktualnie się znajduje? Albo gdzie jest jego główna siedziba (o ile takową posiada)? Przekręcił się na bok, o mało co nie spadając z kanapy. Przeklął szeptem, nadal rozmyślając nad tą całą sprawą. Czuł, że musi teraz coś zrobić, ale przecież mieli odpoczywać. Gdyby Rue się dowiedziała, że zaczął działać bez nie, zezłościłaby się oraz miała poczucie winy, że sama nic nie zrobiła. Cholernie zły dzień, o tak... Spróbował więc zasnąć, jutrzejszy (albo jak było wspomniane, dzisiejszy) dzień może przyniesie jakieś rozwiązanie. Nie, nie może. M u s i przynieść jakieś rozwiązanie. Jakiś rezultat, pomysł. Więc zamknął swoje jasne oczy z zamiarem odpoczęcia, ale jedyne co otrzymał, to płytki, niemalże na jawie, sen.
Obudził się wcześnie. Pierwsze, co zrobił, to otworzył szeroko oczy i sprawdził, czy wszystko jest okay. Nie, nic nie płonie, ale... nie ma Rue. Wstał pospiesznie mając nadzieję, że po prostu wcześniej się obudziła i poszła się przebrać, zrobić śniadanie, no cokolwiek. Wyszedł z pomieszczenia, przy okazji próbując sobie przypomnieć drogę do kuchni. Po paru minutach znalazł poszukiwane pomieszczenie i z ulgą stwierdził, że jego przyjaciółka już krząta się przy szafkach z jedzeniem.
- I jak ci się spało? Bo ja w życiu tak nie spałem, ta kanapa jest fantastyczna.- Skłamał z udawanym, bladym uśmiechem. Spojrzał na jej bledszą niż zwykle skórę, ale nie napomniał na ten temat. Jeżeli coś było nie tak, niech sama mu o tym powie, niech mu zaufa. Odwróciła się w jego stronę, również blado się uśmiechając. Od razu poznał ten gest, to po prostu przejaw troski oraz kłamstwa.
- Nie było najgorzej.- Uhmm, czyli nikt tutaj nie ma zamiaru rozmawiać o źle spędzonej nocy.
Obudził się wcześnie. Pierwsze, co zrobił, to otworzył szeroko oczy i sprawdził, czy wszystko jest okay. Nie, nic nie płonie, ale... nie ma Rue. Wstał pospiesznie mając nadzieję, że po prostu wcześniej się obudziła i poszła się przebrać, zrobić śniadanie, no cokolwiek. Wyszedł z pomieszczenia, przy okazji próbując sobie przypomnieć drogę do kuchni. Po paru minutach znalazł poszukiwane pomieszczenie i z ulgą stwierdził, że jego przyjaciółka już krząta się przy szafkach z jedzeniem.
- I jak ci się spało? Bo ja w życiu tak nie spałem, ta kanapa jest fantastyczna.- Skłamał z udawanym, bladym uśmiechem. Spojrzał na jej bledszą niż zwykle skórę, ale nie napomniał na ten temat. Jeżeli coś było nie tak, niech sama mu o tym powie, niech mu zaufa. Odwróciła się w jego stronę, również blado się uśmiechając. Od razu poznał ten gest, to po prostu przejaw troski oraz kłamstwa.
- Nie było najgorzej.- Uhmm, czyli nikt tutaj nie ma zamiaru rozmawiać o źle spędzonej nocy.
<Rue?>
Rue CD Azucar
Nigdy nie widziałam filmu "Rocky", a chłopak pozostawił mnie w niewiedzy, każąc mi oglądać. Zostało mi jedynie posłuchanie się jego. Ogólnie słowo "Rocky" kojarzył mi się z łosiem, który miał za przyjaciela szarą wiewiórkę. Nie byłam pewna czy to była prawda, ale chyba owy film nazywał się "Rocky i Łoś Superktoś". Tyle, że oglądałam to tak dawno temu, że już go nie pamiętam, jedynie pojedyncze sceny.
Jednak ten film był o czym innym. Był o bokserze, który kochał walczyć w klubach i ściągał długi dla jakiegoś tam gangstera, którego imienia zapomniałam. Podkochiwał się w dziewczynie ze sklepu zoologicznego, która chyba nazywała się Adrian - zaraz, to nie męskie imię? Pewnego dnia może zostać pomocnikiem mistrza świata wagi ciężkiej, bo jego przeciwnik doznał kontuzji ręki - pf, bokser. wypadło na Rocky'ego, który ma szansę. Potem ciężko trenuje przez jakiś czas, zdobywa swoją ukochaną - przez to imię wydawało mi się, że był on gejem - a gdy dochodzi do długiej walki, to jego przeciwnik wygrywa z nim, jeśli chodzi o punkty - nie znam się na boksie, wiec nie miałam pojęcia jak to się liczy. Ale tak czy siak skończyło się happy endem, ponieważ widzowie docenili jego starania i to było oczywiste, ze stał się ich gwiazdą.
- Już wiesz o czym to było? - zapytał mnie Azucar, gdy zaczęły się pojawiać napisy końcowe. Skinęłam głową i dojadłam niedokończony popcorn, którego chłopak już nie wsunął.
- Nie przepadam za boksem, ale było ciekawie, gdy obijali sobie mordki - uśmiechnęłam się, po czym oboje się zaśmieliśmy. Wstałam i posprzątaliśmy co nie co z kanapy.
- Ja uwielbiam ten film.
- Widziałam - zaśmiałam się przypominając sobie, jak kazał mi się uciszyć, gdy chciałam coś skomentować, a raczej zapytać się o te punkty. Ale teraz to nie ważne.
- A jakie filmy lubisz? - zapytał, gdy siedzieliśmy już na czystej kanapie, a w telewizorze jedynie leciały napisy końcowe i ściszona muzyka końcowa, która swoją drogą była śliczna.
- Różne. Oglądam głównie bajki dla dzieci jak Epoka Lodowcowa czy Shrek - zaśmialiśmy się. Potem aby udowodnić mu, że nie żartuje, mówiłam parę tekstów, które zapadły mi głęboko w pamięć. "ty do mnie to mówisz?" albo "Czego za mną leziesz?". Zabawne była także "Tylko przyjaciela stać na taki gest". Pośmialiśmy się jeszcze z pół dnia opowiadając sobie śmieszne sceny z filmów, albo słowa. Przeszliśmy także na temat naszych wspomnieć, opowiadaliśmy sobie głupie historyjki. Opowiedziałam mu kiedyś, jak próbowałam kiedyś złapać wiewiórkę i utknęłam w dziupli, bo skubaniec był szybszy i mniejszy. Z dwie godziny tak wisiałam, aż w końcu ktoś napatoczył się do lasu i raczył mi pomóc.
Jednak ten film był o czym innym. Był o bokserze, który kochał walczyć w klubach i ściągał długi dla jakiegoś tam gangstera, którego imienia zapomniałam. Podkochiwał się w dziewczynie ze sklepu zoologicznego, która chyba nazywała się Adrian - zaraz, to nie męskie imię? Pewnego dnia może zostać pomocnikiem mistrza świata wagi ciężkiej, bo jego przeciwnik doznał kontuzji ręki - pf, bokser. wypadło na Rocky'ego, który ma szansę. Potem ciężko trenuje przez jakiś czas, zdobywa swoją ukochaną - przez to imię wydawało mi się, że był on gejem - a gdy dochodzi do długiej walki, to jego przeciwnik wygrywa z nim, jeśli chodzi o punkty - nie znam się na boksie, wiec nie miałam pojęcia jak to się liczy. Ale tak czy siak skończyło się happy endem, ponieważ widzowie docenili jego starania i to było oczywiste, ze stał się ich gwiazdą.
- Już wiesz o czym to było? - zapytał mnie Azucar, gdy zaczęły się pojawiać napisy końcowe. Skinęłam głową i dojadłam niedokończony popcorn, którego chłopak już nie wsunął.
- Nie przepadam za boksem, ale było ciekawie, gdy obijali sobie mordki - uśmiechnęłam się, po czym oboje się zaśmieliśmy. Wstałam i posprzątaliśmy co nie co z kanapy.
- Ja uwielbiam ten film.
- Widziałam - zaśmiałam się przypominając sobie, jak kazał mi się uciszyć, gdy chciałam coś skomentować, a raczej zapytać się o te punkty. Ale teraz to nie ważne.
- A jakie filmy lubisz? - zapytał, gdy siedzieliśmy już na czystej kanapie, a w telewizorze jedynie leciały napisy końcowe i ściszona muzyka końcowa, która swoją drogą była śliczna.
- Różne. Oglądam głównie bajki dla dzieci jak Epoka Lodowcowa czy Shrek - zaśmialiśmy się. Potem aby udowodnić mu, że nie żartuje, mówiłam parę tekstów, które zapadły mi głęboko w pamięć. "ty do mnie to mówisz?" albo "Czego za mną leziesz?". Zabawne była także "Tylko przyjaciela stać na taki gest". Pośmialiśmy się jeszcze z pół dnia opowiadając sobie śmieszne sceny z filmów, albo słowa. Przeszliśmy także na temat naszych wspomnieć, opowiadaliśmy sobie głupie historyjki. Opowiedziałam mu kiedyś, jak próbowałam kiedyś złapać wiewiórkę i utknęłam w dziupli, bo skubaniec był szybszy i mniejszy. Z dwie godziny tak wisiałam, aż w końcu ktoś napatoczył się do lasu i raczył mi pomóc.
<Azucar?>
Rue CD Akuma
Sen to był bardzo dobry pomysł. Podczas odpoczynku ciało szybciej się regeneruje, więc obydwoje powinniśmy poczuć ulgę, gdy staniemy. A co się zrobi potem, obgadamy to kiedy indziej. Jak dla mnie wystarczy wrażeń jak na jeden dzień.
Poszłam do pokoju, aby przygotować posłania. Właścicielka najwidoczniej lubiła wszystko składać i chować do szafek, aby nic się nie stało. Dlatego też zrobiłam jej na początku mały bałagan - posłałam najpierw łóżko, a potem rozłożyliśmy kanapę, na której miał spać Akuma - bynajmniej sam tak zarządził. Kołdra, pościel i poduszki - i wszystko gotowe.
- Świetnie, możemy tutaj spędzić parę nocy - usiadłam na łóżku, po czym się na nim położyłam, trzymając nogi na podłodze. Materac był taki mięciutki, że gdy tylko go poczułam, miałam ochotę zamknąć oczy i zasnąć. - Myślisz, że już nas szukają? - podniosłam się i spojrzałam na chłopaka, który usiadł na rozłożonej kanapie. Była ona mniej więcej wielkości łóżka i na pewno tak samo miękka.
- Jeśli nie, to pewnie się szykują - odpowiedział. Skinęłam głową, po czym spojrzałam się w okno, za którym widziałam jak słońce zachodzi. Najpierw pościg trwający jakoś do południa, potem leczenie, i zrobienie obiadu - i proszę, jaki też dzień był krótki i szybko minął. Dlatego wolałam budzić się wcześniej, nawet, jeśli mi to czasem nie wychodziło. Im później się obudzę, tym mam mniej czasu, a dnie w zimie są teraz krótkie. Poczekam na lato, wtedy będę mogła spać do południa, a chodzić do północy, bo będzie jeszcze jasno.
- Oby tylko nie szukali nas w cyrku - westchnęłam przypominając sobie dwa spalone namioty, na miejsce których pojawił się jeden wielki cyrk i ogień pochłaniający wszystko i wszystkich, którzy tam byli. Cud, że stało się to po występie, inaczej zginęliby i inni ludzie.
- Może gdy się nami zajmą, na razie przestaną palić namioty? - zasugerował Akuma, chociaż to było mało prawdopodobne.
- Lub kiedy nas nie znajdą, zemszczą się na wszystkich - stwierdziłam i spojrzałam na jakiś obraz wiszący na zielonej ścianie. Przedstawiał on uśmiechniętego chłopczyka w niebieskim ubranku, z lodem w dłoni, a obok niego przy nodze siedział biały psiak, trzymany na czerwonej smyczy przez dziecko.
- Nie ważne, lepiej nie martwy się tym teraz - położył się na kanapie, kładąc głowę na poduszce. - Idź spać - zarządził dalej tym samym obojętnym tonem, na co tylko westchnęłam zrezygnowana. Może rzeczywiście nie warto teraz zaprzątać sobie głowy jakimiś dzetami? Trzeba odpocząć.
Położyłam się na łóżku i okrywając jedynie nogi kołdra, zamknęłam oczy. Raptownie zasnęłam pogrążając się w okropnym koszmarze, który tylko mi przypominał dzisiejszy dzień. Z tym, że zabiłam nie tylko dwóch ludzi, ale i przypadkiem przyjaciela oraz paru cyrkowców. Wydawało mi się, ze to ja wszystko paliłam.
Poszłam do pokoju, aby przygotować posłania. Właścicielka najwidoczniej lubiła wszystko składać i chować do szafek, aby nic się nie stało. Dlatego też zrobiłam jej na początku mały bałagan - posłałam najpierw łóżko, a potem rozłożyliśmy kanapę, na której miał spać Akuma - bynajmniej sam tak zarządził. Kołdra, pościel i poduszki - i wszystko gotowe.
- Świetnie, możemy tutaj spędzić parę nocy - usiadłam na łóżku, po czym się na nim położyłam, trzymając nogi na podłodze. Materac był taki mięciutki, że gdy tylko go poczułam, miałam ochotę zamknąć oczy i zasnąć. - Myślisz, że już nas szukają? - podniosłam się i spojrzałam na chłopaka, który usiadł na rozłożonej kanapie. Była ona mniej więcej wielkości łóżka i na pewno tak samo miękka.
- Jeśli nie, to pewnie się szykują - odpowiedział. Skinęłam głową, po czym spojrzałam się w okno, za którym widziałam jak słońce zachodzi. Najpierw pościg trwający jakoś do południa, potem leczenie, i zrobienie obiadu - i proszę, jaki też dzień był krótki i szybko minął. Dlatego wolałam budzić się wcześniej, nawet, jeśli mi to czasem nie wychodziło. Im później się obudzę, tym mam mniej czasu, a dnie w zimie są teraz krótkie. Poczekam na lato, wtedy będę mogła spać do południa, a chodzić do północy, bo będzie jeszcze jasno.
- Oby tylko nie szukali nas w cyrku - westchnęłam przypominając sobie dwa spalone namioty, na miejsce których pojawił się jeden wielki cyrk i ogień pochłaniający wszystko i wszystkich, którzy tam byli. Cud, że stało się to po występie, inaczej zginęliby i inni ludzie.
- Może gdy się nami zajmą, na razie przestaną palić namioty? - zasugerował Akuma, chociaż to było mało prawdopodobne.
- Lub kiedy nas nie znajdą, zemszczą się na wszystkich - stwierdziłam i spojrzałam na jakiś obraz wiszący na zielonej ścianie. Przedstawiał on uśmiechniętego chłopczyka w niebieskim ubranku, z lodem w dłoni, a obok niego przy nodze siedział biały psiak, trzymany na czerwonej smyczy przez dziecko.
- Nie ważne, lepiej nie martwy się tym teraz - położył się na kanapie, kładąc głowę na poduszce. - Idź spać - zarządził dalej tym samym obojętnym tonem, na co tylko westchnęłam zrezygnowana. Może rzeczywiście nie warto teraz zaprzątać sobie głowy jakimiś dzetami? Trzeba odpocząć.
Położyłam się na łóżku i okrywając jedynie nogi kołdra, zamknęłam oczy. Raptownie zasnęłam pogrążając się w okropnym koszmarze, który tylko mi przypominał dzisiejszy dzień. Z tym, że zabiłam nie tylko dwóch ludzi, ale i przypadkiem przyjaciela oraz paru cyrkowców. Wydawało mi się, ze to ja wszystko paliłam.
<Akuma?>
25 lut 2017
Karnawał #3
To czas już zacząć! Skoro nikt nie chciał sobie wybrać roli to przydzieliłam je sama. Jeżeli komuś się nie spodoba to zawsze może zmienić. Jest to pierwszy event na tym blogu i mam nadzieję, że wyjdzie. Ja sama wezmę udział z tym, że nie dostanę nagrody. Co do nagród to nie mam zbytnio pomysłu i wciąż zastanawiam się jak moglibyście być nagradzani, ale to jeszcze muszę przemyśleć. Tak więc nagrodami tego Eventu Karnawałowego będą rzeczy z Czarnego Rynku na howrse.
Program Repertuaru!
Część #1
1. Wstęp - parada rozpoczynająca spektakl, wszyscy biorą udział.
2. Akrobacje na linie/ w sieci - Rue i Smiley
3. Rzucanie do celu sztyletami - Azucar
4. Sztuczki z dymem/ogniem - Lunativ, Akuma
5. Pokaz zwierząt - Blade (zaklinanie węży), Lottie
6. Magiczne sztuczki - Szakal, White, Kanekichi
Część #2
1. Akrobacje na batucie - dla chętnej osoby
2. Żonglerzy - Vogel
3. Linoskoczkowie wraz z pokazem na trapezie - Tori, Nymph, Volante
4. Połykacze ognia - dla chętnej osoby
5. Akrobacje na drążkach - Naamio
6. Skoki przez ogniste obręcze - dla chętnej osoby
7. Zakończenie - udział ze wszystkimi artystami
Opowiadanie:
* Powinno zawierać więcej niż 250 słow
* Sprawdzana będzie również interpunkcja, błędy i opis (np. wygląd sceny...itp.)
Czas:
* Czas na napisanie opowiadania macie do 12/03/2017r.
Nagrody:
1 msc. Zestaw Harmonii
2 msc. Piorun Zeusa
3 msc. Promień Heliosa
Azucar CD Rue
Gra w monopol zajęła nam przynajmniej dwie godziny. W między czasie wypiliśmy herbatę i zjedliśmy połowę zrobionych wcześniej babeczek.
Rue oczywiście wygrała, bo jakżeby inaczej, jednak uważam, że szło mi naprawdę dobrze! Po prostu... ona miała więcej szczęścia.
Chowaliśmy wszystko do pudełka rozmawiając o naszej rozgrywce.
Później usiedliśmy koło siebie i zaczęliśmy gadać o innych duperelach. Opowiadaliśmy sobie różne śmieszne historie. Między innymi, opowiedziałem jej tą, w której bawiliśmy się z chłopakami w chowanego. Ja, zawsze byłem najlepszy w chowaniu się. Tak było też tym razem. Schowałem się w kącie kurnika, który był u nas na podwórku. Nie wiem ile tam siedziałem, w każdym bądź razie, moi koledzy przestali mnie szukać, bo poszli do domu na deser. Pamiętam, że nawet krzyczeli, żebym wyszedł i z nimi poszedł, a ja myślałem, że po prostu mnie nabierają, żeby mnie znaleźć. Dlatego pozostałem w ukryciu. Ponoć twierdzili, że już wcześniej uciekłem do domu, a to nie prawda. Potem, moja o rok młodsza kuzynka (miałem wtedy 8 lat) przyszła nakarmić kury. Jej mina, gdy mnie zobaczyła była bezcenna. Ja natomiast, nadal byłem w pełni przekonany, że gra nadal trwa, więc pociągnąłem ją do siebie, żeby mnie nie zdradziła i zakryłem jej usta ręką...
Rue wybuchnęła śmiechem przerywając mi opowieść. Również nie odmówiłem sobie szerokiego uśmiechu.
- Już, już... Opowiadaj dalej - powiedziała w końcu opanowując się.
- No więc... Ona po jakimś czasie mi się wyrwała i dałem jej dojść do słowa. Dowiedziałem się, że moja mama myśli, że poszedłem spać do jakiegoś kolegi i tylko dlatego nie byłem na deserze oraz nie było mnie w domu, a był już późny wieczór. Później była na mnie trochę obrażona... ta kuzynka, ale to drobiazg... Teraz mnie kocha... - oświadczyłem i złapałem się za serce.
- Oczywiście... - westchnęła i pokręciła głową.
- Naprawdę! Jestem jej ulubionym kuzynem! Mamy bardzo dobry kontakt... - mówiłem, a ona znowu przerwała mi mówiąc, że mi wierzy.
- Co robimy? - zapytała patrząc przed siebie.
- Możemy obejrzeć jakiś film - zaproponowałem, a ona zgodziła się. To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Nakazałem, aby wybrała coś z mojej kolekcji, a sam w tym czasie zabrałem się za przygotowywanie popcornu.
Po chwili spojrzałem w jej stronę, aby zobaczyć co trzyma w dłoni. Okazało się, że był to film "Rocky". Jeden z moich ulubionych.
- O... Uwielbiam ten film! - zachwyciłem się jej wyborem. Ona jednak zmarszczyła brwi.
- Co to jest? - wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Nie oglądałaś "Rocky'ego"?! To taka klasyka! Dobrze, siadaj, musisz to obejrzeć! - rozkazałem, a ona wzruszyła ramionami.
Włożyłem płytę, a chwilę później na ekranie pojawiły się pierwsze sceny. Mimo, że widziałem to wiele razy, nie chciałem przegapić ani minuty, dlatego chwilę później usiadłem obok z miską popcornu.
- Powiesz mi chociaż o czym to jest?
- Zaraz się dowiesz! Oglądaj! - odparłem zafascynowany, na co cicho zachichotała i zwróciła się w stronę filmu.
Rue oczywiście wygrała, bo jakżeby inaczej, jednak uważam, że szło mi naprawdę dobrze! Po prostu... ona miała więcej szczęścia.
Chowaliśmy wszystko do pudełka rozmawiając o naszej rozgrywce.
Później usiedliśmy koło siebie i zaczęliśmy gadać o innych duperelach. Opowiadaliśmy sobie różne śmieszne historie. Między innymi, opowiedziałem jej tą, w której bawiliśmy się z chłopakami w chowanego. Ja, zawsze byłem najlepszy w chowaniu się. Tak było też tym razem. Schowałem się w kącie kurnika, który był u nas na podwórku. Nie wiem ile tam siedziałem, w każdym bądź razie, moi koledzy przestali mnie szukać, bo poszli do domu na deser. Pamiętam, że nawet krzyczeli, żebym wyszedł i z nimi poszedł, a ja myślałem, że po prostu mnie nabierają, żeby mnie znaleźć. Dlatego pozostałem w ukryciu. Ponoć twierdzili, że już wcześniej uciekłem do domu, a to nie prawda. Potem, moja o rok młodsza kuzynka (miałem wtedy 8 lat) przyszła nakarmić kury. Jej mina, gdy mnie zobaczyła była bezcenna. Ja natomiast, nadal byłem w pełni przekonany, że gra nadal trwa, więc pociągnąłem ją do siebie, żeby mnie nie zdradziła i zakryłem jej usta ręką...
Rue wybuchnęła śmiechem przerywając mi opowieść. Również nie odmówiłem sobie szerokiego uśmiechu.
- Już, już... Opowiadaj dalej - powiedziała w końcu opanowując się.
- No więc... Ona po jakimś czasie mi się wyrwała i dałem jej dojść do słowa. Dowiedziałem się, że moja mama myśli, że poszedłem spać do jakiegoś kolegi i tylko dlatego nie byłem na deserze oraz nie było mnie w domu, a był już późny wieczór. Później była na mnie trochę obrażona... ta kuzynka, ale to drobiazg... Teraz mnie kocha... - oświadczyłem i złapałem się za serce.
- Oczywiście... - westchnęła i pokręciła głową.
- Naprawdę! Jestem jej ulubionym kuzynem! Mamy bardzo dobry kontakt... - mówiłem, a ona znowu przerwała mi mówiąc, że mi wierzy.
- Co robimy? - zapytała patrząc przed siebie.
- Możemy obejrzeć jakiś film - zaproponowałem, a ona zgodziła się. To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Nakazałem, aby wybrała coś z mojej kolekcji, a sam w tym czasie zabrałem się za przygotowywanie popcornu.
Po chwili spojrzałem w jej stronę, aby zobaczyć co trzyma w dłoni. Okazało się, że był to film "Rocky". Jeden z moich ulubionych.
- O... Uwielbiam ten film! - zachwyciłem się jej wyborem. Ona jednak zmarszczyła brwi.
- Co to jest? - wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Nie oglądałaś "Rocky'ego"?! To taka klasyka! Dobrze, siadaj, musisz to obejrzeć! - rozkazałem, a ona wzruszyła ramionami.
Włożyłem płytę, a chwilę później na ekranie pojawiły się pierwsze sceny. Mimo, że widziałem to wiele razy, nie chciałem przegapić ani minuty, dlatego chwilę później usiadłem obok z miską popcornu.
- Powiesz mi chociaż o czym to jest?
- Zaraz się dowiesz! Oglądaj! - odparłem zafascynowany, na co cicho zachichotała i zwróciła się w stronę filmu.
< Rue? >
Akuma CD Rue
Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie.boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli.Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie.boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli.Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie.boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli.Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie.boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli.Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie.boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli. Nie boli.
"Cholernie pomocne, doprawdy"- pomyślał, nawijając makaron na widelec. Swoją drogą, jedzenie wydawało mu się najsmaczniejsze na świecie. Chociaż to głównie dlatego, że był bardzo, ale to bardzo głodny. Opróżnił cały talerz. ale nadal czuł niedosyt. Nie pisnął jednak na ten temat ani słowa, nie miał zamiaru wymiękać w takiej sytuacji.
- Było dobre, dzięki- uśmiechnął się blado do Rue, nadal czując stres przez wszystkie minione zdarzenia oraz obrażenia jego towarzyszki. Może sobie wmawiać, ile chce, że nie czuje się osłabiona, ale jeśli ta kula w ramieniu zrobi swoje, nie będzie już tak łatwo. Ale znowu uświadomił sobie, że nie warto się wymądrzać, to bez sensu. Zwłaszcza, jak zapyta o powód. Co ma odpowiedzieć? "Bo tak mu się wydaje"? Śmieszne. Z resztą z takim obrażeniem zapewne sam by udawał, że wszystko okay.
- Spoko.- Odpowiedziała szybko, odwzajemniając gest. Niezbyt wiedział, co teraz zrobić, czy powiedzieć. Szybko jednak doszedł do wniosku, że należałoby pozmywać. Zaproponował więc, że to zrobi, zbierając naczynia i myjąc je. Wstyd przyznać, ale obsługiwanie zmywarki, która znajdowała się obok zlewu było dla niego zbyt skomplikowane. A poza tym, to czyszczenie w taki sposób parę talerzy i sztućców oraz garnków nie opłacało się. Przynajmniej takie odniósł wrażenie. Gdy skończył, ułożył niedbale naczynia i dołączył do Rue, która zaprotestowała wykonywania swojej czynności, gdy tylko siadł naprzeciwko niej w salonie.
- Mam propozycję. Teraz odpocznijmy chwilę, później zajmiemy się tą całą sprawą. Ze świeżymi umysłami łatwiej będzie nam się kupić i wszystko pójdzie szybciej. Poza tym musisz być zmęczona, z resztą nie ukrywam, ja też jestem.- Powiedział.- I wiesz... tutaj wypadałoby zostać góra dwa- trzy dni, na wypadek, gdyby mieli nas namierzyć. Zostanie tutaj dłużej byłoby wiece ryzykowne.
- Wiem.- Przytaknęła, kiwając przy tym potakująco głową.- Ale nie jestem tak bardzo zmęczona, jak myślisz. Chociaż zgadzam, się, że lepiej odpocząć przed podjęciem się jakichkolwiek działań.
"Cholernie pomocne, doprawdy"- pomyślał, nawijając makaron na widelec. Swoją drogą, jedzenie wydawało mu się najsmaczniejsze na świecie. Chociaż to głównie dlatego, że był bardzo, ale to bardzo głodny. Opróżnił cały talerz. ale nadal czuł niedosyt. Nie pisnął jednak na ten temat ani słowa, nie miał zamiaru wymiękać w takiej sytuacji.
- Było dobre, dzięki- uśmiechnął się blado do Rue, nadal czując stres przez wszystkie minione zdarzenia oraz obrażenia jego towarzyszki. Może sobie wmawiać, ile chce, że nie czuje się osłabiona, ale jeśli ta kula w ramieniu zrobi swoje, nie będzie już tak łatwo. Ale znowu uświadomił sobie, że nie warto się wymądrzać, to bez sensu. Zwłaszcza, jak zapyta o powód. Co ma odpowiedzieć? "Bo tak mu się wydaje"? Śmieszne. Z resztą z takim obrażeniem zapewne sam by udawał, że wszystko okay.
- Spoko.- Odpowiedziała szybko, odwzajemniając gest. Niezbyt wiedział, co teraz zrobić, czy powiedzieć. Szybko jednak doszedł do wniosku, że należałoby pozmywać. Zaproponował więc, że to zrobi, zbierając naczynia i myjąc je. Wstyd przyznać, ale obsługiwanie zmywarki, która znajdowała się obok zlewu było dla niego zbyt skomplikowane. A poza tym, to czyszczenie w taki sposób parę talerzy i sztućców oraz garnków nie opłacało się. Przynajmniej takie odniósł wrażenie. Gdy skończył, ułożył niedbale naczynia i dołączył do Rue, która zaprotestowała wykonywania swojej czynności, gdy tylko siadł naprzeciwko niej w salonie.
- Mam propozycję. Teraz odpocznijmy chwilę, później zajmiemy się tą całą sprawą. Ze świeżymi umysłami łatwiej będzie nam się kupić i wszystko pójdzie szybciej. Poza tym musisz być zmęczona, z resztą nie ukrywam, ja też jestem.- Powiedział.- I wiesz... tutaj wypadałoby zostać góra dwa- trzy dni, na wypadek, gdyby mieli nas namierzyć. Zostanie tutaj dłużej byłoby wiece ryzykowne.
- Wiem.- Przytaknęła, kiwając przy tym potakująco głową.- Ale nie jestem tak bardzo zmęczona, jak myślisz. Chociaż zgadzam, się, że lepiej odpocząć przed podjęciem się jakichkolwiek działań.
<Rue?>
Akuma CD Szakala
Zmierzył ją zszokowanym wzrokiem, czy ona mówi poważnie? Był i oburzony i rzeczywiście zdezorientowany. Przez jego słowa chce zrezygnować z cyrku? Albo, jak to powiedziała, "zrobić sobie przerwę" i zamieszkać w Japonii, żeby zostać kimś kto tworzy mangę? Boże, to dla niego wydawało się teraz chore. W takim razie po co pakowała się tutaj, skoro od zawsze wiedziała, że chce być gdzieś indziej?
- Piłaś?- Spytał w końcu podejrzliwie oraz z oburzeniem jednocześnie, łypiąc na nią spode łba. Zignorował jej wcześniejsze pytanie. Zmarszczyła brwi, ale zdołała zdławić w sobie smutek spowodowany tą wypowiedzią. No tak, to brzmiało tak, jakby jej marzenia, czy chociażby zachcianki były gówniane. Nie, nie były, ale dlaczego mówi, że dopiero tam ktoś by ją polubił? Mimo tego, że zdawał sobie sprawę ze swoich częstych zgryźliwych wypowiedz, nie miał pojęcia, że odbiera to jako przejaw nienawiści, czy chociażby nietolerancji. Ponownie zmierzył ją wzrokiem, cofając się przy tym o krok do tyłu.
- Dlaczego sądzisz, że nikt cię tu nie lubi?- Spojrzał prosto w jej oczy.- Przecież ta babka ze sklepu ze słodyczami bardzo cię lubi, a przynajmniej na to wyglądało. Ja także nie uważam, że jesteś idiotką. Jeśli twierdzisz, że nikt inny cię nie lubi, to musisz mieć ku temu jakiś powód. Próbowałaś chociaż z kimś porozmawiać? Albo chociażby zagadać? Jeśli nie, to nie możesz twierdzić, że oni cię nie lubią. To tak, jakbyś mijając jakąś dziewczynę na ulicy stwierdziła, że jest kretynką i wyrobiłabyś sobie o niej zdanie. A nawet jeśli, to jest to płytkie stwierdzenie, bo tylko znasz jej wygląd.- Mówił i z oburzeniem, i z frustracją, i z szokiem, i z przekonaniem.... Tyle emocji w nim teraz buzowało, że najchętniej to uderzył by w jakiś pień drzewa. Co prawda pewnie by się połamał, ale na prawdę miał na to teraz ochotę. Spojrzał zdenerwowany na boki, jak jakiś pies, który był w ślepym zaułku, a jedyną drogę ucieczki zagradzał mu hycel. Nie wiedział, jak ma się zachować, co więcej powiedzieć. Czuł się... nawet nie ma określenia, jak cię czuł, bo szczerze mówiąc, to odczuwał chyba wszystkie negatywne emocje, ale momentami chciało mu się śmiać. Może z irytacji, może z nerwów, nie był pewien.
- Nie powiedziałam, że wszyscy nie nie lubią, tylko, że nie mam kolegów.- Zaprzeczyła po chwili ciszy. W jej głosie dało się słyszeć nutkę smutku, jak i zarazem desperacji. Jakby chciała już wyjechać i nigdy nie wracać.
- Piłaś?- Spytał w końcu podejrzliwie oraz z oburzeniem jednocześnie, łypiąc na nią spode łba. Zignorował jej wcześniejsze pytanie. Zmarszczyła brwi, ale zdołała zdławić w sobie smutek spowodowany tą wypowiedzią. No tak, to brzmiało tak, jakby jej marzenia, czy chociażby zachcianki były gówniane. Nie, nie były, ale dlaczego mówi, że dopiero tam ktoś by ją polubił? Mimo tego, że zdawał sobie sprawę ze swoich częstych zgryźliwych wypowiedz, nie miał pojęcia, że odbiera to jako przejaw nienawiści, czy chociażby nietolerancji. Ponownie zmierzył ją wzrokiem, cofając się przy tym o krok do tyłu.
- Dlaczego sądzisz, że nikt cię tu nie lubi?- Spojrzał prosto w jej oczy.- Przecież ta babka ze sklepu ze słodyczami bardzo cię lubi, a przynajmniej na to wyglądało. Ja także nie uważam, że jesteś idiotką. Jeśli twierdzisz, że nikt inny cię nie lubi, to musisz mieć ku temu jakiś powód. Próbowałaś chociaż z kimś porozmawiać? Albo chociażby zagadać? Jeśli nie, to nie możesz twierdzić, że oni cię nie lubią. To tak, jakbyś mijając jakąś dziewczynę na ulicy stwierdziła, że jest kretynką i wyrobiłabyś sobie o niej zdanie. A nawet jeśli, to jest to płytkie stwierdzenie, bo tylko znasz jej wygląd.- Mówił i z oburzeniem, i z frustracją, i z szokiem, i z przekonaniem.... Tyle emocji w nim teraz buzowało, że najchętniej to uderzył by w jakiś pień drzewa. Co prawda pewnie by się połamał, ale na prawdę miał na to teraz ochotę. Spojrzał zdenerwowany na boki, jak jakiś pies, który był w ślepym zaułku, a jedyną drogę ucieczki zagradzał mu hycel. Nie wiedział, jak ma się zachować, co więcej powiedzieć. Czuł się... nawet nie ma określenia, jak cię czuł, bo szczerze mówiąc, to odczuwał chyba wszystkie negatywne emocje, ale momentami chciało mu się śmiać. Może z irytacji, może z nerwów, nie był pewien.
- Nie powiedziałam, że wszyscy nie nie lubią, tylko, że nie mam kolegów.- Zaprzeczyła po chwili ciszy. W jej głosie dało się słyszeć nutkę smutku, jak i zarazem desperacji. Jakby chciała już wyjechać i nigdy nie wracać.
<Szakal?>
Akuma CD Vogel
Przez moment czuł się nieswojo, jakby powiedział coś nie tak i tym samym go uraził, ale w końcu roześmiał się cicho, jednak dźwięk nie przypominał typowego śmiechu. Coś bardziej jak ciche prychnięcia wykonane przez nos. Ta, dość skomplikowana czynność. Przez moment zastanowił się, jak właściwie to zrobił, ale szybko się ogarnął i stwierdził, rozglądając się przy tym:
- Wow, masz tu czyściej, niż ja. Aż się głupio czuję.- Oznajmił, jednak gdy napotkał podobne do wcześniejszego, spojrzenie Vogel'a, zaśmiał się głośno i szybko dodał- ja tak na poważnie. U mnie trudno znaleźć podłogę.- Tu zakończył swoją wypowiedź, również kończąc "zwiedzanie" wzrokiem całego pomieszczenia.
- Chciałbyś coś porobić, czy masz mnie już dość?- Spytał, unosząc przy tym wzrok i próbując dostrzec, czy jego towarzysz zauważył, jak powstrzymuje się od zgryźliwego "Księżniczko" na koniec zdania. Ale wszystko wydawało się okay. Na jakiś moment panowała niemalże złowroga cisza, podczas gdy czarnowłosy zapewne zastanawiał się nad odpowiedzią bądź celowo trzymał Akume w niepewności.
- A masz jakieś propozycje?- Odezwał się, również podnosząc wzrok, wcześniej wbity w podłogę.
- Nope. Jedyne, co mogę ci powiedzieć, to że już nie pada, ale jest lekkie błoto.- Oznajmił, zaciskając jedną pięść i rezygnując ze swojego odruchu podniesienia jednej brwi. Usłyszał ciche wzdychnięcie, które automatycznie zignorował. Aż w głowie pojawił mu się tekst jednej z piosenek AC/DC:
"Moje życie
Gołoledź
Moje życie
Gołoledź
Moje życie
Gdy przyjdzie wezwany diabeł nie będzie mnie w pobliżu
Strzelę, zakradnę się kraulem na twoją ulicę i oszukam twoje oczy
Gołoledź "
Podrapał się po karku, co mogło dać wrażenie zakłopotania, jednak w rzeczywistości po prostu chciał czymś odciągnąć swoją uwagę od melodii piosenki, która sama narzucała mu się na usta. Powstrzymał się jednak przed chociażby najmniejszym mruknięciem, zwiastującym nucenie.
- Chodźmy na spacer, tak po prostu.- Zaproponował w końcu, patrząc się na własne buty.Cholera, błoto wniósł. Ale się Vogel ucieszy, ja pierniczę. Może nie zauważy... Jednak los najwidoczniej zdążył już sobie upodobać Akumę jako swoją ofiarę i akurat w tym samym momencie okularnik wciągnął z sykiem powietrze- zauważył.
- Jak wrócimy, to pójdziemy po mop i posprzątam. No, chyba, że teraz masz gdzieś tutaj takie cacko.- Podniósł na niego wzrok, tłumiąc szyderczy śmiech. Poczucie winy już dawno minęło (o ile w ogóle je odczuł, bo jakoś na to nie wyglądało).
- Wow, masz tu czyściej, niż ja. Aż się głupio czuję.- Oznajmił, jednak gdy napotkał podobne do wcześniejszego, spojrzenie Vogel'a, zaśmiał się głośno i szybko dodał- ja tak na poważnie. U mnie trudno znaleźć podłogę.- Tu zakończył swoją wypowiedź, również kończąc "zwiedzanie" wzrokiem całego pomieszczenia.
- Chciałbyś coś porobić, czy masz mnie już dość?- Spytał, unosząc przy tym wzrok i próbując dostrzec, czy jego towarzysz zauważył, jak powstrzymuje się od zgryźliwego "Księżniczko" na koniec zdania. Ale wszystko wydawało się okay. Na jakiś moment panowała niemalże złowroga cisza, podczas gdy czarnowłosy zapewne zastanawiał się nad odpowiedzią bądź celowo trzymał Akume w niepewności.
- A masz jakieś propozycje?- Odezwał się, również podnosząc wzrok, wcześniej wbity w podłogę.
- Nope. Jedyne, co mogę ci powiedzieć, to że już nie pada, ale jest lekkie błoto.- Oznajmił, zaciskając jedną pięść i rezygnując ze swojego odruchu podniesienia jednej brwi. Usłyszał ciche wzdychnięcie, które automatycznie zignorował. Aż w głowie pojawił mu się tekst jednej z piosenek AC/DC:
"Moje życie
Gołoledź
Moje życie
Gołoledź
Moje życie
Gdy przyjdzie wezwany diabeł nie będzie mnie w pobliżu
Strzelę, zakradnę się kraulem na twoją ulicę i oszukam twoje oczy
Gołoledź "
Podrapał się po karku, co mogło dać wrażenie zakłopotania, jednak w rzeczywistości po prostu chciał czymś odciągnąć swoją uwagę od melodii piosenki, która sama narzucała mu się na usta. Powstrzymał się jednak przed chociażby najmniejszym mruknięciem, zwiastującym nucenie.
- Chodźmy na spacer, tak po prostu.- Zaproponował w końcu, patrząc się na własne buty.Cholera, błoto wniósł. Ale się Vogel ucieszy, ja pierniczę. Może nie zauważy... Jednak los najwidoczniej zdążył już sobie upodobać Akumę jako swoją ofiarę i akurat w tym samym momencie okularnik wciągnął z sykiem powietrze- zauważył.
- Jak wrócimy, to pójdziemy po mop i posprzątam. No, chyba, że teraz masz gdzieś tutaj takie cacko.- Podniósł na niego wzrok, tłumiąc szyderczy śmiech. Poczucie winy już dawno minęło (o ile w ogóle je odczuł, bo jakoś na to nie wyglądało).
<Vogel?>
White CD Smiley
Zaśmiałem się i uważnie przyjrzałem się słodkiemu pieskowi, która chyba chciała to, co miałem w kieszeni. Miała takie śliczne oczęta, że nikt by się nie powstrzymał, przed choćby pogłaskaniem tego cudownego stworzenia. Dziewczyna trzymała pupila na rękach, który w dalszym ciągu merdał ogonem i patrzył na mnie szczenięcymi oczkami.
- Wie co robić - pogłaskałem suczkę, po czym wsadziłem dłoń do kieszeni. Powyjmowałem z niej parę rzeczy, jak telefon, chusteczki, jakąś kartkę, gwizdek i małą piłeczkę. - Kieszenie zawsze mam pełne - wytłumaczyłem się z uśmiechem. W końcu wyjąłem stamtąd to, co chciałem. - Mądra, skoro wiedziała, że coś mam - przybliżyłam do niej dwa smakołyki dla psów, a różowo włosa postawiła ją na ziemi. Mogła zjeść spokojnie, dalej szczęśliwie merdając ogonem.
- Masz psa? - zapytała, na co pokręciłam głową.
- W kieszeni zawsze mam smakołyki dla psów, bo okazuje się, że wiele zwierząt je lubi, a ja lubię je karmić - powiedziałem. Gdy psina zjadła swoje smakołyki, stanęła na dwóch łapach, a przednimi zatrzymała się na moich nogach.
- Bisca - Smiley chciała zabrać swojego pupila, ale ja ja pogłaskałem.
- Nie szkodzi, przecież lubię zwierzęta, więc mi nie przeszkadzają - uśmiechnąłem się drapiąc ją po głowie, a gdy zabrałem rękę, wróciła do swojej pani. - Czym się zajmujesz w cyrku? - zapytałem chowając wszystkie rzeczy do kieszeni, ponieważ tą drugą miałem tak zapchaną, że gwizdek mi zwisał na małym sznureczku i był gotów mnie opuścić.
- Zazwyczaj robię różne akrobacje ze zwierzętami, ale uczę się także sztuczek na linie - uśmiechnęła się. - A ty? - wyjąłem ręce z kieszeni, którzy były zapełnione tylko do połowy. Gdy pójdę na rynek, pewnie będą zapchane po brzegi. Nie przeszkadzało mi to nigdy, ponieważ nie posiadać jedynie kiszeni w spodniach.
- Jestem magikiem - ukłoniłem się teatralnie, a następnie wykonałem podstawową sztuczkę, czyli wyjęcie pięknych kwiatów z rękawa dla damy. Dziewczyn się zaśmiała.
- Śliczne - przyjęła podarunek.
- Ciesze się, że ci się podobają, jednak mam zamiar pójść jeszcze do miasta - wyprostowałem się i mówiłem już swoim normalnym głosem. - Może byś chciała pójść ze mną? W grupie zawsze raźniej - zaproponowałem.
- Wie co robić - pogłaskałem suczkę, po czym wsadziłem dłoń do kieszeni. Powyjmowałem z niej parę rzeczy, jak telefon, chusteczki, jakąś kartkę, gwizdek i małą piłeczkę. - Kieszenie zawsze mam pełne - wytłumaczyłem się z uśmiechem. W końcu wyjąłem stamtąd to, co chciałem. - Mądra, skoro wiedziała, że coś mam - przybliżyłam do niej dwa smakołyki dla psów, a różowo włosa postawiła ją na ziemi. Mogła zjeść spokojnie, dalej szczęśliwie merdając ogonem.
- Masz psa? - zapytała, na co pokręciłam głową.
- W kieszeni zawsze mam smakołyki dla psów, bo okazuje się, że wiele zwierząt je lubi, a ja lubię je karmić - powiedziałem. Gdy psina zjadła swoje smakołyki, stanęła na dwóch łapach, a przednimi zatrzymała się na moich nogach.
- Bisca - Smiley chciała zabrać swojego pupila, ale ja ja pogłaskałem.
- Nie szkodzi, przecież lubię zwierzęta, więc mi nie przeszkadzają - uśmiechnąłem się drapiąc ją po głowie, a gdy zabrałem rękę, wróciła do swojej pani. - Czym się zajmujesz w cyrku? - zapytałem chowając wszystkie rzeczy do kieszeni, ponieważ tą drugą miałem tak zapchaną, że gwizdek mi zwisał na małym sznureczku i był gotów mnie opuścić.
- Zazwyczaj robię różne akrobacje ze zwierzętami, ale uczę się także sztuczek na linie - uśmiechnęła się. - A ty? - wyjąłem ręce z kieszeni, którzy były zapełnione tylko do połowy. Gdy pójdę na rynek, pewnie będą zapchane po brzegi. Nie przeszkadzało mi to nigdy, ponieważ nie posiadać jedynie kiszeni w spodniach.
- Jestem magikiem - ukłoniłem się teatralnie, a następnie wykonałem podstawową sztuczkę, czyli wyjęcie pięknych kwiatów z rękawa dla damy. Dziewczyn się zaśmiała.
- Śliczne - przyjęła podarunek.
- Ciesze się, że ci się podobają, jednak mam zamiar pójść jeszcze do miasta - wyprostowałem się i mówiłem już swoim normalnym głosem. - Może byś chciała pójść ze mną? W grupie zawsze raźniej - zaproponowałem.
<Smiley?>
Smiley CD White
Po wysłuchaniu krótkiego wytłumaczenia, jakoś nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Błękitnooki chłopak był bardzo zabawny. Podeszłam o swoich pupili i wzięłam od nich torby, którą tak bardzo pilnowali.
- Black sobie na to zasłużył. Po ostatnim wyczynie jakim było wpadnięcie do mojego namiotu i przerwaniu mi miłego wieczoru spędzanego w gronie moich pupili nie dostałam jeszcze szansy, aby się odegrać. Co prawda tamtego wieczoru dałam mu kazanie, ale był tak pijany, że nie dość, że zasnął u mnie w pokoju to jeszcze na następny dzień nic nie pamiętał - odetchnęłam. Pogłaskałam liska i psiaka po głowach w podzięce. - Także jesteśmy kwita.Wiesz ja pomogłam ci i wreszcie mogłam na nim się po części odegrać - dodałam wstając na równe nogi.
- No to jesteśmy kwita - odparł z uśmiechem na twarzy chłopak.
- Polubiła ciebie - powiedziałam, gdy zobaczyłam jak Bisca podchodzi do niego i usiadła, wiernie machając ogonkiem. -... albo wyczuła, że masz coś dobrego przy sobie - dodałam z uśmiechem. Biscy zaczęła już nie tylko merdać ogonkiem, a przeszła do turlania się i robienia swoich maślanych oczu. Co jak co, ale tego to nie potrafiłam jej całkowicie oduczyć. - No już Bisca starczy już tego proszenia - podeszłam do niej i wzięłam na ręce. - Wybacz, ale zachowuje się tak kiedy czegoś od kogoś chce - spojrzałam na nią, a ona patrzyła swoimi maślanymi oczyma na chłopaka.
- Black sobie na to zasłużył. Po ostatnim wyczynie jakim było wpadnięcie do mojego namiotu i przerwaniu mi miłego wieczoru spędzanego w gronie moich pupili nie dostałam jeszcze szansy, aby się odegrać. Co prawda tamtego wieczoru dałam mu kazanie, ale był tak pijany, że nie dość, że zasnął u mnie w pokoju to jeszcze na następny dzień nic nie pamiętał - odetchnęłam. Pogłaskałam liska i psiaka po głowach w podzięce. - Także jesteśmy kwita.Wiesz ja pomogłam ci i wreszcie mogłam na nim się po części odegrać - dodałam wstając na równe nogi.
- No to jesteśmy kwita - odparł z uśmiechem na twarzy chłopak.
- Polubiła ciebie - powiedziałam, gdy zobaczyłam jak Bisca podchodzi do niego i usiadła, wiernie machając ogonkiem. -... albo wyczuła, że masz coś dobrego przy sobie - dodałam z uśmiechem. Biscy zaczęła już nie tylko merdać ogonkiem, a przeszła do turlania się i robienia swoich maślanych oczu. Co jak co, ale tego to nie potrafiłam jej całkowicie oduczyć. - No już Bisca starczy już tego proszenia - podeszłam do niej i wzięłam na ręce. - Wybacz, ale zachowuje się tak kiedy czegoś od kogoś chce - spojrzałam na nią, a ona patrzyła swoimi maślanymi oczyma na chłopaka.
<White?> Brak weny...
Rue CD Akuma
Wrzuciłam makaron do wody i zaczęłam robić sos. Pokroiłam trochę warzyw i wrzuciłam je na patelnię, aby trochę się podsmażyły. Wyjęłam ze słoika gęsty sos i zaczęłam mieszać. Dolałam trochę wody, przyprawiłam, a gdy sos był gotowy, makaron był już prawie miękki. Wstawiłam wodę na herbatę, kiedy to Akuma trzymał w obolałej dłoni kawał mrożonego mięsa. Zabawnie to wyglądało, tak jakby chciał ją zjeść, a że nie może, bo za twarda, próbuje ją ogrzać rękoma. Zaśmiałam się cicho pod nosem, po czym wyłączyłam gotującą się wodę z makaronem i odcedziłam jedzenie. Wyjęłam dwa talerze i zalałam saszetki w kubkach. Wszystko było już gotowe, wystarczyło tylko pozanosić to na stół. Nałożyłam nam jedzenie, posłodziłam sobie herbatę i zaprosiłam Akumę do obiadu. Sama byłam okropnie głodna.
- Jak się czujesz? - zapytał. Spojrzałam na niego przełykając kęs spaghetti, które smacznie mi wyszło. Ta... tak czy siak, nie przepadam za gotowaniem. To jest dość nudne, ale byłam okropnie głodna, pewnie tak samo jak chłopak. A jeśli mam z czego zrobić jedzenie, nie będę jadła z puszki.
- Dobrze, a co? - zapytałam. Chłopak nawinął na widelec makaron z sosem.
- Tak się pytam. Dużo krwi straciłaś - dalej mówił takim samym dość obojętnym tonem. Wydawało mi się, ze to wszystko mówi z grzeczności, ale wolałam wmawiać sobie, że ktoś się o mnie martwi, bo to było miłe uczucie.
- Wiem - napiłam się. - Ale oszukałaś swój mózg - uśmiechnęłam się, a Akuma spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czyli? - wziął do ust w końcu jedzenie. Miałam nadzieję, że mu smakuję.
- Kiedyś znajoma mnie nauczyła, że jak coś coś wmówisz, staje się to dla ciebie prawdą - wytłumaczyłam mniej więcej jak to działa, jednak chłopak najwyraźniej nie rozumiał tego do końca. - Jak się traci krew, jest się osłabionym. Ja sobie wmówiłam, ze jestem pełna energii, wiec nie odczuwam zmęczenia - spróbowałam wytłumaczyć to na przykładzie.
- A z ręką to zadziała? - wskazał na spuchniętą dłoń, w której dalej trzymał kawał mięsa.
- A lód nie pomaga?
- Trochę.
- To spróbuj, ale nie obiecuje, że ci się to uda. A nawet jeśli, to po mocnym uderzeniu ból wróci - zaproponowałam. Chłopak skinął głową i resztę obiadu przemilczeliśmy.
- Jak się czujesz? - zapytał. Spojrzałam na niego przełykając kęs spaghetti, które smacznie mi wyszło. Ta... tak czy siak, nie przepadam za gotowaniem. To jest dość nudne, ale byłam okropnie głodna, pewnie tak samo jak chłopak. A jeśli mam z czego zrobić jedzenie, nie będę jadła z puszki.
- Dobrze, a co? - zapytałam. Chłopak nawinął na widelec makaron z sosem.
- Tak się pytam. Dużo krwi straciłaś - dalej mówił takim samym dość obojętnym tonem. Wydawało mi się, ze to wszystko mówi z grzeczności, ale wolałam wmawiać sobie, że ktoś się o mnie martwi, bo to było miłe uczucie.
- Wiem - napiłam się. - Ale oszukałaś swój mózg - uśmiechnęłam się, a Akuma spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czyli? - wziął do ust w końcu jedzenie. Miałam nadzieję, że mu smakuję.
- Kiedyś znajoma mnie nauczyła, że jak coś coś wmówisz, staje się to dla ciebie prawdą - wytłumaczyłam mniej więcej jak to działa, jednak chłopak najwyraźniej nie rozumiał tego do końca. - Jak się traci krew, jest się osłabionym. Ja sobie wmówiłam, ze jestem pełna energii, wiec nie odczuwam zmęczenia - spróbowałam wytłumaczyć to na przykładzie.
- A z ręką to zadziała? - wskazał na spuchniętą dłoń, w której dalej trzymał kawał mięsa.
- A lód nie pomaga?
- Trochę.
- To spróbuj, ale nie obiecuje, że ci się to uda. A nawet jeśli, to po mocnym uderzeniu ból wróci - zaproponowałam. Chłopak skinął głową i resztę obiadu przemilczeliśmy.
<Akuma?>
Vogel CD Smiley
Idąc w stronę naszego obozowiska, rozmawiałem trochę ze Smiley. Jest bardzo zabawową osobą, to muszę przyznać. W międzyczasie dokarmiałem swojego małego, ptasiego towarzysza. Kiedy jednak zbliżyliśmy się do cyrku, ponownie odleciał. Bardzo niezdecydowany z niego ptak. No cóż, lepiej, żeby został dziki.
Podeszliśmy do jednego z namiotów. Spojrzałem na jego numer. Mieszkała w piątce, więc niedaleko mnie. Ucieszyłem się na samą tę myśl. W końcu będziemy mogli się częściej spotykać, a co za tym idzie, będziemy mogli dużo zrobić.
Weszliśmy do środka. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, aż w końcu Smiley stwierdziła, że pójdzie zrobić gorącą czekoladę. Usiadłem w fotelu i rozejrzałem się dookoła. W pomieszczeniu panował porządek i nawet kiedy chciałem znaleźć coś niepasującego do reszty, niestety zawiodłem się na tym, gdyż nigdzie takiego czegoś nie było. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem się na Yuki'ego. Leżał spokojnie na poduszce, raz po raz rozglądając się po ogromnym pomieszczeniu. Już miałem zamiar wstać do niego, lecz dziewczyna mi w tym przeszkodziła. Weszła do środka, trzymając w dłoniach kubki, natomiast pomiędzy nimi znajdowała się pełna miseczka jakichś smakołyków. Szybko domyśliłem się, że były one przeznaczone dla szczeniaka. Niebieskooka położyła kubki na stoliku przede mną, a miskę położyła obok. Lisek podszedł do niej i obwąchał zawartość, po czym spojrzał się na swoją nową właścicielkę, która skinęła w jego stronę głową. Widząc jej reakcję, zaczął jeść. Ja również chciałem spróbować, co takiego zrobiła, dlatego chwyciłem kubek i przyłożyłem go do ust. Zlizałem trochę bitej śmietany, zbierając przy tym trochę ciekłej czekolady. Oblizałem usta i zabrałem się za picie. W życiu piłem wiele takich rzeczy, lecz ten był według mnie jednym z najlepszych. Odsunąłem kubek od ust i westchnąłem głęboko, co dziewczyna skwitowała niepewnym spojrzeniem. Również na nią spojrzałem, po czym się szeroko uśmiechnąłem.
- Co taka wystraszona? Przecież to jest pyszne -Zaśmiałem się, na co różowowłosa się rozluźniła.
Skinęła głową i odetchnęła z ulgą.
- To dobrze, bo już myślałam, że ci nie zasmakowało -Stwierdziła z półuśmieszkiem.
Pokręciłem głową i odstawiłem kubek na stoliku, opierając się o fotel, tym samym układając się w dogodnej pozycji.
Podeszliśmy do jednego z namiotów. Spojrzałem na jego numer. Mieszkała w piątce, więc niedaleko mnie. Ucieszyłem się na samą tę myśl. W końcu będziemy mogli się częściej spotykać, a co za tym idzie, będziemy mogli dużo zrobić.
Weszliśmy do środka. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, aż w końcu Smiley stwierdziła, że pójdzie zrobić gorącą czekoladę. Usiadłem w fotelu i rozejrzałem się dookoła. W pomieszczeniu panował porządek i nawet kiedy chciałem znaleźć coś niepasującego do reszty, niestety zawiodłem się na tym, gdyż nigdzie takiego czegoś nie było. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem się na Yuki'ego. Leżał spokojnie na poduszce, raz po raz rozglądając się po ogromnym pomieszczeniu. Już miałem zamiar wstać do niego, lecz dziewczyna mi w tym przeszkodziła. Weszła do środka, trzymając w dłoniach kubki, natomiast pomiędzy nimi znajdowała się pełna miseczka jakichś smakołyków. Szybko domyśliłem się, że były one przeznaczone dla szczeniaka. Niebieskooka położyła kubki na stoliku przede mną, a miskę położyła obok. Lisek podszedł do niej i obwąchał zawartość, po czym spojrzał się na swoją nową właścicielkę, która skinęła w jego stronę głową. Widząc jej reakcję, zaczął jeść. Ja również chciałem spróbować, co takiego zrobiła, dlatego chwyciłem kubek i przyłożyłem go do ust. Zlizałem trochę bitej śmietany, zbierając przy tym trochę ciekłej czekolady. Oblizałem usta i zabrałem się za picie. W życiu piłem wiele takich rzeczy, lecz ten był według mnie jednym z najlepszych. Odsunąłem kubek od ust i westchnąłem głęboko, co dziewczyna skwitowała niepewnym spojrzeniem. Również na nią spojrzałem, po czym się szeroko uśmiechnąłem.
- Co taka wystraszona? Przecież to jest pyszne -Zaśmiałem się, na co różowowłosa się rozluźniła.
Skinęła głową i odetchnęła z ulgą.
- To dobrze, bo już myślałam, że ci nie zasmakowało -Stwierdziła z półuśmieszkiem.
Pokręciłem głową i odstawiłem kubek na stoliku, opierając się o fotel, tym samym układając się w dogodnej pozycji.
<Smiley?>
Vogel CD Akuma
Będąc w środku swojego namiotu, przez chwilę stałem na jego środku, myśląc, co ze sobą zrobić. Chwyciłem się za tył głowy, drapiąc się w to samo miejsce. Rozejrzałem się, aż mój wzrok nie spoczął na moich przemokniętych spodniach. Westchnąłem, napełniając przy tym swoje policzki powietrzem. Najlepszym wyjściem w tej sytuacji, będzie przebranie się w czyste i przede wszystkim suche ciuchy. Raz jeszcze się rozejrzałem, po czym podszedłem do malutkiej komody. Otworzyłem ją, a następnie wyrzuciłem przynajmniej połowę jej zawartości. W końcu jednak znalazłem coś w sam raz. Wziąłem w jedną rękę białą koszulę oraz granatową kamizelkę, natomiast w drugą wziąłem beżowe spodnie. Chwilę jeszcze się zastanowiłem, czy aby na pewno to ubrać, jednakże widząc porozwalane ubrania, stwierdziłem, że nie chce mi się niczego innego szukać. Przeszedłem w małą wnękę i zdjąłem swoje dotychczasowe ciuchy. Szybko ubrałem górną część, lecz kiedy już zabierałem się za spodnie, usłyszałem pukanie. Bez zastanowienia krzyknąłem, że ten ktoś ma wejść. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem dopiero w połowie ubrany. Walnąłem się w czoło i gdy tylko usłyszałem czyjeś kroki, wciągnąłem na siebie spodnie i czym prędzej wbiegłem na sam środek pokoju, niefortunnie napotykając na swojej drodze mokre ubrania. Rzecz jasna musiałem w tej chwili się przewrócić, lecz właśnie przez ten wypadek, dowiedziałem się, kto mnie odwiedził. Usłyszałem donośny śmiech, charakterystyczny tylko dla jednego człowieka. Odwróciłem głowę w tamtą stronę, podnosząc się przy tym przy pomocy rąk. Tak jak myślałem, był to Akuma. Odwzajemniłem jego śmiech, zgryźliwym spojrzeniem, po czym wstałem do pozycji siedzącej.
- Widzę, że humor jeszcze cię nie opuścił? -Zagadnąłem, na co ten się trochę uspokoił.
Spojrzał na mnie i chwilę się zastanawiał. "Czyżbym założył coś na odwrót?" -Pomyślałem, przez co szybko spojrzałem na swoje ubranie. Kiedy jednak spostrzegłem, że wszystko w porządku, odetchnąłem z ulgą. Dźwignąłem się na rękach, a następnie wstałem, wydając z siebie zmęczone odgłosy, tak jakby ta czynność sprawiała, że tracę swoje siły. Stojąc na niemalże prostych nogach, otrzepałem plecy z lekkiego kurzu. "Zdecydowanie muszę tu kiedyś posprzątać" -Stwierdziłem, patrząc na podłogę, która nie wyglądała na zbyt zaniedbaną. Nie myśląc jednak zbyt wiele o tym, spojrzałem na chłopaka. Kiedy spostrzegł moje spojrzenie, uśmiechnął się zadziornie.
- Co? Księżniczka zapomniała jak się chodzi? -Powiedział, nie zdejmując z mojej osoby swojego wzroku.
Prychnąłem, przymykając przy tym oczy.
- Naprawdę chcesz wrócić do tamtej rozmowy? -Mruknąłem poważnie, poprawiając przy tym swoje okulary.
Spojrzałem na niego spode łba, obrzucając go morderczym wzrokiem. Nie miałem zamiaru niczego sugerować, ale lubiłem wprowadzać ludzi w zakłopotanie, kiedy wpierw widzieli mnie jako nierozgarniętego, a później jako kogoś złego, wręcz obrzydliwie bezlitosnego.
- Widzę, że humor jeszcze cię nie opuścił? -Zagadnąłem, na co ten się trochę uspokoił.
Spojrzał na mnie i chwilę się zastanawiał. "Czyżbym założył coś na odwrót?" -Pomyślałem, przez co szybko spojrzałem na swoje ubranie. Kiedy jednak spostrzegłem, że wszystko w porządku, odetchnąłem z ulgą. Dźwignąłem się na rękach, a następnie wstałem, wydając z siebie zmęczone odgłosy, tak jakby ta czynność sprawiała, że tracę swoje siły. Stojąc na niemalże prostych nogach, otrzepałem plecy z lekkiego kurzu. "Zdecydowanie muszę tu kiedyś posprzątać" -Stwierdziłem, patrząc na podłogę, która nie wyglądała na zbyt zaniedbaną. Nie myśląc jednak zbyt wiele o tym, spojrzałem na chłopaka. Kiedy spostrzegł moje spojrzenie, uśmiechnął się zadziornie.
- Co? Księżniczka zapomniała jak się chodzi? -Powiedział, nie zdejmując z mojej osoby swojego wzroku.
Prychnąłem, przymykając przy tym oczy.
- Naprawdę chcesz wrócić do tamtej rozmowy? -Mruknąłem poważnie, poprawiając przy tym swoje okulary.
Spojrzałem na niego spode łba, obrzucając go morderczym wzrokiem. Nie miałem zamiaru niczego sugerować, ale lubiłem wprowadzać ludzi w zakłopotanie, kiedy wpierw widzieli mnie jako nierozgarniętego, a później jako kogoś złego, wręcz obrzydliwie bezlitosnego.
<Akuma?>
24 lut 2017
Szakal CD Akuma
- Nie... nie obudziłeś mnie - powiedziałam cicho. - Nie masz za co przepraszać, Akumo. Ciągle odnoszę wrażenie, że tu nie pasuję - westchnęłam. - Nigdy nie miałam przyjaciół. Nie umiem się dopasować. Nie za bardzo wiem co powinnam mówić, robić... odpycham od siebie innych. Znowu mówię coś nie tak... Zapomnij o tym - odwróciłam się i poszłam coś zjeść. Ale nie w cyrku. Udałam się do miasta, do jakiejś kawiarni
Po kanapce i kawie siedziałam tam jeszcze chwile. Myślałam nad różnymi sprawami. Gdy wyszłam, szwendałam się po mieście. W kieszeni bluzy siedziała cały ten czas Yume. Wychylała łepek zainteresowana i patrzyła na ludzi czarnymi ślepkami. Pomiziałam jej milusi nosek, a ona kichnęła i wspięła się po mojej ręce na ramie. Dopiero późnym wieczorem wróciłam do cyrku, trzymając kubek parującej kawy, a Yume spała w kieszeni.
- Ładnie to tak się włóczyć?-usłyszałam za sobą głos Akumy.
Uniosłam brew.
- Chciałam chwilę pobyć sama, ze swoimi myślami...
- Mm... i co wymyśliłaś?
- Odejdę z cyrku... - powiedziałam i zobaczyłam jak w jego oczach pojawia się szok - albo zrobię sobie przerwę... -dodałam po chwili. - Chciałabym polecieć do Japonii... zawsze mnie ten kraj fascynował. Może tam zamieszkam...? Jestem prawie dorosła. Mmm... albo poszłabym do szkoły... może ktoś by mnie polubił. Podobno europejki są sensacją w Japonii... a przynajmniej tak słyszałam. A potem może zostałabym mangaką, albo pracowała w korporacji mangowej. Przeżyłabym nawet na dziale yaoi. Akuma? Wszystko okey? -spytałam.
Po kanapce i kawie siedziałam tam jeszcze chwile. Myślałam nad różnymi sprawami. Gdy wyszłam, szwendałam się po mieście. W kieszeni bluzy siedziała cały ten czas Yume. Wychylała łepek zainteresowana i patrzyła na ludzi czarnymi ślepkami. Pomiziałam jej milusi nosek, a ona kichnęła i wspięła się po mojej ręce na ramie. Dopiero późnym wieczorem wróciłam do cyrku, trzymając kubek parującej kawy, a Yume spała w kieszeni.
- Ładnie to tak się włóczyć?-usłyszałam za sobą głos Akumy.
Uniosłam brew.
- Chciałam chwilę pobyć sama, ze swoimi myślami...
- Mm... i co wymyśliłaś?
- Odejdę z cyrku... - powiedziałam i zobaczyłam jak w jego oczach pojawia się szok - albo zrobię sobie przerwę... -dodałam po chwili. - Chciałabym polecieć do Japonii... zawsze mnie ten kraj fascynował. Może tam zamieszkam...? Jestem prawie dorosła. Mmm... albo poszłabym do szkoły... może ktoś by mnie polubił. Podobno europejki są sensacją w Japonii... a przynajmniej tak słyszałam. A potem może zostałabym mangaką, albo pracowała w korporacji mangowej. Przeżyłabym nawet na dziale yaoi. Akuma? Wszystko okey? -spytałam.
<Akuma?>
22 lut 2017
Akuma CD Rue
Obdarował ją wdzięcznym spojrzeniem, nie tylko dlatego, że zapewne zepsułby jedzenie. Jeśli chodzi o jakikolwiek talent kulinarny, to... Akuma go nie posiada. Z pewnością nie. Ale najwidoczniej ktoś tu się na tym zna, i to bardzo dobrze. Przynajmniej tak mu się teraz wydawało. Ale jego myśli zaprzątała inna sprawa- jego dłoń, a raczej co z nią zrobić (na zabiegi wymienione przez Rue nie miał najmniejszej ochoty) oraz rana jego towarzyszki. Przecież kula to ogromne ryzyko. Nie chciał się narzucać mówiąc, że jest pewien, iż trzeba ją wyjąć, bo nie był. Nie wiedział nawet, co może się stać, gdy tam zostanie, ale dobrze wiedział, że to nic dobrego. W każdym filmie, w każdej książce coś takiego kończyło się tragicznie, co najmniej odciętą ręką. Lepsze wyjęcie naboju, czy odcięcie sobie ramienia? Osobiście uważa, że lepsza jest pierwsza opcja, ale nie chciał się wymądrzać.
- Moją dłoń obłożymy jakimś lodem, ale pierw jedzenie- powiedział, jednak nie mógł się powstrzymać przed następnym zdaniem,- Ale czy na pewno chcesz zostawić sobie kulę w ramieniu?- Powiedział to łagodnie, ale nieco za ostro. Wydawało mu się że to wręcz fatalny pomysł. Jednak Rue najwidoczniej o wiele lepiej znała się na medycynie oraz ciele człowieka, niż on sam. Dlatego nie miał prawie nic do gadania, a ponad to to nie on oberwał. Westchnął cicho. Może nie chciała odczuwać tak wielkiego bólu? Bo przecież to musi być okropne. Ale adrenalina, leki przeciwbólowe mogą złagodzić tortury... Jednak nie na tyle, by nic nie odczuć. Właściwie to pewnie by wiele nie zdziałały. W końcu nie ma chyba na świecie normalnego lekarza, który operacje wykonuje na tabletkach przeciwbólowych...
- Jeśli coś będzie się dziać, obiecuję, że ci o tym powiem.- Zapewniła, co nieco go uspokoiło. Ale nadal większość jego myśli skupione była na jej obrażeniu. Westchnął chwile, w kuchni zbytnio się nie przyda, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. Postanowił więc poszukać czegoś w zamrażarce, by móc przyłożyć do bolącej dłoni. Akurat nie miał ochoty na maść, chociaż tę czynność wykonywał także z niechęcią.
- Dajesz sobie radę z jedzeniem?- Spytał, szperając w niewielkim wnętrzu. Oczywiście musiał kucnąć, by dostać się do odpowiedniego miejsca i znaleźć...mrożoną kiełbasę? Żadnych kostek lodu... Trudno, to powinno wystarczyć.
- Uhmmm...- Mruknęła, a on zaczął się zastanawiać, czy aby nie straciła zbyt dużo krwi. Przecież musiało jej trochę ubyć, przy każdym, chociaż najmniejszym nacięciu zawsze się krwawi. Więc co dopiero przy postrzeleniu?
- Moją dłoń obłożymy jakimś lodem, ale pierw jedzenie- powiedział, jednak nie mógł się powstrzymać przed następnym zdaniem,- Ale czy na pewno chcesz zostawić sobie kulę w ramieniu?- Powiedział to łagodnie, ale nieco za ostro. Wydawało mu się że to wręcz fatalny pomysł. Jednak Rue najwidoczniej o wiele lepiej znała się na medycynie oraz ciele człowieka, niż on sam. Dlatego nie miał prawie nic do gadania, a ponad to to nie on oberwał. Westchnął cicho. Może nie chciała odczuwać tak wielkiego bólu? Bo przecież to musi być okropne. Ale adrenalina, leki przeciwbólowe mogą złagodzić tortury... Jednak nie na tyle, by nic nie odczuć. Właściwie to pewnie by wiele nie zdziałały. W końcu nie ma chyba na świecie normalnego lekarza, który operacje wykonuje na tabletkach przeciwbólowych...
- Jeśli coś będzie się dziać, obiecuję, że ci o tym powiem.- Zapewniła, co nieco go uspokoiło. Ale nadal większość jego myśli skupione była na jej obrażeniu. Westchnął chwile, w kuchni zbytnio się nie przyda, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. Postanowił więc poszukać czegoś w zamrażarce, by móc przyłożyć do bolącej dłoni. Akurat nie miał ochoty na maść, chociaż tę czynność wykonywał także z niechęcią.
- Dajesz sobie radę z jedzeniem?- Spytał, szperając w niewielkim wnętrzu. Oczywiście musiał kucnąć, by dostać się do odpowiedniego miejsca i znaleźć...mrożoną kiełbasę? Żadnych kostek lodu... Trudno, to powinno wystarczyć.
- Uhmmm...- Mruknęła, a on zaczął się zastanawiać, czy aby nie straciła zbyt dużo krwi. Przecież musiało jej trochę ubyć, przy każdym, chociaż najmniejszym nacięciu zawsze się krwawi. Więc co dopiero przy postrzeleniu?
<Rue?>
Akuma CD Vogel
Sam nie wiedział dlaczego, ale Vogel wydał mu się bardzo śpiący. Chociaż nie, właściwie to miał powody, by tak sądzić. Przykładowo ton jego głosu i przymykanie powiek. Czyżby zmęczył się biegiem? Cóż, o ile to prawda, to Akuma również nie jest dobrym biegaczem. Na maraton to się on z pewnością nie nadaje. Bez słowa patrzył, jak czarnowłosy odchodzi. Musiał przyznać, że całkiem dobrze się bawił. Nawet ucieczka przed policją niosła ze sobą miłe uczucia. Tak, zdecydowanie te parę godzin było udane. Westchnął cicho. "Trójka"- próbował zapamiętać, tak na wszelki wypadek. Wkrótce jednak się opamiętał i skierował do swojego namiotu, czyli jedenastki. Czuł, jak wyjątkowo zimne krople deszczu dotykają jego skóry, przebijając się przez już całkiem ubrania. Jeszcze by tego brakowało, by zachorował. Zdecydowanie nie byłoby to miłe doświadczenie. A może mają tu jakieś ładne pielęgniarki?
- Już to widzę.- Mruknął bez entuzjazmu. O ile są tu jakieś pielęgniarki, to po pięćdziesiątce. Spotkanie takiej pewnie wielu by rozczarowało, ale czegóż by się innego spodziewać? Nawet w szkołach nie można liczyć na atrakcyjne kobiety. Chyba, że w książkach, filmach, oraz innych temu podobnych nieprawdziwościach. Nawet w snach niezbyt często można liczyć na miłe obrazy...Przynajmniej on tak ma. Wchodząc do środka swojego namiotu, westchnął cicho. Lubi samotność, i to bardzo. Ale dobre towarzystwo może okazać się równie interesujące, co ta pierwsza opcja. Rzucił plecak na materac, tak dobrze mu znany. Nie był pewien, ale poczuł zmęczenie. Może to typowe po jakimś niecodziennym wysiłku fizycznym, przecież Vogel również wyglądał na śpiącego... W każdym razie już mając pójść w ślady rzuconego przedmiotu, postanowił się przebrać. Oczywiście, nie mógł liczyć na czyste ubrania, więc z jednej z większych kupek, wyciągnął przypadkową bluzkę, spodnie oraz ciepłą bluzę. Tak, bluzy to jeden z największych darów od Boga... Nie licząc miliona innych rzeczy. Weźmy na przykład takie powietrze. Bardzo pomocne, w istocie.
Przebrany, niemalże suchy (na suszenie włosów go nie stać, oczywiście powodem jest lenistwo. Oraz brak suszarki, bo jaki facet takową posiada?) postanowił udać się do niedawno poznanego kolegi. W końcu gdyby nie chciał jego towarzystwa, nie podawałby numeru swojego namiotu? Chociaż mógł to zrobić z grzeczności... W każdym razie, zawsze pozostałaby opcja szukania na oślep.
Znalazł poszukiwane miejsce szybciej, niż się tego spodziewał. Napis "3" widniał jak byk na tkaninie, a więc miał już wejść. Przypomniał sobie jednak, że najpierw wypadałoby spytać się o pozwolenie. Może w tej chwili się przebierał? Taka sytuacja byłaby dość krępująca... Nie zwlekając już dłużej, zapukał w metalowy kij wbity w ziemię i zaczekał a odpowiedź.
- Możesz wejść.- Rozległo się wołanie ze środka. Czyżby się go spodziewał?
- Już to widzę.- Mruknął bez entuzjazmu. O ile są tu jakieś pielęgniarki, to po pięćdziesiątce. Spotkanie takiej pewnie wielu by rozczarowało, ale czegóż by się innego spodziewać? Nawet w szkołach nie można liczyć na atrakcyjne kobiety. Chyba, że w książkach, filmach, oraz innych temu podobnych nieprawdziwościach. Nawet w snach niezbyt często można liczyć na miłe obrazy...Przynajmniej on tak ma. Wchodząc do środka swojego namiotu, westchnął cicho. Lubi samotność, i to bardzo. Ale dobre towarzystwo może okazać się równie interesujące, co ta pierwsza opcja. Rzucił plecak na materac, tak dobrze mu znany. Nie był pewien, ale poczuł zmęczenie. Może to typowe po jakimś niecodziennym wysiłku fizycznym, przecież Vogel również wyglądał na śpiącego... W każdym razie już mając pójść w ślady rzuconego przedmiotu, postanowił się przebrać. Oczywiście, nie mógł liczyć na czyste ubrania, więc z jednej z większych kupek, wyciągnął przypadkową bluzkę, spodnie oraz ciepłą bluzę. Tak, bluzy to jeden z największych darów od Boga... Nie licząc miliona innych rzeczy. Weźmy na przykład takie powietrze. Bardzo pomocne, w istocie.
Przebrany, niemalże suchy (na suszenie włosów go nie stać, oczywiście powodem jest lenistwo. Oraz brak suszarki, bo jaki facet takową posiada?) postanowił udać się do niedawno poznanego kolegi. W końcu gdyby nie chciał jego towarzystwa, nie podawałby numeru swojego namiotu? Chociaż mógł to zrobić z grzeczności... W każdym razie, zawsze pozostałaby opcja szukania na oślep.
Znalazł poszukiwane miejsce szybciej, niż się tego spodziewał. Napis "3" widniał jak byk na tkaninie, a więc miał już wejść. Przypomniał sobie jednak, że najpierw wypadałoby spytać się o pozwolenie. Może w tej chwili się przebierał? Taka sytuacja byłaby dość krępująca... Nie zwlekając już dłużej, zapukał w metalowy kij wbity w ziemię i zaczekał a odpowiedź.
- Możesz wejść.- Rozległo się wołanie ze środka. Czyżby się go spodziewał?
<Vogel?>
Lunativ CD Volante
Kiedy Volante zaczął wspinać się po drabince na platformę osadzoną bardzo wysoko nad ziemią, Lóng Mó zdrętwiał. Nie przepadał za wysokością. Zawsze kręciło mu się od niej w głowie. Jednak to jeszcze nic. Kiedy chłopak z łatwością zsunął się z platformy i zaczął bujać się się na trapezie, a potem zaczął wykonywać różne figury na nim, Lóng Mó momentalnie stawał się sztywny, jak posąg. Nie wyobrażał sobie siebie na miejscu Volante. Przecież... to co robił młodszy chłopak było wręcz nieludzkie. Wyginał się na trapezie, jak guma i zachowywał się jakby w ogóle nie przejmował się wysokością. Widać było nawet amatorskim okiem, że nie uczył się tego przez krótki czas. To wymagało lat praktyki. Co prawda, Lóng Mó również był dobrze wytrenowany, ale przez tą swoją w większości siedzącą pracę, z pewnością jego umiejętności nieco spadły.
Kiedy wyższy chłopak w końcu powrócił na platformę, Chińczyk nabrał powietrza w płuca. Zrozumiał, że przestał oddychać wtedy, kiedy jego towarzysz robił mu pokaz na trapezie. Zaraz się otrząsnął i próbował pokazać, że nie zrobiło to na nim AŻ tak wielkiego wrażenia, jakie w rzeczywistości zrobiło.
- I jak się podobało? - spytał chłopak schodząc z drabiny. Wydawał się być bardzo dumny z tego, co właśnie przedstawił pułkownikowi. Mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie chciał pokazywać swoich emocji, ale też nie chciał robić przykrości chłopakowi.
- Ja bym tak w życiu nie zrobił – spojrzał na jeszcze chwiejący się samoistnie trapez. Wyczuł, że chłopak nie jest jakoś mega usatysfakcjonowany odpowiedzią – Dobra robota – dodał pułkownik i spojrzał na swojego towarzysza. Ten na te słowa rozpromienił się.
- A, dziękuję. A ty? Co będziesz u nas robił? - spytał z ciekawością zielonooki – Słyszałem coś o jakimś magicznym dymie, ale... nie zawsze wierzę plotkom. Wolę dowiedzieć się u źródła – Lunativ zastanowił się chwilkę po czym sięgnął do pochwy swojego miecza i zatrzymał na niej dłoń.
- Z pewnością nie raz spotkałeś się z pojęciem czegoś takiego jak fajerwerki lub sztuczne ognie, które są główną atrakcją w Chinach w czasie Nowego Roku – zaczął – Zwykle robią wrażenia bez żadnego specjalnego repertuaru, ale jeśli uważnie się wszystko zaplanuje można stworzyć wspaniałe widowisko. Jednak ogólnie proch jest wielkim wynalazkiem i pozwala na prawdziwe cuda – powiedział z nutką tajemniczości. Powoli wysunął swój legendarny miecz z pochwy. Zaraz oplótł go ciemny dym. Wydawało się, że miecz płonie. Po chwili przebywanie poza swoim miejscem spoczynku spowodowało kolejną zmianę w wyglądzie miecza. Jego środek wypełnił się czerwonym płynem przypominającym rtęć. Czarnowłosy obrócił jego rękojeść kilka razy w dłoni – Jednym słowem będę się zajmował dosyć niebezpieczną dziedziną związaną z prochem i ogniem.
- A-ale... jak to? - spytał łamiącym się głosem. Lóng Mó zdziwił się na tą zmianę i spojrzał na chłopaka – T-to... zbyt niebezpieczne, nie sądzisz? Wiesz... myślę, że możesz nauczyć się czegoś bardziej bezpiecznego. No nie wiem... akrobacji na koniu. To idealny pomysł! Masz nawet własnego konia...
- Czy ty próbujesz znaleźć mi inne zajęcie, bo martwisz się o to, bym nie zginął? - spytał prosto z mostu.
Kiedy wyższy chłopak w końcu powrócił na platformę, Chińczyk nabrał powietrza w płuca. Zrozumiał, że przestał oddychać wtedy, kiedy jego towarzysz robił mu pokaz na trapezie. Zaraz się otrząsnął i próbował pokazać, że nie zrobiło to na nim AŻ tak wielkiego wrażenia, jakie w rzeczywistości zrobiło.
- I jak się podobało? - spytał chłopak schodząc z drabiny. Wydawał się być bardzo dumny z tego, co właśnie przedstawił pułkownikowi. Mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie chciał pokazywać swoich emocji, ale też nie chciał robić przykrości chłopakowi.
- Ja bym tak w życiu nie zrobił – spojrzał na jeszcze chwiejący się samoistnie trapez. Wyczuł, że chłopak nie jest jakoś mega usatysfakcjonowany odpowiedzią – Dobra robota – dodał pułkownik i spojrzał na swojego towarzysza. Ten na te słowa rozpromienił się.
- A, dziękuję. A ty? Co będziesz u nas robił? - spytał z ciekawością zielonooki – Słyszałem coś o jakimś magicznym dymie, ale... nie zawsze wierzę plotkom. Wolę dowiedzieć się u źródła – Lunativ zastanowił się chwilkę po czym sięgnął do pochwy swojego miecza i zatrzymał na niej dłoń.
- Z pewnością nie raz spotkałeś się z pojęciem czegoś takiego jak fajerwerki lub sztuczne ognie, które są główną atrakcją w Chinach w czasie Nowego Roku – zaczął – Zwykle robią wrażenia bez żadnego specjalnego repertuaru, ale jeśli uważnie się wszystko zaplanuje można stworzyć wspaniałe widowisko. Jednak ogólnie proch jest wielkim wynalazkiem i pozwala na prawdziwe cuda – powiedział z nutką tajemniczości. Powoli wysunął swój legendarny miecz z pochwy. Zaraz oplótł go ciemny dym. Wydawało się, że miecz płonie. Po chwili przebywanie poza swoim miejscem spoczynku spowodowało kolejną zmianę w wyglądzie miecza. Jego środek wypełnił się czerwonym płynem przypominającym rtęć. Czarnowłosy obrócił jego rękojeść kilka razy w dłoni – Jednym słowem będę się zajmował dosyć niebezpieczną dziedziną związaną z prochem i ogniem.
- A-ale... jak to? - spytał łamiącym się głosem. Lóng Mó zdziwił się na tą zmianę i spojrzał na chłopaka – T-to... zbyt niebezpieczne, nie sądzisz? Wiesz... myślę, że możesz nauczyć się czegoś bardziej bezpiecznego. No nie wiem... akrobacji na koniu. To idealny pomysł! Masz nawet własnego konia...
- Czy ty próbujesz znaleźć mi inne zajęcie, bo martwisz się o to, bym nie zginął? - spytał prosto z mostu.
< Volante? Przepraszam, ale moja wena umarła za bardzo ;-; >
21 lut 2017
Smiley CD Vogel
Na samym początku pomyślałam o tym, aby tak czy siak wziąć ze sobą liska chociaż nie dostałam zgody. Jednak jak sobie przypomniałam ostatni wyczyn musiałam zrezygnować. Vogel gdy powiedział, że weźmie na siebie całą winę, zobaczyłam w nim po prostu bohatera lub anioła stróża. Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam liska na ręce.
- Chyba sobie zasłużyłeś na najlepszą gorącą czekoladę jaką potrafię zrobić - uśmiechnęłam się w jego stronę.
Niosąc liska na rękach, dotrzymałam kroku chłopakowi i z uśmiechem do mojego namiotu wróciliśmy w miłym towarzystwie. Wypuściłam z rąk Yuki'ego, a ten zaczął się rozglądać po całym pomieszczeniu. Po zajrzeniu w każdy jeden kąt, ułożył się wygodnie na mojej poduszce.
- Chyba mu się twoja poduszka spodobała - odparł z śmiechem na twarzy Vogel.
- Masz rację - odparłam. - To ja idę przygotować gorącą czekoladę, a ty tutaj się rozejść - dodałam, a chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza. W dwa duże kubki wlałam gorącą czekoladę, do tego dodałam pianki i przykryłam je bitą śmietaną, którą polałam roztopioną czekoladą. Do tego wzięłam miseczkę z ciastkami i ułożyłam wszystko na stoliku który znajdował się w pokoju, gdzie był Yuki i Vogel.
- Proszę to dla ciebie kubek, a dla ciebie Yuki mam miseczkę z mlekiem i kilka smakołyków - wskazałam na ziemie, a on leniwym krokiem zszedł i podszedł do miseczki. - Częstujcie się oboje - dodałam z uśmiechem. Usiedliśmy sobie na krzesłach.
- I jak smakuje wam? - spytałam się kierując swój wzrok na początku na Yuki'ego, a następnie na chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie.
<Vogel?>
20 lut 2017
Vogel CD Smiley
Po swojej wypowiedzi dziewczyna wyszła, wręcz wybiegła z namiotu, trzymając kurczowo przy sobie białego lisa. Patrzyłem na nią, jak wychodziło, a gdy tylko zniknęła mi z pola widzenia, zrobiło mi się jej żal, a w sercu poczułem skruchę oraz złość. Nadal, patrząc w stronę zasłon, które robiły za pewnego rodzaju drzwi, usłyszałem jego głos.
- Ty też czegoś chcesz? -Zapytał od niechcenia, nawet na chwilę nie wychylając nosa znad kartki.
Zmarszczyłem brwi, a moja twarz przybrała zgorzkniały wyraz. Spojrzałem na niego wpierw kątem oka, a dopiero po chwili odwróciłem głowę w jego stronę. Przez jakiś czas się nie odzywałem. Nie chciałem wybuchnąć, bo nie były mi potrzebne teraz kłopoty, jednakże tyle rzeczy cisnęło mi się teraz na język, że ledwie wytrzymywałem. Zwęziłem usta, sycząc przy tym zaciekle, a następnie schyliłem głowę, chowając twarz pod płaszczem swoich czarnych kosmyków. Zacisnąłem mocno pięści, czując przy tym, jak prawie rozrywam paznokciami ich wewnętrzne części.
- Czasem mógłbyś zwracać na kogoś więcej uwagi -Burknąłem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko szeleszczące kartki. Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się w stronę drzwi. Chwyciłem jedną dłonią za jasną zasłonę, po czym zwróciłem się do niego przez ramię -Jeżeli jeszcze raz tak się przy niej zachowasz, to obiecuję ci z tego miejsca, nie zaznasz litości -Chrząknąłem, a gdy tylko przyuważyłem, że jego wzrok spoczął na mej osobie, wyszedłem z pomieszczenia, roztwierając płachty na całą ich szerokość.
Będąc na zewnątrz, ujrzałem kilka dziwnych, jak i zaniepokojonych spojrzeń. Westchnąłem ciężko, chowając w kieszenie płaszczu dłonie i ruszyłem w stronę lasu, czyli w kierunku, do którego kierowały mnie najświeższe ślady. Kiedy tylko minąłem kilka namiotów, stopniowo zacząłem przyśpieszać kroku, aż w końcu zacząłem biec. Chciałem ją znaleźć, gdyż się o nią martwiłem. Nie wiedziałem w końcu, co mogłoby jej trafić do głowy, po czymś takim, tym bardziej po takiej wymianie zdań. Zacisnąłem mocno zęby, mijając kolejne drzewo.
W końcu ją odnalazłem. Po kilku minutach ujrzałem jej sylwetkę. Zbliżyłem się do niej od tyłu. Siedziała na białym puchu, oparta o ciemny konar wysokiego drzewa. Yuki leżał obok niej, ogrzewając przy tym jej stopy. Podszedłem do niej i zacząłem rozmowę, sapiąc przy tym.
- Tutaj jesteś -Rzuciłem zmęczony tą całą bieganiną.
- Wybacz, nie chciałam, żebyś zobaczył mnie, jak się złoszczę na Pika, ale ostatnio jest strasznie irytujący. Kiedyś zawsze znalazł dla mnie czas, ale ostatnio to nawet zapomniał jak mam na imię… Co powiesz na kubek gorącej czekolady i coś dobrego? -Zapytała, powoli przy tym wstając.
Widziałem, że się trochę uspokoiła, gdy mnie zobaczyła, co bardzo mnie ucieszyło. Kiedy stanęła na równe nogi, uśmiechnąłem się do niej. Nagle za sobą usłyszałem cichy, niemal niesłyszalny trzepot małych skrzydeł. Nim zdążyłem się odwrócić, ponownie usłyszałem jej głos.
- On chyba ciebie polubił -Wskazała palcem na miejsce za mną.
Powoli odwróciłem się w tamtym kierunku, a wtedy ujrzałem tę samą ciemną ptaszynę. Zaświergotał cichutko, a następnie usiadł na mojej moich, niepoukładanych, włosach. Spróbowałem unieść na tyle wzrok, aby go zobaczyć, lecz jak wiadomo, nie mogło się to udać. Zaśmiałem się cicho i zbliżyłem tam rękę, by móc pogłaskać małego towarzysza. Dziwne było to, że się na to zgodził. Wtedy usłyszałem cichy śmiech ze strony dziewczyny. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, opuszczając przy tym rękę, a następnie ułożyłem je na swoim torsie, krzyżując je przy tym. Rzuciłem w jej stronę ironiczny uśmiech, odchylając delikatnie głowę do tyłu.
- Lepiej się tak nie śmiej, tym bardziej że mam spore wymagania co do gorącej czekolady -Rzekłem półgębkiem, dając przy tym wyraźny odgłos śmiechu.
Dziewczyna spojrzała na mnie delikatnie zmartwiona, lecz gdy tylko wybuchnąłem śmiechem, ona uczyniła to samo.
- Nie strasz mnie tak -Zaśmiała się, podchodząc do mnie.
Wtedy młody lis zaskomlał płaczliwie, na co obydwoje się odwróciliśmy. Zwierzę miało podkulony ogon i opuszczone uszy, sam zaś płaszczył się na ziemi. Widać było, że dobrze mu u boku Smiley i że nie chciał zostawać sam. Przeniosłem wzrok na dziewczynę, która odwzajemniła jego zasmucony wzrok. Westchnęła i przykucnęła, na co ten przybliżył się do niej, machając niemrawo ogonem.
- Przykro mi, ale raczej nie będę mogła cię wziąć -Powiedziała prawie płaczliwym głosem.
Złapałem ją za ramię, również kucając. Patrzyłem na małego zwierzaka, a kiedy usłyszałem cichą melodię wywodzącą się z dzióbka małej ptaszyny, wybudziłem się z transu i z niemrawym uśmiechem, rzekłem pocieszającym głosem.
- Na pewno się nie rozdzielicie, nie kiedy tu jestem. Może dostaniemy po uszach, ale -Tu spojrzałem na różowowłosą, zatrzymując się na chwilę -ale nie chcę patrzeć na wasz smutek -Wstałem i podałem jej rękę -Dlatego, jeżeli Pik się o tym dowie, chcę, abyś powiedziała, że to przeze mnie Yuki znalazł się w cyrku.
Dziewczyna patrzyła na mnie nieruchomo, jakby oglądała jakieś zaginione dzieło sztuki. Aż poczułem się głupio. Złapałem się za kark. Delikatnie go masując, dodałem odrobinkę ciszej.
- Zresztą, sprawa na pewno się ułoży... -Westchnąłem i uśmiechnąłem się szeroko -a na ten czas cieszmy się chwilą, dobrze?
- Ty też czegoś chcesz? -Zapytał od niechcenia, nawet na chwilę nie wychylając nosa znad kartki.
Zmarszczyłem brwi, a moja twarz przybrała zgorzkniały wyraz. Spojrzałem na niego wpierw kątem oka, a dopiero po chwili odwróciłem głowę w jego stronę. Przez jakiś czas się nie odzywałem. Nie chciałem wybuchnąć, bo nie były mi potrzebne teraz kłopoty, jednakże tyle rzeczy cisnęło mi się teraz na język, że ledwie wytrzymywałem. Zwęziłem usta, sycząc przy tym zaciekle, a następnie schyliłem głowę, chowając twarz pod płaszczem swoich czarnych kosmyków. Zacisnąłem mocno pięści, czując przy tym, jak prawie rozrywam paznokciami ich wewnętrzne części.
- Czasem mógłbyś zwracać na kogoś więcej uwagi -Burknąłem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko szeleszczące kartki. Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się w stronę drzwi. Chwyciłem jedną dłonią za jasną zasłonę, po czym zwróciłem się do niego przez ramię -Jeżeli jeszcze raz tak się przy niej zachowasz, to obiecuję ci z tego miejsca, nie zaznasz litości -Chrząknąłem, a gdy tylko przyuważyłem, że jego wzrok spoczął na mej osobie, wyszedłem z pomieszczenia, roztwierając płachty na całą ich szerokość.
Będąc na zewnątrz, ujrzałem kilka dziwnych, jak i zaniepokojonych spojrzeń. Westchnąłem ciężko, chowając w kieszenie płaszczu dłonie i ruszyłem w stronę lasu, czyli w kierunku, do którego kierowały mnie najświeższe ślady. Kiedy tylko minąłem kilka namiotów, stopniowo zacząłem przyśpieszać kroku, aż w końcu zacząłem biec. Chciałem ją znaleźć, gdyż się o nią martwiłem. Nie wiedziałem w końcu, co mogłoby jej trafić do głowy, po czymś takim, tym bardziej po takiej wymianie zdań. Zacisnąłem mocno zęby, mijając kolejne drzewo.
W końcu ją odnalazłem. Po kilku minutach ujrzałem jej sylwetkę. Zbliżyłem się do niej od tyłu. Siedziała na białym puchu, oparta o ciemny konar wysokiego drzewa. Yuki leżał obok niej, ogrzewając przy tym jej stopy. Podszedłem do niej i zacząłem rozmowę, sapiąc przy tym.
- Tutaj jesteś -Rzuciłem zmęczony tą całą bieganiną.
- Wybacz, nie chciałam, żebyś zobaczył mnie, jak się złoszczę na Pika, ale ostatnio jest strasznie irytujący. Kiedyś zawsze znalazł dla mnie czas, ale ostatnio to nawet zapomniał jak mam na imię… Co powiesz na kubek gorącej czekolady i coś dobrego? -Zapytała, powoli przy tym wstając.
Widziałem, że się trochę uspokoiła, gdy mnie zobaczyła, co bardzo mnie ucieszyło. Kiedy stanęła na równe nogi, uśmiechnąłem się do niej. Nagle za sobą usłyszałem cichy, niemal niesłyszalny trzepot małych skrzydeł. Nim zdążyłem się odwrócić, ponownie usłyszałem jej głos.
- On chyba ciebie polubił -Wskazała palcem na miejsce za mną.
Powoli odwróciłem się w tamtym kierunku, a wtedy ujrzałem tę samą ciemną ptaszynę. Zaświergotał cichutko, a następnie usiadł na mojej moich, niepoukładanych, włosach. Spróbowałem unieść na tyle wzrok, aby go zobaczyć, lecz jak wiadomo, nie mogło się to udać. Zaśmiałem się cicho i zbliżyłem tam rękę, by móc pogłaskać małego towarzysza. Dziwne było to, że się na to zgodził. Wtedy usłyszałem cichy śmiech ze strony dziewczyny. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem, opuszczając przy tym rękę, a następnie ułożyłem je na swoim torsie, krzyżując je przy tym. Rzuciłem w jej stronę ironiczny uśmiech, odchylając delikatnie głowę do tyłu.
- Lepiej się tak nie śmiej, tym bardziej że mam spore wymagania co do gorącej czekolady -Rzekłem półgębkiem, dając przy tym wyraźny odgłos śmiechu.
Dziewczyna spojrzała na mnie delikatnie zmartwiona, lecz gdy tylko wybuchnąłem śmiechem, ona uczyniła to samo.
- Nie strasz mnie tak -Zaśmiała się, podchodząc do mnie.
Wtedy młody lis zaskomlał płaczliwie, na co obydwoje się odwróciliśmy. Zwierzę miało podkulony ogon i opuszczone uszy, sam zaś płaszczył się na ziemi. Widać było, że dobrze mu u boku Smiley i że nie chciał zostawać sam. Przeniosłem wzrok na dziewczynę, która odwzajemniła jego zasmucony wzrok. Westchnęła i przykucnęła, na co ten przybliżył się do niej, machając niemrawo ogonem.
- Przykro mi, ale raczej nie będę mogła cię wziąć -Powiedziała prawie płaczliwym głosem.
Złapałem ją za ramię, również kucając. Patrzyłem na małego zwierzaka, a kiedy usłyszałem cichą melodię wywodzącą się z dzióbka małej ptaszyny, wybudziłem się z transu i z niemrawym uśmiechem, rzekłem pocieszającym głosem.
- Na pewno się nie rozdzielicie, nie kiedy tu jestem. Może dostaniemy po uszach, ale -Tu spojrzałem na różowowłosą, zatrzymując się na chwilę -ale nie chcę patrzeć na wasz smutek -Wstałem i podałem jej rękę -Dlatego, jeżeli Pik się o tym dowie, chcę, abyś powiedziała, że to przeze mnie Yuki znalazł się w cyrku.
Dziewczyna patrzyła na mnie nieruchomo, jakby oglądała jakieś zaginione dzieło sztuki. Aż poczułem się głupio. Złapałem się za kark. Delikatnie go masując, dodałem odrobinkę ciszej.
- Zresztą, sprawa na pewno się ułoży... -Westchnąłem i uśmiechnąłem się szeroko -a na ten czas cieszmy się chwilą, dobrze?
<Smiley?>
Blade DO Nymph
Blade przemierzał ulice miasta, szukając wypoczynku od ciągłej pracy w cyrku. Jak to zazwyczaj w Londynie, szare chmury przesłaniały praktycznie całe niebo, wyglądając jakby w każdej chwili mogła spaść z nich lawina śniegu. Choć nie było bardzo zimno, na ulicach nie widać było zbyt wielu osób. Większość ludzi nie wychodziłaby z domu o tak późnej porze, jednakże Keith miał powody do opuszczenia terenu cyrku. Oprócz odpoczynku potrzebował jeszcze pieniędzy. Nie żeby kiedyś kradł, jednakże aktualnie nie wystarczyło mu gotówki do kupienia leków. Zbyt obawiał się skutków ubocznych nie zażywania swoich lekarstw. Wchodząc w kolejną wąską uliczkę zobaczył przed sobą okropnie wysoką kobietę idącą w tym samym kierunku co on. Nie przyjrzał się jej zbytnio ponieważ zaraz po tym jak ją zobaczył, z tylnej kieszeni torby, wypadł jej skórzany, biały portfel. Blade z przyzwyczajenia podniósł szybko portmonetkę.
-Wypadł pani portfel- oznajmił z wyczuwalnym w głosie niesmakiem.
Kobieta odwróciła się i spojrzała na Keitha. Dopiero teraz zauważył, że przechodzień nie był przedstawicielem płci pięknej. Był to mężczyzna mniej więcej w jego wieku może trochę starszy, o praktycznie kobiecym wyglądzie i posturze. Miał jasną cerę idealnie pasującą do błękitnych oczu i włosów o tym samym kolorze. Był także szczupły i smukły. Blade’owi przez chwilę wydawało się, że mężczyzna ma pomalowane rzęsy, jednakże szybko pozbył się tego domysłu.
-Dzięki złotko-odpowiedział przechodzień z uśmiechem.
Dopiero teraz Blade zorientował się, że mógł przywłaszczyć sobie portfel niebieskowłosego. Odwrócił się na pięcie.
-Chyba jednak go wezmę-stwierdził z wredną nutką w głosie.
Zaraz po tym pobiegł szybko w stronę cyrku. Wiadomo, że mężczyzna mógłby za nim pobiec lub zawołać o pomoc. Jednak Blade wiedział, że obie te opcje są wykluczone. W pobliżu nie było żadnych osób które mogłyby pomóc poszkodowanemu. Błękitnooki natomiast (jak wcześniej zauważył Blade) chodził na szpilkach więc nie było możliwości aby udało mu się dogonić Keitha. Gdy po pewnym czasie dotarł do swojego namiotu, z zadowoleniem otworzył swą „zdobycz”. Znalazł tam dość dużo pieniędzy (nie liczył ile dokładnie), legitymację, kilka ulotek, telefony do drogich restauracji, a także kilka wizytówek; między innymi wizytówkę kosmetyczki, manikiurzystki i masażysty. Po co mu takie wizytówki… Może nie on będzie z nich korzystać, tylko wziął je dla swojej żony, dziewczyny…-pomyślał. Zamknął portfel po czym odłożył go do jednej z kremowych szafek.
Następnego dnia postanowił poszwendać się trochę po cyrku. Zarzucił na siebie ubrania i wyszedł z namiotu. Większość osób już dawno wstało i albo wpadło na ten sam pomysł co Blade i chodziło po obozie bez celu albo miało jakieś sprawy do załatwienia. Keith udał się w swoją stronę. Idąc patrzył w ciemnozieloną prawie, że żółtą trawę którą pokrywała lekka warstwa śniegu. Dopiero po wielu minutach rozmyślania podniósł głowę. Zobaczył wtedy niedaleko siebie poznanego wcześniej powierzchownie niebieskowłosego mężczyznę wychodzącego z namiotu o identycznym wyglądzie namiotu Keitha. Czy on naprawdę… pracuje w tym cyrku?! -pomyślał Blade. Wysoki rozejrzał się wokół, jego wzrok padł wprost na Keitha.
-Wypadł pani portfel- oznajmił z wyczuwalnym w głosie niesmakiem.
Kobieta odwróciła się i spojrzała na Keitha. Dopiero teraz zauważył, że przechodzień nie był przedstawicielem płci pięknej. Był to mężczyzna mniej więcej w jego wieku może trochę starszy, o praktycznie kobiecym wyglądzie i posturze. Miał jasną cerę idealnie pasującą do błękitnych oczu i włosów o tym samym kolorze. Był także szczupły i smukły. Blade’owi przez chwilę wydawało się, że mężczyzna ma pomalowane rzęsy, jednakże szybko pozbył się tego domysłu.
-Dzięki złotko-odpowiedział przechodzień z uśmiechem.
Dopiero teraz Blade zorientował się, że mógł przywłaszczyć sobie portfel niebieskowłosego. Odwrócił się na pięcie.
-Chyba jednak go wezmę-stwierdził z wredną nutką w głosie.
Zaraz po tym pobiegł szybko w stronę cyrku. Wiadomo, że mężczyzna mógłby za nim pobiec lub zawołać o pomoc. Jednak Blade wiedział, że obie te opcje są wykluczone. W pobliżu nie było żadnych osób które mogłyby pomóc poszkodowanemu. Błękitnooki natomiast (jak wcześniej zauważył Blade) chodził na szpilkach więc nie było możliwości aby udało mu się dogonić Keitha. Gdy po pewnym czasie dotarł do swojego namiotu, z zadowoleniem otworzył swą „zdobycz”. Znalazł tam dość dużo pieniędzy (nie liczył ile dokładnie), legitymację, kilka ulotek, telefony do drogich restauracji, a także kilka wizytówek; między innymi wizytówkę kosmetyczki, manikiurzystki i masażysty. Po co mu takie wizytówki… Może nie on będzie z nich korzystać, tylko wziął je dla swojej żony, dziewczyny…-pomyślał. Zamknął portfel po czym odłożył go do jednej z kremowych szafek.
Następnego dnia postanowił poszwendać się trochę po cyrku. Zarzucił na siebie ubrania i wyszedł z namiotu. Większość osób już dawno wstało i albo wpadło na ten sam pomysł co Blade i chodziło po obozie bez celu albo miało jakieś sprawy do załatwienia. Keith udał się w swoją stronę. Idąc patrzył w ciemnozieloną prawie, że żółtą trawę którą pokrywała lekka warstwa śniegu. Dopiero po wielu minutach rozmyślania podniósł głowę. Zobaczył wtedy niedaleko siebie poznanego wcześniej powierzchownie niebieskowłosego mężczyznę wychodzącego z namiotu o identycznym wyglądzie namiotu Keitha. Czy on naprawdę… pracuje w tym cyrku?! -pomyślał Blade. Wysoki rozejrzał się wokół, jego wzrok padł wprost na Keitha.
<Nymph?>
White CD Smiley
Miasto do cna zrujnowane. Koszmar. Gdzie nie spojrzysz wiszą jakieś liany, albo dziwne rośliny, których nazw nie znam. Wszystko jest jedną wielką ruiną. Tylko mech pokrywał znaczną powierzchnie tego obozu, czyli roślina która nie została w żaden sposób zmutowana czy całkowicie zniszczona. Budynki walały się, tym samym opierając drugie budowle i ratując nas wszystkich przed całkowitym zawaleniem. To ostatnie miejsce gdzie można się skryć od tych trupów. No tak jakby. Gdy przechodziłam jakąś ciemną uliczką, do której słońce ciężko dochodziło, widziałam nie tylko martwych ludzi, kości czy padliny, ale także wijące się po ziemi, czy chowające się w ścianach truposze, zwane zombie. Gdy przemierzałam to miejsce jak zawsze lewitując, zabijałam to wszystko swoją kochaną gitarą, z ostrymi brzegami jak topór. Nim spojrzysz, że coś cię atakuje, to już nie żyło. Słychać było tylko charakterystyczny dźwięk cięcia metalu oraz upadek głowy na ziemię. Tak, obcinałam ciągle głowy, gdyż według mnie to najlepsze sposób na pozbycie się tych potworów. Niby łatwo jest je zabić, jednak są ich całe miliony, nikt by nie dał rade pozabijać wszystkich na całym świecie. Musiałby posiadać wiele bomb, aby wysadzać te ciała, chociaż i to jest wątpliwe zwycięstwo.
Podczas mojego spacerku, usłyszałem hałas. I nie był to zombie. Gdyby tak było, opadanie gruzu byłoby głośniejsze i towarzyszyłby ku temu charakterystyczny dźwięk umarlaka, któremu coś przebiło ciało. Zignorowałem to do momentu, gdy jakaś osoba stanęła w zakręcie uliczki. Myśląc, że to jeden z ich, przyłożyłem broń do jego szyi, obcinając mu głowę. I wtedy do moich stóp przyturlała się głowa żywego człowieka...
Podczas mojego spacerku, usłyszałem hałas. I nie był to zombie. Gdyby tak było, opadanie gruzu byłoby głośniejsze i towarzyszyłby ku temu charakterystyczny dźwięk umarlaka, któremu coś przebiło ciało. Zignorowałem to do momentu, gdy jakaś osoba stanęła w zakręcie uliczki. Myśląc, że to jeden z ich, przyłożyłem broń do jego szyi, obcinając mu głowę. I wtedy do moich stóp przyturlała się głowa żywego człowieka...
~~~
Nawet nie zdążyłem się dobrze obudzić, a już ktoś mnie zaczął gonić. Zdążyłem tylko dobiec do przypadkowego namiotu, gdzie mój drapieżnik wpadł na kogoś, a ta osoba o odprawiła. dopiero teraz, gdy mogłem ustać chwilę na nogach, spokojny o swoje życie, zacząłem wszystko analizować.Wczoraj wieczorem bawiłem się magią, w sumie to do samego rana. chciałem wrócić do siebie, ale byłem tak zmęczony, że pomyliłem namioty. Wylądowałem w przypadkowym. Nie mam pojęcia ile spałem, ale w tej chwili, gdy adrenalina mi nieco podskoczyła, sen nagle zniknął. A co do drapieżnika, okazało się, że to bł namiot Black'a. Widać, wkurzył się porządnie, gdy znalazł mnie w swoim ciepłym łóżku. Cóż... Czyli na dzień dzisiejszy mogę dopisać kolejną osobę, której lepiej unikać. Na szczęście pościg został przerwany przez różowo włosą dziewczynę, która przedstawiła mi się jako Smiley. Uścisnąłem jej dłoń z uśmiechem.
- White - przedstawiłem się. - W sumie to ja powinienem go przeprosić - poprawiłem ją. W tym momencie wyobraziłem sobie dziewczynę w akcji, która bije Black'a po głowie wałkiem do ciasta, przez co się zaśmiałem. - Pomyliłem namioty i zasnąłem u niego - wytłumaczyłem się cicho się śmiejąc. - Ale widać, nie muszę się już bać zemsty, szybko się z nim rozprawiłaś - zaśmiałem się miło.
<Smiley?>
19 lut 2017
Smiley DO White
Dzień jak codziennie można by rzec, jednak dla mnie był on wspaniały. Z samego rana nikt mnie nie obudził i wstałam co dopiero jak się wyspałam. Oczywiście zwierzaki w moim domu też sie wyspały. Były dość podobne do mnie zwłaszcza jeżeli chodzi o spanie i jedzenie. Wzięłam gorącą kąpiel, ubrałam się, a włosy tylko rozczesałam i zostawiłam je, aby wyschły. Zjadłam zdrowe śniadanie wraz ze zwierzakami po czym nadszedł czas, aby trochę poćwiczyć. Wzięła torbę ze strojem do ćwiczeń, założyłam na ramię i skierował się ku namiocie do ćwiczeń. Jak tylko dotarłam na miejsce, przebrałam się, a torbę zostawiłam tuż obok Yuki'ego i Biscy.
- Zostańcie tutaj i przygotowanie mi się uważnie - pogłaskałam zwierzaki po głowie i z uśmiechem odeszłam od nich.
Wspięłam się zwinnie na linę i po krótkiej rozgrzewce zaczęłam swój trening. Wszystko szło mi płynnie i bez pomyłek do czasu, gdy nie usłyszałam jak ktoś krzyczy i biega do okoła namiotu. Zeszłam na wszelki wypadek. Skierowałam się w stronę lisa i psiaka, którzy pilnowali bacznie mojej torby. Jedna nie było mi raczył do nich dojść, bo ktoś na mnie wpadł. Ja upadłam, a osoba która wpadła na mnie zaliczyła również glebę i przygniotła mnie swoim ciężarem.
Chłopak wstał ze mnie, ale nawet nie spojrzał się w moim kierunku tylko w kierunku osoby, która go goniła.
- Wybaczam ci! - odrzekł drugi chłopaka, a chłopak stojący bliżej mnie nie wiedział o co mu chodzi.
- Black nigdzie się nie wybierasz! - wykrzyczałam zirytowana i wściekła na nich.
- Nie masz się co na mnie wściekać, a raczej na niego. Przecież to on na ciebie wpadł - usłyszałam jego odpowiedź, ale to go nie ratowało. Do naszej trójki dołączył również Night.
- Czy jesteś cała? - podbiegł do mnie i spytał się zatroskanym wzrokiem.
- Przerwaliście mi w moich ćwiczeniach! - ubrałam wysoko głos. - Black nie masz co się tłumaczyć lepiej znikaj mi z oczu nim coś ci zrobię, a ty Night tego dopuścić, aby nie pokazał mi się na oczy przez cały dzień - oby dwoje wyszli. Night z miłą chęcią odprowadził Black'a do wyjścia, jednak on sam się z tego nie cieszył.
- Wybacz za głupotę Black'a. Jeżeli coś ci zrobił to mi powiedz, a ja się z nim już rozprawie - uśmiechnęłam się do chłopaka stojącego koło mnie. - Jestem Smiley, a ty? - dodałam z większym uśmiechem. Byłam pewna, że chłopak stojący koło mnie nie przeskrobał za bardzo, ale jak zawsze Black musiał robić igły z widły.
- Zostańcie tutaj i przygotowanie mi się uważnie - pogłaskałam zwierzaki po głowie i z uśmiechem odeszłam od nich.
Wspięłam się zwinnie na linę i po krótkiej rozgrzewce zaczęłam swój trening. Wszystko szło mi płynnie i bez pomyłek do czasu, gdy nie usłyszałam jak ktoś krzyczy i biega do okoła namiotu. Zeszłam na wszelki wypadek. Skierowałam się w stronę lisa i psiaka, którzy pilnowali bacznie mojej torby. Jedna nie było mi raczył do nich dojść, bo ktoś na mnie wpadł. Ja upadłam, a osoba która wpadła na mnie zaliczyła również glebę i przygniotła mnie swoim ciężarem.
Chłopak wstał ze mnie, ale nawet nie spojrzał się w moim kierunku tylko w kierunku osoby, która go goniła.
- Wybaczam ci! - odrzekł drugi chłopaka, a chłopak stojący bliżej mnie nie wiedział o co mu chodzi.
- Black nigdzie się nie wybierasz! - wykrzyczałam zirytowana i wściekła na nich.
- Nie masz się co na mnie wściekać, a raczej na niego. Przecież to on na ciebie wpadł - usłyszałam jego odpowiedź, ale to go nie ratowało. Do naszej trójki dołączył również Night.
- Czy jesteś cała? - podbiegł do mnie i spytał się zatroskanym wzrokiem.
- Przerwaliście mi w moich ćwiczeniach! - ubrałam wysoko głos. - Black nie masz co się tłumaczyć lepiej znikaj mi z oczu nim coś ci zrobię, a ty Night tego dopuścić, aby nie pokazał mi się na oczy przez cały dzień - oby dwoje wyszli. Night z miłą chęcią odprowadził Black'a do wyjścia, jednak on sam się z tego nie cieszył.
- Wybacz za głupotę Black'a. Jeżeli coś ci zrobił to mi powiedz, a ja się z nim już rozprawie - uśmiechnęłam się do chłopaka stojącego koło mnie. - Jestem Smiley, a ty? - dodałam z większym uśmiechem. Byłam pewna, że chłopak stojący koło mnie nie przeskrobał za bardzo, ale jak zawsze Black musiał robić igły z widły.
<White?>
17 lut 2017
Karnawał #2
Jako, że pod postem kilka osób zostawiło komentarz, że są chętni to czas najwyższy zacząć!
Występ został podzielony na dwie części i każdy (prawdopodobnie) będzie w obu występował. Każdy może sobie wybrać w jakiej części (mogą być nawet i dwie) będzie występował i jaką będzie odbywał rolę.
Jeżeli opowiadanie będziecie wysyłać proszę mnie o tym powiadomić lub nadać odpowiedni tytuł.
Program Repertuaru!
Smiley CD Vogel
Vogel miał rację, że powinnam się kogoś spytać, a chodziło tu dokładnie o pozwolenie od Pika. Napomniałam ostatnio, że chciałabym przygarnąć lisa, ale ten nawet na mnie nie słuchał i po prostu odeszłam, a on zapewne nawet tego nie zauważył. Wzięłam liska na ręce i poszliśmy szukać poszukiwanego poprzez nas Pika. Nigdzie go nie było co oznaczało, że musimy iść do jego namiotu. Skierowaliśmy się w jego kierunku i nie pozostało nam nic innego jak tylko wejść do jego namiotu i zrobić, żeby mnie wysłuchał. Stanęliśmy przed jego namiotem, chłopak stojący obok mnie wącham się lekko przed wejściem do namiotu. Ja na spokojnie jak zawsze weszłam, a Vogel tuż za mną.
- Pik mam do ciebie prośbę! - weszłam z uśmiechem na twarzy i z nadzieją, że tym razem mnie zauważy i wysłucha.
- Nie teraz dziewczyno! - odpowiedział wpatrzony w jakieś kartki.
- Pik czy mogłabym…- nie dokończyłam, a on mi przerwał.
- Mówiłem, że nie teraz! - powiedział donośny i rozkazującym głosem.
- Jeżeli nie teraz to kiedy? - uniosłam swój głos. - Skoro tak ma być dalej, że ja przychodzę do ciebie, a ty w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi tylko na innych to lepiej będzie jak po prostu zniknę! Bynajmniej będziesz miał jedno imię do mniej zapamiętania i mniej kłopotów - wkurzyłam się na niego i wyszłam z namiotu.
Poszłam w stronę lasu i tam usiadłam sobie pod jednym z drzew. Biały lisek chciał mnie pocieszyć, co mu się udało, gdyż przeszła mnie złość. Pogłaskałam go po głowie.
- Tutaj jesteś - usłyszałam zmęczony głos chłopaka, który stał za mną.
- Wybacz nie chciałam, żebyś zobaczył mnie jak się złoszczę na Pika, ale ostatnio jest strasznie irytujący. Kiedyś zawsze znalazł dla mnie czas, ale ostatnio to nawet zapomniał jak mam na imię… - westchnęłam po czym tylko otrząsnęłam się. - Co powiesz na kubek gorącej czekolady i coś dobrego? - odetchnęłam, aby się uspokoić. Wstałam z zimnego śniegu i otrzymała się. - On chyba ciebie polubił - wskazałam palcem, aby chłopak się obejrzał za siebie. Ptaszek, którego szukaliśmy ponownie powrócił do chłopaka. - Razem wyglądacie uroczo - uśmiechnęłam się ciepło w stronę i ptaszka, który ustanowił się na ramieniu chłopaka.
- Pik mam do ciebie prośbę! - weszłam z uśmiechem na twarzy i z nadzieją, że tym razem mnie zauważy i wysłucha.
- Nie teraz dziewczyno! - odpowiedział wpatrzony w jakieś kartki.
- Pik czy mogłabym…- nie dokończyłam, a on mi przerwał.
- Mówiłem, że nie teraz! - powiedział donośny i rozkazującym głosem.
- Jeżeli nie teraz to kiedy? - uniosłam swój głos. - Skoro tak ma być dalej, że ja przychodzę do ciebie, a ty w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi tylko na innych to lepiej będzie jak po prostu zniknę! Bynajmniej będziesz miał jedno imię do mniej zapamiętania i mniej kłopotów - wkurzyłam się na niego i wyszłam z namiotu.
Poszłam w stronę lasu i tam usiadłam sobie pod jednym z drzew. Biały lisek chciał mnie pocieszyć, co mu się udało, gdyż przeszła mnie złość. Pogłaskałam go po głowie.
- Tutaj jesteś - usłyszałam zmęczony głos chłopaka, który stał za mną.
- Wybacz nie chciałam, żebyś zobaczył mnie jak się złoszczę na Pika, ale ostatnio jest strasznie irytujący. Kiedyś zawsze znalazł dla mnie czas, ale ostatnio to nawet zapomniał jak mam na imię… - westchnęłam po czym tylko otrząsnęłam się. - Co powiesz na kubek gorącej czekolady i coś dobrego? - odetchnęłam, aby się uspokoić. Wstałam z zimnego śniegu i otrzymała się. - On chyba ciebie polubił - wskazałam palcem, aby chłopak się obejrzał za siebie. Ptaszek, którego szukaliśmy ponownie powrócił do chłopaka. - Razem wyglądacie uroczo - uśmiechnęłam się ciepło w stronę i ptaszka, który ustanowił się na ramieniu chłopaka.
<Vogel?>
Vogel CD Smiley
Dziewczyna zaprowadziła mnie pod małą, lisią norę, w której rzeczywiście znajdował się mały ssak. Ptak przeszedł mi na ramię, spoglądając na otaczający nas teren. Kiedy tylko lis wyszedł z nory i podbiegł do dziewczyny, ten przestraszył się i o mało co nie odleciał. Spojrzałem na niego. Co jak co, ale lis mógłby na niego zapolować. Zaśmiałem się cicho i pogłaskałem małego towarzysza po malutkiej główce. Wtedy usłyszałem głos Smiley. Od razu zwróciłem się w jej kierunku. Wyglądała, że zaprzyjaźniła się z tym szczeniakiem. Jak powiedziała, był osierocony, więc dobrze, że ktoś się nim w końcu zajął. W końcu lis zaczął i do mnie podchodzić, co nie za bardzo spodobało się ptaszkowi. Kilka razy podskoczył, po czym rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze, odlatując w nieznanym kierunku. Próbowałem dostrzec, gdzie poleciał, lecz marnie mi to wychodziło. Westchnąłem cicho i spojrzałem w dół, na szczeniaka, który zaczął mnie obwąchiwać. Po chwili zaczął mnie okrążać. No tak, w końcu jestem obcy i nie ma do mnie zaufania. Zachwiałem się delikatnie, a następnie przykucnąłem. Lis cofnął się, unosząc przy tym swoją małą, białą łapkę. Wyciągnąłem w jego stronę delikatnie dłoń, na co ten położył uszy po sobie. Był młody i to bardzo. Od razu się uśmiechnąłem, zwieszając głowę. Zazwyczaj to pomagało. Zwierzęta, nie ważne, jakie by to były, widząc takie zachowanie, bardzo często same podchodziły, powoli się przyzwyczajając. Tak było i w tym przypadku. Zerknąłem ukradkiem na Smiley, która stała przed nami, bacznie obserwując nasze zachowanie. Wyglądała jak dziecko, które było podczas swojego pierwszego występu w cyrku. Uniosłem powoli głowę i spojrzałem na nią w całości.
- Coś nie tak? -Zapytałem, nie zdejmując z ust szczerego uśmiechu.
Ta spojrzała w moje oczy, a następnie pokręciła głową. Wtedy poczułem coś wilgotnego, dotykające mojej skóry na dłoni. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem spokojnego już liska. Nie bał się już aż tak, lecz nie mogłem powiedzieć, że już mi zaufał. Powoli dźwignąłem się na nogach i wyprostowałem się całkowicie.
- Czyli go zabierasz? -Powiedziałem w końcu.
Dziewczyna podeszła do nas i pogłaskała lisa.
- Chciałabym spróbować. Zresztą Yuki sam o tym zdecydował. -Uśmiechnęła się, patrząc na mnie.
- Rozumie -Westchnąłem i złapałem się za tył głowy -Ale rozmawiałaś o tym z kimś w cyrku? Wiesz, w końcu to ktoś, kto musiałby również tam mieszkać.
Różowowłosa skinęła głową i wzięła zwierzątko na ręce. Stanęła przede mną wyprostowana.
- Wiem o tym. Co prawda jeszcze o tym nie rozmawiałam... -Zwątpiła na chwilę -ale sądzę, że się na to zgodzą! -Dodała szybko.
Widziałem w jej oczach małe, tańczące iskierki, w których znajdywało się niemałe szczęście. Prychnąłem cicho i przekręciłem delikatnie głowę, garbiąc się przy tym.
- Czyli idziesz na żywioł? -Zapytałem, a właściwie stwierdziłem, na co dziewczyna wzruszyła ramionami, kiwając przy tym głową.
Rozejrzałem się dookoła, aż w końcu zatrzymałem wzrok na przejściu, z którego przyszliśmy. Zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku, a kiedy tylko znalazłem się obok ośnieżonego krzaka, spojrzałem na nich przez ramię.
- To co? Na co czekacie? -Rzuciłem z uśmiechem, ponownie ruszając z miejsca.
Dziewczyna również zaczęła iść. Szybko znalazła się przy mnie, przez co spostrzegłem, że nie ma już na rękach Yuki'ego. Szczeniak natomiast dreptał przy jej nodze. Wypuściłem powietrze ze świstem. Ciekawe czy to się uda. Chciałem to zobaczyć i w razie potrzeby, pomóc. Chociaż, że nie znam jej zbyt długo, to mam wrażenie, że bardzo się do niego przywiązała. A takiego czegoś, jak przyjaźń, nie warto przerywać. Znam to ze swojego doświadczenia.
Nie szliśmy jakoś długo, jakby mogło się wydawać. Byliśmy już między pierwszymi namiotami ze sprzętem, czy jedzeniem. Przeszliśmy kolejne kilka, aż w końcu ujrzeliśmy grupy, liczące do kilku ludzi. Wtedy to Yuki się przeraził. Schował się za jej nogami i stanął jak wmurowany. Obydwoje spojrzeliśmy na niego.
- Weź go lepiej na ręce, pewnie się wszystkiego boi.
- Masz rację -Stwierdziła, łapiąc młodego za łapki, a niedługo po tym trzymając go w ramionach.
Skinąłem głową i popatrzyłem po ludziach. Musimy znaleźć Pika, lecz jakby mogłoby mi się zdawać, nigdzie go tu nie było, co było wręcz dziwne. Prawie zawsze widziałem go z innymi. Westchnąłem ciężko. Czyli jednak będziemy musieli odwiedzić jego namiot. Najgorsze miejsce na ziemi. Niby przytulne i nic nie znaczące, a jednak gdy ma się sprawę do jego właściciela, który akurat w nim przesiaduje, ten zewnętrzny, piękny widok, przeradza się w postrach wszystkiego i wszystkich. Na samą myśl po moich plecach rozeszły się zimne dreszcze, co zauważyła ona.
- Wszystko w porządku? -Zapytała troskliwie.
Spojrzałem w jej kierunku i niemrawo skinąłem głową. "Trzeba zacząć się modlić" -pomyślałem, spoglądając na nią. Jeżeli Pik zaszył się w swojej pieczarze, znaczy to tyle, że nie ma zbyt dobrego humoru. "Akurat w tym momencie musiało mu się zachcieć, zachowywać jak jakaś rozwydrzona paniusia! Tak jakby wiedział, że w tym dniu ktoś ma do niego prośbę!" -Zacząłem go wyzywać w myślach, lecz szybko tego zaprzestałem, przypominając sobie, że kiedy on się o tym dowie, to również nie będzie miło.
- Coś nie tak? -Zapytałem, nie zdejmując z ust szczerego uśmiechu.
Ta spojrzała w moje oczy, a następnie pokręciła głową. Wtedy poczułem coś wilgotnego, dotykające mojej skóry na dłoni. Spojrzałem w tamtym kierunku i ujrzałem spokojnego już liska. Nie bał się już aż tak, lecz nie mogłem powiedzieć, że już mi zaufał. Powoli dźwignąłem się na nogach i wyprostowałem się całkowicie.
- Czyli go zabierasz? -Powiedziałem w końcu.
Dziewczyna podeszła do nas i pogłaskała lisa.
- Chciałabym spróbować. Zresztą Yuki sam o tym zdecydował. -Uśmiechnęła się, patrząc na mnie.
- Rozumie -Westchnąłem i złapałem się za tył głowy -Ale rozmawiałaś o tym z kimś w cyrku? Wiesz, w końcu to ktoś, kto musiałby również tam mieszkać.
Różowowłosa skinęła głową i wzięła zwierzątko na ręce. Stanęła przede mną wyprostowana.
- Wiem o tym. Co prawda jeszcze o tym nie rozmawiałam... -Zwątpiła na chwilę -ale sądzę, że się na to zgodzą! -Dodała szybko.
Widziałem w jej oczach małe, tańczące iskierki, w których znajdywało się niemałe szczęście. Prychnąłem cicho i przekręciłem delikatnie głowę, garbiąc się przy tym.
- Czyli idziesz na żywioł? -Zapytałem, a właściwie stwierdziłem, na co dziewczyna wzruszyła ramionami, kiwając przy tym głową.
Rozejrzałem się dookoła, aż w końcu zatrzymałem wzrok na przejściu, z którego przyszliśmy. Zrobiłem kilka kroków w tamtym kierunku, a kiedy tylko znalazłem się obok ośnieżonego krzaka, spojrzałem na nich przez ramię.
- To co? Na co czekacie? -Rzuciłem z uśmiechem, ponownie ruszając z miejsca.
Dziewczyna również zaczęła iść. Szybko znalazła się przy mnie, przez co spostrzegłem, że nie ma już na rękach Yuki'ego. Szczeniak natomiast dreptał przy jej nodze. Wypuściłem powietrze ze świstem. Ciekawe czy to się uda. Chciałem to zobaczyć i w razie potrzeby, pomóc. Chociaż, że nie znam jej zbyt długo, to mam wrażenie, że bardzo się do niego przywiązała. A takiego czegoś, jak przyjaźń, nie warto przerywać. Znam to ze swojego doświadczenia.
Nie szliśmy jakoś długo, jakby mogło się wydawać. Byliśmy już między pierwszymi namiotami ze sprzętem, czy jedzeniem. Przeszliśmy kolejne kilka, aż w końcu ujrzeliśmy grupy, liczące do kilku ludzi. Wtedy to Yuki się przeraził. Schował się za jej nogami i stanął jak wmurowany. Obydwoje spojrzeliśmy na niego.
- Weź go lepiej na ręce, pewnie się wszystkiego boi.
- Masz rację -Stwierdziła, łapiąc młodego za łapki, a niedługo po tym trzymając go w ramionach.
Skinąłem głową i popatrzyłem po ludziach. Musimy znaleźć Pika, lecz jakby mogłoby mi się zdawać, nigdzie go tu nie było, co było wręcz dziwne. Prawie zawsze widziałem go z innymi. Westchnąłem ciężko. Czyli jednak będziemy musieli odwiedzić jego namiot. Najgorsze miejsce na ziemi. Niby przytulne i nic nie znaczące, a jednak gdy ma się sprawę do jego właściciela, który akurat w nim przesiaduje, ten zewnętrzny, piękny widok, przeradza się w postrach wszystkiego i wszystkich. Na samą myśl po moich plecach rozeszły się zimne dreszcze, co zauważyła ona.
- Wszystko w porządku? -Zapytała troskliwie.
Spojrzałem w jej kierunku i niemrawo skinąłem głową. "Trzeba zacząć się modlić" -pomyślałem, spoglądając na nią. Jeżeli Pik zaszył się w swojej pieczarze, znaczy to tyle, że nie ma zbyt dobrego humoru. "Akurat w tym momencie musiało mu się zachcieć, zachowywać jak jakaś rozwydrzona paniusia! Tak jakby wiedział, że w tym dniu ktoś ma do niego prośbę!" -Zacząłem go wyzywać w myślach, lecz szybko tego zaprzestałem, przypominając sobie, że kiedy on się o tym dowie, to również nie będzie miło.
<Smiley?>
Vogel CD Akuma
Przeszliśmy z szybkiego chodu na bieg. Najwyraźniej nawet on nie chciał zachorować. Wybiegliśmy z parku, w którym nawet nie było żywej duszy. Prawie to samo mogłem rzec o ulicy, na którą wkroczyliśmy. Tylko pojedyncze samochody przecinały nasilające się strugi, spadającej z nieba, wody. Wypuściłem przez usta powietrze. Czułem, że powoli brakuje mi tchu. Spojrzałem ukradkiem na mojego towarzysza. Biegł przed siebie, patrząc na drogi przed nami. Jego mina nic nie wyrażała, nawet rozżalenia, że zaczęło tak padać. Skrzywiłem się na sekundę i również spojrzałem w przód. Nie lubiłem tak gwałtownych zwrotów akcji. Zawsze przy nich coś się dziwnego działo. A może to tylko skojarzenie z filmów albo opowiadań? Niemniej jednak jest to niezbyt miłe uczucie.
Przebiegliśmy już chyba pół miasta, a nadal żadnego dogodnego miejsca na spoczynek nie znaleźliśmy. Było to zadziwiające, lecz i wkurzające. Wszędzie albo było już pełno ludzi i brak miejsc, albo lokale były pozamykane. Zimny powiew wiatru, który sprawiał, że deszcz stawał się silniejszy i jakby cięższy, powoli zanikał. Jednak sam deszcz tego nie robił, lecz jeszcze bardziej się nasilał. Obydwoje byliśmy już cali przemoknięci, więc się już zbytnio nie trudziliśmy, aby coś szybko znaleźć. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, że pójdziemy z powrotem na teren cyrku. Rzeczywiście, było to najlepsze wyjście, bo tam mogliśmy w zupełności odpocząć. Po kolejnych kilkunastu minutach, w końcu dostrzegliśmy w oddali nieobce nam tereny.
- Nareszcie -Wysapałem, doganiając powoli Akumę, który stanął zrezygnowany na chodniku pełnym błota i wody.
- Ta... -Wymruczał, wgapiając się w dal -Chodźmy już, bo jeszcze bardziej przemokniemy -Ocknął się i ponownie ruszył przed siebie.
Westchnąłem ciężko i powtórnie do niego podbiegłem. Ziemia, która zwykle była twarda, a pod wpływem zimna, nawet nie dało się w niej wykopać, chociażby płytkiego wyżłobienia, teraz była miękka, przez co zapadaliśmy się pod nią. Czułem, jak w moich butach jest istne pobojowisko roślin, wody, ziemi oraz innych odpadków. Złapałem się za łokcie i szybkimi ruchami zacząłem pocierać swoje ciało. Nic jednak to nie dawało, tym bardziej że woda przedostała się nawet pod ubrania. Spuściłem spojrzenie, chwiejąc się przy tym na boki. Byłem zmęczony, obolały i zły. Tak, zły na pogodę. Rozumiałem zimno, w końcu jest zima, ale deszcz? To już był prawy sierpowy ze strony matki natury. A przynajmniej w tej sytuacji.
Kiedy zbliżyliśmy się do centrum, nie widzieliśmy żadnego członka. Czyli nawet tutaj jest znana cywilizacja i ukrywają się przed siłami natury? Dobrze wiedzieć. Rozejrzałem się dookoła. Zza grubych zasłon można był dostrzec delikatne poświaty miodowego światła. Aż moje powieki stały się ciężkie. Uwielbiałem patrzeć na światło, tym bardziej światło świec, ale zawsze przy tym odczuwałem niewyobrażalną potrzebę zamknięcia oczu, a co za tym szło, potrzebę zaśnięcia. Ziewnąłem bezdźwięcznie, zakrywając przy tym usta otwartą dłonią.
- To tutaj się rozdzielamy? -Usłyszałem głos chłopaka, który staną obok mnie.
Również przystanąłem w miejscu i spojrzałem na niego przez prawie zamknięte powieki. Pożegnać się? I to jeszcze tu, ot tak? Spojrzałem na niebo, z którego jeszcze się lało. Jakże romantyczna wizja pożegnania obojga kochanków. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jeżeli chcesz -Wychrypiałem, spoglądając w tym samym momencie w kierunku, w którym znajdował się mój namiot -W razie czego, mój to trójka -Puściłem mu oczko i ruszyłem w tamtym kierunku.
Zacząłem zastanawiać się nad jego poprzednimi słowami. "U ciebie jest nieco inaczej, gdyż jesteś taki sam z siebie.". W sumie była to prawda, ale coś sprawiło, że w tamtym momencie, te słowa dotarły do mnie inaczej. Tak jakby miały sprawić, żebym miał się rozpłakać. Prychnąłem prześmiewczo i spojrzałem w stronę swojego domku. "W końcu coś miłego, po takim zwrocie akcji" -Stwierdziłem w myślach, uśmiechając się przy tym. Wszedłem do środka i nabrałem dość ciepłego powietrza. Tak, tutaj mógłbym spędzić całe życie. Na łóżku, bez żadnego ruchu, ale wtedy bym nikogo nie spotkał. Jakie to życie jest podłe.
Przebiegliśmy już chyba pół miasta, a nadal żadnego dogodnego miejsca na spoczynek nie znaleźliśmy. Było to zadziwiające, lecz i wkurzające. Wszędzie albo było już pełno ludzi i brak miejsc, albo lokale były pozamykane. Zimny powiew wiatru, który sprawiał, że deszcz stawał się silniejszy i jakby cięższy, powoli zanikał. Jednak sam deszcz tego nie robił, lecz jeszcze bardziej się nasilał. Obydwoje byliśmy już cali przemoknięci, więc się już zbytnio nie trudziliśmy, aby coś szybko znaleźć. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, że pójdziemy z powrotem na teren cyrku. Rzeczywiście, było to najlepsze wyjście, bo tam mogliśmy w zupełności odpocząć. Po kolejnych kilkunastu minutach, w końcu dostrzegliśmy w oddali nieobce nam tereny.
- Nareszcie -Wysapałem, doganiając powoli Akumę, który stanął zrezygnowany na chodniku pełnym błota i wody.
- Ta... -Wymruczał, wgapiając się w dal -Chodźmy już, bo jeszcze bardziej przemokniemy -Ocknął się i ponownie ruszył przed siebie.
Westchnąłem ciężko i powtórnie do niego podbiegłem. Ziemia, która zwykle była twarda, a pod wpływem zimna, nawet nie dało się w niej wykopać, chociażby płytkiego wyżłobienia, teraz była miękka, przez co zapadaliśmy się pod nią. Czułem, jak w moich butach jest istne pobojowisko roślin, wody, ziemi oraz innych odpadków. Złapałem się za łokcie i szybkimi ruchami zacząłem pocierać swoje ciało. Nic jednak to nie dawało, tym bardziej że woda przedostała się nawet pod ubrania. Spuściłem spojrzenie, chwiejąc się przy tym na boki. Byłem zmęczony, obolały i zły. Tak, zły na pogodę. Rozumiałem zimno, w końcu jest zima, ale deszcz? To już był prawy sierpowy ze strony matki natury. A przynajmniej w tej sytuacji.
Kiedy zbliżyliśmy się do centrum, nie widzieliśmy żadnego członka. Czyli nawet tutaj jest znana cywilizacja i ukrywają się przed siłami natury? Dobrze wiedzieć. Rozejrzałem się dookoła. Zza grubych zasłon można był dostrzec delikatne poświaty miodowego światła. Aż moje powieki stały się ciężkie. Uwielbiałem patrzeć na światło, tym bardziej światło świec, ale zawsze przy tym odczuwałem niewyobrażalną potrzebę zamknięcia oczu, a co za tym szło, potrzebę zaśnięcia. Ziewnąłem bezdźwięcznie, zakrywając przy tym usta otwartą dłonią.
- To tutaj się rozdzielamy? -Usłyszałem głos chłopaka, który staną obok mnie.
Również przystanąłem w miejscu i spojrzałem na niego przez prawie zamknięte powieki. Pożegnać się? I to jeszcze tu, ot tak? Spojrzałem na niebo, z którego jeszcze się lało. Jakże romantyczna wizja pożegnania obojga kochanków. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Jeżeli chcesz -Wychrypiałem, spoglądając w tym samym momencie w kierunku, w którym znajdował się mój namiot -W razie czego, mój to trójka -Puściłem mu oczko i ruszyłem w tamtym kierunku.
Zacząłem zastanawiać się nad jego poprzednimi słowami. "U ciebie jest nieco inaczej, gdyż jesteś taki sam z siebie.". W sumie była to prawda, ale coś sprawiło, że w tamtym momencie, te słowa dotarły do mnie inaczej. Tak jakby miały sprawić, żebym miał się rozpłakać. Prychnąłem prześmiewczo i spojrzałem w stronę swojego domku. "W końcu coś miłego, po takim zwrocie akcji" -Stwierdziłem w myślach, uśmiechając się przy tym. Wszedłem do środka i nabrałem dość ciepłego powietrza. Tak, tutaj mógłbym spędzić całe życie. Na łóżku, bez żadnego ruchu, ale wtedy bym nikogo nie spotkał. Jakie to życie jest podłe.
<Akuma?>
16 lut 2017
Smiley CD Azucar
Pożegnaliśmy się z dzieciakami, a dokładnie ja z dziewczynkami, a Azu z chłopcami. Umówiłam się z dziewczynkami, że pokażę im kilka sztuczek na linię i przeniesiony się za przepiękne księżniczki. Rodzice Alana i jego siostry chcieli nam użyczyć łazienki, aby zmyć nasz przepiękny makijaż, ale Azucar chyba już nie chciał tam dłużej przy nich być. Jak dla mnie zabawa z dziećmi, była najlepsza.
Azucar dokończył bajkę, która zaczęłam. On najwidoczniej wierzył w nie, ale nie tyczyło się to mnie. Zapewne rodzice czytali mu do snu bajki, nie to co mi. Tego mogłam mu pozazdrościć. Zazdrościć tego, że miał kochających rodziców, rodzinę, przyjaciół... on doznał tego, czego ja nie mogłam.
- Czemu by nie...- odparłam. - Wiesz jednak nim tam wejdziemy...- zatrzymałam go chwytając za rękę, gdy chciał już wejść do środka -... Będzie lepiej jak poprawie twój makijaż - uśmiechnęłam się pod nosem.
Wzięłam swoją chusteczkę w jedną dłoń, a w drugą kredki. Starłam całą farbę jaka tylko mogłam i zamieniłam to w ładniejsze rzeczy. Po prawej stronie namalowałam mu skrzydło anioła a po lewej napisałam mu "Just Happy" tak bynajmniej wyglądało to wszystko lepiej i jakoś się trzymało kupy.
- Od razu lepiej - uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego twarz.
- Czy coś się stało? - spytałam, a od tylko wziął głęboki wdech po czym wydech.
- Z twoją twarzyczka przydałoby się też coś zrobić - odwrócił mnie w stronę okna kawiarni, gdzie mogłam się przejrzeć. Widząc rysunki dzieci, wzięłam kredki i jakoś wszystko zrobiłam to w bardziej lepszy sposób, aby jakoś mogła wejść z kulturą do środka.
- Widzisz od razu lepiej - odpowiedziałam z dużym uśmiechem na twarzy. - Usiedliśmy przy stoliku dwu osobowym. Ja widząc kawę z lodami, mlekiem i w dodatku bitą śmietaną polana czekolada, wiedziałam od razu co sobie zamówię. Jednak nie powiedziałam na głos przy zamówieniu, tylko wskazałam palcem, a kelnerka uśmiechnęła się, gdy wskazałam, że chce dwie porcje.
- Co sobie zamówiłaś? - spytał chłopak z ciekawością, a ja pokazałam palcem, że nic nie powiem. Gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienia, chłopak spojrzał się na moje dwie kawy.
- Wyglądają pysznie co nie? - spojrzałam na niego. On kiwnął głową, że się ze mną zgadza.
- Jeżeli chcesz to dostaniesz tą kawę, pod warunkiem, że zrobisz coś śmiesznego? - spojrzałam się na niego podstępnym wzrokiem i śmiechem. - To jak będzie?! -wreszcie jakaś zabawa musiała być, bez tego ani rusz! Pomyślałam sobie w duchu.
Azucar dokończył bajkę, która zaczęłam. On najwidoczniej wierzył w nie, ale nie tyczyło się to mnie. Zapewne rodzice czytali mu do snu bajki, nie to co mi. Tego mogłam mu pozazdrościć. Zazdrościć tego, że miał kochających rodziców, rodzinę, przyjaciół... on doznał tego, czego ja nie mogłam.
- Czemu by nie...- odparłam. - Wiesz jednak nim tam wejdziemy...- zatrzymałam go chwytając za rękę, gdy chciał już wejść do środka -... Będzie lepiej jak poprawie twój makijaż - uśmiechnęłam się pod nosem.
Wzięłam swoją chusteczkę w jedną dłoń, a w drugą kredki. Starłam całą farbę jaka tylko mogłam i zamieniłam to w ładniejsze rzeczy. Po prawej stronie namalowałam mu skrzydło anioła a po lewej napisałam mu "Just Happy" tak bynajmniej wyglądało to wszystko lepiej i jakoś się trzymało kupy.
- Od razu lepiej - uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego twarz.
- Czy coś się stało? - spytałam, a od tylko wziął głęboki wdech po czym wydech.
- Z twoją twarzyczka przydałoby się też coś zrobić - odwrócił mnie w stronę okna kawiarni, gdzie mogłam się przejrzeć. Widząc rysunki dzieci, wzięłam kredki i jakoś wszystko zrobiłam to w bardziej lepszy sposób, aby jakoś mogła wejść z kulturą do środka.
- Widzisz od razu lepiej - odpowiedziałam z dużym uśmiechem na twarzy. - Usiedliśmy przy stoliku dwu osobowym. Ja widząc kawę z lodami, mlekiem i w dodatku bitą śmietaną polana czekolada, wiedziałam od razu co sobie zamówię. Jednak nie powiedziałam na głos przy zamówieniu, tylko wskazałam palcem, a kelnerka uśmiechnęła się, gdy wskazałam, że chce dwie porcje.
- Co sobie zamówiłaś? - spytał chłopak z ciekawością, a ja pokazałam palcem, że nic nie powiem. Gdy kelnerka przyniosła nasze zamówienia, chłopak spojrzał się na moje dwie kawy.
- Wyglądają pysznie co nie? - spojrzałam na niego. On kiwnął głową, że się ze mną zgadza.
- Jeżeli chcesz to dostaniesz tą kawę, pod warunkiem, że zrobisz coś śmiesznego? - spojrzałam się na niego podstępnym wzrokiem i śmiechem. - To jak będzie?! -wreszcie jakaś zabawa musiała być, bez tego ani rusz! Pomyślałam sobie w duchu.
<Azucar?>
15 lut 2017
Azucar CD Smiley
Tak zasłuchałem się w miły, spokojny głos Smiley oraz jej bajkę, że w ogóle zapomniałem, że jesteśmy na urodzinach i zajmujemy się grupką dzieci.
Dopiero, gdy poczułem lekkie uderzenie sobie o tym przypomniałem, więc odchrząknąłem i zacząłem mówić.... A przynajmniej taki miałem zamiar. W chwili, gdy otworzyłem usta, a oczy wszystkich tam zebranych skierowały się na mnie, usłyszeliśmy odgłos zamykania drzwi. Czyli wrócili.
Każdy z nas podniósł się z ziemi. Wydaje mi się, że oboje byliśmy nieźle zmęczeni, w przeciwieństwie do tych małych potworków.
Chwilę później stanęli przed nami państwo Whittemore z kilkoma siatkami zakupów.
- Jak się bawiliście? - spytała mama Alana odkładając torby na bok.
- Było super - powiedziało jedno z dzieci, na co reszta od razu zaczęła wszystko opowiadać. Wątpię, że ktoś coś zrozumiał z tych kilkunastu głosów, z których każdy mówił coś innego, mimo, że na ten sam temat.
Zaśmiałem się na ten widok. Alan z siostrą pewnie opowiedzą im wszystko później.
Dziewczyna również z uśmiechem obserwowała całą sytuację.
Później uwaga rodziców spoczęła na nas. Oboje zakryli usta chichocząc, a ja dopiero wtedy przypomniałem sobie, że przecież nadal mamy na sobie makijaż zrobiony przez dzieci.
- Jeśli chcecie, możecie umyć się... Łazienka jest na górze - pani Whittemore wskazała ręką, w którym kierunku powinniśmy się kierować. Zanim Smiley zdążyła coś powiedzieć, wtargnąłem się.
- Nie, dziękujemy, mamy niedaleko. Będziemy już iść - odpowiedziałem, na co pokiwali głowami. Tak naprawdę uznałem, że będzie zabawnie iść tak przez miasto, bo jednak kawałek musieliśmy przejść. - No... to cześć - powiedziałem do dzieci. Momentalnie zatrzymali się, jakby chcieli zrobić manequin challenge i spojrzeli na nas.
Dopiero później, gdy dotarło do nich, co powiedziałem podbiegli do nas. To znaczy, dziewczynki wolały pożegnać się ze Smiley, a ja byłem otoczony chłopcami.
Przybiłem niektórym żółwiki, piątki, z kilkoma mieliśmy już nasze własne pożegnanie. Już umawialiśmy się na jazdę na deskorolce, lecz przerwali nam rodzice, którzy oświadczyli, że przekażą mój numer ich rodzicom, jakby co i będziemy umawiać się już potem.
Nie chciałem się z nimi rozstawać, bo byli naprawdę genialni, ale szczerze, miałem ich już trochę dość.
Chyba nie byłbym dobrym ojcem... Nie dość, że uczyłbym dziecka niebezpiecznych sztuczek, to jeszcze karmiłbym go słodyczami, a na dodatek nie dawałbym sobie z resztą, tych mniej przyjemnych, obowiązkowych rzeczy. Już po jednym spotkaniu ze mną, jutro rozbolą ich brzuchy, a na nogach pojawią się siniaki.
W przeciwieństwie do Smiley, która jakby była stworzona do bycia matką! Dzieci słuchały jej jak zaczarowane, potrafiła je zająć, a jednocześnie czegoś nauczyć. Jest kreatywna, rozsądna i odpowiedzialna. Dobrze, że przyszła ze mną, bo sam nie dałbym sobie rady.
- O czym myślisz? - zapytała, gdy już szliśmy powoli w stronę namiotów.
- Nieważne... - uśmiechnąłem się, jednak widząc jej spojrzenie odpowiedziałem - o rodzicielstwie...
- I co? - dopytywała.
- Nic, nieważne... - zaśmiałem się. - Mam dziewiętnaście lat i najlepszego psa na świecie - powiedziałem sądząc, że odpowiedź jest chyba oczywista. Właściwie, nigdy nad tym nie myślałem. Mimo to, postanowiłem przełożyć to na moje rozmyślenia pod prysznicem, lub kiedy nie mogę zasnąć...
- Jak dokończyłbyś bajkę? - spytała. Zaśmiałem się.
- Nasi bohaterowie... - zmieniłem lekko swój głos. - Jak już wcześniej powiedziałaś, każdy był wyjątkowy - zacząłem i oboje ledwo powstrzymywaliśmy śmiech. - Każdy z nich, posiadał własnego smoka. To było ostatnie osiem smoków na świecie, dlatego były takie wyjątkowe. Każdy z nich posiadał potężną moc, związaną ze swoim właścicielem. Mimo, że mieli wiele przeszkód, nikt nie był w stanie ich pokonać. Ratowali świat wiele razy. W końcu dorośli, a ich magiczne moce, przeszły na ich dzieci. Najwyraźniej, Matka Natura uważa, że to właśnie one powinny nas ratować. Tak powstał wielki klan, który charakteryzował się smokami, które z wiekiem tylko zyskały na sile, zawsze najmłodsze pokolenie posiadało własne moce, do czasu, kiedy nie zyskali własnych dzieci. Legendy głoszą, że gdzieś na Ziemi jest ich wioska, kto wie? Może to prawda... - zakończyłem i wzruszyłem ramionami. Smiley nie zaśmiała się na końcu. Po prostu patrzyła na mnie z uśmiechem.
- To tylko bajka, wymyślona przez ciebie na totalnym spontanie. Chyba w to nie wierzysz? - zapytała przerywając chwilę ciszy.
- Wiesz.... Ponoć bajki stają się rzeczywistością, gdy ludzie zaczynają w nie wierzyć - odpowiedziałem. Później jednak stwierdziłem, że dość już tej filozofii. - Kawa? - zaproponowałem zatrzymując się przy kawiarni, obok której właśnie przechodziliśmy.
Dopiero, gdy poczułem lekkie uderzenie sobie o tym przypomniałem, więc odchrząknąłem i zacząłem mówić.... A przynajmniej taki miałem zamiar. W chwili, gdy otworzyłem usta, a oczy wszystkich tam zebranych skierowały się na mnie, usłyszeliśmy odgłos zamykania drzwi. Czyli wrócili.
Każdy z nas podniósł się z ziemi. Wydaje mi się, że oboje byliśmy nieźle zmęczeni, w przeciwieństwie do tych małych potworków.
Chwilę później stanęli przed nami państwo Whittemore z kilkoma siatkami zakupów.
- Jak się bawiliście? - spytała mama Alana odkładając torby na bok.
- Było super - powiedziało jedno z dzieci, na co reszta od razu zaczęła wszystko opowiadać. Wątpię, że ktoś coś zrozumiał z tych kilkunastu głosów, z których każdy mówił coś innego, mimo, że na ten sam temat.
Zaśmiałem się na ten widok. Alan z siostrą pewnie opowiedzą im wszystko później.
Dziewczyna również z uśmiechem obserwowała całą sytuację.
Później uwaga rodziców spoczęła na nas. Oboje zakryli usta chichocząc, a ja dopiero wtedy przypomniałem sobie, że przecież nadal mamy na sobie makijaż zrobiony przez dzieci.
- Jeśli chcecie, możecie umyć się... Łazienka jest na górze - pani Whittemore wskazała ręką, w którym kierunku powinniśmy się kierować. Zanim Smiley zdążyła coś powiedzieć, wtargnąłem się.
- Nie, dziękujemy, mamy niedaleko. Będziemy już iść - odpowiedziałem, na co pokiwali głowami. Tak naprawdę uznałem, że będzie zabawnie iść tak przez miasto, bo jednak kawałek musieliśmy przejść. - No... to cześć - powiedziałem do dzieci. Momentalnie zatrzymali się, jakby chcieli zrobić manequin challenge i spojrzeli na nas.
Dopiero później, gdy dotarło do nich, co powiedziałem podbiegli do nas. To znaczy, dziewczynki wolały pożegnać się ze Smiley, a ja byłem otoczony chłopcami.
Przybiłem niektórym żółwiki, piątki, z kilkoma mieliśmy już nasze własne pożegnanie. Już umawialiśmy się na jazdę na deskorolce, lecz przerwali nam rodzice, którzy oświadczyli, że przekażą mój numer ich rodzicom, jakby co i będziemy umawiać się już potem.
Nie chciałem się z nimi rozstawać, bo byli naprawdę genialni, ale szczerze, miałem ich już trochę dość.
Chyba nie byłbym dobrym ojcem... Nie dość, że uczyłbym dziecka niebezpiecznych sztuczek, to jeszcze karmiłbym go słodyczami, a na dodatek nie dawałbym sobie z resztą, tych mniej przyjemnych, obowiązkowych rzeczy. Już po jednym spotkaniu ze mną, jutro rozbolą ich brzuchy, a na nogach pojawią się siniaki.
W przeciwieństwie do Smiley, która jakby była stworzona do bycia matką! Dzieci słuchały jej jak zaczarowane, potrafiła je zająć, a jednocześnie czegoś nauczyć. Jest kreatywna, rozsądna i odpowiedzialna. Dobrze, że przyszła ze mną, bo sam nie dałbym sobie rady.
- O czym myślisz? - zapytała, gdy już szliśmy powoli w stronę namiotów.
- Nieważne... - uśmiechnąłem się, jednak widząc jej spojrzenie odpowiedziałem - o rodzicielstwie...
- I co? - dopytywała.
- Nic, nieważne... - zaśmiałem się. - Mam dziewiętnaście lat i najlepszego psa na świecie - powiedziałem sądząc, że odpowiedź jest chyba oczywista. Właściwie, nigdy nad tym nie myślałem. Mimo to, postanowiłem przełożyć to na moje rozmyślenia pod prysznicem, lub kiedy nie mogę zasnąć...
- Jak dokończyłbyś bajkę? - spytała. Zaśmiałem się.
- Nasi bohaterowie... - zmieniłem lekko swój głos. - Jak już wcześniej powiedziałaś, każdy był wyjątkowy - zacząłem i oboje ledwo powstrzymywaliśmy śmiech. - Każdy z nich, posiadał własnego smoka. To było ostatnie osiem smoków na świecie, dlatego były takie wyjątkowe. Każdy z nich posiadał potężną moc, związaną ze swoim właścicielem. Mimo, że mieli wiele przeszkód, nikt nie był w stanie ich pokonać. Ratowali świat wiele razy. W końcu dorośli, a ich magiczne moce, przeszły na ich dzieci. Najwyraźniej, Matka Natura uważa, że to właśnie one powinny nas ratować. Tak powstał wielki klan, który charakteryzował się smokami, które z wiekiem tylko zyskały na sile, zawsze najmłodsze pokolenie posiadało własne moce, do czasu, kiedy nie zyskali własnych dzieci. Legendy głoszą, że gdzieś na Ziemi jest ich wioska, kto wie? Może to prawda... - zakończyłem i wzruszyłem ramionami. Smiley nie zaśmiała się na końcu. Po prostu patrzyła na mnie z uśmiechem.
- To tylko bajka, wymyślona przez ciebie na totalnym spontanie. Chyba w to nie wierzysz? - zapytała przerywając chwilę ciszy.
- Wiesz.... Ponoć bajki stają się rzeczywistością, gdy ludzie zaczynają w nie wierzyć - odpowiedziałem. Później jednak stwierdziłem, że dość już tej filozofii. - Kawa? - zaproponowałem zatrzymując się przy kawiarni, obok której właśnie przechodziliśmy.
< Smiley? >
Rue CD Akuma
Uśmiechnęłam się leciutko.
- Spokojnie, jak coś, to powiem ci co i jak. Parę razy miałam "wykłady" u kolegi.
Do głowy wróciło wspomnienie. Był to niski, niższy ode mnie, ale o wiele starszy mężczyzna, który zaczął powoli już siwieć. Należał do cyrku tylko pod względem bezpieczeństwa, jako nasz prywatny lekarz. Przez tydzień, gdy jeszcze nie występowałam, mówił mi co i jak się leczy. Obicia, stłuczenia, złamania, krwawienia, rany cięte czy opuchlizny. I jeszcze nie wiadomo co. Mówił, jak się sprawdza złamania, jak się rozróżnia od nich mocne stłuczenia. Raz nauczył mnie szyć, nawet dobrze mi poszło. Z tym, że tak jak w zszywaniu ubrań, musiałam sobie przyszyć i swojego palca. Zawsze tak samo się kończyło.
Nie wiem ile czekała, aż chłopak zacznie oczyszczać ranę. Zamknęłam oczy i straciłam rachubę czasu, ponieważ wspomnienia z dawnego cyrku wróciły. Miałam szczęście, ponieważ pozwalałam na przypominanie sobie tylko tych dobrych chwil, omijałam te, przez które pewnie byłabym zdołowana. W ten sposób poprawiłam sobie nieco humor. Gdy poczułam pieczenie w ranie raptownie otworzyłam oczy, a wszystkie miłe chwile zniknęły.
- Wybacz – powiedział to tak pusto, bez jakichkolwiek uczuć, że zaczęłam się zastanawiać, czy to było szczerze. Ale krótko to robiłam, ponieważ bardziej skupiłam się na pieczeniu i tym samym na bólu, który chyba chciał mi oderwać rękę. Zacisnęłam zęby i wbiłam palce w krzesło, próbując nie wydawać z siebie żadnego dźwięki. Udało się. Szkoda tylko, że szczęka zaczynała mi drętwieć, ale to nie ważne.
- Może lepiej nie wyjmuj naboju – poprosiłam. Myśl i bólu jaki wtedy doznam przerażała mnie.
- Jesteś pewna? - nie dokończył, ponieważ mu nie pozwoliłam.
- Przecież ręka nie odpadnie – uśmiechnęłam się znikomo. - Zaszyj lub zawiąż, byle by rana nie krwawiła – powiedziałam machając dłonią, aby się tym nie przejmował, chociaż ja sama miałam co do tego obawy. Ale nie dzieliłam się tym, a Akuma po jakimś tam czasie czyszczenia spełnił moją prośbę i zrezygnował z prób wyjęcia kulki. Zaszył ranę, a na sam koniec zabandażował mi ją. - Dzięki – otworzyłam oczy i wstałam. - Może coś zjemy? Głodna jestem – zaproponowałam, a chłopak się zgodził. Pochowaliśmy rzeczy i poszliśmy do kuchni, gdzie od razu zaczęliśmy grzebać w szafkach. Może to i nie był mój, ani Akumy dom, ale właścicielka nie musi się o tym nawet dowiedzieć. Po za tym bardziej boje się podpalaczy, niż tej, z którą rozmawiam jak z koleżanką.
- Znalazłem sos do spaghetti – powiedział Akuma pokazując na dwie małe puszki z zawartością. Wystarczyło tylko dorobić makaron, trochę przyprawić sos, dodać mięso i gotowe. Chłopak podawał mi wszystkie te rzeczy, a ja wyciągnęłam potrzebne naczynia. Gdy dawałam do podtrzymania patelnie, syknął. Wziął przedmiot w drugą rękę. - Co jest? - zapytałam spoglądając na czerwoną dłoń, która była dziwnie powiększona.
- Nic. Uderzyłem o drzewo – powiedział. Dotknęłam jego ręki. - Ale nie wiem czy złamana, czy tylko zbita – skrzywił się, gdy go dotknęłam.
- Jak cię boli, ale nimi poruszać, to zbita. I to chyba mocno – stwierdziłam przyglądając sie jej. - Najlepiej posmarować jakąś maścią albo schłodzić – wzięłam od niego patelnię.
- Spokojnie, jak coś, to powiem ci co i jak. Parę razy miałam "wykłady" u kolegi.
Do głowy wróciło wspomnienie. Był to niski, niższy ode mnie, ale o wiele starszy mężczyzna, który zaczął powoli już siwieć. Należał do cyrku tylko pod względem bezpieczeństwa, jako nasz prywatny lekarz. Przez tydzień, gdy jeszcze nie występowałam, mówił mi co i jak się leczy. Obicia, stłuczenia, złamania, krwawienia, rany cięte czy opuchlizny. I jeszcze nie wiadomo co. Mówił, jak się sprawdza złamania, jak się rozróżnia od nich mocne stłuczenia. Raz nauczył mnie szyć, nawet dobrze mi poszło. Z tym, że tak jak w zszywaniu ubrań, musiałam sobie przyszyć i swojego palca. Zawsze tak samo się kończyło.
Nie wiem ile czekała, aż chłopak zacznie oczyszczać ranę. Zamknęłam oczy i straciłam rachubę czasu, ponieważ wspomnienia z dawnego cyrku wróciły. Miałam szczęście, ponieważ pozwalałam na przypominanie sobie tylko tych dobrych chwil, omijałam te, przez które pewnie byłabym zdołowana. W ten sposób poprawiłam sobie nieco humor. Gdy poczułam pieczenie w ranie raptownie otworzyłam oczy, a wszystkie miłe chwile zniknęły.
- Wybacz – powiedział to tak pusto, bez jakichkolwiek uczuć, że zaczęłam się zastanawiać, czy to było szczerze. Ale krótko to robiłam, ponieważ bardziej skupiłam się na pieczeniu i tym samym na bólu, który chyba chciał mi oderwać rękę. Zacisnęłam zęby i wbiłam palce w krzesło, próbując nie wydawać z siebie żadnego dźwięki. Udało się. Szkoda tylko, że szczęka zaczynała mi drętwieć, ale to nie ważne.
- Może lepiej nie wyjmuj naboju – poprosiłam. Myśl i bólu jaki wtedy doznam przerażała mnie.
- Jesteś pewna? - nie dokończył, ponieważ mu nie pozwoliłam.
- Przecież ręka nie odpadnie – uśmiechnęłam się znikomo. - Zaszyj lub zawiąż, byle by rana nie krwawiła – powiedziałam machając dłonią, aby się tym nie przejmował, chociaż ja sama miałam co do tego obawy. Ale nie dzieliłam się tym, a Akuma po jakimś tam czasie czyszczenia spełnił moją prośbę i zrezygnował z prób wyjęcia kulki. Zaszył ranę, a na sam koniec zabandażował mi ją. - Dzięki – otworzyłam oczy i wstałam. - Może coś zjemy? Głodna jestem – zaproponowałam, a chłopak się zgodził. Pochowaliśmy rzeczy i poszliśmy do kuchni, gdzie od razu zaczęliśmy grzebać w szafkach. Może to i nie był mój, ani Akumy dom, ale właścicielka nie musi się o tym nawet dowiedzieć. Po za tym bardziej boje się podpalaczy, niż tej, z którą rozmawiam jak z koleżanką.
- Znalazłem sos do spaghetti – powiedział Akuma pokazując na dwie małe puszki z zawartością. Wystarczyło tylko dorobić makaron, trochę przyprawić sos, dodać mięso i gotowe. Chłopak podawał mi wszystkie te rzeczy, a ja wyciągnęłam potrzebne naczynia. Gdy dawałam do podtrzymania patelnie, syknął. Wziął przedmiot w drugą rękę. - Co jest? - zapytałam spoglądając na czerwoną dłoń, która była dziwnie powiększona.
- Nic. Uderzyłem o drzewo – powiedział. Dotknęłam jego ręki. - Ale nie wiem czy złamana, czy tylko zbita – skrzywił się, gdy go dotknęłam.
- Jak cię boli, ale nimi poruszać, to zbita. I to chyba mocno – stwierdziłam przyglądając sie jej. - Najlepiej posmarować jakąś maścią albo schłodzić – wzięłam od niego patelnię.
<Akuma?>