Miasto było rzeczywiście piękne i zadbane, a jego mieszkańcy wydawali się bardzo mili. Gdy byłem dzieckiem i oglądałem bajki, w których mieszkańcy wspólnie tańczą na ulicy, brałem to za żart, zwykła bajeczka, nie prawdę. A tu proszę, na moich oczach rozgrywał się nie zapowiedziany bal, na który byli zaproszeni wszyscy. Nawet ja… nie to, że nie lubiłem tańczyć, ale robienie to w tym miejscu, przy tych ludziach… to do mnie nie pasowało. Shuzo to co innego, uroczo wyglądał pląsając się wokół tych wszystkich nieznanych ludzi, dziewczyn, dzieci i mężczyzn. Nie sądziłem, że i ja wyląduje w tym tłumie… ale zielonooka nie dała mi nawet szans się zaprzeć. Dosłownie porwała w wir tańczących, a ja co miałem zrobić? Popsuć zabawę? Nigdy w życiu. Chociaż wolałem tańczyć z przyjacielem, nie mogłem do niego dotrzeć. Gdy próbowałem chwycić go za rękę i do siebie przyciągnąć, ktoś szybszy mnie łapał i prowadził za sobą. Udało mi się do niego dotrzeć, dopiero na samym końcu. Wpadliśmy sobie w ramiona, a muzyka się zatrzymała. Nawet nie poczułem uśmiechu na mojej twarzy, wpatrywałem się w jego uniesione kąciki ust. Był szczęśliwy…
- Przepraszam! - usłyszeliśmy obok siebie. Unieśliśmy głowy i spojrzeliśmy na dwa konie, które nerwowo stukały w posadzkę. - Mogę przejechać? - ten sam głos, dochodzący zza zwierząt. Odsunęliśmy się do tyłu, puszczając swe ręce i obserwując, jak dorosły mężczyzna przejeżdża karocą po placu. Zauważyłem, że w środku byli ludzie i obserwowali miasto. Wycieczka? Na to wyglądało. Podszedłem bliżej Shuzo i zerknąłem na godzinę w telefonie.
- Spędziliśmy tu cały dzień – powiedziałem bez żadnego zdziwienia, nawet się cieszyłem.
- To przez to miasto – westchnął zamykając oczy. Na chwilę mu się przyjrzałem, a potem schowałem telefon. Chłopak otworzył oczy i zobaczył, że mu się przyglądam. - Mam coś na twarzy? - zapytał niepewnie, a ja się tylko uśmiechnąłem.
- Pasuje ci taki kolor – poczochrałem go po włosach, w końcu chodziło mi o nie: czarne z kolorowymi pasemkami. Na te słowa chłopak się zarumienił. - No, wracajmy. W końcu miał to być zwykły spacerek – zauważyłem z cichym śmiechem pod nosem. Shuzo mi zawtórował, a po chwili na jego twarzy pojawiła się powaga.
- Ale nie czujesz się źle? - zapytał, na co lekko go uderzyłem w ramię.
- No coś ty. Po tak długim leżeniu to było dla mnie niebo – westchnąłem z uśmiechem.
- Ciesze się – odpowiedział.
Po dotarciu do cyrku, poszliśmy do bufetu, by zjeść jakąś kolację. Przygotowałem herbatę, z Shuzo zapewnił tosty i trochę sałatki. Usiedliśmy przy podwójnym stole i zaczęliśmy wspominać dzisiejszy dzień, dzieląc się wrażeniami.
- Mi się spodobał stragan z drewnianymi pudełkami. Gdybym był kobietą i nosił biżuterie, kupiłbym jakiś – stwierdziłem rozmyślając o zmianie płci i noszeniu takowych błyskotek. Czarnowłosy chyba domyślił się mojej wizji, bo się zaśmiał.
- Jako dziewczyna byłbyś śliczny – powiedział, a po chwili jego twarz zrobiła się czerwona i szybko napchał usta tostem.
- A w szczególności w tamtej sukience – przypomniałem sobie tamten strój, starając się, by się wyluzował. - Dokończyłeś ją? - zmieniłem temat. Chłopak pokiwał głową i przełknął zawartość. - Czyli musisz mi ją pokazać – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Na prawdę chcesz?
- W końcu miałem ją na sobie – szepnąłem, gdyby się potem okazało, że ktoś nas przypadkiem słuchał. - Chce zobaczyć, jak bardzo zmieniłeś mój strój – stwierdziłem. Shuzo z uśmiechem pokiwał głową, zgadzając się.
Po kolacji tak jak mieliśmy ustalone, poszliśmy do niego.
- Daj mi chwilę, gdzieś tu jest – wszedłem do jego kolorowego namiotu, zapełnione różnymi materiałami, błyskotkami, nie wspominając o ubraniach i materiałach do szycia. Gdy szukał kreacji, rozglądałem się po jego namiocie, aż natrafiłem na coś bardzo interesującego. - Mam ją – odezwał się nagle. Odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem na poprawiony stan sukienki. Była całkowicie przemieniona, uśmiechnąłem się szeroko.
- Niczego nie żałowałeś, śliczna – powiedziałem obchodząc ją w kółko. Po chwili stanąłem naprzeciwko przyjaciela. - A właśnie. Mam prośbę – podszedłem do niego i się lekko nachyliłem nad jego twarzą. - Przymierzysz? Na pewno będzie pasować – wyciągnąłem zza pleców ładną błękitną sukienkę z masą wstążek i cekinów. - Proszę – dodałem najbardziej uroczo jak tylko mogłem, chociaż w głębi duszy śmiałem się z mojego głosu. Już nigdy się tak nie odezwę.
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz