- Zamknąłem swojego byłego w szafie…
To zdanie brzmiało tak nieprawdopodobnie i niewiarygodnie, że aż niemożliwie śmiesznie i jednocześnie przerażającą. W pierwszej chwili nie mogłem pojąć co powiedział. Zamknął… kogo… gdzie? Świeży umysł, który dopiero co wstał i jedyne co zdołał zrozumieć, to to, że z przyjacielem jest coś nie tak, właśnie został rzucony na głębokie wody i został zmuszony do zrozumienia tak dziwnego zdania, które słyszał pierwszy i raczej ostatni raz w całym swym życiu. Gdy zrozumiałem, że w szafie stojącej parę metrów od nas, znajdował się były facet Shuzo, musiałem dać sobie kolejne chwile, by stwierdzić, czy sobie nie żartował. Jednak patrząc na przerażoną twarz, z której nie mogłem odnaleźć ani grama rozbawienia, zrozumiałem, że mówił na poważnie.
- Dobre słowa do przebudzenia mnie – powiedziałem sucho i beznamiętnie, to pierwsze, co wpadło mi do głowy. Chciałem przerwać tę głuchą i narastającą grozą ciszę, bo wiedziałem, że jeśli jeszcze przez parę sekund się utrzyma, nogi odmówią mi posłuszeństwa, a ja sam stwierdzę, że to tylko zły sen, który trzeba zakończyć. Do tego nie mogłem już patrzeć na jego smutne oczy, wbite we mnie jak gwoździe w deski. Niestety moje słowa albo mój ton sprawiły, że jego oczy zaczynały się szklić. Ręce jeszcze bardziej zadrżały, a on sam stał się zimny. Nie puściłem jego dłoni, patrzyłem, jak zaciska usta w wąską wargę i zniża głowę. Pierwszy raz od dawna zabrakło mi języka w gardle. Chociaż udało mi się zrozumieć, co mi przekazał i wiedziałem, że nie żartował, dalej nie mogłem pojąć całej tej sytuacji. - Ej, nie płacz – powiedziałem łagodnie słysząc, jak cicho zaczyna pochlipywać. Puściłem jego ręce i go mocno objąłem. On sam przylgnął do mnie, przestając się trząść. Spojrzałem kątem oka na szafę. Nie poruszała się, nie wydawała żadnych dźwięków, ale coś w środku podpowiadało mi, że ktoś tam był.
- Nie chciałem, by tak wyszło. Tak jakoś przypadkiem go uderzyłem… to był impuls – zaczął się tłumaczyć, a ja go powoli głaskałem po włosach. Jego oddech się uspokajał, zaczynał panować nad sobą. Dopiero po paru minutach, gdy się uspokoił, usiedliśmy na łóżku naprzeciw siebie. Wytarłem jego mokre łzy i uśmiechnąłem się ciepło.
- Tak więc… - zacząłem, nie będąc pewny, czy mogę go o to prosić. W końcu osoba z przeszłości leży nieprzytomna w tym pomieszczeniu, przyniosła ze sobą (najwidoczniej) przykre wspomnienia, a ja chce go prosić o je ponowne odtworzenie. Czy dobrze robiłem? Nie dowiem się, jeśli nie spróbuje. I też jeśli tego nie zrobię, nie dowiem się, jak mu pomóc. - Możesz mi wszystko na spokojnie opowiedzieć? Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem najspokojniejszym głosem, jaki udało mi się wycisnąć z zaciśniętego gardła. Kawałek jego strachu przelał się na mnie, ale udało mi się go stłumić. Nie mogłem się w końcu bać nieznanego, prawda?
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz