Musiał w końcu nadejść czas na rozmowę i nikt nie mógł w niej przeszkadzać. Riddle odesłał swoich podwładnych jednym machnięciem ręki i sam udał się na środek jeziora, niczym najprawdziwsze bóstwo, stąpając delikatnie po tafli wody. Rozgwieżdżone niebo, księżyc w pełni, delikatna śnieżnobiała mgła oraz relaksująca partia szachów na środku jeziora. Spod wody wyłoniła się kamienna altana, oświetlona przez krążące wokół niej lampiony, a na środku niej znajdował się stół z dwoma krzesłami i rozłożonymi szachami. Zapowiadała się bardzo ciekawa noc. Riddle od razu zajął swoje miejsce i w tym samym momencie biały pionek po przeciwnej mu stronie się poruszył.
- Usiądź, Vivienne. - westchnął, a lisi demon pojawił się na krześle naprzeciwko.
- Wolałbym czarny kolor. - mruknął pod nosem, patrząc na plansze. - W końcu to ty wszystko rozpocząłeś, więc dzisiaj też powinieneś zacząć. - pstryknął palcami i kolory pionków się zamieniły.
- I również zakończę. - dodał znudzonym tonem Riddle, nie zamierzając czepiać się koloru figur szachowych jak jego dziecinny znajomy i od razu rozpoczął całą rozgrywkę.
- Szybko odwołałeś bandę swoich szczurków. - zaczął temat Vivienne, bez zbędnego zastanowienia ruszając kolejną z figur.
- A ty równie szybko zabrałeś stąd tego swojego człowieka. - przyznał Riddle. - Ale nie myśl, że to by było na tyle.
- Nie śmiem nawet. - odparł rozbawionym tonem. - Poza tym też masz swojego człowieka. Spektr mu było, o ile się nie mylę. - oparł łokcie o stół, splótł dłonie razem, a na nich oparł swój podbródek ze złośliwym uśmiechem. Riddle'a ani trochę nie ruszyły jego marne słówka. Po chwili ciszy spokojnie wykonał swój ruch.
- Nie mogę już z nikim normalnie porozmawiać? Podejrzewasz mnie o coś? - spytał, wygodnie się opierając o krzesło i układając ręce w kształcie wieży.
- Wiedząc, co kombinujesz. - wzruszył ramionami w odpowiedzi i spojrzał na planszę, po czym szybko ruszył kolejną z czarnych figur.
- Nic nie wiesz. - odparł krótko Dostojewski i od razu zbił jeden z czarnych pionków. Nastała głucha cisza. Vivi przyjrzał się swojemu przeciwnikowi z poważną miną.
- To oświeć mnie. O czym nie wiem? - zapytał. - Nie sądzę, aby twoje plany na temat nowego świata jakkolwiek się zmieniły. - dodał jeszcze i ruszył kolejnym z pionków, odwdzięczając się pięknym za nadobne.
- Wiedząc, że możesz mi w każdej chwili przeszkodzić i wszystko zrujnować. - wzruszył ramionami. - Inaczej wszystko by się potoczyło, gdybyś nas nie zdradził. Już dawno rządzilibyśmy tymi brudnymi szczurami.
- Miau.
Fiodor jedynie przewrócił oczami i ruszył kolejną ze swoich figur. Nastała długa chwila ciszy gdzie obaj skupili się jedynie na rozgrywce.
- Szach. - odezwał się w końcu Vivi, kończąc swój ruch. Riddle jedynie uśmiechnął się pod nosem. Gdy już wyciągnął dłoń w stronę szachów, pod stolikiem wyrosły śnieżnobiałe kolce, które momentalnie przebiły cały stół, rozrzucając wszystkie figury, a potem gwałtownie urosły i zniszczyły całą altanę. Vivi szybkim ruchem zmienił się w syrenkę i z czystą gracją wskoczył do wody. Riddle zwyczajnie zniknął i pojawił się parę metrów dalej, stojąc spokojnie na wzburzonej wodzie.
- Tak oto zwycięzca nie został rozstrzygnięty. - stwierdził demon, przenosząc wzrok w kierunku sprawcy. Vivienne już był dawno przy nim. W końcu to był jego człowiek. Na samą myśl o tym, chciało mu się jedynie śmiać. Niedługo wszystko może się zmienić. Rozważał, czy jeszcze bardziej nie popsuć całej nocy, ale w tym momencie poczuł dość znajomy mocny zapach. Od razu spojrzał w stronę lewego brzegu jeziora. Leżała tam dość przerośnięty niedźwiedź brunatny ze złotą obrożą, a tuż koło niego stała pewna postać z długą fajką w dłoni. Wokół nich latała masa złotych świetlików. Postać jedynie pomachała na przywitanie, a potem świetliki zgasły, a dym wydobywający się z fajki zasłonił cały brzeg. Riddle opuścił jezioro, wiedząc, że w niedługim czasie będzie musiał kogoś odwiedzić.
(Vivi~? Robin~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz