Nie zamierzałem się nawet wtrącać. To było i miało być zwykłym żartem. Koniec tematu. Bez zbędnego ociągania się ruszyłem na górę, a gdy Lennie otworzył drzwi, jako pierwszy wszedłem do środka. Kolorystyka pokoju ani trochę nie odstępowała od tej w recepcji. Od razu rzuciło mi się w oczy ogromne zaścielone śnieżnobiałą pościelą łóżko, wyglądało bardzo wygodnie. Od razu na nim usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Dwie szafki nocne, komoda, wazon przepełniony świeżymi kwiatami, fotel, stolik, puchaty dywan, okno balkonowe oraz długie śnieżnobiałe zasłony. Cudownie. Przeciągnąłem się długo i mocno, kładąc się na materacu. Przyciągnąłem do siebie jedną z poduszek, a później mocno przytuliłem. Lennie usiadł tuż obok i poczochrał mnie po głowie. Mój ogon automatycznie zaczął wesoło merdać. Czy już wspominałem, że głaskanie to najlepsza rzecz na świecie, a szczególnie to Lenniego? Robi to tak świetnie... Poruszyłem uszkami z uśmiechem, a po chwili podniosłem się do siadu.
- Pójdę obczaić łazienkę. - odstawiłem poduszkę i zszedłem z łóżka. Od razu skierowałem się do drzwi. - Taki sobie prysznic.
- Szkoda. Liczyłem na pokaźną wannę. - zaśmiał się. - Byłaby idealna na idealny wspólny wieczór. - skwitował, dalej się śmiejąc. Ja jedynie przewróciłem oczami z uśmiechem na twarzy, a potem jedynie zamknąłem nogą drzwi do łazienki. Żartów mu się zachciało.
Postanowiłem się jeszcze raz odświeżyć. Wciąż miałem wrażenie, że jestem cały z tej krwi. Nie wiem, ile czasu spędziłem pod prysznicem, a gdy już wyszedłem z kabiny, od razu złapałem jeden z tutejszych ręczników. Podszedłem do zaparowanego lustra, by spojrzeć, jak moja twarz się prezentuje bez eyelinera, czyli mówiąc wprost, jak bardzo źle wyglądam. Przetarłem dłonią lustro, by móc się przejrzeć i gdy podniosłem wzrok na nie, nie zobaczyłem siebie, tylko Johna, mojego porywacza z tą okropną raną na szyi, z której wciąż sączyła się krew. Uśmiechał się i patrzył prosto na mnie. Momentalnie odskoczyłem do tyłu, a na własne nieszczęście musiałem się wywrócić i gdzieś przywalić głową.
W sumie nie wiem, gdzie poszedł ten rudzielec. Czyżby sam siebie zniknął? To będzie jego najlepsza sztuczka jak dotąd i w sumie jedyna, jakiej byłem świadkiem. Chociaż jakoś bardzo chciałem, żeby przyszedł... Tak mi było jakoś tęskno. Siedziałem po ciemku, nie mogąc się już doczekać, a ta niepewność czy w ogóle wróci była nie do zniesienia i... Jakoś bardziej nakręcało. Czułem się jak za starych dobrych czasów, gdy jeszcze byłem szczęśliwy, mając swojego mięśniaka na wyciągnięcie ręki. Zawsze wyczekiwałem, aż do mnie wróci po zajęciach. W końcu nadeszła ta chwila. Rudzielec wszedł do środka, a ja w ułamku sekundy zamknąłem za nim drzwi i przylgnąłem do jego pleców, wsuwając ciepłe dłonie pod jego koszulkę.
- Gdzie byłeś? Stęskniłem się. - wymruczałem, a później stanąłem przed nim, wepchnąłem go na ścianę, patrząc mu głęboko w oczy z delikatnym uśmieszkiem. Położyłem ręce na jego ramionach, a później lekko się na nim kładąc, zacząłem leniwie machać ogonem. Nie miałem na sobie praktycznie nic poza zwykłą białą koszulą, którą zresztą wygrzebałem z nie swojej torby oraz czarną obrożą z przyczepionym do niej łańcuchem. - Podoba ci się? - przejechałem językiem po jego szyi i wsunąłem kolano między jego nogi, czekając na odpowiedź. - Poza tym, kto jest śliczniejszy? - dodałem. - Ja czy ta wkurzająca latawica? Wiem, jak ona na ciebie patrzy i ani mnie, ani mojej dobrej stronie to nie odpowiada. - wymruczałem, jedną ręką odpinając mu pasek od spodni. - Nie umiemy i nie będziemy się dzielić kimś tak ważnym z byle zdzirą, bo wiesz, jakoś cię polubiłem ostatnimi czasy. - przyznałem, wtulając się w niego.
(Lennie~? Ktoś tu potrzebuje atencji XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz