Popatrzyłem na trzymanego w jej dłoni papierosa i poczułem duszący smród palonego tytoniu. Kiedyś chciałem spróbować tego smaku i poczuć to pieczenie w gardle, ale Vivi szybko wybił mi to z głowy, twierdząc, że nie mogę się faszerować takim ohydztwem.
- Na szczęście nie - pokręciłem głową. Demon prawdopodobnie strzepnął by jej propozycje z ręki i przydeptał. - A wracając, tresuje zwierzęta.
- Rozmawiając z nimi - bardziej stwierdziła, niż zapytała, a ja skinąłem głową. - Zawsze to umiałeś?
- Hm... - gdyby wziąć mój "drugi" początek, to... - Tak. Chyba tak.
- Nawet, jeśli mówią ci, że chcą cię zjeść albo zabić? Czy jednak je hipnotyzujesz i są dla ciebie łagodne?
- To bardziej polega na takiej zasadzie, że cię nie zjem, bo jesteś dziwny i mówisz, albo nie zabije cię, bo jestem w chwilowym szoku - wyjaśniłem, na co dziewczyna się cicho zaśmiała. Dym papierosowy leciał w moją stronę. Był nieprzyjemny i tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nie chce tego próbować. Zastanawiałem się tylko, czy demonowi nie będzie przeszkadzało to, iż całe moje ubranie śmierdziało papierosem. - A ty? Czym się zajmujesz? - zapytałem, kierując rozmowę na nią.
- Jestem animatorką.
- Wymyślasz jakieś sceny? - pokręciła głową.
- Zajmuje czas dzieciom, żeby rodzice mogli spędzić czas tylko we dwoje - wydałem z siebie ciche "aaaaa", próbując sobie wyobrazić jej pracę. Kiedy nie mogłem, poprosiłem ją o wyjaśnienie. - Na przykład tańczę z dziećmi, organizuje im jakieś zabawy, jak malowanie dłońmi na wielkim papierze i takie tam. Krótko mówiąc, robię wszystko, co mi przyjdzie do głowy i zainteresuje dzieci - rozjaśniła mi bardziej swoją profesję.
- Musisz lubić dzieci - przypomniałem sobie o małym Yukim. Ten mały bobas był przeuroczy, nie sądziłem, aby gdzieś jeszcze było takie niezwykłe dziecko.
- Bardzo - dziewczyna w końcu wypaliła papierosa i wyrzuciła go do pobliskiego kosza na śmieci, wpierw przygniatając go o metalową ramę pojemnika. Aktualnie opuszczaliśmy cyrk, byliśmy coraz bliżej naszego celu. Przez moment szliśmy w milczeniu, w tym czasie Dana wyciągnęłam mała perfumkę i nacisnęła ją. Zapach poleciał głównie na nią, ale do mojego nosa także doszedł ostry zapach alkoholu - każde perfumy pachniały dla mnie tak samo i nie ważne, jak intensywnie kwiatowy mogły mieć zapach, mój umysł skupiał się tylko i wyłącznie na tym jednym składniku. Sam z czasem stwierdziłem, że to wina pijaka ojca i wiecznie porozrzucanych butelek po domu, od których unosił się ten smród.
- Daleko jest to miejsce? - animatorka przerwała ciszę, a ja pokręciłem przecząco głową.
- Jeszcze kawałek.
- Tak właściwie, to Rob nie groził ci w swoim psim języku, jak go spotkałeś? - uśmiechnąłem się rozbawiony jej określeniem "psi język".
- Niezbyt. Był nieufny i nie dał się dotknąć. Może gdyby nie te kolce, to miałby chęci odgryźć mi nogę lub coś innego - jeszcze chwilę porozmawialiśmy na temat nie dawno przez nią przyjętego do siebie psa, aż dotarliśmy na miejsce. - To tutaj - wyszliśmy z lasu, a przed nami rozciągała się najzwyczajniejsza polana. Dziewczyna poszła się rozejrzeć, a ja po paru chwilach usłyszałem za sobą znajomy głos.
- Robinku! - odwróciłem się i zobaczyłem mknącego w moja stronę lisa. Kucnąłem. - Szukam cię i szukam - Vivi wlazł na moje ramie i usiadł na barku. Zmienił się w niedużego rudzielca, dzięki czemu siedzenie na moim ramieniu nie było problemem. Gdy Dana nas zobaczyła, wróciła.
- Znalazłem jej psa, ktoś wypuścił dobermana z klatki - pogłaskałem go po głowie.
- To twój przyjaciel? - dziewczyna wskazała na zwierzę.
- Przyjaciel to jedno, Robin jest po prostu mój - odezwał się lis. Jasnowłosa wydawała się w szoku, że go zrozumiała. Spojrzała na mnie.
- Twoja moc jest zaraźliwa? - pokręciłem głową.
- To tylko Vivi.
- A co do dobermana - lis zeskoczył z mojego ramienia i zamienił się w człowieka. Dana uważnie mu się przyglądała. - To jakiś latał przy mojej przyczepie. Wyglądał na niebezpiecznego. Nie mam pojęcia kto trzyma takie zwierzaki w domu - westchnął. Animatorka tylko zmarszczyła brwi.
- Jakbyś ty był na prawdę lisem, też miałbyś trudny charakter - stwierdziłem.
- Ja? Trudny? - oburzył się. - Teraz się obrażę i wrócę do pracy. A ty nie wracaj późno - po tych słowach użył teleportacji i zniknął.
- To był twój...? - spojrzałem na Dane.
- Vivi - uśmiechnąłem się. - Podoba ci się miejsce? Myślisz, że nadaje się dla Roba? Jak coś, mogę ci pokazać jeszcze bardziej odległe miejsca.
<Dana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz