Vogel się chyba o mnie martwił, ale nie powinien. Wreszcie stałam się silniejsza a z lękami trzeba się zmierzyć. Po rozmyśleniach Vogel stanął przede mną, zgadzając się. Postawił warunek, który byłam w stanie spełnić. Z niesmakiem stanął przede mną i pogłaskał po głowie. Niby byłam nie zadowolona z tego co zrobił, ale jego ręka tak na prawdę mnie uspokoiła. Skończyliśmy jeść desery. Vogel odprowadził mnie spory kawałek. Kiedy stwierdziłam że czas się pożegnać powiedziałam mu to. Rozeszliśmy się. Straciłam go ze wzroku, a on mnie. Będąc prawie już przy samym kościele, stanęłam w bezruchu. Moje nogi nie chciały się ruszyć, a w głowie zaczęły się mnożyć różne złe wspomnienia.
- Dasz radę Smiley, dasz radę!... - powtarzałam sobie pod nosem. Ostatecznie nie dałam rady i wróciłam do miasta. Zrezygnowana oraz czując się beznadziejnie usiadłam sobie na murku od fontanny.
- I jak ja to teraz powiem Vogel'owi? - zapytałam się sama siebie pod nosem.
- Jak i o czym masz mi powiedzieć? - usłyszałam głos wspomnianego wcześniej chłopaka. Kompletnie było mi głupio.
- Jak ty mnie znalazłeś? - zapytałam się kierując tym samym swój wzrok na niego.
- Chodziłem w pobliżu, a że zauważyłem twoje różowe włosy to od razu postanowiłem podejść do ciebie - wytłumaczył się, a ja tylko wzdychnęłam. - To jak było? - zapytał się, a ja załamałam się kompletnie.
Vogel usiadł tuż obok mnie. Nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć. Bałam się tego bo pewnie będzie mnie uważał za beznadziejną osobę.
- Ni jak było. Nie odważyłam się tam pójść - powiedziałam cicho. - Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a w głowie zebrało mi się za dużo złych wspomnień oraz pomysłów. - myślałam, że się za chwilę rozpłaczę ze swojej bezsilności.
<Vogel?> wybacz za taki długi czas oczekiwania, naprawdę przepraszam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz