-Witaj, Rose! Posłuchaj, za kilka dni mamy bardzo ważny występ i jest nam potrzebna każda para rąk do pomocy. Jutro razem z Calem, będziecie pomagać w przeniesieniu dwudziestu bardzo wielkich pudełek - powiedział mój przełożony, patrząc się prosto w moje oczy. Co!? Znowu mam znosić towarzystwo tego małego Szczyla? Westchnęłam poprawiając niedbale zawiązanego warkocza. Niezbyt podobał mi się pomysł spędzenia kolejnego dnia razem z Wysoko Urodzonym Egoistą. Oboje siebie nienawidzimy, a coraz częściej musimy przebywać w swoim towarzystwie.
-A czy nie mogę przenieść tych pudełek z kimś innym? Uważam, że Cal nie jest odpowiedni do tej roboty- rzekłam, mając nadzieję, że są nikłe szanse na to, że jednak przydzieli mi kogoś innego.
-Niestety, nie ma takiej możliwości... Przepraszam, jestem dzisiaj tak samo zabiegany, jak twój pomocnik- odpowiedział, idąc w stronę swojego biura. Wybuchłam śmiechem, Pik świetnie porównanie dał.
Kiedy miałam wejść do mojego namiotu, jakiś mężczyzna chciał do mnie podejść. Miał w ręku miecz i był ubrany cały na czarno. Czyżby złodziej? Kiedy stanął, mogłam zobaczyć, że był w podeszłym wieku, a jego niebieskie oczy nie wyrażały żadnych uczuć.
-Przepraszam, czy mogę w czymś pomóc?- spytałam się, stając naprzeciwko niego. Skoro do mnie podszedł, to chyba musiało być coś ważnego, co nie?
-Masz przetrzymać u siebie ten miecz dopóki właściciel po niego nie przyjdzie. Najlepiej schowaj go tam, gdzie nikt go nie znajdzie. W swoim pokoiku, zrozumiano?- wepchnął mi do dłoni jakiś ciężki miecz i zniknął. Mężczyzna tak mocno mi to dał, że aż upadłam na podłogę. Po co mi dał tę broń? Przyjrzałam się jej bliżej. Poza kurzem w niektórych miejscach nie wyglądała na jakąś wyjątkowo... Dopóki nie zobaczyłam kilku małych plamek krwi na ostrzu. Byłam tak zaskoczona, że aż opuściłam broń na ziemię. Czy ja przetrzymuję coś nielegalnego? Czy to krew człowieka, a może zwierzęcia? Powinnam zgłosić to policji? Tyle pytań miałam w głowie... przede wszystkim musiałam szybko schować broń, żeby nikt nie zobaczył. Nie chcę, żeby ktoś jeszcze miał przez to kłopoty. Szybko złapałam za klingę miecza i weszłam do mojego skromnego namiociku. Gorączkowo zastanawiałam się, gdzie mogę ją przetrzymać. To musiało być miejsce, o którym będę pamiętała, a będzie zbyt oczywiste. Wodziłam wzrokiem po meblach, aż natrafiłam na łóżko. Bingo! Wyjęłam jakiś mały nożyk i zrobiłam jak najmniejszą dziurę przy miejscu, gdzie leżała poduszka. Materac jest na tyle duży, że raczej nie będę czuła czegoś twardego i metalowego, kiedy będę spała. Wystarczyło jeszcze włożyć "dowód", zszyć otwór i po sprawie. Po wykonaniu pierwszego kroku, została mi ta najgorsza część, czyli szycie. Nie mogę pójść do kostiumografa, ponieważ może coś podejrzewać. Na szczęście w szafce nocnej miałam malutki zestawik igieł i nitek. Babcia kiedyś mnie uczyła podstaw szycia, lecz niewiele z tego pamiętam. Bardziej interesowało mnie wróżenie z kart. Wyjęłam małe pudełeczko w którym znajdował się niewielki zestawik. Wybrałam igłę z największą dziurką do włożenia nici. Nie zamierzałam spędzić kilku godzin na celowaniu w dość mały otwór, tym bardziej, że byłam zmęczona. Udało mi się z tym wywinąć w godzinę. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Najważniejsze, że się z tym uporałam w miarę szybko. Nie miałam ochoty przebierać się w piżamę, dlatego po skończeniu roboty od razu położyłam się spać. Jeszcze jeden dzień spędzę z tym nieznośnym bogaczem i więcej nie zamierzam go widywać...
Wstałam ze smutkiem, czując, że to będzie ciężki dzień. Dzienną rutynę zrobiłam dość spokojnie. Z każdą minutą widziałam, jak coraz więcej ludzi zabiera się za robotę, którą Pik im przydzielił. Też powinnam się za to zabrać. Może dam radę sama? Poprawiając sobie humor tą myślą ruszyłam w stronę tych pudełek. Szybko się zawiodłam. Jak ja razem z Calem mam przenieść dwadzieścia bardzo ogromnym pudełek na drugi koniec cyrku!? Oby były lekkie... No cóż... Trzeba znaleźć mojego pomocnika. Poszłam w stronę jego namiotu, jak ja go tam nie znajdę to użyję swojej mocy, by przenieść te nieszczęsne skrzynki. Na szczęście, zauważyłam go, jak przechodził pomiędzy pracownikami cyrku i rozglądał się w tą i z powrotem. Podeszłam do niego i wiedział o co mi chodzi.
- Nic nie musisz mówić. Wszystko wiem i od razu mówię, że nie mam czasu na takie rzeczy. Znajdź sobie kogoś innego. - rzekł, patrząc mi się prosto w oczy. Zdaję sobie z tego sprawę, że czyta teraz w moim umyśle, czyli potrzebuje informacji. Czy on sobie zdaje sprawę, że za każdym razem, jak wchodzi w mój umysł coraz bardziej czuję, jak on to robi?
- A Ty myślisz, że nie próbowałam? Chodź, im szybciej się z tym uporamy tym lepiej- powiedziałam, odwracając się w stronę tych skrzynek. Jednak nie słyszałam jego kroków za mną. O nie! On mnie z tymi kartonami samą nie zostawi!
-Nie myśl, że mnie z tym samą zostawisz! - krzyknęłam, łapiąc go za dłoń, żeby mi prędko nie uciekł. Zauważyłam, że on nie przepada za dotykiem. Lepiej dla mnie.
-Co Ty robisz!? Puść mnie! Ja z tobą nic nie będę robił! - wrzasnął, jak małe sześcioletnie dziecko. Heh... Co ja mam z tym małym szczylem. On na serio nie rozumie, że mamy robotę do zrobienia.
-Weź nie krzycz, bo od kiedy cię tylko zobaczyłam, mam ochotę cię walnąć porządnie w twarz- odparłam, wzmacniając uścisk. Niech ten Kretyn teraz cierpi. Kiedy dotarliśmy do pudeł puściłam go, rzucając prosto na stosy kartonów.
-Teraz weź skrzynkę z jednej strony, a ja wezmę z drugiej. Im szybciej się uwiniemy, tym więcej czasu będziemy mieli na swoje sprawy. - Coś mamrotał pod nosem, lecz po dłuższej chwili się mnie posłuchał i złapał pudło. Podnieśliśmy je i przenieśliśmy do pomieszczenia, gdzie miał się odbyć bardzo ważny występ. Dla kogo miał być pokaz, skoro aż tak bardzo się na nie przygotowujemy? Bardzo mnie to ciekawiło, gdyż niedawna w kartach wyczytałam, że coś poważnego się wydarzy. Niestety, nie mogłam się dowiedzieć niczego więcej. Po prostu jest taka zasada, że nie powinno się wróżyć dla siebie tylko dla innych, bo te wróżby mają pomagać. Momentami uważam to za koszmarną zasadę, lecz się jej trzymam. Jednak ciekawość jest tak silna, że ciężko ją przezwyciężyć. Tak się mocno zamyśliłam, że zauważyłam, że zostało nam zaledwie kilka pudeł. Cal starał się nie puścić kartonu, co słabo mu to wychodziło. Zrobił się blady, więc puściłam "towar", nie zważając na to, co znajduje się w środku.
-Widzę, że już powoli opadasz z sił, więc zrobimy sobie przerwę - rzekłam, siadając na podłodze, opierając się plecami o skrzynkę. Miałam ochotę na konwersację z kimkolwiek. Po prostu ostatnio czuję się słabo, więc się go zapytałam:
-Czego tak usilnie szukałeś w moim umyśle?
(Cal? 1219 słów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz