W każdej opowieści są drzwi, których nie powinno się otwierać. Tak i w tej jest namiot, do którego nie powinno się wchodzić, bowiem pochłonie każdego jak potężny odkurzacz. Połknie niczym wygłodniałe zwierzę. A dopiero chwilę później do nieproszonych gości dociera, że przyszło im leżeć we własnej trumnie, w absolutnej ciemności i ciszy...
Można powiedzieć, że to przegięcie, jednak po Riddle'u można się wszystkiego spodziewać. Już od dawna snuje dziwny plan, którego etapy zadziwiają wszystkich. Obecnie był trochę zdegustowany dziecinną zabawą Robina i Vivie'go. Twierdził, że trafił na równych przeciwników. Niestety teraz już spokojnie przyznaje, że się mylił.
- Ludzie, dusze i demony... Tak i nienawiść będzie powracać w nieskończoność, Vivienne. - delikatne dźwięki wiolonczeli wydostały się z jednego z namiotów i poniosły się wraz z wiatrem po niebie, jednocześnie z zachodzącym w oddali słońcem. - Ofiaruję to requiem wszystkim lamentującym, szukającym pocieszenia duszom oraz... Mordercy mojego wyznawcy. - uśmiechnął się pod nosem, kontynuując swoją grę. - Moje kondolencje. - muzyka ucichła, a tłum zebrany w ogromnej sali odruchowo uklęknął. Riddle wstał ze swojego miejsca i rzucił czarną różę na dębowe wieko trumny.
Widok Vivie'go udającego delfina przydałoby się uwiecznić. Ten demon nigdy nie przestanie się wydurniać. Jest skazą na honorze całej swojej rasy. Jednak jego samego w ogóle to nie rusza, a demony nie zawracają sobie nim głowy. Traktują go dość pobłażliwie, co kiedyś może się na nich poważnie odbić. Gdy razem z Robinem wyszli na brzeg, słońce prawie całkowicie zniknęło za horyzontem. Stopniowo nastawała noc, spoglądająca swoim tysiącem oczu naokoło. Cały Avalon powoli udawał się na spoczynek, a ci dwaj też już mieli wracać do cyrku. Vivi nie miał się co przejmować wodą. Za sprawą magicznego pstryknięcia palcami był suchusieńki. Robin natomiast otrzepał się jak jakiś piesek. Było to dość śmieszne i słodziutkie. Tak oto wcześniejsze wydarzenia zostały puszczone w niepamięć (przynajmniej na chwilę). Obydwaj byli szczęśliwi i na tym mogłoby się wszystko skończyć. Jednak zawsze musi się znaleźć jakieś "ale". Życie nie jest bajką. Riddle wciąż tu grasuje, a dziś Robin zrobił coś niedopuszczalnego. Już mniejsza o to, że zabił i stał się mordercą. Ważniejsze kogo i jakie to teraz będzie mieć konsekwencje. W niedalekiej odległości dało się usłyszeć jakiś idący tłum. Vivi momentalnie poruszył uszami i spojrzał w tamtym kierunku. Uśmiech momentalnie znikł z jego twarzy. Robin, widząc jego poważną minę, sam skierował wzrok w tę stronę. Z zabójczą szybkością zbliżał się do nich wściekły tłum z widłami i pochodniami, a na ich czele dało się zauważyć, znanego już demona, który wciąż pragnie przerobić Robinka na durszlak. Niestety z zupełnie innego powodu niż to zbiorowisko. Riddle pojawił się już parę kroków od Vivie'go, poprawiając swoje białe futro.
- Ileż się tu działo podczas mojej nieobecności. Moje gratulacje, Robin. - uśmiechnął się. - Pierwsza ofiara, ale mogłeś oszczędzić członka mojego zgromadzenia. Inni nie radzą sobie ze stratą tak jak ja. - spojrzał z uśmiechem na lud, który bardzo ładnie ich okrążył.
(Robin? Vivi? Mam nadzieję, że za szybko nie uciekniecie xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz