Zastanowiłem się. Co mamy zrobić z zagubionym dzieckiem, którego matki nie możemy znaleźć? Miałem tylko nadzieję, że zniknęła z festynu, bo sądziła, że znajdzie synka poza miastem. W końcu małego chłopca mógł zaciekawić jakiś lisek, motylek czy cokolwiek, wszystko. Nie chciałm tylko dopuścić do siebie okropnej myśli, że być może zostawiła go tu specjalnie i ruszyła w dalszą podróż, skoro nie byli stąd.
Chciałem zaproponować kontakt z policją, ale słysząc chłopaka, że nie odda dziecka nikomu, tylko w ręce matki, zrezygnowałem z tej opcji. Straż kazałaby nam oddać dzieciaka, bo jesteśmy obcy, nie ważne, że mogą go oddać komuś, kto kompletnie będzie miał go gdzieś lub go całkowicie zestresować, wsadzając do jakiegoś „policyjnego pokoiku dla dzieci”. Po co tam mała główka miała mieć takie złe przeżycia? Ja bałem się policji mając nawet 18 lat, a co dopiero taki sześciolatek? Swoją drogą Shuzo byłby świetnym opiekunem takiego srela, w przeciwieństwie do mnie, bo mimo wszystko nie mam pojęcia jak zająć się tak małym dzieckiem, więc uważam, brzdąc może zostać z nami. Przynajmniej w tej chwili.
- Matka na pewno nie wyjedzie z miasta bez syna, więc chyba przez jakiś czas możemy się nim zająć – zaproponowałem po chwili namysłu. Shuzo spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a potem skierował wzrok na Yato, który wydawał się być teraz w swoim świecie.
- Z chęcią się nim zajmę! - powiedział uradowany.
- Widzę, że jesteś pewny tego, co mówisz. Ja nie mam pojęcia jak opiekować się takim malcem – powiedziałem prawdę, nieco zakłopotany. Czarnowłosy dotknął mojej ręki.
- To proste, pokaże ci – zapewnił. Lekko się uśmiechnąłem i przytaknąłem głową. Shuzo odwrócił się do chłopca. - Yato, jesteś głodny? - zapytał. Chłopczyk poderwał głową, ściskając w rękach pandę.
- Trochę – stwierdził.
- To chodź, zjemy coś – po tych słowach skierowaliśmy się do budki z hot dogami. Shuzo z chłopcem wzięli po jednym, ja kupiłem zamiast tego coś do picia. Potem postanowiliśmy zabrać malca na karuzelę, gdy on się bawił z moim przyjacielem (dzieci do siedmiu lat musiały mieć opiekuna), ja siedziałem na ławce i oglądałem ich uśmiechnięte buźki, a konkretniej to wbiłem wzrok w kostiumografa. Przez chwilę zatraciłem się w jego błękitnych oczkach i szerokim uśmiechu, a gdy przyłapałem się na niezręcznej czynności, odwróciłem wzrok i zacząłem się zastanawiać, jak znaleźć matkę chłopca. Nim jednak udało mi się coś wymyślić, zabawa na karuzeli się skończyła.
- Ale było fajnie! - krzyczał sześciolatek, trzymając w rękach rękę Shuzo.
- To gdzie teraz chcesz iść? - chłopiec się rozejrzał, a po chwili wskazał palcem dmuchany zamek. Zgodziliśmy się, wykupiliśmy półgodzinny bilecik i puściliśmy chłopca. Razem z Shuzo usiedliśmy przy stoliku, oddalonego od atrakcji parę metrów. - Ale słodziak z niego. Mógłbym mieć takiego synka, jest przeuroczy – mój towarzysz rozgadał się na temat Yato, a ja go częściowo słuchałem, a częściowo rozglądałem się za sukienką w kwiaty. Może jakoś się wyminęliśmy z tą kobietą? Czekając na „synka”, zamówiliśmy po kawie i lodach, które przyszły bardzo szybko.
- Wiesz co Shuzo? Bardzo nadawałbyś się na matkę, niż na ojca – zaśmiałem się.
- Mi pasuje! Ja mógłbym rozpieszczać takiego brzdąca cały czas – rozmarzył się. Jedliśmy i śmieliśmy się cały czas, aż chłopiec skończył skakać. - Pójdę po niego! - czarnowłosy szybko wstał i ruszył do Yato, czekającego, aż odbierze go ktoś dorosły. Obserwowałem, jak pomaga mu nałożyć butki i je zawiązać… gdy nagle jakieś rozbrykane dziecko wyskoczyło z trampoliny i wylądowało centralnie na Shuzo, którzy niczego nie świadomy, poleciał do tyłu, uderzając głową o ziemię. Natychmiast wstałem i pobiegłem do niego, modląc się w duszy, by nic się nie stało. Kucnąłem przy przyjacielu, który podniósł się na łokciach.
- Shuzo? Nic ci nie jest? - w odpowiedzi usłyszałem ciche „kurwa”, które nie mogło należeć do mojego miłego towarzysza.
<Shuzo? ;c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz