To miało sens, musiał mu to przyznać. Cofnął się o krok, nadal wpatrując się w niedźwiedzia niezadowolony.
- Dobrze, masz rację... To ja byłem w błędzie. Ale mógłbyś dla mnie odejść odrobinkę od tego stworzenia?
- Mówiłem już, to mój przyjaciel. Nie musisz się go obawiać, a on mi też nic nie zrobi. Demon przechylił głowę, niespokojnie machając ogonami.
- Okej... Okej... - Moment potem przeczesał włos i wzdychając, usiadł na jakimś konarze drzewa. - Czyli to z nim spędzasz najwięcej czasu?
- Znaczy się... - Robin zamyślony spojrzał na niedźwiedzia, gładząc jego łeb. - Możesz to tak ująć.
- I jesteś absolutnie pewien, że on ci... - Robin mu przerwał, za nim ten zdążył skończyć.
- Tak jestem stuprocentowo pewien, już ci to przecież mówiłem.
- Taaak, tak... Ja się tylko martwię... Wybacz... Jesteś dużym chłopcem i w ogóle... Już was zostawię samych sobie. Nie czekając, demon odszedł od niedźwiedzia i chłopaka, nadal jakiś nieswój. Szedł lasem, a po głowie krążyły mu różne myśli. Nie był pewien, co tak właściwie czuł. Coś było nie tak. Czy sytuacja mogła się znowu powtórzyć? Przecież ludzie to tak słabe istoty. Nawet opiekowanie się jedną z nich nie koniecznie gwarantuje im dłuższe życie. Czy też jakiekolwiek szanse? Powinien się trzymać z daleka i nie zawierać żadnych bliższych kontaktów. Sprowadza na ludzi tylko kłopoty. Niektórych rzeczy nie powinni wiedzieć, to tylko ściąga niepotrzebne niebezpieczeństwo. Tak rozmyślając, udało mu się wrócić do cyrku. Zatrzymał się i odwrócił w stronę lasu. Nagle żałował, że zostawił chłopca samego... Ah nie... Przecież był z tym... Niedźwiedziem. Kopnął jakiś kamyk i wrócił do siebie. Jak zmęczony pies padł na kanapę. Zamknął oczy i jakoś nie miał siły, by znów je otworzyć. Po chwili pochłonął go mrok. Ocknął się, słysząc świst wiatru. Jeszcze ospały podniósł się, stawiając uszy i nasłuchując. Musiało zacząć padać, gdy spał. Zwlókł się z sofy i podszedł do okna. Nie wyglądało to tak źle. Przeciągnął się i ziewnął. Już się zaczęło ściemniać. Nastawił wodę, żeby sobie zrobić herbatę. I nagle coś mu przemknęło przez myśl. Czy Robin już wrócił? Znowu spojrzał za okno. Powinien. Ale czy tak się naprawdę stało...? Nerwowo zaczął się przechadzać przy oknie, obserwując krople deszczu. Na pewno zdążył się schować przed deszczem... A co jeśli nie? A co jeśli zmoknie i się przeziębi. Całkowicie zapominając o nastawionej na herbacie wodzie, chwycił parasol i wyszedł na zewnątrz. Rozłożył parasol i szybko się rozejrzał. W taką pogodę nikt normalny nie wściubiałby nosa za drzwi. Powolnym krokiem ruszył do lasu. Wziął głęboki oddech. Powietrze było świeże i rześkie. Było jakoś dziwnie spokojnie. Może trochę zbyt spokojnie. Ale jedno było pewne, w deszczu go nie wytropi. Instynktownie poszedł do jaskini, w której zamieszkiwał ten jego cały niedźwiedź. Już stojąc w wejściu do jaskini, wiedział, że chłopca tam nie znajdzie. Przez myśl przemknęła mu straszna myśl. A co jeśli... Ten miś jednak nie był taki przyjazny. Ale nie... Robin faktycznie znał to zwierzę lepiej... Poza tym nie czuć było zapachu gnijącego, ludzkiego ciała. Wycofał się z jaskini, spoglądając na zachmurzone niebo. - Gdzie mogłeś się podziać Robin...? Poszedł dalej w las, obserwując malutkie błędne ogniki, które co jakiś czas wychylały się zza konarów drzew, obserwując go i jakby prowadząc. Deszcz im wcale nie przeszkadzał, nadal migotały swoim błękitnym blaskiem, prowadząc mężczyznę dalej i dalej w las. Gdy się zatrzymał na skraju jakiejś polany, zauważył na niej we mgle dwie postacie. I nagle zamarł, rozpoznając obie te postacie. Robin siedział na ziemi, a tuż przed nim stał ten demon, Dostojewski. Momentalnie się przemienił i podbiegł do chłopca, czule go szturchając łebkiem. Chłopiec chwycił łeb lisa i się do niego przytulił.
- Nie martw się... Teraz jestem z tobą... Nic ci nie będzie....
(Robin? Riddle? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz