Co było dobre, zawsze musi się kiedyś skończyć. Wczorajszy dzień był cudowny, chociaż za dużo i tak nie pamiętam. Dzisiaj zostało mi w głowie masę pytań i potworny kac. Otworzyłem ledwo co oczy i okazało się, że nie leżałem na żadnej poduszce, tylko centralnie na tym głupim magiku. Od razu poderwałem się do góry. W momencie jakoś zakręciło mi się w głowie i zrobiło się nie dobrze, a potem jedynie spadłem z łóżka, uderzając się porządnie w głowę.
- Szlag by to. - wymruczałem, łapiąc się za głowę, a potem znów straciłem kontrolę nad ciałem.
Totalnie nie wiem, co się ze mną działo. Obudziłem się na ziemi, głowa mnie bolała jak diabli, w brzuchu się działo coś niedobrego, byłem cały spocony i na pewno nie pachniałem jak bukiet kwiatów. Dobrze, że przynajmniej spałem u siebie. Jednak gdy zobaczyłem Lenniego, który wymamrotał coś przez sen, leżąc na moim łóżku, trochę zrobiło mi się wstyd. Nie dość, że mam tu taki syf. To po raz kolejny moja zła strona odwaliła coś głupiego. Nie trzeba być Sherlockiem, aby na to wpaść. Westchnąłem ciężko, dźwigając się na równe nogi. Myślałem, że zaraz zwymiotuje. Tak mi było słabo, że aż szkoda wspominać, a poranne światło ani trochę nie pomagało. Pragnąłem przede wszystkim jak najszybciej się umyć. Niestety trochę minęło, za nim znalazłem wszystkie potrzebne do tego rzeczy. Życie w bałaganie zdecydowanie nie jest dla mnie. W dodatku musiałem być cicho by nie obudzić mojej kochanej śpiącej królewny. Na szczęście znalazłem wszystko i już bez żadnych przeszkód mogłem się ogarnąć.
Około godziny później:
Już wymyty poczułem się o wiele lepiej. Jednak nudności ciągle mnie dręczyły, ból głowy nie chciał przejść oraz odczuwałem głębokie pragnienie. Zajrzałem do bufetu i siedząc sobie w samym szlafroku, wypiłem cały dzbanek herbaty. Chciałem też się przejść do pielęgniarza po coś na ból głowy i te mdłości, ale z tego zrezygnowałem. Wolałem się położyć i poczekać aż samo przejdzie. Gdy już wróciłem do namiotu, Lennie wciąż sobie słodziutko spał. Nie chciałem go budzić, więc usiadłem cichutko na jednym z krzeseł i poprawiłem wiązanie od szlafroka. Był taki ładny, mięciutki i cały w kolorowe gwiazdki. Starałem się ignorować własne złe samopoczucie i zająć się czymś pożytecznym. Chciałbym posprzątać swój namiot, ale jak już wcześniej wspomniałem, nie chciałem robić zbędnego hałasu. Dlatego wziąłem do ręki moją kochaną szczotkę, a parę chwil później już rozczesywałem kołtuny na moim długim i dość mokrym ogonie. Po jakimś czasie Lennie zaczął się budzić i jeszcze zaspanym wzrokiem rozejrzał się po namiocie.
- Dzień dobry. Jak się spało? - zapytałem z uśmiechem na twarzy. On spojrzał na mnie lekko zaskoczony. Pewnie nie spodziewał się, że rano akurat ja go przywitam, a nie to moje złe oblicze. Podszedłbym i go przytulił, ale fakt, iż nie mam na sobie nic, poza szlafrokiem jakoś mnie hamował przed tym. W dodatku czułem się okropnie, a miałem takie przeczucie, że jak ruszę się z krzesła, to znów będzie chciało mi się wymiotować. Dlatego po zadaniu pytania od razu wróciłem do czesania ogona. Nie miałem już na to siły, ale musiałem zrobić coś pożytecznego, skoro na razie nie mogę posprzątać.
- Bardzo dobrze. - odpowiedział po chwili Lennie, podnosząc się z łóżka.
- To bardzo się cieszę. Jak znajdę jakieś ubranie, to możemy iść na śniadanie. - od razu rozejrzałem się po podłodze. - Trochę mi to zajmę, ale do ciebie też mam małą prośbę. Powiesz mi, co się wczoraj działo? Zupełnie nic nie pamiętam.
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz