Lekko się uśmiechnąłem. Dobrze mieć przy sobie osobę, która widzi świat w różowych okularach. Mnie już ta podróż męczyła, miałem ochotę wyjść z tego pociągu i pokonać resztę trasy piechotą, tyłek mnie bolał od siedzenia, nogi drętwiały od jednej pozycji, a nie było mowy o wstaniu i przejściu się, ponieważ inni ludzi już zajęli cały korytarz, a ja nie miałem ochoty się przez nich przeciskać.
- Byłeś kiedyś w Toronto? - chłopak pokręcił głową. - Może jak znajdę czas, pozwiedzamy sobie? - zaproponowałem z lekkim uśmiechem.
- Jasne – odparł zadowolony, po czym usiadł obok mnie. - Pójdziemy nad wodospad Niagara? Zawsze chciałem je zobaczyć – pokiwałem głową.
- Nie mogę się doczekać – westchnąłem.
Kolejne dwie godziny upłynęły nam dość szybko i bez problemów. Po pierwszej godzinie skończyły nam się tematy to rozmowy, dlatego rozpoczynałem kolejny pierwszymi lepszymi pytaniami, jakie pojawiły się w mojej głowie. „Jakim zwierzęciem chciałbyś być?” Oczywiście dla śmiechu, ja stwierdziłem, że chciałbym być ważką. „Jakby ludzie wyglądali, gdyby zamiast stóp mieli dłonie?” Ja osobiście chciałbym mieć skrzydła. Czas płynął w miłej atmosferze, kiedy pasażerowie wokół nas zasnęli, Shuzo zamienił się w psa, prezentując, jakby ludzie wyglądali z uszami i ogonem.
Zostało jeszcze jakieś siedem godzin, pół dnia i będziemy na miejscu. Nikt jednak nie przewidział, że pociąg się nagle zatrzyma.
Gdy to się stało, akurat rozmawialiśmy o najdziwniejszych minach, jakie kiedykolwiek ujrzeliśmy. Wszyscy ludzie się obudzili, zaczęli rozmawiać i nikt nie ukrywał obawy z tej sytuacji. Także wstałem i wyszedłem z wagonu, ponieważ z naszego okna nic nie było widać, ale większość ludzi postanowiła zrobić to samo co ja, przez co korytarz był cały zatłoczony.
- Co się dzieje? - usłyszałem pytanie Shuzo, ale tylko mogłem wzruszyć ramionami. Wtedy w głośnikach rozległ się głos: Bardzo przepraszamy, jednak pociąg uległ awarii i nie możemy kontynuować drogi. Na chwilę zamilkł, a wokół rozległ się szmer niezadowolenia. Głośniki znowu zabrzmiały: Jesteśmy zmuszeni poprosić was o opuszczenie pociągu. Za godzinę przyjedzie autobus, który zabierze was do najbliższego miasta, niestety jeden kurs nie zabierze wszystkich. Jeszcze raz przepraszamy.
Odwróciłem się do chłopaka i pomogłem mu zdjąć bagaż. Dobre pół godziny zajęło nam wyście z pojazdu, ponieważ wszyscy się pchali, aby zająć najlepsze miejsce i pierwszemu wejść do pociągu. Kiedy już byliśmy na zewnątrz i udało nam się trochę odejść od tego tłumu, usiadłem na walizce. Przyjaciel rozglądał się wokół, zatrzymaliśmy się w jakimś lesie.
- Czekamy na autobus? - zapytał Shuzo, siadając obok mnie. Zerknąłem na niego.
- Sam nie wiem. Jeden autobus może pomieścić do pięćdziesięciu osób, a zobacz ilu tu ludzi. Jakoś nie chce mi się przeciskać na chama – stwierdziłem.
- Więc czekamy do nocy? - zerknąłem na niebo, rzeczywiście do wieczora zostały jakieś trzy godziny.
- Wiesz, jeśli nam się nie uda wsiąść za pierwszym razem, poczekamy kolejne dwie do następnego kursu i tak kolejne… A jeśli autobusowi zajmuje godzina na dojechanie z miasta do nas, to może nam wystarczą te trzy godziny? - pomyślałem głośno.
- Sugerujesz, żebyśmy poszli piechotę? - pokiwałem głową.
- Droga jest, słońce jest, czas jest, a mi tyłek zdrętwiał od siedzenia.
<Shuzo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz