Szczerze mówiąc, nie zakładałam, że przyjdzie, bardziej spodziewałam się, że zwieje z podkulonym ogonem i będzie mnie unikał, jak tylko się da, co z pewnością byłoby rozsądniejsze dla niego, przy założeniu, oczywiście, że ja odpuściłabym zapowiedzianą sądową batalię. A więc zdecydowanie miło mnie zaskoczył, gdy punkt ósma zapukał do moich drzwi. Chwilę staliśmy w ciszy, aż w końcu zdecydowałam się go wpuścić do mojego tymczasowego lokum. Nieśpiesznie zlustrowałam go wzrokiem, od razu rzuciła mi się w oczy butelka z wodą, którą miał przy sobie. No tak, moja klątwa cały czas nieprzerwanie działała, a w jego przypadku ból pobudzał ogień, który rozpoczął pożar.
- W takim stanie na nic mi się nie przydasz — bez słowa wytłumaczenia poszłam po niewielką drewnianą szkatułkę, to w niej tymczasowo trzymałam większość kamieni, które udało mi się odzyskać. Nie musiałam długo szukać, bo mimo wszystko nie było tego zbyt wiele, gdy znalazłam mały niebieski kamyk, który swoją barwą przypominał nieco oczy Ozyrysa, natychmiast zatrzasnęłam wieczko i odłożyłam kasetkę na miejsce. Wróciłam do mężczyzny
- Oto rozwiązanie twojego palącego problemu — podałam mu niewielki kawałek akwamarynu oprawionego gustowną srebrną obwódką, tworzący razem z nią męski, niezbyt wyszukany sygnet.
- Tak długo, jak będziesz go nosił, ból, który trawi twoje dłonie, zniknie. Ale chyba nie muszę ci przypominać, że jeżeli złamiesz naszą umowę, sygnet wróci do mnie, a do ciebie przykra tortura — pozbierałam wszystkie potrzebne rzeczy, w tym dokumenty dla ubezpieczyciela i byłam gotowa do wyjścia.
***
Siedzieliśmy przy stoliku w jednej z bardziej renomowanych restauracji, ja przeglądałam kartę dań, on napięty jak struna, pusto wpatrywał się w przestrzeń. W końcu gdy podszedł do nas kelner, widząc, że ten nie zamierza się odezwać, zamówiłam dla niego dokładnie to samo co dla siebie, po czym odłożyłam menu na bok i wyciągnęłam notatnik oraz pióro.
- Mamy dziś sporo do zrobienia, ubezpieczyciel potrzebuje dokumentów i zdjęcia po pożarze, musimy u niego być na dziesiątą piętnaście. Na dwunastą jestem umówiona z właścicielem niewielkiego lokalu w centrum, w którym chciałam otworzyć nowy sklep. Tak właściwie to ty jesteś z nim umówiony, prostak, ze mną, jako kobietą nie chciał nawet rozmawiać, więc będziesz musiał z nim rozmawiać w moim imieniu — z terminarza wyciągnęłam kartkę ze schludnie, odręcznym pismem zapisanymi pytaniami, które chciałam, żeby mu zadał.
- Interesuje mnie tylko i wyłącznie kupno lokalu, nie mam czasu na budowanie nowego na starych zgliszczach — nie zamierzałam być zależna od żadnego warcholstwa, które uważa się za lepsze tylko dlatego, że nosi spodnie, a czasu tracić też nie chciałam.
- Oprócz tego muszę kupić wszystko, co spaliło się w pożarze, a nie było to na tyle niezbędne, żebym nie zaopatrzyła się w to do tej pory — druga lista, tym razem zakupów także była w notatniku, aktualnie Ozyrys robił za moją tanią a dokładniej chwilowo bezpłatną siłę roboczą, dlatego to właśnie on będzie odpowiedzialny za noszenie wszystkiego.
- I przede wszystkim musimy jakoś cię ubrać, nawet ostatnia niemota zorientuje się, że żaden z ciebie człowiek biznesu, a ja zamierzam nabyć dziś ten lokal. Nie możesz swoim wyglądem zniszczyć wszystkiego — w tym momencie kelner przyniósł nasze dania, co na moment przerwało mój monolog. Krytycznie spojrzałam na niego, gdy wszystko wskazywało na to, że nie zamierza nawet sztućców wziąć w dłoń.
- Nie mamy zbyt wiele czasu na twoje zakupy, więc nie możesz zwlekać przy jedzeniu. Nie jestem twoją matką, żeby cię pouczać i nie będę ci zwracać uwagi, że za szybko lub niechlujnie jesz, aczkolwiek nie obrażę się, jeśli wykażesz się choćby minimum dobrych manier. Mnie bliżej do twojego pracodawcy, więc nie to będę oceniać, ale nie zawiedź mnie zbyt szybko, co zmusi mnie do zerwania naszej umowy i wytoczenia ci sprawy o podpalenie mienia i co tam jeszcze mój adwokat sobie wymyśli, a podejrzewam, że z chęcią podreperuje swój budżet twoim kosztem.
Ozyrys? Nie będzie AŻ tak strasznie :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz