Nie zawiedź mnie zbyt szybko. Czy nie oczekiwała ode mnie za dużo? Zdecydowanie tak. To był jakiś żart. to wszystko było jedną, wielka pomyłką, ściągającą mnie jeszcze na głębsze dno, niż to, w którym się znajdowałem. Miałem jej załatwić lokal, zrobić zakupy, miałem zainwestować w ubrania dla siebie, jeszcze te dokumenty... jakim cudem, w jeden dzień stałem się sługą? A może każdego dnia nim byłem, tylko tego nie wiedziałem, a teraz widzę fakty przed oczami?
Jedynie wydałem z siebie cichy pomruk, że wszystko do siebie przyjąłem, po czym zacząłem jeść. W dziwny sposób nie dotarło do mnie, co miałem na talerzu. Wbiłem widelec w coś miękkiego i jadłem. To wszystko mnie przytłaczało, czułem się jak zwierzyna, która wpadła w sidła i jedyne, co jej pozostało, to czekać na mordercze psy, które może jej nie rozszarpią. Tutaj w grę wchodziła moja wolność, cokolwiek ona oznaczała. Aktualnie byłem niewolnikiem i chociaż mogło by się to komuś wydawać dziwne, bycie sługą, niewolnikiem nie było dla mnie powodem do stresu czy zmartwić. To nakład obowiązków sprawiał, że nie miałem pojęcia, za co się wziąć, jak to rozegrać, co zrobić czy nawet nie zgubić własnej osoby wśród innych ludzi. Którakolwiek z tych opcji mogła doprowadzić do niepowodzenia "misji", do sfrustrowania kobiety, a koniec końców do rozprawy sądowej.
- Słuchasz mnie?! - moje myśli przerwał jej głos. Spojrzałem na nią.
- Straciłeś swój czas na jedzenie - przez moment jej nie rozumiałem. W głowie został mi tylko początek jej wypowiedzi: Straciłeś. Straciłem szansę. Straciłem wszystko. I gdyby nie to, że przyjrzałem się jej talerzowi i swojemu, nie zauważyłbym, że ona już skończyła jeść, a ja tak długo "bawiłem się jedzeniem", że ledwo dotarłem do połowy.
- Nie jestem głodny - a nawet, jeśli byłem, nie czułem tego. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, po czym wstała.
- Idziemy. Trzeba cię ubrać, bo wyglądasz gorzej od tej hałastry na zewnątrz - rzuciła tylko przelotne spojrzenie na trzech mężczyzn, siedzących po drugiej stronie ulicy na ławce i palących papierosy. Trochę mnie to uraziło, dbałem o swój strój i wcale nie wyglądałem gorzej od nich. - Rusz się - poganiała mnie. Szybko wstałem od stołu i ruszyłem za nią. Utrzymując bezpieczny odstęp od tej wiedźmy, szedłem za nią, starając się o niczym nie myśleć. Kiedyś przeczytałem, że jeśli poświęcisz koło kwadransa na to, aby poleżeć z pusta głowa, nie myśląc kompletnie o niczym, człowiek odpoczywa i czuje się jak nowy. Parę razy chciałem tego wypróbować, ale niestety w mojej głowie zawsze krążyły tysiące myśli.
Nie zauważyłem, kiedy weszliśmy do jakiegoś klepu. Wyglądał na ekskluzywny, jeśli mogłem go tak nazwać. Były duży, nie było w nim za dużo osób, a zawartością sklepu z jednej strony były garnitury, a po drugiej bogate suknie. Odczułem melancholie. Już nie raz byłem w takich sklepach, matka tylko w takich robiła zakupy. Nieprzyjemne dreszcze przebiegły mi po plecach, kiedy usłyszałem zimny głos kobiety, stojącej przy ladzie.
- W czym pomóc? - szefowa do niej podeszła i rozpoczęła rozmowę. W tym czasie rozejrzałem się po miejscu. Ono niczym się nie różniło od wcześniejszych. Czułem się, jakbym wrócił do dzieciństwa, z tą różnicą, że nie musiałem trzymać matki za rączkę i się ładnie uśmiechać. Po chwili obie kobiety podeszły do mnie. Sprzedawczyni uważnie mi się przyjrzała, po czym stwierdziła, że już coś dla mnie ma. Ruszyłem za nią. Sprezentowała mi nie garnitur, jak się spodziewałem, ale elegancką, granatową koszulę, czarne spodnie i brązowe lakierki. Jedynie wziąłem wszystko od niej i się przebrałem. Nie spojrzałem ani razu w lustro, aby się poprawić, mimo wszystko nawyki z dzieciństwa pozostały i potrafiłem elegancko się ubrać nawet po ciemku.
- Pasuje? - skinąłem głową. Sprzedawczyni spojrzała na dziewczynę, a ta jeszcze chwilę mi się przyglądała, dokładnie wszystko oglądając, po czym również skinęła głową. Zasłoniłem kurtynę, chcąc się przebrać, ale szefowa mnie zatrzymała.
- Nie przebieraj się - westchnąłem zrezygnowany. Gdy zbierałem rzeczy, one poszły załatwić wszelkie papierki.
Spojrzałem w lustro. Wyglądałem... jak kiedyś. I to tyle było z moim przemyśleń.
Zgodnie z planem, najpierw miałem przynieść wszystkie dokumenty dla ubezpieczyciela. Będzie zabawa...
Lacie? Daj mu się pożalić xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz