- Obyśmy mieszkali blisko siebie - powiedział. Raczej właśnie tak się stanie, razem na pewno ich nie puszczą, to... zbyt duże ryzyko. Potem trzeba by było niańczyć dziecko, a w gorszym wypadku bliźnięta lub nawet i trojaczki. Ale bądźmy szczerzy, pod jakim względem wyglądają na parę zakochanych? Nie trzymają się za dłonie, raczej skaczą do gardeł używając ciętych ripost i wrednych uwag, choć wspierają. W praktyce zgrana paczka przyjaciół, teoretycznie dwójka zbiegów utrzymujących się przy życiu tylko i wyłącznie dzięki "przychylnemu", oczywiście jedynie momentami, losowi oraz dość powalonym pomysłom. Ale jeśli działają, to czy są takie powalone? " Boże, czy jedzenie zawsze tak na mnie działa? A może dodali nam coś, sypnęli na talerze lub do szklanek, gdy nie patrzyliśmy?" - pomyślał ze zgrozą. Ale cóż, musieli by zaplanować wcześniej, jaki talerz wezmą, to samo z kubkiem. Chociaż on pił na rurę, pięćdziesiąt procent niebezpieczeństwa ze strony obżarstwa zrujnowane. Pech.
- Uhmmmm - najwidoczniej zbyt najedzona, by otworzyć usta, zwyczajnie mruknęła w geście zgodzenia się. Ach, czy ten świat na prawdę musi dawać ograniczenia żołądkowe? Gdyby mógł, zjadłby wszystko, co tam mieli. Włącznie z jabłkami, całym ich koszem położonym akurat po drugiej stronie pomieszczenia. Chyba pora zostać federalnym, ile takich posiłków fundowano na dzień? Akuma, bądź poważny. Z twoimi aktami to cię nawet do spożywczaka nie przyjmą w obawie przed kradzieżą bądź nagłym ostrzelaniem klientów. Poczuł wyrzuty sumienia za to, że posłał kulkę tym ludziom z zimną krwią. Tak na prawdę nie był już pewien, ilu tak na prawdę ludzi pozbawił życia. Co najmniej dwójkę. Ale czy Tobias także nie uniknął wyroku postawionego przez naciśnięty spust? Odblokowana broń zwykle nie pozostawia wiele do mówienia, zwłaszcza przy postrzale w brzuch. Ale co, jeśli się z tego wywinie? Stojący na wzgórzu ludzkich czaszek, z rewolwerem Dan Wesson, jak na Dzikim Zachodzie przystało, wymierza lufę pierw w nią. Strzela, krew zabarwia nie tylko ją, ale i jego. Potem jego kolej, choć wszystko dzieje się szybko, ból rozdziera nie tylko ciało, ale i umysł, bo oto przegrywają walkę, bez gadania. Otrząsnął się, brutalna rzeczywistość przedstawiła mu właśnie tą gorszą możliwość. Być może nawet jeśli przeżyje, pozostanie warzywem. Śpiączka go nawiedzi, utraci kontrolę nad prawą połową ciała, mózg nadawałby się do wymiany albo i nawet kasacji. Osiem procent, tyle im grozi. Ale, czy w ciągu ostatnich dni, a nawet tygodni, nawet przy jednym procencie los się uśmiechał?
- Śpisz tutaj - odezwał się jeden z zarośniętych mężczyzn. Szybko skasował go wzrokiem. Około trzydziestu lat, pewnie przyjęty do służby za jakiś szlachetny czyn, dziecko z zespołem Downa, żona płacząca całymi dniami przez pracę ciągle nieobecnego męża, stającego się coraz to bardziej nieznajomym. Chłopczyk, o imieniu Andrew chociaż ma siedem lat, stanął na wysokości czterech bądź pięciu i każdy schód stający przed nim, staje się wyższy od Mount Everest. Jeszcze chwila, a powiedziałby "Przykro mi". Tyle, że mu wcale nie było przykro, a jego wyobrażenia przyniosły błędne informacje. Skinął głową, obserwując, jak Rue jest wprowadzana przez drzwi obok. Posłał jej półuśmiech spod lekko pochylonej głowy, po czym zniknął we wnętrzu pokoju.
< Rue? >
No nie szkodzi, niedługo i tak będę mieć nieobecność... Jakby coś to możesz opowiadania do mnie na hw wysyłać, zmieniłam konto, savagery. z kropką na końcu ; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz