Co ja tak właściwie wyrabiałam? To, że wpierw obezwładniłam agentów, było dla mnie normalne - znaczy panowałam nad tym. W końcu to miałam zamiar zrobić. Chciałam uciec, ale wpierw trzeba było ich unieszkodliwić. Na szczęście Akuma nie użył zasady, ze dziewczyn się nie bije i zrobił to samo z nimi, co ja z mężczyznami. Sparaliżowałam ich, chociaż przez jakiś czas miałam wielkie obawy, że teraz się nie uda. Że po takim czasie moja umiejętność wygasła i tylko się upokorzę, oni nas złapią i wszystkich szlag trafi - ale tego widocznie się nie zapomina. To jest jak instynkt, albo go masz, albo nie masz i tak do końca życia. Kiedy oni leżeli na ziemi, miałam ochotę uciekać. W las. Kolejny wyścig samochodowy nie jest dla mnie, po ostatnim mam dosyć. Ale.. co nam da las? Tym bardziej, że ja daleko nie pobiegnę z tą kulą, prędzej się wywalę w pierwszy lepszy dół, a oni nas złapią. Dlatego postanowiłam nie uciekać. Ale co mieliśmy dalej zrobić? Pojawienie się naszego wroga było tak niespodziewane, że przestałam racjonalnie myśleć. Rozumiałam jego słowa, uważnie ich obserwowałam, ale kiedy zobaczyłam jego twarz, a za nim tylu ludzi... przestałam odczuwać jakikolwiek strach. Nie bałam się go już. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może coś w głowie mi podpowiedziało, że on sam się boi. boi się przegranej, skoro pojawił się z taką pomocą. Boi się upokorzenia, skoro wszyscy byli nienagannie ubrani, tak samo z ich zachowaniem. I nawet jeśli tego nie pokazywał, bał się, że mu się nie uda. W końcu zabili już tylu ludzi, a ma problem z dwoma kalekami. Coś w tym musi być, prawda? Nie wiem czy zaczynałam świrować, czy zaczęłam widzieć nawet te niewidoczne szczegóły, ale strach przemienił się w wściekłość. Kiedy do mnie mówił, miałam ochotę krzyknąć, aby się zamknął. Aby szedł do piekła. Wygarnąć mu wszystko, ale coś mi nie pozwalało. Mogłam jedynie go słuchać i patrzeć wzrokiem pełnym gniewu na jego ohydną twarz, którą mam ochotę zastrzelić. Milczałam, nie ruszałam się. Nie wiedziałam co robić, ale nawet nie musiałam myśleć. Moje ręce zrobił to za mnie. Odrzuciłam w bok niepotrzebną kulę, bo po co mi ona na drugiej stronie? Ponoć duchy lewitują i nie czują bólu. W obu dłoniach trzymałam pistolety, a kiedy zaproponował mi rozmowę, taką zwykłą (wizja owej rozmowy w jakiejś kawiarence przy kawce jeszcze bardziej wstrząsnęła moimi uczuciami), podniosłam obie bronie i na ślepo strzeliłam. Nie wiedziałam w kogo, po prostu chciałam ich wszystkich pozabijać i wiedziałam, ze nie będę tego żałować. Już nigdy nie będę żałować tego, że zabiłam tylu ludzi. Jeśli to ma doprowadzić do jego śmierci, zabije nawet więcej, jeśli będę musiała. Akuma także otworzył ogień, kule padały na ślepo, bynajmniej moja. Ale pierwszy kto poległ, to Tobias - runął na ziemie, a za nim jakiś mężczyzna. Reszta wyjęła spluwy i także zaczęli strzelać. Wydawało mi się, że tak samo jak ja, na ślepo. Ale nagle poczułam ból w dłoni, puściłam pistolet. Obok mnie chłopak osunął się do tyłu, upadł plecami na ziemie. Widziałam to kątem oka, ale tylko tyle wystarczyło, aby moja głowa powiedziała - Zabili go! Zabiliście go! Pozabijam was! Nie zaprzestałam strzelać, kiedy nagle zaczęli padać jak muchy; ci, którzy stali przed nami i mieli być obstawą dla Tobiasa, oraz ci, którzy pojawili się nie wiadomo skąd. Ja ich nie mogłam wszystkich zestrzelić, więc kto to był? Słyszałam sygnał policyjny zmieszany z hukiem wystrzałów. Oni wszyscy polegali, padali na ziemię obok swojego szefa. Czy było ich więcej? Nie mam pojęcia, bo nagle ktoś się na mnie rzucił i przygniótł do ziemi. Kazał nie wstawać, a sam ze mnie szedł i strzelał. Potem czas jakby zwolnił. Położyłam na głowę ręce, a nos wetknęłam w ziemię, nie mogąc oddychać. Oni dalej się zabijali, kiedy obok mnie leżał... Akuma. Podniosłem się i przeczołgałam do niego. Lekko uderzałam go w policzki, błagając aby nie umieraj, aby żył. Nie mógł umrzeć, nie teraz, a tym bardziej nie beze mnie!
- Jeśli nie otworzysz oczy... - przygryzłam dolną wargę, ale nie skończyłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, miał zamknięte oczy i nie odpowiadał, nie dawał żadnych oznak życia. I w końcu się rozpłakałam. Zaczęłam wykrzykiwał jego imię, głowę położyłam na jego torsie przeklinając cały świat. Przecież on nie mógł nie żyć! - Ku*wa! Akuma! Obudź się! - potrząsnęłam nim, ale to nic nie dało. Nie potrafiłam powstrzymać łez, które spływały po moich policzkach, aż do brody. Jakim prawem mi go odbierają! Nie pozwalam! To mój przyjaciel! - No otwórz oczy... - przestałam nim potrząsać, zacisnęłam tylko palce na jego ramionach i... nic. Nic nie mogłam zrobić. Nic, kompletnie. - Co ja bez ciebie zrobię... No nie zostawiaj mnie... - chlipnęłam.
- Udusisz mnie... - jego głos, słaby, nie wyraźny, ale to nie ważne. Wystarczył, abym szybko podniosła głowę i spojrzała na jego twarz.
- Ty żyjesz - powiedziałam z ulgą, a hałas ucichł. - Ty żyjesz! - krzyknęłam szczęśliwa, kiedy ktoś mnie nagle odciągnął od niego. Zaczęłam przeklinać, aby mnie zostawili i dopiero kiedy kogoś uderzyłam z pięści zrobili to. A kogo uderzyłam? Tą beznadziejną kobietę, co dało mi ogromną satysfakcję. Uśmiechnęłabym się, gdyby moja głowa nie była teraz zajęta jedynie Akumą. On mógł zginąć! Kiedy się odwróciłam jego też podnieśli. - Myślałam, że umarłeś!
- Kamizelka - poklepał się w pierś, a ja usłyszałam głuchy dźwięk. Zmarszczyłam brwi.
- Ty idioto! - miałam ochotę go uderzyć w twarz. - Ja cię chyba zabije! Jak mogłeś mnie tak nastraszyć?! - faceci, którzy pomogli mu wstać zaczęli się chichrać, ale kiedy zmierzyłam ich wzrokiem natychmiast przybrali poważną minę.
- Jeszcze żyje - usłyszałam z tyłu. Odwróciłam się. Kolejnych dwóch mężczyzn podniosło Tobias'a z krwawiącym brzuchem.
- Japie*dole! - warknęłam widząc, że ma otwarte oczy i uśmiecha się chytrze. Schyliłam się po pistolet na jednej nodze. - Ty skurwy*ynu piep*zony! - byłam gorzej niż wściekła. - Prawie zabiłeś mi przyjaciela! Nie będziesz żył ku*wo! Pier*ol się z diabłem! - w ciągu sekundy wystrzeliłam trzy pociski, które idealnie trafiły w jego twarz.
<Akuma?>
Wybaczcie za tyle przekleństw na końcu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz