- Możemy poćwiczyć - uniosła brwi, parsknęła śmiechem. Najwyraźniej nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Lub przynajmniej spodziewała się usłyszeć. Sam się nieco zdziwił, w końcu niecodziennie proponuje coś takiego, jak doskonalenie własnych umiejętności, i to jeszcze w określonej dziedzinie.
- Mówię poważnie. Jeszcze nas wyleją, trzeba się wciąć do roboty. Ty za akrobatykę, ja za swoje pierdoły. Nie znam się na tym, ale jak bardzo da się wyjść z wprawy podczas około dwumiesięcznej przerwy? - spytał z lekką ironią, stawiając ugryzioną rzodkiewkę na stół. Ohyda. Gorzki i ostry smak aż parzył go w podniebienie, w połączeniu ze słodkim cukrem czuł się, jakby jadł zozole w hardkorowej wersji. Głosiła ona "Ugryź, a zamiast musującej substancji pojawi się kwas". Skrzywił się, jak ona może to jeść?
- W sumie to tak... - przyznała mu racje, chociaż w duchu się cieszył, nie okazał tego, nadal zachowując kamienny wyraz twarzy. Skąd ta zmiana? Naprawdę zaczyna się robić konstruktywny i radykalny, niczym stary człowiek siedzący codziennie na jednej i tej samej ławce w parku, karmiący gołębie ryżem. Serce mu się ścisnęło, oglądanie, a nawet już samo wspomnienie osób o podeszłym wieku wprawia go w posępny nastrój. Zdaje sobie wtedy sprawę, że są samotni, wszyscy ich przyjaciele, rodzina, prawdopodobnie nie żyją. Być może żałują swojego życia, nie mogą już nic zmienić, chcą ciągle płakać. Właśnie tak postrzega tych pomarszczonych zwojów mądrości i nauki. Impuls nakazał mu zacisnąć usta w wąską kreskę, by nie zaczęły niespokojnie drgać, burząc dotychczasową melancholijność. Jakaś zmiana w nim nastąpiła, nie wiedział zbytnio, co. Dorasta? Westchnął, coś go tknęło, gdy pojął, że wizja powtarzania wzorów przez niego zapisanych z chemii i fizyki jest przyjemna. Zmienił się, a przynajmniej jego nawyki i pogląd na świat.
- Dwie godziny wystarczy - oznajmił w końcu, spoglądając na jej włosy wyglądające wręcz nienagannie w świetle słońca. Niedługo zajdzie, im szybciej z niego skorzystają, tym lepiej.
- Nudny się zrobiłeś - westchnęła, opierając się niby z rezygnacją o krzesło. Założyła ręce na piersi, uniósł nieznacznie brwi. Ten gest także był u niego nowy, normalnie by rzucił jakąś żartobliwą gadkę.
- "Oczy moje, nudne, blade,
Na nudnym życia obrazie kładę,
Barwy wszystkie wnet znikają,
jedynie odcienie szarości pozostają" - wyrecytował z mętnym wzrokiem. Autor nieznany. Miał wrażenie, że zmienił znaczną część tekstu. Lub też nawet on jest jego właścicielem, ale trudno to stwierdzić, gdy nawet nie ma się ochoty zastanawiać czymś tak... nudnym.
- Powinieneś iść na recytatora - powiedziała z sarkazmem. Prychnął pogardliwie, unosząc wzrok. Spoglądała na niego wyzywająco.
- Powiedziała dziewczyna, która parokrotnie skończyła z nogą w gipsie - wystawiła mu język, miał ochotę wyprostować środkowy palec, ale się powstrzymał. Zamiast tego stwierdził krótko:
- Godzina - zaśmiała się, wydawała się mówić "Licytujesz z samym sobą, wiesz?". Wzruszyłby wtedy ramionami rzucając tylko parę słów pośpieszających ją w jedzeniu posiłku. W milczeniu obserwował, jak chyba na złość zwalnia ogromnie w tempie PICIA łyżką samej cieczy, która została. Wredna, chyba zdążyła wrócić do normy. Wstał ponownie czując, jak mięśnie mu drętwieją.
- Chodzisz jak kaczka - skwitowała. Sięgnął po jej naczynie, kierując się do zlewu. Nie zaprotestowała, jedynie zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem. Też by tak postąpił, normalnie wylałby na nią zawartość kawy trzymanej w prawej ręce. Teraz jednak dopił zawartość kubka, odkręcił wodę w kranie i zaczął myć naczynia.
< Rue? Błagam cię, kobieto, wymyśl coś, bo mi mózg strzela jak jakaś kość w nadgarstku xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz