Kiedy nieobecność Edwarda zaczęła dziwacznie się przedłużać, Midas doszedł do wniosku, że stanie przy straganach nie ma najmniejszego sensu. Był pewien, iż nieszczęsne toalety znajdowały się gdzieś w centrum, a myśl, że Le Bleuet mógł pójść w złą stronę i gdzieś zabłądzić jakoś nie bardzo przypadała mu do gustu. To właśnie pchnęło go do ruszenia za chłopakiem. Och, takiego obrotu spraw, jaki nastał potem, nie spodziewałby się w swoich najśmielszych myślach. Z całą pewnością nie miał jednak zamiaru narzekać, wręcz przeciwnie. Podekscytowanie zalewało go gorącymi falami i nawet nie starał się z nimi walczyć. Krawiec działał na niego jak magnes, każdym najdrobniejszym dźwiękiem, uśmiechem i gestem, sprawiając, że długowłosy zatracał się coraz bardziej.
- Montgomery – wydusił z siebie w końcu Ed, sprawiając, że po plecach mężczyzny przebiegł elektryzujący dreszcz. Monty zmienił rytm poruszania dłonią, obserwując, jak oczy chłopaka rozszerzają się bezwarunkowo. Ciepły, lepki płyn pobrudził jego rękę, a jęk młodego krawca z całą pewnością przyćmił te poprzednie. Midas pocałował czule drżącego ciemnowłosego, przymykając lekko oczy. Podniecenie igrało z nim, posyłając go niemal na granicę, jednak mężczyzna nic z tym faktem nie robił. Nie miał najmniejszego zamiaru zmuszać do niczego chłopaka.
Edward w tym czasie odchylił się nieco, powoli wracając do siebie. Oblał się ślicznym rumieńcem i obdarzył Midasa słodkim uśmiechem.
- Jesteś piękny – mruknął do niego Monty. Ciemnowłosy pochylił się i pocałował go krótko, zjeżdżając dłońmi w dół po ciele mężczyzny. Ten westchnął mimowolnie, mrużąc lekko oczy, kiedy szczupłe ręce partnera dotknęły wrażliwe miejsce.
- Nie musisz nic robić, jeśli nie chcesz – szepnął Midas, obserwując Edwarda.
- Przecież mnie nie zmuszasz – odparł młodszy, rzucając mu błyszczące spojrzenie. Odpiął spodnie długowłosego nieco drżącymi dłońmi, a zaraz potem sam zsunął się w dół, rozkosznie zaczerwieniony. Montgomery otworzył szerzej oczy, w ostatniej chwili pojmując zamiary chłopaka. Poczuł, że jego policzki robią się cieplejsze, od mimowolnego rumieńca. Och, Le Bleuet był zdecydowanie jedyną osobą na świecie, która potrafiła go doprowadzić do takiego stanu. Podobało mu się to jednak i nie było sensu temu zaprzeczać.
- Ed… - zaczął ostrożnie, jednak nie zdołał ubrać swojej nieskładnej myśli w słowa, ponieważ bardzo dobitnie poczuł, jak ciemnowłosy bierze go do ust. Złotooki wydał z siebie głuche jęknięcie i mógł założyć się, że w oczach Eda błysnęła satysfakcja. Przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu, przygryzając wargę. Czuł, że jego samokontrola umyka gdzieś w popłochu, pozwalając przyjemności i pożądaniu przejąć świadomość. Elektryzujące dreszcze przebiegały przed ciało mężczyzny, za każdym razem, gdy młodszy poruszał głową, posyłając go tym samym na skraj wytrzymałości. Dłonie zacisnął na bogu ducha winnej trawie i wydał z siebie przeciągłe mruknięcie. Jego powaga oraz spokój rozsypały się, zmieniając go w drżący, otumaniony kłębek uczuć.
- Najdroższy… - spróbował go ostrzec, a zaraz potem doszedł.
Pozbieranie się i wrócenie do rzeczywistości zajęło mu chwilę, podczas której Edward zdążył podciągnąć się do góry. Mężczyzna kątek oka zauważył, jak chłopak wierzchem dłoni ociera usta, a zaraz potem układa głowę na jego ramieniu.
Milczeli przez chwilę, wtopieni w swoje błogie towarzystwo, wsłuchani w delikatne odgłosy nocy i przytłumioną muzykę wesołego miasteczka. Zebrali się dopiero po kilku minutach, nadal rozczochrani i rozgrzani niedawnymi wydarzeniami. Ubrali się nie zgrabnie, a zaraz potem Midas parsknął lekko na widok krzywo zapiętych guziczków koszuli ciemnowłosego. Podszedł do niego i pomógł mu w poprawieniu ich, nie tracąc swojego lekkiego uśmiechu.
- Kocham cię – mruknął, przerywając ciszę. Pocałował chłopaka krótko, czując, że się uśmiecha.
- Ja ciebie też – odpowiedział młodszy.
Ruszyli w kierunku miasteczka, powoli przybliżając się do źródła rozmaitych, niekoniecznie cichych dźwięków. Długowłosy potarł już nieco zmęczone oczy i zerknął na swojego towarzysza. Ed trzymał go za rękę, wydając się przy tym nieco zmęczonym.
- Wszystko w porządku? – zapytał długowłosy, gładząc kciukiem dłoń chłopaka – jeśli chcesz, możemy już powoli wracać – zaproponował. Sam zaczynał się czuć już nieco wypompowany, bo, bądź co bądź, wiele się wydarzyło. Czekała ich jeszcze droga do cyrku, jednak Montgomery rozważał podwózkę bryczką, zaparkowaną niedaleko wejścia wesołego miasteczka. Było już późno, a nie chciał niepotrzebnie forsować swojego partnera.
<Ed, najdroższy? c; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz