Zaczęli się śmiać, wymyślając niepoważne istoty, które mogłyby ich w przyszłości brać udział, prawdopodobnie psując wszystko od nowa. Starał się nie zamykać oczu, ale dopiero po parunastu sekundach uświadomił sobie, że jego powieki są złączone. Otworzył je, śmiejąc się z tekstu Rue:
- Może ksiądz udający zakonnicę w przebraniu kaczki będącej w ciąży z jamnikiem? - to by było ciekawe, musiał przyznać. Czułby się raczej jak w komedii niż w horrorze lub filmie akcji. Jak było dotychczas, rzecz jasna. Rozwarł powieki - znowu je zamknął bez wiedzy o tym - gdy usłyszał ciche szuranie. Przez chwilę patrzył się na Heddo wstającego z kartonu i człapiącego bez przekonania do brzego łóżka. Powąchał ostrożnie jego, potem Rue, na końcu Mikę. Zamerdał ledwo zauważalnie ogonem, po czym udał się z powrotem do siebie. Zwinięty w kulkę postanowił kontynuować swój sen.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? - usłyszał głos Rue, otworzył powoli oczy. Chyba on również zasnął, raczej na krótko. Zmróżył oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nim ją wymyślił, ponownie odbiegł myślami, a powieki mu się zamknęły.
- Jasne, idź spać - mruknęła zła albo przynajmniej udająca takie uczucia i położyła się obok. Biały kot jakimś cudem wcisnął się między nich, ogon Miki wylądował na jego nosie. Przeklął cicho, odrzucając miękkie coś. Albo powiedział to w myślach? Raczej tak, bo nie usłyszał komentarz a ze strony Rue.
Obudził się z dziwnym uczuciem, że ktoś trzyma dłoń na jego policzku - zimną, kościstą. Wciągnął gwałtownie powietrze, rozglądając się na boki. Nie, wszystko okay. To pewnie tylko pozostałość po nieprzyjemnym śnie, jak przypuszczał. Rue leżała obok na plecach, z głową odwróconą w drugą stronę, przez co nie mógł się upewnić czy śpi, czy nie. Stwierdził że tak, gdyż oddychała bardzo spokojnie. Zastanowił się, o czym śni. Może o przeszłości? Jakieś wyobrażenia dotyczące jej dawnego życia, jeszcze sprzed cyrku. Albo o wydarzeniach mających miejsce w ciągu tego miesiąca? FBI, pościgi, broń, krew, martwe ciała, psy o nogach pająków, szamanka, przejażdżka na koniu, postrzelonej nodze, głodzie, braku snu,... Dużo tego było. Miał nadzieję, że nie obudzi się z krzykiem twierdząc, że była duszona przez władcę Mortusów. Jak mu tam było? Zapomniał, trudno zapamiętać takie bezsensowne słowa. Wstał powoli i ostrożnie, by nie obudzić towarzyszki. Normalnie to by ją zrzucił z łożka, śmiejąc się przy tym, ale wziął pod uwagę, iż przyda jej się odpoczynek. Zważywszy na to, że nie wiedział, jak długo jeszcze siedziała w jego pokoju zachowując ostrość umysłu, podczas gdy on zdążył już zasnąć. Z lekkim uśmiechem na ustach zauważył, że pies siedział już przed wyjściem z namiotu, chyba chcąc wyjść. Podszedł i wyciągnął powoli dłoń w jego kierunku, by go podrapać po łbie. Z początku wykonał lekkie drgnięcie, jakby chciał się udsunąć, ale w chwili, gdy palce chłopaka zatopiły się w jego futrze, rozluźnił mięśnie i poddał się pieszczotom. Co prawda przez cały czas nie spuszczał wzroku z Akumy, jednak wyglądał na w miarę zadowolonego. A przynajmniej obojętnego. Ale już nie przestraszonego, to dobrze. Wyprostował się, zabierając rękę. Udał się do ł a zienki, by zał twić parę swoich potrzeb, po czym sięgnął po smycz i podpiął ją do obroży - na szelki przyjdzie czas później. Ostrożnie wyszedł z pomieszczenia, pies go wyprzedził, kotka również wyszła. Zostawił niewielką szparę, by w razie czego mogła swobodnie wejść do swojej właścicielki, jeszcze śpiącej. Podszedł do skraju lasu, ociężale i powoli, choć jego nogi opadału szybko na ziemię. Bolały go łydki, ale przede wszystkim całe uda i trochę plecy. Boże, Rue jednak miała rację, teraz to dopiero czuje się jak złom. Jęknął cicho, czuł pracę mięśni w kończynach, przecież to okropne! W dodatku miał wrażenie, jakby był przywiązany do ziemi i latał jednocześnie. Owczarek dół dnie obwąchał krzaki i wszystko inne, po czym skulił się i zaczął załatwiać. Chyba chciał iść w głąb lasu, ale szarowłosy mu nie pozwolił, na razie musi mu wystarczyć teren cyrku. Nie miał ochoty się oddalać, zastanowił się, która mogłaby być godzina. Słońce świeciło wysoko na niebie. Południe? Trzynasta? Czternasta? Wzruszył jedynie sam do siebie ramionami.
~~~
Gdy wrócił po upływie około połowy godziny, nie zastał dziewczyny u siebie. Uznał, że poszła się wykąpać, pospacerować krótko lub coś zjeść. I w tej samej chwili poczuł, jak bardzo skręca go w żołądku. A więc zawrócił się i wraz z psem udał w kierunku jadalni. Heddo szedł tuż obok, nagle naszła go pewna myśl - "a jakby spróbować bez smyczy?". Jeszcze ani razu nie ciągnął, w dodatku zachowuje się tak, jakby nie zauważył niebieskiej liny przymocowanej do jego szyi... Okaże się na jadalni, nie chciał ryzykować ucieczki czworonoga.
- No, młody - powiedział, gdy już znaleźli się na miejscu. Odpiął jego smycz, a on nawet się nie ruszył. Podrapał go za uchem, śmiejąc się przy tym cicho. Doskonale. Podszedł niezdarnie do szafek, włączył czajnik, mając zamiar zrobić sobie kawę w swoim ogromnym kubku. Był on dwa razy większy od normalnego ( nie, nie chodzi tutaj o szklankę ), wymiarami przypominał nieco ten duży słoik na ogórki. Do tego zupka chińska, pomidorowa. A właściwie, to dwie. Na prawdę zgłodniał.
- Zostaw coś mi - krzyknął piszczącym głosem charakterystycznym dla pięciolatka, serxe gwałtownie mu przyśpieszyło, podskoczył na palcach. Odwrócił się.
- Boże, czy ty chcesz żebym zawału dostał?! - zawołał oskarżycielsko, łapiąc się za pierś. Zaśmiała się cicho.
- Wiedziałam, że wyglądam pięknie, ale nie, że aż tak - zmróżył oczy. Sięgnęła po kubek z szafki, obrzucił ją poirytowanym spojrzeniem.
- Nie wystarczy sla ciebie wody - mruknął.
- I tak dodajesz mleko - wzruszył ramionami, w sumie racja. - I dzięki za zupkę - uśmiechnęła się, przyciągając w swoją stronę naczynie. Wyrzucił w górę ręce w geście zdenerwowania.
- Masz mi zrobić kanapkę - zażądał, krzyżując ramiona na piersi. Zaśmiała się, jakby opowiedział jej największy żart w historii. Ha. Ha. Ha.
- Może ksiądz udający zakonnicę w przebraniu kaczki będącej w ciąży z jamnikiem? - to by było ciekawe, musiał przyznać. Czułby się raczej jak w komedii niż w horrorze lub filmie akcji. Jak było dotychczas, rzecz jasna. Rozwarł powieki - znowu je zamknął bez wiedzy o tym - gdy usłyszał ciche szuranie. Przez chwilę patrzył się na Heddo wstającego z kartonu i człapiącego bez przekonania do brzego łóżka. Powąchał ostrożnie jego, potem Rue, na końcu Mikę. Zamerdał ledwo zauważalnie ogonem, po czym udał się z powrotem do siebie. Zwinięty w kulkę postanowił kontynuować swój sen.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? - usłyszał głos Rue, otworzył powoli oczy. Chyba on również zasnął, raczej na krótko. Zmróżył oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nim ją wymyślił, ponownie odbiegł myślami, a powieki mu się zamknęły.
- Jasne, idź spać - mruknęła zła albo przynajmniej udająca takie uczucia i położyła się obok. Biały kot jakimś cudem wcisnął się między nich, ogon Miki wylądował na jego nosie. Przeklął cicho, odrzucając miękkie coś. Albo powiedział to w myślach? Raczej tak, bo nie usłyszał komentarz a ze strony Rue.
Obudził się z dziwnym uczuciem, że ktoś trzyma dłoń na jego policzku - zimną, kościstą. Wciągnął gwałtownie powietrze, rozglądając się na boki. Nie, wszystko okay. To pewnie tylko pozostałość po nieprzyjemnym śnie, jak przypuszczał. Rue leżała obok na plecach, z głową odwróconą w drugą stronę, przez co nie mógł się upewnić czy śpi, czy nie. Stwierdził że tak, gdyż oddychała bardzo spokojnie. Zastanowił się, o czym śni. Może o przeszłości? Jakieś wyobrażenia dotyczące jej dawnego życia, jeszcze sprzed cyrku. Albo o wydarzeniach mających miejsce w ciągu tego miesiąca? FBI, pościgi, broń, krew, martwe ciała, psy o nogach pająków, szamanka, przejażdżka na koniu, postrzelonej nodze, głodzie, braku snu,... Dużo tego było. Miał nadzieję, że nie obudzi się z krzykiem twierdząc, że była duszona przez władcę Mortusów. Jak mu tam było? Zapomniał, trudno zapamiętać takie bezsensowne słowa. Wstał powoli i ostrożnie, by nie obudzić towarzyszki. Normalnie to by ją zrzucił z łożka, śmiejąc się przy tym, ale wziął pod uwagę, iż przyda jej się odpoczynek. Zważywszy na to, że nie wiedział, jak długo jeszcze siedziała w jego pokoju zachowując ostrość umysłu, podczas gdy on zdążył już zasnąć. Z lekkim uśmiechem na ustach zauważył, że pies siedział już przed wyjściem z namiotu, chyba chcąc wyjść. Podszedł i wyciągnął powoli dłoń w jego kierunku, by go podrapać po łbie. Z początku wykonał lekkie drgnięcie, jakby chciał się udsunąć, ale w chwili, gdy palce chłopaka zatopiły się w jego futrze, rozluźnił mięśnie i poddał się pieszczotom. Co prawda przez cały czas nie spuszczał wzroku z Akumy, jednak wyglądał na w miarę zadowolonego. A przynajmniej obojętnego. Ale już nie przestraszonego, to dobrze. Wyprostował się, zabierając rękę. Udał się do ł a zienki, by zał twić parę swoich potrzeb, po czym sięgnął po smycz i podpiął ją do obroży - na szelki przyjdzie czas później. Ostrożnie wyszedł z pomieszczenia, pies go wyprzedził, kotka również wyszła. Zostawił niewielką szparę, by w razie czego mogła swobodnie wejść do swojej właścicielki, jeszcze śpiącej. Podszedł do skraju lasu, ociężale i powoli, choć jego nogi opadału szybko na ziemię. Bolały go łydki, ale przede wszystkim całe uda i trochę plecy. Boże, Rue jednak miała rację, teraz to dopiero czuje się jak złom. Jęknął cicho, czuł pracę mięśni w kończynach, przecież to okropne! W dodatku miał wrażenie, jakby był przywiązany do ziemi i latał jednocześnie. Owczarek dół dnie obwąchał krzaki i wszystko inne, po czym skulił się i zaczął załatwiać. Chyba chciał iść w głąb lasu, ale szarowłosy mu nie pozwolił, na razie musi mu wystarczyć teren cyrku. Nie miał ochoty się oddalać, zastanowił się, która mogłaby być godzina. Słońce świeciło wysoko na niebie. Południe? Trzynasta? Czternasta? Wzruszył jedynie sam do siebie ramionami.
~~~
Gdy wrócił po upływie około połowy godziny, nie zastał dziewczyny u siebie. Uznał, że poszła się wykąpać, pospacerować krótko lub coś zjeść. I w tej samej chwili poczuł, jak bardzo skręca go w żołądku. A więc zawrócił się i wraz z psem udał w kierunku jadalni. Heddo szedł tuż obok, nagle naszła go pewna myśl - "a jakby spróbować bez smyczy?". Jeszcze ani razu nie ciągnął, w dodatku zachowuje się tak, jakby nie zauważył niebieskiej liny przymocowanej do jego szyi... Okaże się na jadalni, nie chciał ryzykować ucieczki czworonoga.
- No, młody - powiedział, gdy już znaleźli się na miejscu. Odpiął jego smycz, a on nawet się nie ruszył. Podrapał go za uchem, śmiejąc się przy tym cicho. Doskonale. Podszedł niezdarnie do szafek, włączył czajnik, mając zamiar zrobić sobie kawę w swoim ogromnym kubku. Był on dwa razy większy od normalnego ( nie, nie chodzi tutaj o szklankę ), wymiarami przypominał nieco ten duży słoik na ogórki. Do tego zupka chińska, pomidorowa. A właściwie, to dwie. Na prawdę zgłodniał.
- Zostaw coś mi - krzyknął piszczącym głosem charakterystycznym dla pięciolatka, serxe gwałtownie mu przyśpieszyło, podskoczył na palcach. Odwrócił się.
- Boże, czy ty chcesz żebym zawału dostał?! - zawołał oskarżycielsko, łapiąc się za pierś. Zaśmiała się cicho.
- Wiedziałam, że wyglądam pięknie, ale nie, że aż tak - zmróżył oczy. Sięgnęła po kubek z szafki, obrzucił ją poirytowanym spojrzeniem.
- Nie wystarczy sla ciebie wody - mruknął.
- I tak dodajesz mleko - wzruszył ramionami, w sumie racja. - I dzięki za zupkę - uśmiechnęła się, przyciągając w swoją stronę naczynie. Wyrzucił w górę ręce w geście zdenerwowania.
- Masz mi zrobić kanapkę - zażądał, krzyżując ramiona na piersi. Zaśmiała się, jakby opowiedział jej największy żart w historii. Ha. Ha. Ha.
< Rue? Kill me, mam już dość szkoły ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz