Po słowach Smiley ucichłem. Właśnie wtedy przypomniała mi się jedna historia pewnej dziewczyny z mojego byłego cyrku. Również była chora, tyle tylko, że na wrodzoną łamliwość kości. Kochała robić akrobatyczne sztuczki na trampolinie, lecz wszyscy na nią uważali, wręcz traktowali jak porcelanową lalkę, przez co nie mogła robić tego, co kocha. W końcu jednak postawiła na swoim i wystąpiła przed publicznością. Co prawda była niezapowiedziana, bo wbiegła na scenę niespodziewanie, lecz dała z siebie wszystko, co skończyło się na udanym występie. Nic na szczęście jej ani nikomu innemu się nie stało. To właśnie Marice, bo tak miała na imię, naprowadziła mnie, abym nikomu nie dawał nad sobą przewagi. Wspominając to, uśmiechnąłem się do siebie w duchu, po czym spojrzałem z powrotem na dziewczynę. Chwilę badałem ją wzrokiem, aż z westchnieniem uniosłem kubek z zamiarem upicia z niego herbaty. Gdy już to zrobiłem, objąłem obiekt obydwiema dłońmi, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Wiesz Smiley - zacząłem, wciąż odtwarzając sobie historię Marice - Jeżeli to coś, co kochasz, nie patrz na innych, którzy chcą, abyś z tego zrezygnowała.
Zatrzymałem się, aby móc ze spokojem na nią spojrzeć. Ta natomiast patrzyła na mnie z niemałym zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Pewnie jeszcze nie dochodziły do niej moje słowa, które same w sobie są niezrozumiałe. Prychnąłem śmiechem.
- Mam na myśli to, że masz się trzymać swoich przekonań, aby pokazać niedowiarkom, że jednak nie jesteś taką kruchą, nic nieumiejącą lalką.
Dziewczyna siedziała nieruchomo. Pomyślałem nawet, że przestała oddychać, lecz delikatnie unoszone ubranie od razu mówiło mi, że jest inaczej. Westchnąłem cicho, upijając kolejne łyki. Dopiero wtedy i ona się poruszyła, robiąc to samo. Patrzyłem na nią kątem oka, zapytując siebie samego, czy aby na pewno mnie dobrze zrozumiała.
<Smiley?> Nic nie szkodzi C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz