Objąłem jej włosy, zaczynając je powoli przeczesywać. Były naprawdę długie i gęste. Po rozczesaniu wziąłem się za ich suszenie. Wpierw sprawdziłem ciepłotę powietrza wydobywającego się z urządzenia na swojej skórze, by dopiero po tym najechać na jej włosy. Pojedyncze kosmyki uciekały w różne strony, niekiedy nawet mnie dotykając i łaskocząc, przez co cały czas się uśmiechałem. Po częściowym wysuszeniu wyłączyłem suszarkę i ponownie sięgnąłem za szczotkę. Ująłem jej włosy w obydwie dłonie, próbując wszystkie niesforne kosmyki ukierunkować w jedną stronę. Gdy mi się to udało, zacząłem długimi pociągnięciami, przeczesywać jej włosy. Zawsze, gdy byłem z siostrą, kochałem, gdy robiliśmy sobie coś we włosach i tak mi to jakoś pozostało. Po kilku minutach w końcu ją rozczesałem, lecz nie miałem dość. Przełożyłem głowę przez jej ramię i spojrzałem na nią.
- Mogę cię porządnie uczesać? -zapytałem z niekrytą nadzieją w spojrzeniu.
Dziewczyna przez chwilę pozostawała niepewna, lecz w końcu się zgodziła, na co się niezmiernie ucieszyłem. Ponownie uniosłem jej włosy, by móc przeczesać je od spodu. Wtedy rzuciły mi się w oczy jej plecy, a przynajmniej jej niewielka część, którą odkryła. Widniały na niej skażenia, w postaci sińca i blizny. Żeby nie wzbudzać w niej jeszcze większej niepewności, obserwowałem to miejsce, wykonując swoją robotę. Jej słowa o tym, że nabyła siniaka już dawno, nie tłumaczyła wszystkiego. Wręcz nie tłumaczyła w ogóle wszystkiego, oprócz tego, że coś sobie zrobiła. Westchnąłem dosyć głośno, na co Smiley się wyprostowało. Widząc to, uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie musisz się mnie obawiać, przecież nic nie zrobię -zacząłem się rozglądać po pokoju w poszukiwania małej szkatułki. Gdy w końcu odnalazłem ją wzrokiem, powiedziałem -zaczekaj i się nie ruszaj.
Dziewczyna skinęła głową, rozluźniając się bardziej. Podszedłem do brązowej szkatułki i ją otworzyłem. Tak jak myślałem, były tutaj wszystkie dodatki do włosów. Wróciłem do niebieskookiej, pokazując jej zawartość i zapewniając, że dobrze wiem, co się z nimi robi. Po kilkunastu minutach spojrzałem na swoje dzieło. Uplotłem jej jednego warkocza, w którym mieściły się sztuczne spinki z wizerunkami kwiatów. Uznając to za skończoną robotę, otrzepałem dłonie i wyszedłem jej naprzeciw, jeszcze chwilę ją oceniając. W końcu usiadłem na krzesełku i uśmiechnąłem się w jej stronę, klaszcząc przy tym w dłonie.
- No dobrze, już skończyłem. Jak chcesz, możesz przejrzeć się w lusterku w łazience.
- Dziękuję -skinęła głową i niemałym uśmiechem na twarzy, po czym wstała i poszła do wskazanego przeze mnie miejsca.
Przez tę chwilę zastanawiałem się, skąd mogła nabyć takie skazy na swoim ciele. Miałem nadzieję, że nie było to nic złego. Kiedy wróciła z pełnym uśmiechem na twarzy, odwzajemniłem jej uśmiech i wskazałem miejsce naprzeciw mnie, aby usiadła. Nie chciałem tego psuć, jednakże nie dawało mi to wszystko spokoju. Chciałem się jej zapytać, co takiego się wydarzyło, choć nie chciałem na nią naciskać. Nie chciałem, aby nasza relacja się przez takie coś zepsuła. Zaciągnąłem powietrze przez nos, odchylając się przy tym delikatnie do tyłu.
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz