Mruczałem niezadowolony, kiedy uporczywe promienie słońca próbowały przedostać się przez moje zaciśnięte powieki, by dostać się do moich zmęczonych oczu. Przyłożyłem rękę do skroni i leniwie zacząłem otwierać swoje zaspane oczy. Zamrugałem kilka razy i spojrzałem się na środek średniej wielkości pomieszczenia, w którym leżałem. Kiedy zobaczyłem porozrzucane ubrania, niedojedzone kanapki, nieumyte kubki po kawach czy rekwizyty do występów, jakimi były woreczki z grochem i maczugi, odechciało mi się wszystkiego. Jęknąłem przeciągle, chwytając za jeden z końców poduszki i następnie się nią nakryłem, odwracając się do ściany. Nie miałem ochoty wstawać, tym bardziej że wszystko mnie bolało po wczorajszym występie. W końcu mogłem pokazać, na co mnie stać po tak długiej przerwie przed widownią, ale jak widać, za wysoko siebie ceniłem. Leżałem tak przez pewnie kilka kolejnych minut, aż w końcu nie wytrzymałem i podniosłem się do siadu nagłym zrywem, przez co zakręciło mi się w głowie. Złapałem się za nią, sycząc przy tym. Kiedy ból ustąpił, raz jeszcze się rozejrzałem, po czym wstałem z łóżka. Podrapałem się po głowie, nie wiedząc do końca co miałem zrobić. W końcu postanowiłem wziąć poranny, pobudzający prysznic. Jak też postanowiłem, tak też zrobiłem. Przed wejściem do małej łazienki chwyciłem za pierwsze lepsze ciuchy, które okazały się białą koszulką i czarnymi spodniami. Po skończeniu swojej porannej toalety wszedłem do pokoju, który robił za kuchnię. Zrobiłem tam sobie kanapkę z dżemem morelowym. Biorąc chleb do ust, stanąłem na środku pokoju, który był jednym wielkim chaosem. Westchnąłem ciężko i zabrałem się za sprzątanie. Kiedy jednak schyliłem się po ubrania, poczułem przeszywający ból u dołu pleców, przez co od razu zaprzestałem tej czynności. Podrapałem się po głowie, po czym podszedłem do wyjścia, chwytając uprzednio po ciemny płaszcz. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie od razu uderzył we mnie nieprzyjemny powiew zimnego wiatru. Złapałem się za ramiona i wzdrygnąłem się z zimna. Wypuściłem biały obłok ustami i ruszyłem przed siebie, kończąc przy tym swoją kanapkę. Postanowiłem, że wybiorę się na spacer do lasu, by przemyśleć niektóre sprawy. Chodziłem tak bez celu przez jakieś dwie godziny, widząc, jak ludzie z cyrku powoli zaczynają pracować. Z rękami w kieszeniach ruszyłem w stronę naszego miniwesołego miasteczka, ponieważ tylko tam nie było zbyt dużo ludzi. Patrzyłem w niebo, a właściwie na ptaki przecinające szare niebo, przez co na kogoś wpadłem. Cofnąłem się o dwa kroki i spojrzałem przed siebie, gdzie od razu rzucił mi się w oczy ogromny tygrys. Niby było to coś normalnego, ale mnie to trochę zdziwiło. Dopiero kiedy usłyszałem czyiś głos, spostrzegłem leżącą dziewczynę.
- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam ci zrobić krzywdy - powiedziała, podnosząc się powoli z ziemi.
Niewiele myśląc, podałem jej pomocną dłoń. Na początku nie chciała jej przyjąć, lecz kiedy tylko zauważyła, że nie chcę jej cofnąć, chwyciła za nią.
- Nie ma sprawy, to moja wina -odpowiedziałem, kiedy dziewczyna stanęła na równe nogi -zapatrzyłem się na lecące ptaki. Nic ci nie jest? -zapytałem, przyglądając się jej.
Od razu do głowy przyszła mi jedna myśl -nie widziałem jej nigdy wcześniej. Zmarszczyłem brwi, przyglądając się jej, co zauważyła.
- Em, czy coś się stało? -zapytała się niepewnie.
Od razu się otrząsnąłem, kręcąc głową. Westchnąłem, po czym wyciągając w jej stronę dłoń i z uśmiechem powiedziałem.
- Nie, po prostu cię nie kojarzę. Jak masz na imię?
- Anabell Moon, ale moje imię sceniczne to Nice -odpowiedziała, chwytając za moją dłoń.
- Czyli jesteś nowa? Ja nazywam się Mikael Langdon a moje imię sceniczne to Vogel -uśmiechnąłem się szerzej. -Miło poznać.
<Nice? Bardzo przepraszam, że takie, a nie inne, ale nigdy nie mam pomysłów na pierwsze opowiadania>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz