Podobnie było z moją osobą. Sądziłem, że mając To Coś, dzięki czemu różnie się od zwykłych ludzi, jestem w stanie pokonać wszystkie przeszkody, stojące mi na drodze i nie ważne co by się stało, niż nie zmieniłoby mojego życia. Ale nie przewidziałem zazdrosnego osiłka z prawem jazdy i czerwonym kabrioletem. Oraz z tymi jego durnymi futrzanymi kostkami wiszące na lusterku.
- Jeszcze nie - odpowiedziałem dziewczynie. - Jak się obudzę bardzo wcześnie, to nie mam na nic siły, a po wypiciu kakao, najprostszego napoju, głód znika na jakieś dwie godzinki - wytłumaczyłem. Spojrzałem na tygrysice, która położyła głowę przy nodze Nice i zaczęła ją trącać. W takich chwilach marzyłem o własnym pupilku, który spał by ze mną w jednym łóżku, chodził wszędzie ze mną i słuchał, pomagając tym samym w każdej przygnębiającej sytuacji.
- To chodź. Zjemy coś - zaproponowała. Skinąłem głową i wstałem, a ona zaraz po mnie, ostatni raz drapiąc Mirai po głowie.
- Przyjdę później - oznajmiła tygrysowi i wyszliśmy z jej namiotu. - Na co masz ochotę? - zapytała. W głowie wyobraziłem sobie pyszne naleśniki z truskawkami, bitą śmietaną i czekoladą.
- Nic konkretnego - odpowiedziałem. - Byleby coś zjeść - położyłem dłoń na brzuchu i go pogładziłem.
<Nice?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz