- Lennie. Ty jesteś Schin, prawda? - przedstawiłem się po małej wymianie zdań.
- Tak - skinęła głową. Wziąłem do ust kawałek ciasta.
- Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać - stwierdziłem. Dziewczynę kojarzyłem, kiedyś przedstawił mi ją Pik, stąd znałem jej imię. Nie miałem jednak możliwości przeprowadzenia z nią dłuższej rozmowy. - Co robisz w cyrku? - zapytałem. Przez chwilę milczała.
- W sumie, to nic ważnego... pracuje, roznoszę orzeszki i takie tam... Częściej pomagam ojcu - wytłumaczyła i spojrzała w lewo, skąd dobiegł płacz dziecka. Na szczęście rodzice zaraz go uciszyli. Nie przepadam za dziećmi, są głośne, sprawiają problemy, trzeba po nich sprzątać, a jak nie spełnisz ich prośby, zaczną płakać i mówić wszystkim, jakim to złym człowiekiem jesteś.
- Ja czaruje - Schin się lekko uśmiechnęła.
- To musi być wspaniałe - westchnęła i nagle podeszła do nas kelnerka. Postawiła przed dziewczyną talerz ze słodkością. Życzyła "smacznego" i odeszła.
- Wygląda przepysznie - wskazałem widelcem na ciasteczka. Pokiwała głową i spróbowała jednego. - A co do czarowania, to jest ciekawie. Chociaż męczy mnie fakt, że ludzie albo wymyślają sobie niestworzone wyjaśnienia "jak to się mogło stać", ale cię męczą, by dowiedzieć się jak to zrobiłeś - powiedziałem.
<Schin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz