Po ubraniu Ozyrysa w miarę przyzwoicie tak, że faktycznie ktoś mógłby go pomylić z osobą, która coś znaczy, bez słowa zapłaciłam rachunek. Nawet jeśli bym chciała, to nie mogłam zaprzeczyć, taki styl faktycznie mu pasował, zupełnie jakby przez pół życia właśnie tak się ubierał, a biorąc pod uwagę wprawę, z jaką się przebrał, miałam powody, by sądzić, że rzeczywiście tak mogło być.
Ulica o tej porze była dość zaludniona, mieszkańcy, którzy pewnie byli już spóźnieni, biegiem wymijali tych wolniej spacerujących. Nasz napięty grafik nie pozwalał, byśmy i mogli cieszyć się dość ładną pogodą jak na tę porę roku. Szłam przodem, za mną kilka kroków między tłumem lawirował Ozyrys. Tak długo jak nie opóźniał naszych planów, nie miałam nic przeciwko, że szedł z tyłu. Tak właściwie było to mi na rękę, dopóki nie było to konieczne, nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
Lokal nie był duży, jednak wielkość nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia, zwłaszcza że lokalizacja zdecydowanie nadrabiała marny metraż. Poza tym sklepik nie miał być moim źródłem dochodu i nigdy nim nie był, pełnił raczej funkcję zwykłej przykrywki dla zbyt dociekliwych. W tej mieścinie i tak nie było nikogo stać na zakup czegokolwiek z moich zasobów, większość, która przewijała się przez mój sklep, była zwykłymi gapiami, którzy jedynie mogli wzdychać do przedmiotów w szklanych gablotach. A ja także nie zamierzałam tak łatwo rozstawać się z moimi wyrobami, moi goście powinni więc znać moją dobroć, bo już samo przychodzenie tego motłochu było niepotrzebne i męczące, a mi właściwie nie zdarzyło się jeszcze kogokolwiek wyrzucić.
Gdy weszliśmy do środka, właściciel już był, mężczyzna najpierw zlustrował mnie wzrokiem i już otwierał usta, by zapewne wyrzucić mnie za drzwi, bo przecież ktoś taki jak on nie będzie ze mną się układał w sprawie sprzedaży, jednak szybko zrezygnował z tego, widząc mojego towarzysza. Całkowicie prymitywny i ograniczony, nie rozumiał, że kobieta także może być dobrym partnerem do biznesu. Natychmiast zmienił ton, inaczej śpiewając.
— Witam pana, jest pan zainteresowany wynajmem czy kupnem? Lokal jest w świetnej lokalizacji, to samo centrum, nikt nie zaoferuje lepszego — chwaląc się otyły i lekko łysawy mężczyzna całkowicie mnie ignorował, dzięki czemu miałam możliwość dokładnego rozejrzenia się. Jego ubiór z pewnością widział lepsze czasy, a mimo to z góry i z taką pogardą potrafił patrzeć na zdecydowanie lepszych od siebie. Żałosny robak. Powolnym krokiem obeszłam całe pomieszczenie, zostawiając przebieg rozmowy w rękach Ozyrysa, miał teraz tylko jedno zadanie, miał zadać przygotowane przeze mnie pytania. Nie oczekiwałam od niego, może oprócz odrobiny umiejętnej gry aktorskiej, nic więcej. Gdy zwlekał za bardzo odpowiedzią, nie patrząc w ich stronę, chrząknęłam cicho, aby go pospieszyć.
— Tak, tak — Ozyrys jakby wyrwany z zamyślenia odpowiedział — Zastanawiam się nad kupnem. Mam jednak kilka pytań. Przede wszystkim chciałbym zobaczyć potrzebną dokumentację, akt notarialny zakupu lokalu, wypis z ksiąg wieczystych, dokumenty potwierdzające brak zaległości czynszowych oraz że nieruchomość nie jest obciążona prawem dożywocia. Zależy mi, żeby całość przejrzał mój prawnik, bez pewności, że wszystko jest bezpieczne i zgodnie z prawem nie zamierzam nawet rozważać propozycji — oczami wyobraźni widziałam, jak jego ciało było spięte, mimo to wyrecytował pytanie praktycznie bez błędu. Kątem oka spojrzałam na nieumiejętnie ukrywaną panikę właściciela, coś było zdecydowanie nie tak, czyżby nie wyczyścił kartoteki lokalu przed ogłoszeniem sprzedaży? A może chodziło o coś innego?
Teraz byłam jeszcze bardziej zainteresowana nie tyle kupnem, ile właścicielem tego mimo wszystko ubogiego przybytku. Czy łysiejący mężczyzna próbował zatuszować jakieś poważne wypaczenia? A może po prostu szukał kogoś łatwowiernego, kogo uda mu się naciągnąć na większe pieniądze, a słysząc o prawnych komplikacjach spanikował?
— Niestety nie mam przy sobie dokumentów, nie trzymam ich tutaj — zdradziła go ręką, którą bezwiednie podrapał się po uchu. Jego wzrok uciekał na boki, a oddech zdecydowanie przyśpieszył. Kłamał jak z nut, a ja zamierzałam chwilowo upewnić go, że daliśmy się nabrać na jego niewinny wyraz twarzy. Podeszłam do Ozyrysa i musnęłam opuszkami palców jego ramię.
— Odpuść — zaczęłam delikatnie uśmiechnięta - pan przygotuje dokumentację na następny raz, gdy się z nim spotkasz. Przecież to nie jest teraz takie ważne, najdroższy — chciałam, żeby kupiec poczuł się bezpiecznie, żeby czuł, że jako kobieta, której według niego miejsce jest w kuchni, mam kojący wpływ na Ozyrysa, który swoim wyglądem mógł wzbudzać respekt. Idealnie skrojone ubranie, świdrujące, kobaltowe oczy i jeszcze sygnet, który dostał ode mnie, sugerujący sporą zawartość portfela. Tylko nerwowość, której nie był w stanie ukryć zdradzała, że nie jest tym za kogo się podaje. Jednak będąc tak bardzo podekscytowanym perspektywą sporego zarobku, nasz rozmówca nie zwrócił na to uwagi, czym wszystko nam ułatwiał.
— Oczywiście, oczywiście, wszystko będzie gotowe — przekłamanie w głosie było wręcz namacalne, a z niedowierzaniem w szczęście, które na niego spadło, nawet się nie krył — W najbliższych dniach będę zajęty i nie będę się mógł z państwem spotkać – nagle zaczął mnie zauważać — Ale tak za kilka dni, cztery może pięć, myślę, że będziemy mogli dobić targu. Sami zobaczycie, że wszystko jest w należytym porządku – potrzebował czasu na sfałszowanie dokumentów, czasu, który zamierzałam mu dać. Byłam ciekawa ile będzie w stanie poświęcić i jak bardzo będzie błagał, by nie wyciągać jego mętnych interesów na światło dzienne. Bo to, że one były, nie miałam cienia złudzeń. Tylko jedna rzecz w tym wszystkim mi nie pasowała, należał do tych mniej gramotnych, a już zdecydowanie nie do tych przebiegłych. Nie był cwanym lisem, jak mu się wydawało, tylko bardziej mułem, który siłą próbował przebić się przez ścianę czego jedynym skutkiem będzie zrobienie sobie krzywdy. Już niedługo. Gdyby zależało mu wyłącznie na pieniądzach, liczył na łatwy zarobek, zdecydowałby się sprzedać lokal komuś, kto według niego kompletnie się nie zna. Teoretycznie byłam wyborem idealnym, nie pytałam o nic, tylko podałam cenę, którą byłam w stanie natychmiast wyłożyć. To on upierając się przy swoim, ściągnął na siebie większe problemy. Dlatego wątpliwe było, że plan, sfałszowanie dokumentów, cała intryga usnuta była przez niego. W takim razie przez kogo?
Dobre wychowanie nakazało się odpowiednio pożegnać, zaraz po tym wyszłam na zewnątrz, czekając tam na Ozyrysa. Przez witrynę widziałam jeszcze, jak starszy mężczyzna z fałszywym uśmiechem żałośnie kajał się przed nim, zapewne przepraszając.
Ozyrys?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz