Pomimo tego, że tyle dobrego udało mi się na siłę zdobyć, to wciąż nie byłem w pełni usatysfakcjonowany. Niczym było wspólne wyjście na miasto i wspólne spędzanie tam czasu, gdy tak naprawdę niekoniecznie tego mi brakowało. Stęskniłem się za Lenniem, a nie sztywnymi randeczkami w restauracjach czy oglądaniem nowego horroru w kinie. Nigdy nie byłem fanem spędzania wspólnego czasu w taki sposób. Zawsze wydało mi się to czymś czysto robionym pod publiczkę, bo tak się już utarło w naszym idealnym społeczeństwie. Może gdybym był młodszy, to rzuciłbym propozycję jakiejś imprezy i tam bym się nawalił do nieprzytomności, ale obecnie czuję się jak pięćdziesięcioletni dziad, który z chęcią po prostu by sobie usiadł i ponarzekał, popijając przy tym coś procentowego, niekoniecznie później odlatując w fotelu. Skoro już o piciu mowa: nonszalancko siorbiąc przez słomkę resztkę niezidentyfikowanego shake'a, którego wyprosiłem od Lenniego, usiadłem na jednym z murków przy jednej z mniej ruchliwych ulic w mieście. Na szczęście pogoda nam sprzyjała, choć był to trochę zimny dzień. Przynajmniej nie zbierało się na deszcz ani nic w tym stylu. Lennie usiadł tuż przy mnie i w tym samym momencie oparłem się o niego, obserwując zajętych przechodniów. Każdy z nich szedł w swoją stronę i w zasadzie nie zwracał na nas uwagi, dlatego koniec z końców westchnąłem przeciągle z nudów, wręczając Lenniemu swój pusty kubek.
- Marzą mi się wakacje. - odparłem, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. - Może jakieś morze i piasek... Chociaż nie. Słońce by mnie zabiło. - wymamrotałem, wtulając się w ramię chłopaka.
- Czyli chcesz powiedzieć, że oprócz bycia psem jesteś też wampirem? - spytał żartobliwie, spoglądając na mnie. Sam się uśmiechnąłem pod nosem na takie stwierdzenie. Było to poniekąd zabawne, ale rzeczywiście moja skóra mogłaby tego nie wytrzymać i daje sobie rękę uciąć, że na plaży to w pewnym momencie normalnie stanąłbym w płomieniach.
- Takie już małe dziwadło masz za męża. - oznajmiłem, kładąc się na murku, a głowę opierając na nogach Lenniego. Jakoś nie umiałem sobie znaleźć wygodnej pozycji, a znowu gdzieś iść też nie miałem za bardzo ochoty. Jednak na moment przestałem się wiercić, gdy mój ukochany się do mnie schylił i pocałował w czoło.
- Bardzo kocham to małe dziwadło. - dodał jeszcze z ciepłym uśmiechem, który zresztą odwzajemniłem, posyłając mu jednocześnie buziaka. Tak bardzo nie chciało mi się podnosić.
- Ale mi słodzisz dzisiaj. - odparłem, ale szybko po tym się skrzywiłem, zakrywając swoje wrażliwe uszy. Nie wiem, co za pacana naszło, aby zacząć tak głośno trąbić na praktycznie pustej drodze, ale mogę obiecać, że jeśli się kiedyś spotkamy, to wyrwę mu ten klakson razem z kierownicą. - Nie dam rady, idziemy stąd. - mruknąłem poirytowany, podnosząc się i pociągnąłem Lenniego za sobą, odchodząc już stamtąd. - Jak można tak w biały dzień trąbić? - westchnąłem rozczarowany. - Moje biedne uszy. Nie ma się co dziwić, że pragnę wakacji. Tego wszystkiego jest normalnie za dużo.
- Przyzwyczaiłem się raczej do twojej niechęci do wakacji. - odparł, wzruszając ramionami, gdy tak szliśmy chodnikiem. - Ale jeśli chcesz... - urwał, widząc wzrok, jakim na niego spojrzałem. Byłem gotowy go nazwać totalnym idiotą, ale w porę dotarło do mnie, że w zasadzie jestem przepełniony sprzecznościami przez obecność jakiejś optymistycznej ameby. Jak tu się w tym nie pogubić? Sam nie wiem... Westchnąłem niesmaczny, chowając dłonie do kieszeni.
- Nie było tematu, okej? - wolałem się z tego wycofać i nie psuć sobie jeszcze bardziej humoru. - Chodźmy coś zjeść. - wymruczałem, obejmując rękami ramię Lenniego i się do niego przytulając. - Głodny jestem trochę. - dodałem jeszcze, kładąc po sobie uszy.
- Mamo! Mamo! Widziałaś to?! Temu panu się ruszają kotkowe uszy. - usłyszałem tuż obok, a gdy tylko odwróciłem głowę, to zobaczyłem właśnie mamusię, która popędza swoją córeczkę, ewidentnie zażenowana tą sytuacją. Nie dziwię się jej. Usłyszało to chyba pół miasta.
- Mówiłem już, że nie lubię dzieci? - spytałem zniesmaczony, przenosząc wzrok na Lenniego, a ten momentalnie zaczął się śmiać.
***
Znaleźliśmy bardzo fajną restaurację już bez głupich zaczepek po drodze. W środku było bardzo przytulnie i mogę śmiało powiedzieć, że po tych wszystkich smakowitościach, jakie miałem okazji zjeść, mogę śmiało powiedzieć, że na pewno jeszcze nie raz wyciągnę tutaj Lenniego. Było to idealne miejsce, gdzie mogliśmy dobrze zejść, pogadać, a rachunek nie był jakoś skandalicznie wysoki. Znaleźliśmy miejsce z boku tuż przy oknie. Z czego byłem zadowolony to fakt, że nie siedzieliśmy na krzesłach, a takich dwóch długich kanapach, które zresztą były bardzo wygodne. Nie mówiąc już o całym wystroju lokalu. Było tutaj po prostu bardzo przytulnie i przede wszystkim spokojnie. W miarę cicho, co również sobie cenię oraz przemiła pani kelnerka. Jak dla mnie moglibyśmy tutaj siedzieć nawet do samego zamknięcia, jednak już po dobrej godzinie, podczas której w zasadzie głównie wpatrywałem się w osobę przed sobą - Lenniego, nie byłem w stanie już dłużej wysiedzieć. Wspominałem już wcześniej, że w sumie tylko za nim się stęskniłem? To nieodparte uczucie znowu wróciło i już naprawdę nie mogłem wytrzymać.
- Hej, a myślisz, że gdy wrócimy, to jeszcze będziemy mieć chwilę dla siebie? - spytałem mężusia z uśmiechem, jednocześnie opierając głowę na dłoniach. Co prawda dzielił nas stolik, ale to nie powstrzymało mnie do dania mu jasno znać, o co mi konkretnie chodzi. Po prostu zgrabnie wysunąłem stopę z buta i władowałem ją między jego nogi, czekając na odpowiedź.
(Lennie~?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz