Gdzieś pod śnieżnobiałym niebem, w środku odwiecznej nicości, gdzie gasną uśmiechy i śpiew. Tam, gdzie wzrok już nie sięga, gdzie się nic nie porusza, a sen i ból niesie nam nasz ciemności król. Niech panuje nam w świecie pomiędzy światami, gdzie gniew się odkłada i strach...
- Cisza... Kto się ukryje, ten przetrwa. - między drzewami pojawił się o skórze białej jak porcelana chłopczyk, który w zasadzie niczym się nie różnił od innych tutaj zagubionych dziecięcych duszyczek. Może poza żarzącym się na zielono wzrokiem. Szedł dość powolnym krokiem, delikatnie przy tym podskakując. Był jak w jakimś transie. - W świecie pomiędzy światami, gdzie gniew się odkłada i strach. - powtarzał praktycznie w kółko, trzymając w rękach wysuszony bukiet róż. To on był powodem, dla którego Robin zrezygnował ze skakania do studni. Zamiast tego podążył za nim i w sumie trudno powiedzieć, co nim tak naprawdę kierowało. Może myślał, że jednak studnia nie jest najlepszym wyjściem? Jest w tym w sumie trochę prawdy. Chłopczyk nie zwracała na niego uwagi. Przemierzał lekkim krokiem las, w pewnym momencie trafiając na wydeptaną ścieżkę. Wszystko dookoła było takie wyblakłe i pozbawione życia. Idealnie wpasował się w ten krajobraz, poza jego niepokojącym wzrokiem, który w pewnym momencie przeszył Robina na wskroś. Stanął wtedy przed rozdrożem i za nim obrał jedną ze stron, posłał do chłopaka za sobą pusty uśmiech, po czym ruszył dalej.
- Cisza... Kto się ukryje, ten przetrwa. W świecie pomiędzy światami, gdzie gniew się odkłada i strach. - ciągle powtarzał jak mantrę, dopóki nie doprowadził Robina do małej polanki, gdzie przed powalonym drzewem stał anonimowy nagrobek z jedynym bardzo starym wyrytym napisem: "Niech twój mrok odnajdzie spokój w świetle". Chłopczyk śmiało zbliżył się do nagrobka. Zamilkła na moment, wpatrując się w wyryte słowa, a Robin z czasem sam postanowił się zbliżyć. Również przyglądał się napisowi, a z czasem spojrzał również na małego towarzysza. Był to dość młody chłopak mający może z dwanaście lat. Wychudzony i dość wysoki o prostych włosach, które opadały na jego ramiona i czasem zdarzyło się, że też oczy. Na sobie miał czystą i trochę za dużą śnieżnobiałą koszulkę, a do kompletu krótkie spodenki, które sięgały mu do kolan.
- Wiesz, kto tam leży? - spytał ostrożnie, czekając na reakcję dziecka. Chłopczyk jedynie się delikatnie uśmiechnął, kładąc przed nagrobkiem kwiatki, które zresztą tutaj przyniósł.
- Ostatnie słowa pożegnania. - odpowiedział, wyciągając obie dłonie w stronę nagrobka, wymuszając serdeczny uśmiech. - A... Żyje od wielu wieków... - odparł, a po chwili spojrzał na ewidentnie zakłopotanego Robina, łapiąc go za rękę - kolejna rzecz, którą się różnił od reszty zjaw. - Wiem, że chcesz wyjść, ale... Król ma inne życzenie. Chce, żeby w twoich oczach ten promyk światła zbladł i w końcu zgasł. - odparł cichutko, na co Robin mimo wszystko się spiął. Pewnie spodziewał się, że dziecko zaraz zrobi mu krzywdę lub coś podobnego. Jednak jego tatuaże świeciły, odkąd się tu zjawił, teraz już przynajmniej powód jest jasny. Coś się na niego czai i kto wie... Może to nawet był ten mały chłopiec? W końcu czy Riddle by już się dawno nie pojawił, gdyby tak bardzo chciał go zabić własnymi rękami?
- Skoro to twój król... - zaczął niepewnie, ale przerwał mu gwałtowny kaszel, który nagle nawiedził dziecko. Gdy tylko znów podniósł na niego wzrok, jego oczy, a w zasadzie ich zmęczony wyraz mógł wydać się mu dość znajomy, ale nawet jeśli, zachował to dla siebie. To raczej nie czas, żeby zająć się własnymi domysłami.
- Pewnie zostaniesz tu ze mną. - oznajmił spokojnym tonem. - Śmiesznie, że tak świecą. Robisz za latarkę, gdy jest ciemno? - spytał, zaczynając się cicho śmiać i przy tym pogładził delikatnie palcami skórę na przedramieniu chłopaka. Nigdy nie miał okazji widzieć człowieka, którego znaki na ciele tak świecą.
- Ja... Ja muszę stąd wyjść. - oznajmił, odsuwając od siebie chłopca. Cała sytuacja już ewidentnie mu się nie podobała. Od razu też rozejrzał się dookoła. Ścieżka, którą tu przyszli nagle zniknęła. Co on miał teraz biedny począć?
- Ale... My potrzebujemy światła, Robin. - odparł smutno, wyciągając za nim ręce, a w zasadzie głównie za jego świecącymi tatuażami. - Ja potrzebuję i to nie wiesz jak bardzo. Gdybyś tu został...
- Bzdury. - skwitowałem, w końcu włączając się do rozmowy. Siedziałem z założonymi rękami na wcześniej wspomnianym nagrobku. - Myślałem, że lepiej umiemy dobierać towarzystwo. - mruknąłem zniesmaczony do malca, przy Robinie, po czym zwróciłem się do niego samego. - Dałeś się wrobić jak dziecko. Jak się z tym czujesz? - spytałem rozbawiony, obejmując go ręką. - Dawno się nie widzieliśmy, co? - chłopak w zasadzie momentalnie się ode mnie odsunął i zaczął biec prosto w głąb lasu, a za nim poleciał ten mały kurdupel, jednak jego zdążyłem przynajmniej złapać za rękę i przyciągnąć do siebie. Było blisko i już nie byłoby mi tak do śmiechu, gdyby tak zaczął paplać...
- Gdzie ci się tak spieszy?
- Robin! - tyle zdołał wykrzyczeć, gdy zdążyłem dłonią zakryć mu usta. Dzieciak jednak nie dawał łatwo za wygraną i wgryzł się w moją dłoń, co o dziwo ch.olernie zabolało. Puściłem go momentalnie, łapiąc drugą ręką za to miejsce, z którego pociekła czarna niczym smoła ciecz. Chłopczyk zresztą zrobił to samo, wypluwając resztki czarnej cieczy z ust, a dłonią tamując czerwoną ciecz zwaną przez ludzi krwią. - Znajdź miejsce, do którego chcesz wrócić! - dokończył, na moje nieszczęście. Choć istniał cień szansy, że Robinek tego nie usłyszał. Jedna studnia to zaledwie jedno przejście. Sztuka znaleźć tą właściwą...
- Czemu przestałeś się słuchać? - mruknąłem z niechęcią, pukając chłopca w głowę. Jego oczy wtedy mocnej błysnęły zielenią, a ten zamarł, wpatrując się w ziemię. - Od razu lepiej, moja ty laleczko. - mruknąłem, tarmosząc policzek chłopca, lecz po chwili już się wyprostowałem, masując dłonią swój własny policzek. Trochę przesadziłem, jednak nie o to się rozchodzi. Musiałem znaleźć Robinka, jak najszybciej się da. Miałem nadzieję, że przynajmniej pomogą mi w tym moje dusze. Z tą właśnie myślą wkroczyłem już do lasu.
///////- w międzyczasie -/////////
- O, Robin! - krzyknąłem, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka, po czym do niego podszedłem z Yukim w objęciach. Akurat wybieraliśmy się zobaczyć próbę tatusia, ale może to chwilkę zaczekać. Chłopak momentalnie się z uśmiechem do mnie odwrócił, co jednak sprawiło, że położyłem po sobie uszy, robiąc krok do tyłu. Czułem, jakbym miał do czynienia z zupełnie inną osobą, a sam Yuki zaczął niespokojnie gaworzyć.
- Wszystko w porządku? - spytał, mimo wszystko do mnie podchodząc. Yuki w tym samym momencie się rozpłakał, co sprawiło, że bardziej go do siebie przytuliłem, robiąc kolejny krok w tył. Strasznie nieswojo czułem się w jego towarzystwie i moje kochane dziecko widocznie też. Tylko... Z czego to mogło wynikać?
- Nie... Yuki po prostu jest jakiś marudny. - odpowiedziałem mimo wszystko, zaczynając lulać swoje maleństwo.
- Och, możesz mi go dać. - zaproponował, wyciągając ręce po mojego synka. - Spróbuję ci pomóc.
- Nie-! - krzyknąłem, momentalnie urywając i jeszcze bardziej obejmując swoje maleństwo. Miałem wrażenie, że oddałbym dziecko jakiemuś potworowi, a nie kochanemu Robinowi. - Znaczy... Nie, wrócę z nim po prostu do namiotu. Najlepiej będzie, jak go położę. Zobaczymy się później. - odparłem z uśmiechem, a później szybko oddaliłem się z maluchem do namiotu. Mam nadzieję, że ta sprawa się wyjaśni... Może Robinowi coś się stało? Pierwsze co, to pomyślałem o tym przeklętym lekarzu. Jeśli coś mu zrobił, to chyba go rozszarpię własnymi rękami. Biedny Robin...
(Vivi~? Robin~? Resztę zostawiam wam)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz