- Myślisz, że dlaczego jestem łysa? I nie jestem dziewicą? - słysząc ostatnie retoryczne pytanie, zamarł w bezruchu. Że co? Zgwałcili ją?! Czyli Rue też mogą to zrobić! Gniew zmieszany ze strachem i desperacją zaczął zmuszać go do ponownego okładania drzwi.
- Przestań w końcu! - wydarła się na niego. Miał ochotę rozszarpać ją i siebie najlepiej, na szczęście wokół panowała całkowita ciemność i nie mógł zlokalizować łysej głowy kobiety. Chociaż pewnie by się powstrzymał, to po ostatnim incydencie z lekarzem nie ufał sobie w żadnym stopniu. A gdyby wpadł w furię i obok byłaby Rue? Czy rzuciłby się na nią? Starał się myśleć, że ostatni raz był przypadkiem, ale ponownie odczuwał ten sam gniew, tę samą wściekłość, opanowującą jego umysł i oplatającą go ledwie dostrzegalnymi nićmi. Teraz panowała w nim ogromna pajęczyna, rozprzestrzeniająca się na każdą nową myśl przychodzącą mu do głowy.
- Poszukaj cienkiego, najlepiej wyginającego się patyka, czy czegoś takiego na ziemi. Bo nie masz przy sobie drutu, czy czegoś takiego? - spytał przez zaciśnięte zęby, by opanować głos i zlikwidować tkwiącą w nim nadzieję. Zapanowała cisza z jej strony, ale po chwili usłyszał ciche szuranie materiału. Nie wiedział, o co chodzi, ale po chwili usłyszał cichy głos kobiety:
- Masz, jestem jakie dwa metry w prawo. Dziewięćdziesiąt stopni - oznajmiła, a on zdziwił się, że go widzi. A może zlokalizowała poprzez użycie słuchu? W każdym razie bez słów ruszył we wskazanym kierunku, potykając się o jakiś duży kształt, niestety nie tak twardy w dotyku - pewnie kolejne zwłoki. Mdlący zapach już zdążył wniknąć głęboko w jego nozdrza i nawet gdy oddychał przez usta, wydawało mu się, że go czuje. W końcu dotarł do wyciągniętej już wysoko dłoni dziewczyny, dzierżący cienki, wygięty w półkolu, ciepły przedmiot. Chciał już zapytać, co to, ale zrezygnował. Na czuja zaczął kierować się do drzwi, natrafił na ścianę. Zaczął wodzić po niej dłonią, w końcu natrafiając na niewielkie wzniesienie, i w końcu klamkę. Koncentrując się jak tylko mógł, przyłożył twarz do drzwi, uchem dotykając chłodnej powierzchni. Nie usłyszał żadnych kroków, żadnych rozmów, ani żadnego podobnego dźwięku świadczącego o czyjejś obecności. Zadowolony, ale wciąż ostrożny i skupiony jak tylko mógł, przełożył jeden koniec czegoś, co chyba było drutem przez szparę między drzwiami, nieco nad klamką, po czym złapał koniec pod nią. Pociągnął w swoją stronę, powoli ruszając na boki i usłyszał tak bardzo pożądany odgłos - zgrzyt otwieranego zamka. A jednak życie go czegoś nauczyło. Wyciągnął niewielki wygięty przedmiot z przerwy między drzwiami a ścianą, po czym powoli trzymają za klamkę, pociągnął ją do siebie. Z bijącym sercem patrzył, jak na podłodze formuje się cienki prostokąt światła, z każdą chwilą jak im bardziej otwierał drzwi, tym większy się stawał.
- Super, nie wiedziałam, że można otworzyć drzwi za pomocą druta ze stanika!- zawołała, a go momentalnie zemdliło. Wypuścił przedmiot na ziemię, powodując ciche brzęczenie. Już miał odruch wymiotny, ale na szczęście niczego wcześniej nie jadł. Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest głodny. Ale nie miał ochoty na żywienie się, nie tylko przez to, że bawił się drutem ze stanika, jeszcze CIEPŁYM.
- Uprzedź mnie następnym razem, a teraz bądź cicho - szepnął, chcąc ją udusić za wcześniejsze głośne przemówienie. Wyszedł z pomieszczenia, czując świeże powietrze otaczające go z każdej możliwiej strony. Zamrugał parę razy, by przyzwyczaić wzrok do światła, po czym ruszył przed siebie. Czuł oddech na swoim karku i przeklinał się w duchu za to, że wziął ją ze sobą. Robi za dużo hałasu. Powoli się odwrócił i odezwał z wahaniem:
- Wiesz, lepiej, żebyś już poszła. Trzymaj się blisko ścian i kucaj. Ciągle obserwuj teren, nie skupiaj wzroku na jednym punkcie. Nie ignoruj niczego i nie zakładaj, że cie nie widzą. Gdy będziesz chciała skręcić, patrz się wszędzie i dopiero potem ruszaj, nie zapominaj o spoglądaniu w górę, na dachach mogą być nawet snajperzy. Gdy coś usłyszysz postaraj się ukryć. Odczekaj sto sekund i jeśli nic się nie powtórzy ruszaj dalej - poradził, po czym ponownie ruszył przed siebie, bacznie patrolując wzrokiem teren. Czując, że kobieta chce się odezwać i zaoponować, dodał stłumionym szeptem - Rue i ja jesteśmy w to wplątani, nie ty. Odejdź - po tych słowach zginając się w pół, ruszył przed siebie truchtając wzdłuż ściany jakiegoś budynku. Gdzie mogli ją zabrać? Być może nawet ją wywieźli. Ale czy ma jakiekolwiek szanse na powodzenie? Przecież nie dość, że mają przewagę liczebną, to jeszcze broń i mogą wykorzystać Rue jako zakładniczkę. Albo wręcz spodziewać się pojawienia Akumy i już wszystko dokładnie zaplanować. Zauważył leżący na ziemi przed sobą kawałek drewna, wziął go w biegu do jednej ręki, nie spuszczając oczu z okien budynku, jaki miał naprzeciwko. Minęło parę sekund, nim zdecydował się zmienić kierunek biegu - im dłużej idzie tym samą trasą, tym większe prawdopodobieństwo na niepowodzenie. I wtedy usłyszał stłumione głosy - dwóch mężczyzn niewątpliwie szło w jego kierunku. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, w panice skoczył w krzaki nieopodal. Dosłownie to zrobił, jak to robią bohaterowie w kreskówkach. Tyle, że poczuł ostre igły wbijające się w jego ciało, gałęzie wpinające w ramię oraz twardą ziemię pod kolanami, teraz boleśnie potłuczonymi. Mimo wszystko zachował zimną krew i w dodatku zrobił wszystko w miarę cicho i szybko. Po paru sekundach jego oczom ukazała się owa dwójka, oboje dzierżyli po pistolecie w dłoni i śmiali się głośno. Wiedział, że mogą iść sprawdzić, co u ich więźniów. Więźniów, którzy właśnie podejmują próbę ucieczki. Dlatego chwytając mocniej w dłoń twardy kawałek pnia drzewa, przygotował się do skoku. Odliczył sekundy i nie oddychając wyskoczył z krzaków, jednego uderzając najmocniej, jak tylko potrafił, w głowę, a drugą stroną w podbródek drugiego typa, nim ten zdążył podnieść broń - oboje padli bez przytomności na ziemie. Rozglądając się na boki, czy nie ma nadchodzących posiłków oraz czy nikt tego nie widział, zaciągnął bezwładnych w krzaki, w których jeszcze przed chwilą się krył i dokładnie przykrył liśćmi, by nikt ich nie zauważył. Następnie chwytając zdobytą broń. Z nową nadzieją ruszył przed siebie, oddychając przez nos i starając się uspokoić nerwy oraz z każdą chwilą narastający gniew. Po chwili usłyszał kolejny głos, krew zastygła w jego żyłach, nim zorientował się, że dochodzi on z otwartego na oścież okna mieszczącego się na drugim piętrze budynku tuż nad nim. Należał do Rue, a więc wciąż żyje! Maił nadzieję, że nic jej nie zrobili. Bez zastanowienia jeden pistolet wsadził sobie do kieszeni spodni, a drugi chwycił zębami, po czym wszedł na rurę prowadzącą na sam szczyt budowli, celowo unikając styczności z oknem poniżej, gdzie mogli czaić się pozostali Zaczął wspinać się do góry, zamierając za każdym razem, gdy brązowa, nieco zardzewiała rura cicho skrzeczała i zdawała się wykrzywiać. W końcu wyciągnął jedną rękę i chwycił nią parapet, to samo zrobił drugą i w końcu zawisnął na rękach, starając się znaleźć oparcie dla stóp. Natrafił na niewielkie wybrzuszenie - niewielka płaskorzeźba okazała się wręcz idealna do tego, by stanąć na niej obiema stopami i wciąż trzymać się jedną dłonią parapetu, wyprostować się i jednocześnie "urosnąć" do tego stopnia, iż zobaczył całe pomieszczenie. Tobias, bo stał po jego środku, stał do niego tyłem. Rue leżała na podłodze z twardą miną, ale strachem widocznym w oczach. Gdy tylko również go zauważyła, jej źrenice się rozszerzyły - mężczyzna od razu się odwrócił, ale Akuma by ratować siebie i Rue strzelił pierwszy. Trafił go w ramię, rzucił pistolet Rue, wyciągając drugi z kieszeni i wołając jej imię.
- Na dole jest ich więcej, przez okno! - ostrzegła, już kierując się w jego stronę. Mocno utykała, z jej rany sączyła się świeża krew, niezbyt dobrze. Do tego miała związane ręce.
< Rue? Drut od stanika rozwiąże wszystko... a i tak, uciekamy xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz