Współczuł Rue, śmierć jej siostry musiała być ciężka. Nawet, jeżeli miałaby z nią złe kontakty lub nie do końca wiedziała, o którą chodzi ( wspominała mu parę razy o tym, że nie wie wiele o swojej przeszłości ) to musiał pojawić się jakiś ból, cierpienie niewidzialne dla oka. Do tego ta noga, jego rana, i do cholery,kończące się paliwo.
- Jak na razie szukamy cywilizacji - rzucił z przekąsem, obserwując drogę i starając się na niej skupić, by nie myśleć o tym wszystkim, co im się przytrafiło. Dużo tego było, a kłopoty jeszcze się pojawią, co do tego nie ma wątpliwości.
- Widzę coś... - oznajmiła, a on na moment odwrócił wzrok z jezdni i spojrzał na nią pytająco mając nadzieję, że to dobra wiadomość. Gdy jednak usłyszał kolejne słowa dziewczyny, uśmiechnął się blado, to chyba jednak dobrze... - Chyba tam jest miasto, nie? Budynki! - zawołała, jakby znajdowali się miesiącami na bezludnej wyspie i właśnie obok przepływał statek, mogący ich dowieść do bezpiecznego miejsca, gdzie nie będą musieli ryzykować życia i wiecznie martwić się o jedzenie, choroby, bliskich,...
- Idealnie. Zasięg piętnaście kilometrów - mruknął udając zadowolenie, choć w rzeczywistości zmęczenie, jakie go ogarniało, nie pozwalało nawet szczerze się uśmiechnąć, czy zaśmiać. Przyśpieszył, mając nadzieję na lepszy koniec tej szalonej tułaczki.
Po parunastu minutach przemieszczali się pośród wysokich bloków mieszkalnych, wymijając rowerzystów i ludzi nie mieszczących się już na i tak szerokich chodnikach. Nagle jednak poczuł coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Kogut. Policja. Już instynktownie miał wcisnąć pedał gazu, ale powstrzymała go w tym Rue.
- Nie ma sensu, trzy kilometry, do tego za gęsto tu, nie zgubimy ich - westchnął i z niechęcią przyznał jej rację. Zatrzymał się na poboczu, wymuszając od przechodniów odsunięcie się, po czym opuścił przyciemniane szyby. Wiedział jedno - nic dobrego nie wróży wizyta psów. Samochód z wyraźnymi oznakami strzelaniny, brak prawa jazdy, jeszcze tak niedawno krwawiąca rana Rue, cali pokryci ową czerwoną cieczą, brudni, ona z postrzeloną dłonią, on siniakiem na prawym oku i opuchniętym nosem, wszystko od tych idiotów. Od Tobiasa i jego bandy ćpunów.
- Czy to pański samochód? - to pytanie mocno go zdziwiło. Odwrócił się i spojrzał pytająco na Rue, wzruszył ramionami i ponownie odwrócił się do mężczyzny w granatowym ubraniu wyglądającemu na nich przez szybę. I właśnie ten gest ich zgubił.
- Oboje ręce na kark, wychodzić z samochodu, tylko POWOLI - wyrecytował, błyskawicznie ukazując odbezpieczoną broń wymierzoną w niego, z drugiej strony tak samo potraktowano Rue. Serce podeszło mu do gardła, mimo to wykonał polecenie, z dłoniami wbijającymi się w czaszkę wsłuchiwał się w jej głos.
- To jakieś nieporozumienie, to m y mamy do zgłoszenia skargę - oznajmiła starając się zachować spokój. Mimo to policjant bez cienia zrozumienia czy litości, wykonał nieznaczny ruch bronią na znak, by wyszła.
- Ona ma ranę od postrzału, nie stanie - wytłumaczył Akuma, również starając się pójść w ślady towarzyszki i utrzymać spokój, jednak jego głos drżał niebezpiecznie nisko, przemawiał rzadkim u siebie głębokim basem. Było to spowodowane nie tylko gniewem, ale również stresem oraz zmęczeniem i bólem towarzyszącym podnoszeniu rąk do góry.
- Faktycznie - oznajmił ten po stronie Rue. Przekazał coś swojemu kumplowi (zakładając, że się kumplowali) i skinął głową na jej nogę. Przeklął głośno, nawet nie kryjąc swojego zdenerwowania.
- Ty, wysiadaj - wskazał na chłopaka, którego oczy już mocno pociemniały z tłoczących się w nim emocji - a ty poczekaj, pomożemy ci. - oznajmił funkcjonariusz.
- Ja jej pomogę - Powiedział głośno Akuma, mimiką twarzy oraz tonem głosu podkreślając, iż to nie była oferta. - Tylko ją tknij - oznajmił, przybliżając się do przyjaciółki. Miał wątpliwości, czy to są prawdziwi policjanci. Dlaczego by ich zatrzymali i potraktowali tak brutalnie? Przekonany, że to ludzie Tobiasa, wbił ostre spojrzenie w twarz rozmówcy.
- Daj spokój, nie ma sensu - oznajmiła tak, by tylko on ją usłyszał. Ale nadal miał wątpliwości, i to dość spore.
- Może pan pokazać odznakę? - spytał.
- Wysiadaj, a wszystkiego się dowiesz - rzucił z gniewem i zniecierpliwieniem. Posłał przepraszające spojrzenie Cassie, po czym zaczął wysiadać z założonymi na siebie rękoma. Skrzywił się z bólu, nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. To imię mu do niej nie pasuje.
- Jak na razie szukamy cywilizacji - rzucił z przekąsem, obserwując drogę i starając się na niej skupić, by nie myśleć o tym wszystkim, co im się przytrafiło. Dużo tego było, a kłopoty jeszcze się pojawią, co do tego nie ma wątpliwości.
- Widzę coś... - oznajmiła, a on na moment odwrócił wzrok z jezdni i spojrzał na nią pytająco mając nadzieję, że to dobra wiadomość. Gdy jednak usłyszał kolejne słowa dziewczyny, uśmiechnął się blado, to chyba jednak dobrze... - Chyba tam jest miasto, nie? Budynki! - zawołała, jakby znajdowali się miesiącami na bezludnej wyspie i właśnie obok przepływał statek, mogący ich dowieść do bezpiecznego miejsca, gdzie nie będą musieli ryzykować życia i wiecznie martwić się o jedzenie, choroby, bliskich,...
- Idealnie. Zasięg piętnaście kilometrów - mruknął udając zadowolenie, choć w rzeczywistości zmęczenie, jakie go ogarniało, nie pozwalało nawet szczerze się uśmiechnąć, czy zaśmiać. Przyśpieszył, mając nadzieję na lepszy koniec tej szalonej tułaczki.
Po parunastu minutach przemieszczali się pośród wysokich bloków mieszkalnych, wymijając rowerzystów i ludzi nie mieszczących się już na i tak szerokich chodnikach. Nagle jednak poczuł coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Kogut. Policja. Już instynktownie miał wcisnąć pedał gazu, ale powstrzymała go w tym Rue.
- Nie ma sensu, trzy kilometry, do tego za gęsto tu, nie zgubimy ich - westchnął i z niechęcią przyznał jej rację. Zatrzymał się na poboczu, wymuszając od przechodniów odsunięcie się, po czym opuścił przyciemniane szyby. Wiedział jedno - nic dobrego nie wróży wizyta psów. Samochód z wyraźnymi oznakami strzelaniny, brak prawa jazdy, jeszcze tak niedawno krwawiąca rana Rue, cali pokryci ową czerwoną cieczą, brudni, ona z postrzeloną dłonią, on siniakiem na prawym oku i opuchniętym nosem, wszystko od tych idiotów. Od Tobiasa i jego bandy ćpunów.
- Czy to pański samochód? - to pytanie mocno go zdziwiło. Odwrócił się i spojrzał pytająco na Rue, wzruszył ramionami i ponownie odwrócił się do mężczyzny w granatowym ubraniu wyglądającemu na nich przez szybę. I właśnie ten gest ich zgubił.
- Oboje ręce na kark, wychodzić z samochodu, tylko POWOLI - wyrecytował, błyskawicznie ukazując odbezpieczoną broń wymierzoną w niego, z drugiej strony tak samo potraktowano Rue. Serce podeszło mu do gardła, mimo to wykonał polecenie, z dłoniami wbijającymi się w czaszkę wsłuchiwał się w jej głos.
- To jakieś nieporozumienie, to m y mamy do zgłoszenia skargę - oznajmiła starając się zachować spokój. Mimo to policjant bez cienia zrozumienia czy litości, wykonał nieznaczny ruch bronią na znak, by wyszła.
- Ona ma ranę od postrzału, nie stanie - wytłumaczył Akuma, również starając się pójść w ślady towarzyszki i utrzymać spokój, jednak jego głos drżał niebezpiecznie nisko, przemawiał rzadkim u siebie głębokim basem. Było to spowodowane nie tylko gniewem, ale również stresem oraz zmęczeniem i bólem towarzyszącym podnoszeniu rąk do góry.
- Faktycznie - oznajmił ten po stronie Rue. Przekazał coś swojemu kumplowi (zakładając, że się kumplowali) i skinął głową na jej nogę. Przeklął głośno, nawet nie kryjąc swojego zdenerwowania.
- Ty, wysiadaj - wskazał na chłopaka, którego oczy już mocno pociemniały z tłoczących się w nim emocji - a ty poczekaj, pomożemy ci. - oznajmił funkcjonariusz.
- Ja jej pomogę - Powiedział głośno Akuma, mimiką twarzy oraz tonem głosu podkreślając, iż to nie była oferta. - Tylko ją tknij - oznajmił, przybliżając się do przyjaciółki. Miał wątpliwości, czy to są prawdziwi policjanci. Dlaczego by ich zatrzymali i potraktowali tak brutalnie? Przekonany, że to ludzie Tobiasa, wbił ostre spojrzenie w twarz rozmówcy.
- Daj spokój, nie ma sensu - oznajmiła tak, by tylko on ją usłyszał. Ale nadal miał wątpliwości, i to dość spore.
- Może pan pokazać odznakę? - spytał.
- Wysiadaj, a wszystkiego się dowiesz - rzucił z gniewem i zniecierpliwieniem. Posłał przepraszające spojrzenie Cassie, po czym zaczął wysiadać z założonymi na siebie rękoma. Skrzywił się z bólu, nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. To imię mu do niej nie pasuje.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz