Zacząłem ogarniać dopiero gdy znalazłem się w jakimś obcym namiocie. Nieznajomy położył mnie na łóżku. Mam wrażenie że chwile leżałem bez słowa. Gdy w końcu otworzyłem oczy ogarnął mnie wstyd, nie umiałem dojść tu własnych nogach. Chłopak który mi pomógł pewnie ma mnie za piz*e. Na pewno nie przeżywał bym tak tego bólu gdyby nie ta moja, dawno stwierdzona choroba o jakże trafnej nazwie Psychalga. To przez nią ból odczuwam pięć razy mocniej niż normalny człowiek.
Usiadłem na rogu łóżka i złapałem się za głowę, tym razem nie z bólu a z wstydu. Nieznajomy podszedł i podał mi butelkę wody, wtedy dopiero mu się przyjrzałem. Był naprawdę wysoki i miał niespotykane biało szare włosy. Gdy brałem butelkę spostrzegłem również pare dziwnych blizn na jego rękach.
Chłopak wrócił na swoje miejsce i usiadł a ja wziąłem łyk wody. W końcu przerwałem ciszę, tym okropnym słowem którego nienawidzę wypowiadać. Nienawidzę być od kogoś zależny. To słowo wywołuje u mnie mdłości, jednak w tym przypadku po prostu nie mogło się bez niego obejść:
- Jaaa.... no ten... dzięki.
Chłopak był ździwiony z jakimi uczuciami wypowiadam to słowo i patrzył się na mnie jak na kretyna. Unikałem jego wzroku.
- To ja, ten... już może się zwinę. - powiedziałem próbując wstać.
Białowłosy nie drgną jakby wiedział że jeszcze nie mam wystarczająco sił, ledwie się obudziłem. Niestety miał racje, jeszcze moje ciało nie obudziło się na tyle i nie zregenerowało żeby wstać i wyjść. To co się działo żenowało mnie jeszcze bardziej, co on sobie o mnie pomyśli.
- Może tak byś mi mógł wyjaśnić co się stało . - powiedział patrząc na mnie. - Z tego co widzę to sprawa jest poważna.
Co ja mam mu powiedzieć? Że to przez niewinny tatuaż wykonany w zapomnianej piwnicy przez dziwaka trzymającego nieumytą igłę? Zacząłem się denerwować i chciałem szybko coś wymyślić.
- No bo ja.... byłem na mieście i...
- Ktoś cię napad? - próbował przyśpieszyć moją wypowiedź.
- Dokładnie tak... i...
- Ilu ich było?
- Dziesięciu co najmniej.
- Tak w blady dzień?
- Tak bo to... się działo w ciemnej uliczce. Bo oni tam kogoś bili i ja chciałem pomóc ale no ... no nie wyszło.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Wstyd który sobie przed nim robiłem dodał mi sił żeby wstać i udać się do wyjścia. Gdy już miałem wychodzić z namiotu usłyszałem:
- Masz całe zakrwawione plecy.
Przerażony w pośpiechu zdjąłem koszulkę, i przyjrzałem się wielkiej czerwonej plamie na mojej białej bluzce. Nienawidzę widoku krwi, automatycznie zemdlałem.
Usiadłem na rogu łóżka i złapałem się za głowę, tym razem nie z bólu a z wstydu. Nieznajomy podszedł i podał mi butelkę wody, wtedy dopiero mu się przyjrzałem. Był naprawdę wysoki i miał niespotykane biało szare włosy. Gdy brałem butelkę spostrzegłem również pare dziwnych blizn na jego rękach.
Chłopak wrócił na swoje miejsce i usiadł a ja wziąłem łyk wody. W końcu przerwałem ciszę, tym okropnym słowem którego nienawidzę wypowiadać. Nienawidzę być od kogoś zależny. To słowo wywołuje u mnie mdłości, jednak w tym przypadku po prostu nie mogło się bez niego obejść:
- Jaaa.... no ten... dzięki.
Chłopak był ździwiony z jakimi uczuciami wypowiadam to słowo i patrzył się na mnie jak na kretyna. Unikałem jego wzroku.
- To ja, ten... już może się zwinę. - powiedziałem próbując wstać.
Białowłosy nie drgną jakby wiedział że jeszcze nie mam wystarczająco sił, ledwie się obudziłem. Niestety miał racje, jeszcze moje ciało nie obudziło się na tyle i nie zregenerowało żeby wstać i wyjść. To co się działo żenowało mnie jeszcze bardziej, co on sobie o mnie pomyśli.
- Może tak byś mi mógł wyjaśnić co się stało . - powiedział patrząc na mnie. - Z tego co widzę to sprawa jest poważna.
Co ja mam mu powiedzieć? Że to przez niewinny tatuaż wykonany w zapomnianej piwnicy przez dziwaka trzymającego nieumytą igłę? Zacząłem się denerwować i chciałem szybko coś wymyślić.
- No bo ja.... byłem na mieście i...
- Ktoś cię napad? - próbował przyśpieszyć moją wypowiedź.
- Dokładnie tak... i...
- Ilu ich było?
- Dziesięciu co najmniej.
- Tak w blady dzień?
- Tak bo to... się działo w ciemnej uliczce. Bo oni tam kogoś bili i ja chciałem pomóc ale no ... no nie wyszło.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Wstyd który sobie przed nim robiłem dodał mi sił żeby wstać i udać się do wyjścia. Gdy już miałem wychodzić z namiotu usłyszałem:
- Masz całe zakrwawione plecy.
Przerażony w pośpiechu zdjąłem koszulkę, i przyjrzałem się wielkiej czerwonej plamie na mojej białej bluzce. Nienawidzę widoku krwi, automatycznie zemdlałem.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz