Najpierw był okropny ból w plecach. Małe szkiełka powbijały mi się w skórę. Piekły, nie wiem czy krew się lała, ale z ramienia na pewno. Grubsza i ostrzejsza część szyby przecięła mi skórę na ramieniu, ale to nie było nic poważnego, bynajmniej tak myślałam. Potem był lot. Wydawało mi się, jakby czas się spowolnił. Wszystko nagle się uniosło i przewróciło na bok. Nie miałam się już czego trzymać, nawet podłogi, dlatego poleciała na szybę. Dobre było tyle, że była cała. Może lekko pękła pod moim naciskiem, ale ważne, że nie wyleciałam. Wpadłabym do wody, a nie wiem, czy mam siłę pływać. Nie docierały do mnie żadne bodźce zewnętrzne, wszystko nagle ucichło. Był tylko lot, a w mojej głowie piosenka "Motylem jestem". Tyle, że zamiast motela, było blaszane pudło, które kaleczyło mnie od środka nie wiadomo czym. Ubrania się do mnie kleiły przez pot ze zdenerwowania. Nigdy nie sądziłam, że trafię na takie coś; jestem porywana z przyjacielem przez jakiegoś ćpuna, uciekiniera, mordercę, który wpierw ładuje nas do ciemnej piwnicy, potem uciekamy jeepem, a następnie trafiamy na papiery, w których jest milion ludzi, w tym wszystkie dane moje i Akumy. Potem policja, która nas aresztuje, ucieczka, pogoń i nagle "skok w przestworza". Jeśli to przeżyje, nigdy w życiu nie siądę do samochodu, bynajmniej przez najbliższy miesiąc.
I nagle czas wrócił z ogromnym impetem, przez który uderzyłam głową o sufit auta. Poczułam przeszywający ból powielający się z każdym uderzeniem samochodu, który jednak się nie wywrócił; a może jednak to zrobił, tylko ja już nie widziałam różnicy między góra, a dołem? Złapałam się za głowę, schowałam twarz i się skuliłam, ale to nie pomogło. Uderzyłam o siedzenie nogą, a twarz wykrzywiła mi się w grymasie bólu. Gdybym mogła, pewnie bym krzyknęła. Tyle, że wstrząs spowodowany lotem i silnymi uderzeniami mi na to nie pozwolił. Przez parę sekund nie kontrolowałam, była tylko ciemność wymieszana z bólem i cisza, która zaczynała zmieniać się w jeden pisk. Wszedł on mi do głowy i chciał rozwalić czaszkę, ale przez mój opór tylko wdarł się w mózg i napieprz*ł jak skurwy*yn.
Poczułam czyjeś dłonie i dziwny głos, którego nie potrafiłam rozróżnić w tym chaosie. Dopiero gdy pisk w uszach zaniknął częściowo, a ja byłam zdolna do jakiegokolwiek myślenia zaczęłam przeklinać jak szewc. Wypowiadałam na głos wszystkie przekleństwa jakie tylko znałam i słyszałam w swoim życiu. Przeklinałam cały ten świat, a głównie ból, jaki rozrywał moje ciało.
- Rue! - krzyk, który mną wstrząsnął był bardzo blisko, a ręce zacisnęły się na mojej skórze i mną potrząsnęły. Dopiero wtedy otworzyłam oczy i się podniosłam pomimo bólu, który okazał się nie być snem, mimo, iż tak bardzo tego chciała.
- Ku*wa! - warknęłam zaciskając ręce w pięść, kiedy poczułam piekące rany na plecach, pulsujące ramię i rozrywające kolano.
Zobaczyłam nasz wóz policyjny z rozwaloną tylną szybą, pękniętą z boku i dziurawą z przodu.Cały za to miał wgłębienia od pocisków. Widziałam ludzi, którzy podbiegali do nas, a samochodu zatrzymywały się z piskiem, jakby się paliło. I miałam takie wrażenie, że zaraz samochód się zapali, a my byliśmy bardzo blisko niego.
- Japie*dole... - złapałam jego rękę i zacisnęłam na niej swoje palce, kiedy się podnosząc czułam ból. - Nigdy w życiu nie wsiądę do żadnego pojazdu... - mówiłam przez zaciśnięte zęby. Wyszło coś na wzór morderczego "zabije cię" wymieszanego z płaczem i bólem. Oparłam głowę o jego ciało i zamknęłam ponownie oczy. - Gdzie oni są? - zapytałam. Akuma rozejrzał się i nie odpowiadał przez najbliższe sekundy.
- Nie wiem. Możliwe, że nie przejechali przez most - jego głos drżał, albo to świat się cały trząsł; lub to ja. Ale nie było mi zimno, chyba. Już nie potrafiłam niczego rozróżnić.
- Musimy uciekać - podniosłam trochę powieki i głowę, ale zamiast jego twarzy, zobaczyłam rozmazany placek z oczami, ustami i nosem. Zanim cokolwiek powiedział lub chociaż zrobił, usłyszałam dźwięk pogotowia. Karetka była daleko, a jej sygnał tak głośny, że bardzo dobrze go słyszałam. Teraz pisk całkowicie zniknął, ale zastąpił go szum. Nie wiem co było gorsze, obydwa chyba tak samo.
- Okropnie wyglądasz - zabrzmiało to tak, jakbym była ubrana w najgorsze i najbrzydsze ciuchy na świecie, dlatego się lekko uśmiechnęłam. Wyobraziłam siebie w brązowych dziurawych dresach i podobnej bluzce, gdzie wyglądałam jak worek na kartofle, albo i nawet owe warzywo.
- Jedziemy dalej. Ja nie wracam do szpitala. Nie ma takiej opcji - zacisnęłam palce na jego ubraniu i spróbowałam wstać. Chciałam wsiąść do radiowozu i odjechać stąd.
<Akuma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz