Wiatr wiał w jego oczy sprawiając, że widział wszystko rozmazane przez łzy zbierające się w w nich. Do tego powiew huczał przy jego uszach, powodując liczne świsty tak głośne, że nie był w stanie stwierdzić, czy ktoś za nimi biegnie, czy nie. W każdym razie, muszą uciekać, tak czy inaczej. Mają medaliony, muszą ich chronić za wszelką cenę. W końcu od tego naprawdę już zależy ich życie. No, może nie tyle życie, co powrót do normalności, do ich czasów. Będą musieli się mocno postarać, by ich nie zgubić, nikt im ich nie odebrał, ani nic podobnego.
Jednak Akuma nie mógł się skupić na niczym innym, jak na ucieczce. Gonią ich? Biegnąć prosto, czy skręcić? A jak zatoczą koło lub natkną się na Logana lub tych ludzi, z którymi przed chwilą jeszcze walczyli? No, to znaczy, Rue walczyła, a Akuma stał i ją podziwiał oraz powstrzymywał śmiech z miny Logana. Jakim cudem był w stanie mieć dobry humor, nie potrafiłby teraz stwierdzić. W końcu puścił rękę Rue rozumiejąc, że gdy będzie pracował dwoma rękoma, będzie mu się łatwiej i szybciej biegło.
- Tutaj! - usłyszał krzyk po swojej lewej, głos był mu już znajomy - Szekspir. Po raz kolejny ratuje nam dupę, kocham gościa, pomyślał Akuma, skręcając z prędkością światła w kierunku głosu starca. Stał on w progu drzwi z naglącą miną - weszli bez namysłu, znajdując się w czymś w rodzaju biura. Szare pomieszczenie o kamiennych ścianach w kształcie kostki, kwadratowe, na którego końcu mieściło się biurko zastawione sosami papierów oraz około pięcioma świecami. Znajdowały się one również na ziemi wzdłuż wszystkich ścian pomieszczenia - białe i podłużne.
- Gdzie jesteśmy? - spytała Rue, chyba pierwsza przytomniejąc. Również spojrzał na twarz ich wybawcy, teraz skupioną i poważną. Odpowiedź go nie ciekawiła, raczej chciał wiedzieć, kim byli ci, z którymi musieli się zmierzyć zaledwie parę minut temu.
- W bezpiecznym miejscu - odpowiedział tajemniczo. Akuma westchnął, dopiero teraz sobie coś uświadamiając.
- Skąd wiedziałeś, że jesteśmy w pobliżu i potrzebujemy pomocy? - spytał, lekko podejrzliwie. Szekspir jednak uśmiechnął się pobłażliwie, wyciągając jedną z kamiennych cegieł ze ściany. Akuma otworzył buzięz zaskoczenia, tego się nie spodziewał. Już nawet wróżbiarska kula wydała mu się bardziej prawdopdoobna, niż zwykła dziura w ścianie.
- Gdy zużywasz tyle świec, momentalnie robi się duszno. Dlatego wybiłem po parę kamieni w każdej ścianie, żeby mieć jakiś dopływ powietrza - wytłumaczył z lekkim uśmiechem. - Przed kim uciekaliście? - spytał, ściągając brwi i marszcząc czoło. Powiedzieć m prawdę, czy nie? Spojrzał niepewnie na Rue, przestępując z nogi na nogę."Jesteś dziewczyną, to kobiety decydują w takich sytuacjach", starał się jej przekazać wzrokiem, i albo to pojęła, albo też stwierdziła, że on się nie odezwie. No i słusznie, nie miał zamiaru.
- Zdobyliśmy medaliony, ktoś przerobił je na kolczyki, ale nie wiemy kto. Jest jakiś tego cel? - Wytłumaczyła z grubsza oraz poruszyła dość ważny temat.
- Nie, po prostu chyba stwierdził, że będzie to ładnie wyglądać. Być może też nie chciał zgubić przedmiotów i mając je w uszach, czuł się lepiej, niż mając jen a szyi. Być może w takim razie zdawał sobie sprawę z ich wagi - ciągnął Szekspir, jednak Akuma przerwał mu w dalszym kontynuowaniu wypowiedzi.
- Przecież nie nosiłby tych przedmiotów w tak bardzo odkrytym miejscu - oznajmił, na co jedyną odpowiedzią był niepewny wzrok i Rue, i Williama.
- Faktycznie, słuszna uwaga. Jednakże być możę był zwykłym rabusiem, czy też znalazł je na ulicy, czy gdziekolwiek, gdzie leżały - oznajmił, ale Rue już zaoponowała ruchem głowy, mówiąc:
- Wybiegł z baru, po drodze nas zastraszając. Miał pistolet, strzelał do nas, ubrany był jak jeździec z Dzikiego Zachodu, czy istnieją teraz kowboje? Wyglądał dokładnie jak jeden z nich, być może jest z innych czasów?- wytłumaczyła ponownie. No tak, nie wiadomo, czy William wie, co to kowboj. Czy wszystko musi być takie trudne i skomplikowane?
- Cóż, w takim razie być może był po prostu wyjątkowo nierozsądny, ryzykując tak wiele - oznajmił z dezaprobatą poeta.
< Rue? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz