- Właściwie to Akuma miał mi teraz pomóc, proszę pana - powiedziałem posługując się ksywką, którą usłyszałem dzisiaj już parokrotnie, podchodząc. Ch*j, że sam mam zamiar się obijać. Szczęka opadła nieznajomemu, powstrzymałem śmiech, ale uśmiechu już nie dałem rady ukrywać.
- Doprawdy? - usłyszałem. Głuchy jesteś, cieciu? Mina Akumy? Bezcenna. Zdawała się wyrażać błaganie typu "Nie rób mi tego, stary. Nie skazuj mnie na pracę". Ciekawe, jak długo uciągnie bez przykładania się do roboty. Swoją drogą, kim on jest w cyrku? Wiem tylko tyle, że powrócił. Po dość długiej przerwie. Wnioskuję to po trzech osobach, które się z nim witały. O kurde, mam do czynienia z gwiazdą Hollywood? Autografy na lewo, zdjęcia na prawo.
- No, tak. Obiecał mi, w zamian za opiekę nad jego bestią - powiedziałem, wskazując ruchem głowy na psa. Czerwonowłosy wybałuszył oczy, patrząc na mnie jak na skończonego idiotę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo dwuznacznie to zabrzmiało. Starałem się więc uratować sytuację- Wie pan, jak to z psami, zwłaszcza podczas męczącej pracy - zaakcentowałem ostatnie słowa. Gdy Pik nie patrzył, mruknąłem do niego.
- Tak, Shiro boi się ognia - oznajmił szybko. Ognia? Człowieku, czym ty się zajmujesz? To dlatego twój pies wygląda jak zjarany węgiel?
- No dobrze... A więc miłej pracy, chłopcy - oznajmił Pik, po czym pomachał na pożegnanie. Jaki szef macha na pożegnanie, no błagam??? Gdy on odszedł, zadałem pierwszy pytanie.
- Serio twój pies boi się ognia? - co? Nie to chciałem powiedzieć! Ledwo powstrzymałem dłoń od facepalma.
- Nie, zwykle goni za ogniem jak popie*dolony i próbuje go zjeść - powiedział śmiertelnie poważnie. On tak na serio, czy poznałem fana sarkazmu i ironii? Mój Boże, wreszcie ktoś normalny. - A tak serio, to dzięki za tamto. No wiesz, widziałem cię parę razy jak tędy przechodziłeś, więc pewnie wiesz, że dużo pracy za sob ą nie mam - uśmiechnął się krzywo, a ja zaśmiałem się głośno.
- Mój głośniej - parsknąłem tylko, wyciągając dłoń przed siebie - Mefoda - powiedziałem dumnie. Gdyby ktoś znał znaczenie tego słowa, uciekłby w podskokach.
- Akuma, ale to już chyba wiesz - uścisnął dłoń. O Boże, ile bandaży... Ledwo zacisnąłem dłoń na jego dłoni, by nie zrobić mu przypadkiem krzywdy. Chyba zauważył, że przyglądam się jego opatrunkom. Wzruszył ramionami.
- Pracuję przy ogniu i ogólnie rzeczach, które mogą poparzyć, zdarza się - mruknąłem przeciągłe "uhm". Dlaczego skłamał?
- Wiesz, jeśli chcesz, możemy pójść do stajni. Miałem się tam właśnie wybrać, a lepiej, żebyśmy przynajmniej na jakiś czas trzymali się razem. Nie wiadomo, ile ludzi donosi Pikowi, co kto robi o jakiej porze i z kim - wytłumaczyłem, a on tylko przytaknął ruchem głowy. Ruszyliśmy we właściwym kierunku.
- A więc, byłeś wcześniej w cyrku. Dlaczego odszedłeś? I w ogóle, dlaczego wróciłeś? - zacząłem temat. Spiął się. O co mu znowu chodzi? Epilepsję ma, czy jak? Pies idący obok wywalił jęzor na wierzch. Uroczo.
- Sprawy rodzinne. Wróciłem, bo to jest mój dom. Ponadto mam tutaj przyjaciół - pokiwałem głową, czując lekkie ukłucie. Zazdroszczę mu, ja swoich musiałem zostawić. - Chociaż większości już nie ma - dodał po chwili ciszy. Spojrzałem na niego ukradkiem oka, jego mimika twarzy nie wyrażała zbyt wiele.
- Ale czym mam się przejmować, ludzie mnie kochają, każdy jest moim przyjacielem - prychnąłem, on zaśmiał się cicho. Spoko gość.
< Akuma? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz