- Jakie jest to pyszne! -powiedziałem, fałszywie się zadowalając.
Objąłem wolną dłonią swój polik, jeszcze bardziej zatapiając się w smaku. Kiedy kolejny kawałek wylądował w moich ustach, uchyliłem powieki, spoglądając tym samym na nią. Była trochę naburmuszona i zasmucona, przez co bez celu kręciła kółka łyżką w swoim kielichu z kolorowymi lodami, opierając przy tym głowę o prawą dłoń. Była naprawdę niezadowolona. Widząc ją w takim nastroju, nie mogłem się powstrzymać, przez co parsknąłem śmiechem. Ta, zdezorientowana, wbiła we mnie swój smutny wzrok. Otarłem teatralnie kąciki oczu, tak jakby leciały mi z nich łzy i spoglądając na nią, oparłem się łokciami o stolik. Uśmiechnąłem się w jej stronę złośliwie, mrużąc przy tym podejrzliwie oczy.
- Masz za swoje, przez to, że mnie oszukałaś z tymi swoimi wydatkami -sięgnąłem po raz kolejny widelcem po naleśnika, tym razem z truskawkową polewą, i odciąłem niewielki kawałek.
Podniosłem go na wysokość swoich oczu, a po chwili z nieschodzącym, chytrym uśmieszkiem, podałem go jej. Przez chwilę zastanawiała się, czy aby na pewno go wziąć, czy tylko się z nią droczę. Kiedy spojrzała na mnie, wzruszyłem ramionami.
- No cóż, jeżeli nie chcesz... -powiedziałem sztucznie zaskoczony, oddalając sztuciec, lecz ona prędko mnie zatrzymała, chwytając mnie za dłoń, tym samym zabierając z jego końca jedzenie.
Kiedy tylko przełknęła, uśmiechnęła się radośnie.
- Dziękuję! -zaczęła mieszać swoje lody, by po chwili wyciągnąć z nich pełną nich łyżkę, którą skierowała do mnie -Masz może ochotę?
Podniosłem otwartą dłoń przed siebie, uśmiechając się delikatnie.
- Spokojnie, zjedz je -z powrotem położyłem rękę na stoliku, biorąc się ponownie za jedzenie -Dzisiaj wyjątkowo nie mam ochoty na lody -zamknąłem oczy, biorąc kolejną porcję do ust.
- Na pewno? -na jej pytanie skinąłem twierdząco głową -Och... no dobrze -dodała po chwili i zapewne dłużej nie czekając, wzięła się za swój deser.
W restauracji spędziliśmy jeszcze trochę czasu i tak jak powiedziała, zapłaciłem za nas oboje. Wychodząc na zewnątrz, zdecydowaliśmy się pójść do parku leżącego nieopodal naszego hotelu. W sumie wypadałoby tam za niedługozajrzeć, tym bardziej żee jest on opłacany nie z naszych pieniędzy, a w ogóle z niego nie korzystamy. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy w parku, a następnie udaliśmy się do naszego pokoju, gdzie przygotowaliśmy sobie coś ciepłego do picia, a dokładniej Smiley zrobiła sobie herbatę, a mi kawę. Usiedliśmy przy malutkim stoliku i znów zaczęliśmy rozmawiać, tym razem na temat bardziej przyziemny, a dokładniej na temat tego, co dokładniej ma zamiar zrobić, kiedy w końcu pójdzie się z tym wszystkim zmierzyć. Rozmawialiśmy tak przez około godzinę, co rusz schodząc na inne, mniej poważne tematy. Kiedy jednak skończyliśmy popijać nasze napoje, Smiley zdecydowała, że pójdzie pod prysznic. Gdy ta weszła do łazienki, ja podszedłem do wielkiego okna w naszym pokoju, dzięki któremu nie tylko wpadało pełno światła, ale także mieliśmy widok na ulice, która z chwili na chwile robiła się coraz to bardziej ruchliwa. Oparłem się o ściankę i ze skrzyżowanymi rękoma, zacząłem rozmyślać, a wtedy ujrzałem dosyć podejrzaną postać stojącą na chodniku po drugiej stronie ulicy. Nie byłoby to jednak nic ciekawego, gdyby nie to, że czemuś się mocno przyglądała, a dokładniej rzecz ujmując, spoglądała na niebo. Aż sam z zaciekawieniem skierowałem w tamtą stronę oczy, lecz niczego nie dostrzegłem. Zmieszany, powróciłem spojrzeniem na mężczyznę, lecz ten, zamiast spoglądać dalej na niebo, teraz patrzył się w stronę tego budynku. Nie. Mógłbym wręcz powiedzieć, że patrzył się na mnie, chociaż że zakrywały mnie zasłony. Zmarszczyłem brwi, po czym przetarłem oczy, lecz po tym już go nie ujrzałem.
- ... Vogel! -usłyszałem ciche wołanie za sobą.
Odwróciłem się w kierunku, z którego wydobywał się głos, a gdy tylko usłyszałem go ponownie, odpowiedziałem krótkim przytaknięciem.
- Mógłbyś, proszę, podać mi szampon? Oczywiście zostawiłam go na szafce, ale go ze sobą nie zabrałam -w jej głosie pojawiła się nutka śmiechu.
Rozejrzałem się po pokoju, a gdy tylko znalazłem obiekt, o którym mówiła, westchnąłem ciężko. Podszedłem do niego i łapiąc go szybko, pomaszerowałem w stronę łazienki. Zapukałem dwa razy.
- Chyba mam twoją zgubę.
- Dobrze, to zostaw opakowanie przed drzwiami! -powiedziała spokojnie.
Skinąłem głową i tak jak kazała, zostawiłem szampon przed drzwiami, sam wycofując się z powrotem do głównego pokoju. Przetarłem raz jeszcze oczy, ponownie podchodząc do okna, tym razem jednak oparłem się o ścianę przedramieniem, przylegając przy tym do ręki głową. Rozejrzałem się po ulicy w poszukiwaniu tego dziwnego mężczyzny ubranego w szary płaszcz, jednakże tak jak wcześniej, nigdzie go nie było. Wypuściłem powietrze ze świstem.
- Pewnie mi się przewidziało... -odwróciłem się w stronę pokoju, jedną dłonią chwytając się za kark.
Rozmasowując go delikatnie, podszedłem do łóżka, by móc na nim usiąść. Siedziałem zgarbiony z zamkniętymi oczami i powoli czułem, jak oddalam się w nicość, a sen przejmuje nade mną kontrolę. Niestety trzask drzwi skutecznie mi ten sen odebrał. Spojrzałem nieprzytomny przed siebie, a tam ujrzałem Smiley w beżowej sukience do kolan. Ziewnąłem krótko, po czym szybko się wyprostowałem.
- To teraz czas na moją kolej, bo zaraz sen zwali mnie z nóg -stwierdziłem, a następnie czym prędzej wstałem, mijając przy tym dziewczynę, której włosy jeszcze mieniły się kolorami od kropel wody.
Stanąłem obok niej i uśmiechnąłem się do niej, po czym dłużej nie czekając, zabrałem ze sobą ciuchy i wszedłem do łazienki, w której to spędziłem kolejne dziesięć minut.
<Smiley?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz