- Tak w ogóle, to dlaczego jesteś w cyrku? - spytałem, patrząc na niego. Spojrzał na mnie krzywo, jakbym zaczął jakiś niewygodny temat w najgorszej możliwej chwili. Już miałem powiedzieć, że jeśli nie ma ochoty o tym rozmawiać, to spoko, ale sam się odezwał:
- Nie z własnej woli. Po prostu tutaj natrafiła się okazja na łatwą robotę - streścił część swojej historii, a ja jedynie pokiwałem głową. Być może przekona się co do cyrku, o ile już tak się nie stało... Chociaż wnioskując po jego wcześniejszej minie, niezbyt mu się tutaj podoba. Postanowiłem to przemilczeć. Cyrk stał się moim domem i nie potrafię sobie wyobrazić, jak można czuć się tutaj źle. Jednak on, jak podejrzewam, pracuje jako zwykły pracownik, a nie artysta, że tak powiem. Być może takie osoby są tutaj inaczej traktowane... To byłoby głupie, jak dla mnie wszyscy jesteśmy jedną, wielką rodzinę, nie ważne czy trzymamy kapelusza i wyciągamy z niego królika, czy też wiadro i wyciągamy z niego mopa.
- Być może uda znaleźć ci się coś innego, skoro cię to nie kręci - powiedziałem. Prychnął jedynie, kopiąc kamyk.
- Gdyby to było takie proste... Myślałeś, że nie próbowałem? Gdyby nadarzyła się okazja, już dawno by mnie tutaj nie było - nie powiem, trochę to zabolało. Zdawało mi się, że się kolegujemy i że chociaż trochę by zatęsknił, ale najwidoczniej się myliłem. Ja bym tęsknił. Ale czego mogłem się spodziewać, znamy się tak krótki czas... Doszliśmy w milczeniu nad rzekę. Wołga jakby się ożywiła i podeszła do brzegu wolno płynącej wody, po czym zaczęła kopytem uderzać w jej powierzchnię. Zaśmiałem się głośno, gdy ochlapała w ten sposób Mefodę do pasa.
- I co szczerzysz ryja? Matka cię nie nauczyła, że zęby trzy raz nie rosną? - warknął, ale roześmiał się zaraz po mnie. Tak w ogóle, to co ten koń odwala? Po chwili zaczął robić to samo, ale drugą nogą, wchodząc trochę głębiej.
- Możliwe, chyba byłem u twojej, gdy to mówiła - powiedziałem, na co mnie ochlapał. Całego. Od stóp, do głów. O ty... W jednej chwili do niego podbiegłem i wręcz na niego skoczyłem, przewalając na ziemię. *czytaj do wody* Oboje skończyliśmy pod wodą, która była swoją drogą lodowata. Gdy tylko się wynurzyłem, zacząłem się głośno śmiać mimo tego, że zaczynałem drżeć na całym ciele z zimna. Mefoda wynurzył się zaraz po mnie, ale zareagował dwa razy szybciej na mój widok - położył ręce na moich barkach i pchnął mnie do tyłu, a ja zaskoczony wpadłem pod wodę. Pomimo tego, że było płytko, zanurzyłem się cały. Zacząłem panikować, gdy nie nabrałem powietrza, które mi się kończyło, a on nadal mnie przytrzymywał. Szarpałem się przez parę sekund, ale był silniejszy. W momencie, gdy poczułem ssanie w płucach, puścił mnie i pozwolił wydostać się na powierzchnię.
- Kretyn! - krzyknąłem, gdy wziąłem z pięć głębokich wdechów. - Ja się tam dusiłem! - zawołałem wkurzony, a ten jedynie się zaśmiał.
< Mefoda? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz