- No dobra. Opowiem ci moje pierwsze znikanie przedmiotów.
Gdy już opanowałem pierwsze machanie różdżką i wyjmowanie z kapelusza królika, postanowiłem zająć się czymś ciekawszym i cięższym. W telewizji uwielbiałem oglądać występy magików. Bardzo spodobała mi się sztuczka z magiczną szafą, w której wszystko znika, gdy ją okręcisz, a potem wraca. Postanowiłem spróbować. W drodze do pokoju chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, którym był telefon mamy. Wtedy jeszcze nie myślałem o tym, że jeśli go zniszczę, lub zgubię, rodzice skręcą mi kark. Wyjąłem z szafy wszystkie ubrania, wstawiłem do środka mały okrągły taborecik, postawiłem na niego telefon i zamknąłem szafkę na klucz. Wypowiedziałem zaklęcie, jakie usłyszałem w telewizji, machnąłem różdżką i otworzyłem szafkę. Telefon dalej tam był, dlatego postanowiłem użyć tym razem własnego zaklęcia. W momencie, w którym wypowiadałem zaklęcie, kot zeskoczył z rynny na mój parapet. Udało się, telefon zniknął. Byłem szczęśliwy jak nigdy. Miałem go zaraz przywrócić na miejsce, gdy usłyszałem dzwonek telefonu mamy. Był blisko i dochodził jakoś z góry. Rozejrzałem się po pokoju, ale niczego nie dostrzegłem. Zbliżałem się do okna, a dzwonek był coraz głośniejszy. Wychyliłem się i spojrzałem na górę. Dzwonek zdecydowanie dobiegał gdzieś stamtąd. Zamiast wtedy pomyśleć i spróbować cofnąć czas, żeby telefon wrócił do szafy, ja ze strachu, że rodzice się dowiedzą, zacząłem włazić na dach. Chwyciłem się rynny i się podciągnąłem, trochę ją wyrywając. Wszedłem na dach i idąc po dzwoniący telefon, zrzuciłem parę dachówek. Gdy miałem już przedmiot, zacząłem schodzić, ale to było trudniejsze. Całkowicie straciłem panowanie. Ześlizgnąłem się z dachu, wywaliłam paręnaście dachówek i nim zacząłem spadać na ziemię, złapałem się rynny. Ona niestety także zaczęła się odrywać. Koniec końców wylądowałem w szpitalu na jakieś trzy dni ze złamaną nogą i miesięcznym szlabanem.
<Nice?>
PS: Wracam 10 czerwca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz