- Wołga ci się ślini - skrzywiłem twarz widząc, jak koń rusza żuchwą, z której wypływa zielonkawa piana. Może ma w pysku trawę? Czy to jej nie zaszkodzi? Spojrzał na swojego konia i tylko wzruszył ramionami. Czyli to normalne? Shiro wiercił się przez moment, po czym wstał i odszedł parę metrów do najbliższych drzew, by je obwąchać i skierować się ku następnym. Obserwowałem jego ruchy by wiedzieć, jak daleko się znajduje i czy nie ma zamiaru sobie pójść. Jakoś nie miałem ochoty łazić za nim po lesie.
- Shiro! - przywołałem do siebie dobermana, który posłusznie podbiegł do mnie. Położył się obok, chyba nie mogąc znieść tego gorąca. Trzeba będzie skołować mu trochę wody, zdecydowanie...
- Wiesz, może potem udamy się nad rzekę? Płynie w tym lesie, właściwie to nie tak daleko. Cóż, tak naprawdę to to taki potok nieduży... Ale weźmiesz ze sobą Wołgę, ja Shiro, kąpiel dobrze im zrobi - wyjaśniłem, na co na moment się zawahał. Wkrótce jednak przystanął na propozycję, oznajmiając o tym skinieniem głowy.
- Nie wiedziałem, że macie tutaj rzekę - oznajmił, chyba nad czymś się zastanawiając.- Takie miejsca są dobre do naje*ania się - uśmiechnął się głupkowato od ucha do ucha, a ja zaśmiałem się głośno. Po chwili nakazał Wołdze jeszcze bardziej przyśpieszyć - koń posłusznie przeszedł do galopu, trawa od czasu do czasu zostawała wyrzucana w górę, gdyż końskie kopyta nie traktowały jej zbytnio delikatnie. Wkrótce zaważyłem, że lekko wyskoczyła do przodu, jakby miała przed sobą niewidzialną przeszkodę, a zaraz po tym kopnęła tylnymi nogami powietrze, jakby tak znajdowała się niewidzialna bestia. Czy to o to mu chodziło? To chyba normalne, że koń sobie bryka... Boże, jak źle to zabrzmiało. Wołga zarzuciła łbem, po chwili szarpiąc już lonżą na boki. Mimo wszystko wciąż galopowała, jednakże z albo wysoko uniesionym, albo też nisko opuszczonym łbem.
- Spokój! - zażądał Mefoda, jednak nic to nie dało.
- Może ta lonża ją uwiera? Jakbyś powiększył okrąg? - spytałem, a on jedynie popatrzył na mnie dziwnie.
- Nie, ma dużo luzu - odparł, a ja wypowiedziałem jedynie nieme "Och". O co mogło jej chodzić? Być może jej się nie chciało, albo po prostu miała ochotę na psoty? Być może taka już jej natura... Ale tego chyba da się oduczyć, prawda?
- Może ją popędź? - zasugerowałem, na o pokiwał przecząco głową. Czy on w ogóle wie, co robi? Mam nadzieję, że tak. Inaczej kiepsko mu pójdzie z jego pupilem. Może więc powinie zwolnić do kłusa? Kurde, jakie jeździectwo jest trudne. W dodatku nawet nie dosiadając konia! Masakra! W jednej chwili klacz stanęła dęba, a ja zamarłem. Bałem się, że pobiegnie prosto na mnie i kopnie mnie lub na mnie stanie. Stłumiłem krzyk, ale w tej samej chwili klacz opadła na ziemię i zaczęła przebierać nogami, stojąc stale w tym samym miejscu. Zarzucała przy tym szaleńczo łbem. Zaczęła się powoli cofać w tył, wywracając oczami. Przestraszyła się? Ale czego?
< Mefoda? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz